Dodany: 19.12.2006 13:52|Autor: anndzi
Lęk czai się wszędzie...
Każda rodzina ma swoją historię, tradycje i sekrety. Czy historia rodziny może być historią lęku? Czy sekrety mogą być tak wielkie, że stają się sprawą życia i śmierci? Czy można wstydzić się swoich korzeni i tradycji?
Zastanawiam się, jakie to musi być uczucie, w wieku dziewiętnastu lat (moim wieku) dowiedzieć się o swoim żydowskim pochodzeniu. Agata Tuszyńska właśnie wtedy usłyszała od matki, że jest Żydówką. Po początkowym szoku i niedopuszczaniu do siebie tej wiadomości, zaczęła się interesować swoimi przodkami i przeszłością; odkrywać kawałek po kawałeczku tajemnicę, która spowijała ją przez całe życie.
„Rodzinna historia lęku” to saga dwóch rodzin: polskiej i żydowskiej, których losy nierozerwalnie się splatają. Autorka odsłania na kartach swojej powieści każdą postać, starając się tłumaczyć jej postępowanie i zachować o niej pamięć. Bo to jest najważniejsze.
Ojciec pisarki, Polak, to słynny w epoce PRL-u dziennikarz - Bogdan Tuszyński. Jej matka, również dziennikarka, jest Żydówką. Rodzice rozeszli się, kiedy Agata była jeszcze małą dziewczynką. Od tego czasu stale towarzyszył jej lęk. Lęk przed wyobcowaniem, chłodem, samotnością. Ojciec nie był już tym samym, kochającym tatusiem. Czuła się gorsza od jego dzieci z drugiego małżeństwa. Poczucie „inności” towarzyszyło jej stale, chociaż nie umiała określić jego źródła. Nie wiedziała, dlaczego nie chodzi na religię oraz dlaczego nie uczestniczyła w Pierwszej Komunii Świętej. Nie dociekała tego, ale jej postawa zmieniła się, kiedy poznała swoją prawdziwą tożsamość. Zaczęła zadawać mnóstwo pytań dotyczących jej samej oraz krewnych; tak bliskich, a jednocześnie tak dalekich i nieznanych. Niektóre z nich na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Bo jak przemówić mają umarli?
Matka Agaty była dzieckiem, kiedy wybuchła II wojna światowa. Razem z całą rodziną przeprowadziła się do getta warszawskiego. Nigdy nie zapomniała ukrywania się przed Niemcami w koszach na bieliznę, a potem, już poza gettem, samotnego bytowania w ciemnych piwnicach. Tamten lęk pozbawił ją spokoju na zawsze. Nie chciała narazić swojej córki na podobny strach i prześladowania, dlatego zataiła przed nią żydowskie pochodzenie. „Wielu ocalonych Żydów wolało po wojnie milczeć o swoim pochodzeniu. Przeżyli i postanowili, że nigdy więcej nie będą Żydami. Lepiej się nie przyznawać, nigdy nie wiadomo, kiedy znowu na ciebie zapolują. Nie chcieli czuć się jak zaszczute zwierzęta. Tego lęku przed upokorzeniem pragnęli oszczędzić własnym dzieciom. Wszystko było lepsze od pogardy”[1].
Takie rozumowanie mogło wydawać się absurdalne. Przecież II wojna światowa minęła i nigdy się nie powtórzy, hitlerowcy wynieśli się z Polski i nigdy do niej nie wrócą. A jednak Żydzi mieli rację ukrywając się, co pokazały wydarzenia marcowe w 1968 roku, kiedy władze komunistyczne rozpoczęły nagonkę na „syjonistów” za rzekome popieranie imperializmu Izraela. Było to ponad ich siły, dlatego nawet najwięksi patrioci, którzy przetrwali potworny terror okupacji, musieli opuścić swój kraj.
Większość krewnych autorki zginęła w obozach w Treblince i Chełmnie. Ci, którzy przeżyli, już na zawsze zostali napiętnowani lękiem. „Z wojny nie ocalało nic. Prócz życia i lęku”[2]. Mylą się ci, którzy myślą, że po wojnie rozpoczęło się nowe życie. W tych, którzy przetrwali, jej echa są obecne do dziś. Dziadek Agaty po pobycie w oflagu popadł w głęboką depresję. Mimo iż zaangażował się w odbudowę Warszawy i całym sercem popierał ideologię komunistyczną, już nie był tym samym człowiekiem. To samo piętno, chociaż nie w takim stopniu, dotknęło jego siostry oraz córkę.
