Dodany: 28.12.2006 17:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zapomnieć o reszcie świata? Niekoniecznie...


Gdyby nawet jakimś cudem nie dotarła do mnie informacja, że „W dżungli życia” nie jest kolejnym reportażem Pawlikowskiej, musiałabym się zorientować w charakterze książki po przeczytaniu samego tylko podtytułu, a tym bardziej notki na czwartej stronie okładki[1] – wiedziałam więc, co wypożyczam. Chłopcem nie byłam nigdy, dziewczyną nie jestem od dawna, ale skoro również dla niektórych dorosłych przeznaczony jest ten poradnik poruszania się po terenie czasem cokolwiek trudniejszym i od amazońskiej dżungli – to może ja właśnie do tych „niektórych” należę? A jeśli nawet nie, co szkodzi sprawdzić, czego mogą się od autorki nauczyć ci, którzy dopiero w ową metaforyczną dżunglę mają wkroczyć?

Przede wszystkim szczerości i umiejętności uzasadniania rad udzielanych komu innemu. O ileż łatwiej byłoby dyskretnie pominąć niewygodne fakty, nie wspominać o tym, co się samemu zrobiło złego czy głupiego, a pouczając młodszych stwierdzić ogólnikowo: to jest właściwe, tamto niewłaściwe – wierzcie mi, bo mam swoje lata i doświadczenie…! I to by pewnie wystarczyło, bo tak już jest, że skłonni jesteśmy wierzyć ludziom, którzy odnieśli sukces – może nawet bardziej niż tym, którzy chcą być dla nas autorytetami na co dzień. Ale Pawlikowska nie idzie na łatwiznę, to nie w jej stylu! Jeśli próbuje kogoś do czegoś przekonać, jako argumentów używa faktów z własnej biografii; zdradza czytelnikom swoje słabości – wraz z technikami ich pokonywania – i upadki, które opatruje komentarzem co do wyciągniętych z nich nauk. Tym samym udziela jasnej informacji: w życiu może sobie poradzić nie tylko człowiek, któremu od początku wszystko się udaje, który nie ma na koncie żadnych potknięć, wpadek, chybionych przedsięwzięć. Każdy ma szansę na coś lepszego, jeśli nauczy się rozmawiać z samym sobą, akceptować i szanować siebie, cieszyć się z rzeczy małych; jeśli źródło radości i siły znajdzie w sobie samym, a nie w wykorzystywaniu innych albo w doznaniach wynikających ze stosowania używek.

Bardzo to mądre zdania i można przyjąć je bez zastrzeżeń. A jednak widzę w książce i takie tezy, które – wzięte zbyt dosłownie – niekoniecznie muszą wyjść na korzyść temu, kto zechce je potraktować jako drogowskaz. Bo, oczywiście, realizacja marzeń jest rzeczą piękną, ale tak już jest dziwnie świat poukładany, że prawie każdy chętnie widzi siebie w roli aktora, pisarza, podróżnika czy wynalazcy, a prawie nikt – drwala, hodowcy trzody chlewnej, sprzątaczki. I choćbyśmy niezłomnie wierzyli, że „każdy człowiek ma w sobie jakiś talent”[2], to wielu z nas będzie musiało zdać sobie sprawę, że niekoniecznie jest to talent pozwalający dokonywać wielkich rzeczy albo zarabiać wielkie pieniądze... To piękne słowa, że „nie chodzi o to, żeby znaleźć sobie miejsce w kieracie, nałożyć pętlę na szyję i do końca życia ciągnąć ten ciężar z mozołem i poświęceniem”[3]. Fakt, przyjemnie jest robić tylko to, na co ma się największą ochotę, nie oglądając się na innych; to na pewno daje większe zadowolenie, niż codzienny kierat. Lecz jeśli potraktujemy tę tezę jako aksjomat, może się okazać, że po jakimś czasie nikt już nie będzie w stanie realizować swoich marzeń, bo zapanuje kompletny chaos. Nic nie sprawia mi większej przyjemności, niż czytanie książek i dzielenie się z innymi swoimi wrażeniami z lektury; ale, bym mogła tej przyjemności doznać, musi swoją przyziemną robotę wykonać cała armia redaktorów, korektorów, drukarzy, księgarzy, pracowników transportu, wreszcie ludzi produkujących narzędzia do przekazu informacji, od papieru i atramentu począwszy, a na komputerze i łączach internetowych skończywszy. Gdyby wszyscy oni nie dali „się porwać spienionemu strumieniowi codziennych zajęć i pilnych oczekiwań innych ludzi”[4], moja pasja straciłaby rację bytu. Cóż, jednak żyjemy w społeczeństwie, gdzie każdy albo prawie każdy ma swoją rolę do spełnienia i naprawdę tylko nieliczni mogą „wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zapomnieć o reszcie świata”[5] – dzięki tej reszcie właśnie…

