Dodany: 01.12.2006 10:46|Autor: bazyl3

Kurt, po prostu Cię lubię ;)


Wydawać by się mogło, że morderstwo dwojga staruszków na zapomnianej przez Boga i ludzi skańskiej farmie nie jest interesującym tematem na książkę w czasach, kiedy szczytem kryminalnego wyrafinowania jest zjadanie ludzkiej wątróbki. Błąd! Mankell w swoim "Mordercy..." pokazuje, że można napisać interesujący kryminał "społeczny", bez hektolitrów juszki i walających się po podłodze członków (bez uśmiechów proszę). Co więcej, okazuje się, że w tym kryminale wątek kryminalny jest mało ważny.

Jest kilka powodów, dla których Mankella czytało mi się wyśmienicie. Po pierwsze, bohater. Jeśli chodzi o książkowych detektywów, to od razu mówię, mankellowski Kurt Wallander wywindował się na szczyt, właśnie powstałej, listy tychże. Dlaczego? Oddam głos okładce. "Hamburger Abendblatt" (sic!) pisze: "U Mankella szczególnie sympatyczne jest to, że komisarz Kurt Wallander zawsze pozostaje sobą: szarym policjantem, nękanym przez rozmaite problemy, nie udającym wszystkowiedzącego herosa"*. Takim, któremu przemakają buty, któremu brakuje do pierwszego. Żona od niego odeszła, z córką nie ma kontaktu, a skleroza mieszkającego samotnie ojca postępuje. Jednym słowem, człowiek z problemami, trochę zrezygnowany, ale wzbudzający jakąś taką niewytłumaczalną sympatię. Może przez miłość do opery i dobrej whisky? ;)

Po drugie, obraz Szwecji lat 90. Szwecji, która braciom Zielińskim** i wielu innym naszym rodakom jawiła się w tamtym czasie (a niektórym jawi do dziś) jako raj na ziemi. Bez korupcji, bez przestępczości na skalę przemysłową, z niezamykanymi domami, z policjantami, którzy nie noszą broni (chyba że w wyjątkowych sytuacjach) i którzy do pracy przychodzą jak do drugiego domu. Niestety również Szwecji, która zmaga się z najazdem szukających azylu ludzi z Europy Wschodniej, Azji i Afryki, i, co za tym idzie, problemami nietolerancji. Która staje się coraz mniej bezpieczna (vide morderstwo będące osią wydarzeń) i która, wg Wallandera, w ogóle schodzi na psy.

Po trzecie - normalność. Wszystko toczy się tak jak powinno i nie ma superbohaterów, którzy wiedzą i potrafią wszystko, a jak trzeba, to i garnczki pozmywają. Są zwroty w śledztwie i okresy kompletnego bezruchu. Jest zwątpienie w powodzenie i zapał, kiedy nagle znajduje się jakiś ślad, jakąś nić, która być może prowadzi do kłębka. Owszem, fabuła jest troszkę toporna, ale to pierwsza książka cyklu i, o ile wiem, napisana "na próbę", więc trzeba pewne niedociągnięcia wybaczyć.

Niestety, żeby nie było za różowo, jest też tłumaczenie***. Hmm, złe, to chyba będzie właściwe słowo. Hania Burdon zwróciła już na nie uwagę i podała przykłady, więc żeby się nie powtarzać, dodam tylko swoje trzy grosze. Wstawianie do dialogów niepotrzebnych zaimków osobowych, u mnie osobiście powoduje ból zębów. Jest to bolączka tłumaczeń z angielskiego, ale jak widać nie tylko i od razu źle mnie nastawia do tłumaczenia jako całości. Słusznie. A oto kwiatek: "Trzeba czekać - powiedział Bjork. - Ciasta w Interpolu długo garują". Nie wiem, nie rozumiem ;(.


* Henning Mankell, "Morderca bez twarzy", wyd. W.A.B., 2004; tekst z okładki.
** Dwaj nastolatkowie, którzy przedostali się w 1985 roku do Szwecji pod podwoziem TIR-a. Znani z filmu "300 mil do nieba".
*** Tłum. Anna Marciniakówna.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6129
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: sowa 01.12.2006 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawać by się mogło, że ... | bazyl3
Ja też, bardzo. I każdy kolejny tom z Wallanderem w roli głównej tę sympatię utwierdza.
Użytkownik: --- 02.12.2006 02:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawać by się mogło, że ... | bazyl3
komentarz usunięty
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: