Dodany: 26.02.2004 12:24|Autor: bazyl3

bez tytułu


Zachęcony dość pochlebnymi recenzjami na grupie oraz dość burzliwą dyskusją na temat niuansów ostatniej wydanej w Polsce książki Revertego, toczoną na forum prk, jak to się mówi - "sięgłem", ale, niestety, nie wsiąkłem ;(. Ponieważ o treści już mówiono, ograniczę się tylko do powiedzenia, że "Królowa..." jest historią pewnej Meksykanki, którą poznajemy jako dziewczynę przemytnika narkotyków, a która z czasem dochodzi do wielkich pieniędzy i wielkiej władzy. Taki XXI-wieczny Kopciuszek, z tym że zamiast księcia mamy kilku kolejnych "machos", zamiast bryczki z dyni najnowsze modele samochodów, zamiast niedobrej macochy - wkurzona konkurencja w narkobiznesie itd., itp.

Niestety, Reverte IMO zaczyna przesadzać z barokowością opisów. To, co w książce przygodowej (a mistrzem i reanimatorem tego gatunku zwany jest czasem pan Arturo) powinno stanowić tło wydarzeń, u niego wyłazi na pierwszy plan i zabija istotę powieści, czyli przygodę. Czytanie o tym, co widzi bohaterka w zasięgu swego wzroku, i to ze szczegółowością, której nie powstydziłby się satelita szpiegowski, męczyło. Podobnie jak opisy strojów, uczesania oraz wielostronicowe przemyślenia Teresy, które niczego ciekawego (przynajmniej dla mnie) nie wnosiły. Jeżeli autor chciał pokazać, że zna i geografię opisywanych stron, i duszę kobiety, i rywalizację między wymiarem sprawiedliwości a handlarzami narkotyków, mógł to zrobić, ale MZ z mniejszym rozmachem. A tak książka jest IMO przegadana. Mało w niej "biglu", za to dużo - "zobaczcie, jak ja potrafię pisać i jakie to głębokie".

Druga rzecz, która okrutnie mnie drażniła, to bez mała rozdwojenie jaźni głównej bohaterki. Jeżeli tylko trzeba było zrobić coś be, to pojawiała się "ta druga Teresa" i odwalała brudną robotę. Jakie to wygodne - nie musieć tak naprawdę tłumaczyć bohaterki.

Po trzecie, sam już nie wiem, czy dobrym zabiegiem ze strony tłumacza było używanie typowo polskich wynalazków językowych typu: "kałach" o karabinku AK-47, "dresiarz" o jakimś bandziorze czy "spoko". Może to i język polskiej ulicy, ale książkę zaludniają, w zdecydowanej większości, mieszkańcy Meksyku i Hiszpanii. Mnie to raziło.

Zmęczyła mnie i ledwo się przedarłem. Początkującym "reverciarzom" polecam "Szachownicę flamandzką", IMO dużo lepszą, a zaawansowani niech czytają na własną odpowiedzialność :D.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7756
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: