Dodany: 26.02.2004 12:26|Autor: bazyl3
bez tytułu
Czytając książkę Libery wróciłem pamięcią do własnych czasów licealnych. Ten bowiem "portret autora z lat młodości", którego bohaterem jest młody chłopak zakochany w tajemniczej nauczycielce francuskiego, tytułowej Madame, powoduje totalny atak nostalgii.
Ktoś na grupie wspomniał o geniuszu głównego bohatera i o tym, że jest on przez to mało wiarygodny. Pozwolę sobie nie zgodzić z tą opinią. Gdy przyjrzymy się bowiem bliżej, nie jest tej wiedzy (posiadanej przez niego) tak znowu strasznie dużo. Bohater jest elokwentny i ma potoczysty sposób przedstawiania swoich myśli i czynów. To IMO może sprawiać, że jawi się on jako 8. cud świata. Mnie drażniła raczej "martyrologia antysystemowa" (słuchanie RWE, granie "frankistowskich" utworów na akademii z okazji wojny domowej w Hiszpanii etc.), podkreślana na każdym kroku. No, ale trudno. Książka napisana wspaniałą, "bujną" polszczyzną przybliża nam czasy lat 50. Fascynacja młodzieży jazzem i big-beatem czy, uogólniając, Zachodem. Trochę wtrętów polityczno-społecznych (drażniących mojego Kitka). I wreszcie główny wątek, miłości do starszej kobiety i poszukiwań, które przypominają układanie puzli. Krok po kroku, fragment po fragmencie zbliżają nas i bohatera do uwielbianej postaci.
Czy jest happy end? Dowiecie się czytając. Polecam, mimo że nie porwała mnie aż tak, żebym nie mógł się od niej oderwać. Niemniej jednak warto się z nią zapoznać, choćby po to, by zobaczyć, że w "zwykłym" polskim można napisać takie cudeńko (tak, tak pani Doroto - można :D).
PS. A jak doszedłem do Rożkowego opisu zmęczonego Antka to się popłakałem ;)))).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.