Dodany: 28.11.2006 10:32|Autor: infrared

Czytatnik: w podczerwieni

Norwegian Wood - Haruki Murakami


"Jutro upiorę, rozwieszę, a o dziesiątej mam wykład. Midori też na niego chodzi. »Historia dramatu, część II«. Teraz przerabiamy Eurypidesa. Zna pan Eurypidesa? Żył dawno temu, w Grecji, obok Ajschylosa i Sofoklesajest uważany za trzeciego dramaturga wielkiej trójcy twórców wielkiej tragedii. Mówiono, że zmarł ugryziony przez psa w Macedonii, choć są też inne teorie. No, tak to było z Eurypidesem. Ja osobiście wolę Sofoklesa, lecz to kwestia gustu.
Charakterystyczną cechą jego dramatów jest to, że wszystkie wątki się plączą, bohaterowie są w pulapce. Wie pan, o co mi chodzi? Pojawiają się różne postaci, każda jest postawiona w pewnej sytuacji, ma swoje racje, wymówki i dąży do sprawiedliwości oraz szczęścia. I przez to jest w kropce. To zrozumiałe. Jest w zasadniczo niemożliwe, żeby każdy osiągnął szczęście i sprawiedliwości stało się zadość. Następuje beznadziejny chaos. I jak pan myśli, jak się to wszystko kończy? To bardzo proste: na koniec pojawia się bóg i kieruje ruchem. Ty idź tam, a ty chodź tutaj, ty bądź z tym, a ty siedź na razie spokojnie. On wszystko naprawia. I wszystko zostaje rozwiązane. To się nazywa deus ex machina. W sztukach Eurypidesa bez przerwy pojawia się deux ex machina i dlatego opinie na jego temat są podzielone.
Byłoby dobrze, gdyby w rzeczywistości istniało takie deus ex machina. Kiedy myśli człowiek, że jest w kłopocie, że nie ma wyjścia, z góry szybko schodzi bóg i wszystko załatwia. Byłoby bardzo dobrze. No, w każdym razie właśnie to robimy na historii dramatu. Na uniwersytecie uczymy się mniej więcej takich rzeczy."

s. 309-310

---
Rec. http://redinfra.wordpress.com/2006/12/10/norwegian​-wood-haruki-murakami/

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 21448
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 61
Użytkownik: verdiana 28.11.2006 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jutro upiorę, rozwieszę,... | infrared
Bardzo pięknie maskujesz się z tym swoim sadyzmem, bardzo. :> I tak Cię widzę!
Murakamiego nie lubię. Powinnam polubić?
Użytkownik: Vilya 28.11.2006 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo pięknie maskujesz ... | verdiana
Wtrącę się paskudnie, nim inf się z sadyzmem swoim zdąży ponownie ujawnić: powinnaś! ;-)
Użytkownik: infrared 28.11.2006 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo pięknie maskujesz ... | verdiana
A tak się czaiłem :-))
No powinnaś, powinnaś.. Murakami gra mi na emocjach, jak mało kto. Teraz praktycznie się to już w ogóle nie zdarza, dlatego jest dla mnie tym cenniejszy. Ośmielę się ponadto stwierdzić, że w jakiś sposób znajduje się on po drugiej stronie medalu, której awersem (lub rewersem) byłby Kundera, ale to opinia bardzo subiektywna i bardzo 'na świeżo'. Klimat plus bohaterowie oraz niezwykle lekki sposób pisania o rzeczach trudnych (niczym Twardowski) - to największe zalety. Na teraz nie jestem w stanie napisać o nim nic więcej..
Ps. Ten cytat jest szczególny - traktuję go jak autocharakterystykę, w której Murakami odniósł się do własnego sposobu pisania i postrzegania świata.
Użytkownik: verdiana 28.11.2006 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak się czaiłem :-)) N... | infrared
Czytałam tylko "Kronikę ptaka nakręcacza", ale mnie zniechęciła na baardzo długo. Dłużyła mi się, nudziła mnie, niczym mnie nie przyciągnęła. Ani nie ma tam interesującej opowieści, ani wyjątkowego języka, ta książka zupełnie do mnie nie trafia, jakby Murakami napisał ją, żeby dręczyć czytelnika. Jeśli inne jego książki są do "Kroniki" podobne, to sytuuję je na przeciwległym do Kundery końcu i nie mam na nie ochoty. "Norwegian Wood" leży jednak u mnie na półce (podajowa :-)) i czeka... a ja się tej książki boję. Powiedz, że nie przypomina "Kroniki", proszę. :-)
Użytkownik: infrared 28.11.2006 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam tylko "Kronikę p... | verdiana
Z książkami niestety tak bywa, niektóre zniechęcają. Nie wiem czy umiem Cie przekonać. Jestem przed "Kroniką", ale słyszałem, że nie przypomina tych dwóch jego powieści, które już czytałem. Murakami jest specyficznym pisarzem - język maksymalnie uproszczony, potoczny. W zasadzie prozaiczne, bardzo życiowe sytuacje. Jeśli urzeka to minimalizmem stostowanych środków. Mimo wszystko udaje mu się sprowadzić absurd do prozy życia, która jednak nie jest wg. mnie banalna. Trudno nie utożsamiać się z jego bohaterami, stwarza on ponadto bardzo osobliwy klimat - w efekcie mi przynajmniej ciężko było się oderwać od książki, co obecnie także należy do rzadkości. Teraz wziąłem do ręki "Anatemę" Tibora Dery'ego, przeczytałem kilka stron napisanych dość 'chropowatym' stylem i po prostu tęsknię za prostym, niezobowiązującym pisaniem Murakamiego. Możnaby w zasadzie stwierdzić, że M. pisze czytadła lepszego gatunku, gdyby nie to, że mówi dość frapująco o bardzo trudnych rzeczach. O życiu, o dorastaniu, dojrzewaniu psychofizycznym, samotności, miłości, inności, alienizmie, indywidualizmie itp., itd.
Swoją drogą w "Norwegian Wood" bardzo ciekawą sprawą są konteksty muzyczne (dużo różnych) oraz literackie (tragedia grecka, "Czarodziejska góra" Mann'a, "Wielki Gatsby" Scotta Fitzgeralda). Występują trochę na uboczu i niejako mimochodem dookreślają postaci, zwłaszcza gł. bohatera. Może spróbuj przeczytać tę książkę, ale jeszcze nie teraz. Poczekaj, aż zapomnisz "Kronikę.." Takie uprzedzenia są także i moją zmorą. Jest wiele książek, których boje się po prostu, nawet nie znając wcześniejszych utwórów ich autora, ale z moich doświadczeń wynika, że przeważającej części są one po prostu głupie. Przynajmniej tak jest u mnie :-)
Użytkownik: verdiana 29.11.2006 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Z książkami niestety tak ... | infrared
Trochę mnie uspokoiłeś.

Czasami to jest tak, że co uważamy za wielką zaletę jednego pisarza, to jest dla nas wadą u innego. Ważne, żeby np. prostota nie popadła w prostackość. A i z samą prostotą czasami jest kłopot. Prostym językiem, potocznym, minimalistycznym, ale o ważnych rzeczach pisze np. - tak, tak! - Anne Rice w kronikach wampirzych. I co? W oryginale ta prostota jej języka jest ujmująca, zgrabna, piękna. W tłumaczeniu na polski - słaba, płaska, denerwująca. Prostota irytuje w czytadłach, nawet jeśli je lubimy (np. u Grocholi, zwłaszcza w I tomie o żabach). W "Kronice" prostota akurat nie irytuje, ale jest ona dla mnie wciąż czytadłem. Nikt przecież nie mówi, że czytadła nie mogą podejmować ważnych tematów i nie mogą być dobrze napisane. Powiedziałabym nawet, że to czytadła podejmują życiowe, prozaiczne sytuacje, używając języka minimalistycznego, wspomnę choćby Houellebecqa.
[właściwie gdzie jest granica między czytadłem a nie-czytadłem?]

Będę miała problem z zapomnieniem "Kroniki" - tego, co najważniejsze (atmosfery książki i własnych emocji towarzyszących czytaniu) akurat nie zapominam nigdy, w przeciwieństwie do fabuły, bohaterów, stylistyki. Niemniej jednak zachęciłeś mnie, Kusicielu, tymi kontekstami!
Użytkownik: infrared 01.12.2006 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę mnie uspokoiłeś. ... | verdiana
No tak, w ostatecznym rozrachunku wszystko i tak jest kwestią gustu i indywidualnych preferencji. Dlatego czytanie jest tak interesujące :-)

Niezależnie od rodzaju czy gatunku, książki podejmują te samą tematyką, korzystając z podobnej topiki i schematów literackich, w coraz to innych ujęciach. Nie zmienił się także podstawowy cel literatury, która w zamierzeniu ma objaśniać człowiekowi otaczający go świat. Pytałaś o granice - myśle, że obecnie w ogóle ich nie ma. Podział na literaturę wysoką i niską całkowicie się zatarł. Zarówno popkultura, jak i postmodernizm mają tendencję do wszelkiego rodzaju synkretyzmu. Dlatego historycy i krytycy literatury mają dość poważny problem. Korzystają z przestarzałego aparatu pojęciowego. Dla niektórych wciąż literatura dzieli się na wspaniały mainstream i mizerną resztę. Do wyjątków należą studią nad polskim kryminałem albo fantastyką. Zamiast tego prężnie rozwija się krytyka feministyczna, czego zupełnie nie rozumiem. Odczytywanie klasycznych dzieł w tak bardzo współczesnym ujęciu jest dla mnie całkowicie chorym założeniem. Z drugiej strony rozumiem ich narzekania na kondycję współczesnej literatury polskiej. Obecnie całkowicie brak literatury narodowej, uniwersalnej, takiej, która mogłaby wykraczać poza czas powstania. Skończył się komunizm i poza personalnymi wycieczkami nie bardzo jest o czym pisać. Zwłaszcza w prozie. To bardzo smutne.

Tak sobie myślę i jestem bardzo ciekaw czy pociągniesz temat i czy ta dyskusja się rozwinie :-)
Użytkownik: verdiana 03.12.2006 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, w ostatecznym roz... | infrared
Chodzę koło tego komentarza od 2 dni i nie bardzo wiem, co odpisać, bo w zasadzie się z Tobą zgadzam. Nie zgadzam się tylko z narzekaniem na kondycję bieżącej literatury polskiej - ta jest świetna!

Zastanawiam się nad naszymi czasami. Kiedyś mi się wydawało, że każde czasy są dobre dla pisarzy (oczywiście jeśli chodzi o temat do pisania), dla satyryków (ci radzą sobie świetnie i teraz) itd. Czytam teraz książkę Zaorskiego "Ręka, noga, mózg na ścianie", w której zamieścił mnóstwo anegdot z PRL-u. Książek i filmów o PRL-u jest mnóstwo, a gdzie są książki o czasach, w których żyjemy teraz? Gdzie są takie filmy jak te Barei? Jeśli się coś pisze, to śmiertelnie poważnie. A przecież nie żyjemy w nudnych czasach. :-)
Użytkownik: infrared 03.12.2006 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Chodzę koło tego komentar... | verdiana
Mam proźbę. Postaraj się napisać mi co konkretnie jest w niej świetnego. Ja naprawdę chciałbym to dostrzec, bo póki co z wykształcenia jestem filologiem, który za nic nie może odnaleźć się w przedmiocie. Zwłaszcza dzisiaj..

Jak znajdę czas, może jeszcze dzisiaj w czytatniku lub na blogu umieszczę bardzo długi cytat, który zawiera w sobie to, czego tak bardzo zazdroszczę iberoamerykanom i czego tak bardzo brakuje mi w naszej literaturze. Zresztą problem wydaje mi się być głębszy, dotyczyć całej polskiej współczesnej sztuki. Wydaje mi się, że po 89' zatrzymaliśmy się na opisie rzeczywistości. Brakuje mi próby postawienia odpowiedzi, jakiejś syntezy, pozytywnej odpowiedzi na problemy nękające społeczeństwo. Tego po prostu nie ma, czy to z humorem, czy na serio. Dlatego ilekroć oglądam Ani mru mru lub Mumio choć się śmieje, to mam smutne wrażenie, że wcale nie staliśmy się inteligentniejsi jako społeczeństwo nawet jeśli bawi nas teraz suspens. To po prostu kolejna forma eskapizmu, przynajmniej dla mnie. Przykładowo jestem ciekawy, kiedy pojawi się książka, która podejmie problem dzisiejszej emigracji zarobkowej. Jestem ciekawy, czy będzie pisarz, który odważy się podjąć ten trudny temat i wyjdzie poza opis. Bo jeśli chodzi o to ostatnie, to myślę, że póki co "My zdies emigranty" Gretkowskiej spokojnie wystarczają..