Ci, których owa straszliwa wojna pochłonęła, nie są nieobecni, pomimo swej nieobecności. Nie przeminęli wraz z krematoryjnym dymem. „Zostawili ślady, bo chcieli zostać odnalezieni. Chcieli wrócić. Z Treblinki, z Chełmna, z płonących stodół, zawalonych kamienic, z lasów, z duszogubek”[3]. Metaforyczny sens tego cytatu wywarł na mnie szczególnie silne wrażenie. W nim zawiera się cała istota książki Agaty Tuszyńskiej oraz wytłumaczenie potrzeby napisania rodzinnej biografii. Poprzez ożywienie tych postaci na kartach utworu spłaca dług; dług za winę, jaką było zapomnienie.
Tuszyńska żałuje również, że nie rozumiała i nie doceniała swoich bliskich, którzy przeżyli kataklizm wojenny. Oni już umarli, a ona nie wykorzystała swojej szansy. Jest to taka sama nauka, jaką dał nam ksiądz Twardowski: „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”[5].
Głównym problemem tej biografii jest polski antysemityzm, który niestety nadal istnieje. Czasami wydawało mi się, że autorka więcej ma za złe Polakom niż Niemcom. Z jej wspomnień przebija rozgoryczenie; nie może pogodzić się z tym, iż jej żydowscy przodkowie przynależeli do Polski, a nie byli traktowani na równi z Polakami. Wymienia zasługi, jakie oddali naszemu krajowi i rodakom. Jej krewni należeli do zasymilowanych Żydów, którzy od wieków zamieszkiwali Polskę, czuli się częścią jej społeczeństwa i historii. Tutaj była ich ojczyzna, za którą gotowi byli oddać życie. Dla autorki jest to bardzo ważne, bo podkreśla krzywdę i niesprawiedliwość, jaka ich spotkała.
Te oskarżenia budziły mój głęboki sprzeciw. Wiedziałam, że w czasie wojny istnieli „szmalcownicy”, którzy szantażowali Żydów, ale wiedziałam również, że było mnóstwo osób, które im pomagały i ukrywały u siebie całe rodziny, ryzykując własnym życiem. Agata Tuszyńska wielokrotnie podkreśla, że dobrych ludzi było znacznie mniej niż obojętnych. Niestety, zawsze widzimy tylko białe karty swojej historii, a przecież z tych czarnych czerpie się najgłębszą naukę.
Po wojnie Żydzi, którzy przeżyli, zaangażowali się w odbudowę zniszczonego kraju. Uwierzyli w podniosłe hasła równości i braterstwa, bo oni, prześladowani przez tyle lat, byli na nie najbardziej podatni. Uwierzyli, że nie ma różnicy, Polak czy Żyd, dlatego byli gorącymi zwolennikami komunizmu. Niestety, żadna sielanka nie może trwać wiecznie. Po marcu '68 okazało się, że Żydzi w Polsce nigdy nie zaznają spokoju.
W „Rodzinnej historii lęku” akcja nie toczy się jednym ciągiem. Właściwie nie jest to akcja, lecz wspomnienia, fakty i refleksje przeplatające się ze sobą. Dzięki temu jest to nie tylko biografia, ale także zbiór przemyśleń; uniwersalnych, dotyczących człowieczeństwa, przemijania i śmierci oraz osobistych wynurzeń autorki na temat żydostwa, Polski i Polaków. Książka została napisana językiem prostym, wyrazistym, a jednak barwnym, bo niepozbawionym spontanicznych wyznań i zaskakujących metafor: „Czuję smak dawnego wojennego lęku. Wyblakły. Odbity echem. Wyraźny”[4].
„Rodzinna historia lęku” Agaty Tuszyńskiej została nominowana do prestiżowej francuskiej nagrody Medicis w kategorii literatura zagraniczna. Jest to oczywiście powód do dumy z sukcesu naszej rodaczki, ale także ukazanie szerszej opinii publicznej niezbyt przychylnej opinii o Polakach.
W naszym kraju, gdzie dokonał się największy Holocaust, musimy szczególnie pamiętać o tolerancji i nie zapominać o ponurej przeszłości. Niestety, jakiś czas temu pobito naczelnego rabina, a ja sama często słyszę, że moim miastem - Oświęcimiem - rządzą Żydzi. Czy nie czas już obalić niechęć i wrogie mity, które doprowadziły do tylu tragedii? Po lekturze książki Agaty Tuszyńskiej każdy sam odpowie sobie na to pytanie.
-----
[1] Agata Tuszyńska, „Rodzinna historia lęku”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, str. 32.
[2] Tamże, str. 76.
[3] Tamże, str. 146.
[4] Tamże, str. 180.
[5] Jan Twardowski, „Niebieskie okulary”, wyd. Znak, Kraków 1996, str. 111.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.