Dodany: 26.02.2004 16:04|Autor: bazyl3
bez tytułu
O filmie słyszałem już dawno, o książce mniej. Ale zgodnie z moim solennym postanowieniem - "najsampirw ksiożka, późni na ekranie" ;), Konopielkę przeczytałem. Wpadła mi w łapki przypadkiem, wprost z wystawki urządzonej w powiatowej bibliotece.
Wycinek historii wsi Taplary i jej mieszkańców, opisany w książce, ciekawy jest z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze narratorem jest taplarski gospodarz, który będąc ledwie co piśmiennym, świetnie radzi sobie z relacjonowaniem wydarzeń i używa do tego specyficznego języka. Język ten, pozbawiony wszelkich reguł ortografii i interpunkcji, język "wiejski", jest IMHO rewelacją. Sprawiać może jednak kłopoty dzisiejszym "mieszczuszkom" ;)). Bo o ile mieszkając na wsi zna się jeszcze terminy: rozwora, spodówka, gnojawki, to w mieście już raczej nie ;)). I dlatego myślę, że podobnie jak przy "Mechanicznej Pomarańczy" nie od rzeczy byłby słownik, którego w wydaniu LSW 1984 brak.
Po drugie książka pokazuje, ile tracimy w pogoni za nowym. Wyjaśnia, jak żyje się w zgodzie z naturą. I zmusza do refleksji (bardziej niż Coehlo czy Wharton).
Po trzecie pokazuje starcie dwóch światów: tego zacofanego - sprzed elektryczności, radia etc. z "cywilizowanym". Który lepszy... ocena należeć będzie do was.
Długo by tu jeszcze wymieniać dlaczego warto z "Konopielką" poznać się odrobinę bliżej. IMHO (jak wszystko powyżej) jest jedną z lepszych moich lektur ostatniego kwartału. Gorąco zachęcam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.