Dodany: 10.09.2010 08:39|Autor: aniaposz

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: LonNiedyn
Miéville China

5 osób poleca ten tekst.

NieMisja w LonNiedynie


Już od dawna przymierzałam się do lektury "Dworca Perdido" Chiny Miéville'a. Nie trafiłam dotąd na negatywne recenzje; wręcz przeciwnie - wszyscy rozpływają się nad nieskrępowaną wyobraźnią autora, rozmachem i spójnością wykreowanego świata i mówią o zupełnie nowej jakości w tak skonwencjonalizowanym gatunku, jakim jest fantasy. Ponoć czym dla SF Dukaj, tym dla fantasy jest Miéville. Zresztą sam Dukaj Miéville'a poleca. Tymczasem zamiast po "Dworzec Perdido", sięgnęłam najpierw po "LonNiedyn", książkę... dla dzieci, o której recenzenci mówią, iż równie dużej frajdy dostarcza dorosłym. I dodają, że jest lepsza niż "Harry Potter". Z tym ostatnim się wprawdzie nie zgadzam, ale rzeczywiście można przypomnieć sobie smak dzieciństwa.

To fantastyka opowiadająca o świecie obok, wchodzącym w interakcje z naszym, tym dobrze znanym i do gruntu racjonalnym. Uwielbiam tę odmianę fantasy, zwłaszcza gdy dodatkowo miejscem akcji są współczesne metropolie. Doskonałym filmowym odpowiednikiem takiej literatury jest "Po godzinach" Martina Scorsese, a z kolei "LonNiedyn" natychmiast przywodzi na myśl "Nigdziebądź" Gaimana. LonNiedyn to, jak sama nazwa wskazuje, swego rodzaju odwrotność Londynu, coś jak świat po drugiej stronie lustra. Trafiają tam pewnego dnia dwie przyjaciółki, w tym ta, na którą w LonNiedynie czekają od wielu lat, ponieważ zgodnie ze starożytnym proroctwem ona jedna jest w stanie pokonać potężnego wroga. Jednym słowem - Wybrana. W starej i mądrej Księdze zapisane są magiczne artefakty, które Wybrana ma zdobyć, by wypełnić swoją misję. Tyle że... nie zdąży nawet kiwnąć palcem, bo już na samym początku pada nieprzytomna po ataku Smoga i traci pamięć. Miéville posłużył się więc tu podobnym trikiem co Hitchcock w "Psychozie". Misji ratowania LonNiedynu podjąć się musi, z braku alternatywy, NieWybrana.

Świadome igranie z konwencją i kpina ze sztampy to plusy, ale i tak największą przyjemność sprawiała mi eksploracja świata LonNiedynu. Są tu na przykład przydasiowe domy, zbudowane z tego, co mieszkańcy Londynu wyrzucają na śmietnik, a co w LonNiedynie "przyda się". Zepsute parasole trafiają do LonNiedynu jako rapasole, zyskując świadomość i nową tożsamość. W starym opactwie żyją kolonie oknotul, których kosmate odnóża przyczepione są do... okien oczywiście. Za oknami otwierają się alternatywne światy, z których szalenie trudno się wydostać. Podejrzewam, że w oryginale "oknotule" to "black windows". Dosłowne tłumaczenie nie wchodziło w grę, ale tłumacz (Grzegorz Komerski) wybrnął z tego chyba całkiem nieźle.

Książka kończy się tak, jakby ciąg dalszy był nieunikniony, ale Miéville twierdzi, że ma sto innych pomysłów i do LonNiedynu raczej nie wróci. No chyba, że do... BezParyża, Zgon Kongu albo Nie Jorku... (w oryginale brzmią te nazwy jeszcze lepiej: Parisn't, No York, Lost Angeles, Hong Gone).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5402
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: verdiana 16.10.2010 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Już od dawna przymierzała... | aniaposz
Mam to w planach w najbliższej przyszłości, załadowałam już na kindelka. ;) Już się nie mogę doczekać czytania!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: