Dodany: 12.12.2006 14:13|Autor: nahi
z okładki
(...) Bo to się zawsze tak zaczyna - jak w piosence - myślę - mówi się rekonesans, jutro zobaczymy, oczywiście zajdziemy, ależ przy takiej pogodzie to nonsens... A potem jest się wysoko, ostre mroźne powietrze przepływa przez płuca, śnieg jest twardy, skała lita, śnieżne pola i grządki zaczynają uciekać w dół, kłaniają się co niższe szczyty. Wtedy wbrew rozsądkowi macha się ręką na wszystko i mówi: "jakoś to będzie" i... ładuje w kabałę. Potem na odmianę siedzi się szczękając zębami na jakiejś wąskiej półeczce, rozciera marznące nogi, wtula w biwakową płachtę, okrywa kapturem głowę, wpatruje w wirujące śniegowe płatki lub zacinający strugami deszcz i powtarza w myśli: "Ty idioto! Po coś tu lazł? Przecież było zupełnie jasne, że to się tak skończy...". Tak, alpinizm to sytuacja, z której nie ma wyjścia; nie można z nim wytrzymać, ale bez niego jeszcze trudniej. To jak niezbyt udana miłość (...).
[Wydawnictwo "Granit", Gdańsk 1993]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.