Dorosłemu człowiekowi łatwiej zachować pewien dystans do entuzjazmu, z jakim autorka namawia do ucieleśniania swoich marzeń; jednak, o ile naprawdę warto podsunąć tę książkę nastolatkowi cierpiącemu na depresyjne nastroje i zbaczającemu na niebezpieczne ścieżki, o tyle jeszcze bardziej warto – i wręcz trzeba – wskazać mu zwłaszcza te rozdziały, w których mowa o pokonywaniu trudności i dochodzeniu do marzeń małymi krokami, niekoniecznie za pomocą ucieczki od obowiązków, po czym porozmawiać z nim o tym, co przeczytał i podzielić się własnymi przemyśleniami.

Mimo powyższego zastrzeżenia uważam książkę za naprawdę wartościową, choćby dlatego, że nie stworzoną na podstawie teoretycznych analiz, lecz będącą owocem konkretnych doświadczeń. Powiedzmy sobie szczerze: nie uratuje ona czytelnika przed wszystkimi pułapkami, czyhającymi nań w dżungli życia. Ale może mu znacznie ułatwić poruszanie się po tym zawiłym i niebezpiecznym terytorium, a to sporo.



_ _ _

[1] Beata Pawlikowska, "W dżungli życia. Poradnik dla dziewczyn i chłopców (oraz niektórych dorosłych)", wyd. Instytut Wydawniczy Latarnik, Michałów-Grabina 2005.
[2] Tamże, s. 107.
[3] Tamże, s. 30.
[4] Tamże, s. 84.
[5] Tamże, s. 93.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11664
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Marie Orsotte 30.12.2006 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby nawet jakimś cudem ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ładna recenzja :)
Mi się podobała ta książka, ale chciałabym tutaj wspomnieć o czymś innym: na okładce któryś z recenzentów (bodajże) napisał coś w tym stylu, że Kant nie podróżował, Pawlikowska tak, Kanta nikt nie czyta, a Pawlikowską wielu. Ośmielę się wyrazić moje skromne zdanie, jakoby Kant wielkim filozofem był, a porównywanie do niego Pawlikowskiej w ten sposób jest przynajmniej trochę dziwne - pomijając już to, że Kanta na pewno czyta mnóstwo ludzi na całym świecie ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 31.12.2006 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ładna recenzja :) Mi się... | Marie Orsotte
Faktycznie takie porównanie jest bez sensu, jak zresztą każde porównanie twórczości ludzi uprawiających dwa zasadniczo różne gatunki literatury. Co innego filozofia czy publicystyka polityczna, a co innego reportaż; być może w Polsce rzeczywiście Pawlikowską czyta więcej ludzi niż Kanta (choćby z racji dostępności w bibliotekach oraz faktu, że program szkolny jakoś nie zachęca do samodzielnego sięgania po dzieła filozofów), co przecież nie znaczy, że jej książki są lepsze czy ważniejsze, niż jego. Każde są inne i każde są dobre w swoim rodzaju. Ale w ogóle teraz na świecie panuje taka tendencja robienia rankingów popularności, i często się zdarza, że jakaś sprawnie napisana błahostka w pewnym okresie bije na głowę klasyków pod względem częstości wypożyczania w bibliotekach...
Użytkownik: kocio 18.08.2011 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie takie porównan... | dot59Opiekun BiblioNETki
Klasycy też się przecież ciągle zmieniają - być może dziś jakiś wyśmiewany albo nieznany dziwak za sto (albo 500) lat okaże się wieszczem określającym całą epokę. =}
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: