"Bietka" nie musi być nielubiana, a Balzac nie musi być nudny
Ze wstydem muszę przyznać, że to było moje trzecie podejście do "Kuzynki Bietki" Balzaca. Kupiłem tę książkę, bo była pięknie wydana, a poza tym zaciekawił mnie tytuł. Niestety, dwa razy nie mogłem przebrnąć przez pierwsze strony - trochę skomplikowaną rozmowę pomiędzy dwójką bohaterów. Niemniej książka mnie nie pokonała, nie nazwałbym tego w ten sposób. Po prostu odłożyłem ją na jakiś czas. Za trzecim razem przebrnąłem.
Hm... chociaż "przebrnąłem" to w gruncie rzeczy nie jest właściwe określenie. Raczej "pochłonąłem" i to z wypiekami na twarzy. Nie mogłem wyjść ze zdumienia! Przecież to jakby zaczątek thrillera psychologicznego, a przynajmniej powieści o posmaku mocno sensacyjnym.
Rzecz dzieje się pod koniec pierwszej połowy dziewiętnastego wieku we wspaniałym, olśniewającym Paryżu. Mamy tu obraz bogatej rodziny Hulotów. Jednak nie jest to sielanka. Balzac przedstawia nam całą galerię barwnych postaci, choćby na przykładzie francuskiej familii - starzejącego się barona Hektora Hulota o sercu i wigorze młodzika, jego pobożnej i cnotliwej żony Adeliny, która bez słowa skargi przyjmuje zdrady małżonka, wreszcie ich syna, Wiktora Hulota, niepotrafiącego się wybić adwokata, i ślicznej córki Hortensji, której nijak nie można wydać za mąż.
Jest jeszcze jedna osoba, której naprawdę wypada poświęcić osobny akapit. To tytułowa bohaterka - Elżbieta Fisher - postać chyba najbardziej w tej powieści skomplikowana. Któż by przypuszczał, że w tym "dobrym duchu rodziny" (jakim to mianem notorycznie jest określana przez krewnych), dobrodusznej starej pannie, kryje się tyle jadu i nienawiści? A przecież nie nazwałbym jej jednoznacznie złą - na przykład jest troskliwą opiekunką dla skromnego rzeźbiarza Wacława Steinbocka - Polaka z Inflant.
Jednak trudno zaprzeczyć, że jej nadrzędnym celem jest zniszczenie zubożałej rodziny Hulotów. Podłe? Owszem. Mimo wszystko nie mogłem pannie Fisher nie przyznać pewnych racji. Życie ją doświadczyło - czego nie można powiedzieć o jej kuzynce Adelinie. Elżbieta była wszak tylko prostacką wieśniaczką o dominującym charakterze i wielkiej inteligencji. Podczas lektury miałem skojarzenia z Kopciuszkiem, który jednak nie znosi biernie złego losu, a przynajmnniej konsekwentnie i chytrze mści się na otoczeniu.
Balzac mistrzowsko stopniuje napięcie, niczym w dobrym dreszczowcu. Przy tym książka przeraża poniekąd, bo przesiąknięta jest złem i podłością - głównie za sprawą wyrazistych postaci: tytułowej kuzynki (której portret mistrz literatury francuskiej tworzy najdokładniej), jej równie bezwzględnej przyjaciółki Walerii Marneffe, a wreszcie dwóch głupich i żałosnych starców - Hulota i Crevela. Dodatkowym plusem dla powieści są wciągające dialogi i dosyć wartka akcja (czasem Autor pozwala sobie nawet na kilkuletnie przeskoki!).
Wszystko okraszone zostało sporą dawką trafnych obserwacji życiowych i społecznych, ale bez natrętnego moralizatorstwa. Niektóre przesłania są aktualne do dziś. Zdziwiła, a może nawet zbulwersowała mnie nieustanna rozwiązłość opisanych Francuzów. Bohaterowie Balzaca nie potrafią chyba zagrzać na dłużej jednego łóżka (poza wyjątkami, które potwierdzają regułę). Jednak czy nie pozostało to do dziś aktualne? Zwykłem mówić na takie sytuacje: "Jedną za rękę trzymasz, drugą w sercu nosisz". Smutne? Na pewno.
Na koniec mała refleksja: ja naprawdę lubię Bietkę Fisher, pomimo jej zapalczywości. Za co? Za konsekwencję, spryt i pomysłowość - nawet w złych zamiarach. No, ale tak już bywa w literaturze. Wolimy tę barwną Elżbietę od żyjącej cnotliwie Adeliny. Na tej samej zasadzie bardziej intrygująca jest piękność Południa Scarlett O'Hara niż cudowna Melania Hamilton Wilkes ("Przeminęło z wiatrem"). Pociągająca jest pełna życia Elżbieta Bennett ("Duma i uprzedzenie" ), a nie mdła, choć serdeczna Fanny Price ("Mansfield Park"). Przykłady można mnożyć, do czego zachęcam pod tą recenzją.
Reasumując: "Kuzynkę Bietkę" naprawdę polecam! Wcale nie musi to być nudne czytadło!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.