Swoją drogą, ciekaw jestem, co powiedziałabyś o "Pokalaniu" Czerwińskiego. Jeśli nie znasz, spróbuj poznać. Po Twojej wypowiedzi wydaje mi się, że to mogłaby być książka dla Ciebie :)
Użytkownik: verdiana 03.12.2006 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam proźbę. Postaraj się ... | infrared
Zajrzyj do rozmowy z Markiem Ławrynowiczem - on już wyszczególnił polskich świetnych pisarzy, a ja tylko wypiszę tych wyjątkowych, moim zdaniem:

Krzysztof Rutkowski, Marek Bieńczyk, Chwin, Sosnowski, Tokarczuk, Kobierski, Huelle, Markowski, Zagańczyk, Zagajewski, Stefko, Wilk, Saramonowicz, Banach, Dukaj, Ligocka...etc. Można by naprawdę długo wymieniać, to są tylko nazwiska przywołane ad hoc, a teraz pewnie będzie mi się przypominać coraz ich więcej. To pisarstwo naprawdę na światowym poziomie, wcale nie mamy się czego wstydzić, bo i beletrystykę, i eseistykę mamy na wysokim poziomie. Naprawdę nie wiem, co sprawia, że ludzie tak narzekają, że krytyka ubolewa nad rzekomym brakiem dobrych polskich pisarzy. Krytyka jest ślepa. Zresztą myślę, że jest tak, jak napisał Marek - mamy świetne pisarstwo, nie mamy świetnej krytyki. Chyba że zajmują się nią sami pisarze (np. Tadeusz Komendant albo Adam Pomorski).

Która książka, polska lub zagraniczna, ODPOWIADA na postawione pytania? Ja jeszcze takiej nie spotkałam i chyba bałabym się spotkać. Odpowiedzi sama chcę sobie udzielać, literatury potrzebuję, żeby pokazała mi to, czego sama (jeszcze) nie zauważyłam.

"Pokalania" nie czytałam. Jakoś dotąd nie miałam ochoty... Mówisz, że warto?


PS. Wiesz, co najbardziej mnie drażni i boli? Nie to, że się o czymś nie pisze - bo na pewno ktoś pisze. Tylko to, że wydawcy nie wydają DOBREJ książki, tylko książkę, KTÓRA SIĘ SPRZEDA. A o tym, która się sprzeda, decydują niestety sami czytelnicy...

(a swoją drogą, jak ładnie dyskutujemy o Murakamim, prawda? :> )
Użytkownik: infrared 03.12.2006 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Zajrzyj do rozmowy z Mark... | verdiana
Nie do końca się zrozumieliśmy. Nie chodziło mi o konkretne nazwiska świetnych, współczesnych, polskich pisarzy, bo to jest zawsze mniej lub bardziej kwestią gustu. Pytam o konkretne cechy, która sprawiają, że nasza współczesna literatura jest świetne. Pozwól że popolemizuję dalej :-)

Polska eseistyka wg mnie stoi na trochę wyższym poziomie niż beletrystyka, tylko że świadczy to nie tyle o świetności polskiego eseju (którego poziom faktycznie jest wysoki), ale o słabości polskiej prozy. Jaka polska proza poza nielicznymi wyjątkami - "Widnokrąg" Myśliwskiego, "Weiser" Huelle, "Dom dzienny, dom nocny" Tokarczuk, może coś Stasiuka, może Vargi - wytrzyma próbe czasu tzn. stanie się czymś więcej niż okazjonalną wypadkową konkretnego tu i teraz. Ja się tego nie wstydzę. Czytam literaturę powszechną i jest mi z tym dobrze, bo się tam odnajduję. Rzecz w tym, że gdybym był praktykującym nauczycielem i miał polecić uczniom tudzież omawiać z nimi coś wartościowego z naszej obecnej literatury to miałbym z tym pewien problem. Oczywiście można reinterpretować mity, można robić sobie podróż po Europie próbując określić jej tożsamość, można walczyć z obrazem samego siebie w mediach - to są sposoby na pisanie - ale co to mówi konkretnym ludziom o ich tożsamości, o relatywizmie i zatartych granicach pomiędzy wartościami moralnymi, o ich konkretnych problemach, takich jak na przykład dojrzewanie we współczesnym świecie. Nic. Nic lub niewiele.
Pewnie, krytyka jest ślepa, zgoda. Ale to literatura wychowuje krytykę, a nie na odwrót. Literatura międzywojenna nie była ciekawa i interesująca dlatego, że krytyką parali się Bruno Schulz czy dajmy na to Ignacy Fik. O wiele bardziej jej rozwój motywowało istnienie życie literackiego - prasa literackia, istnienie grup literackich połączonych pewną koncepcją na literaturę - coś, co współcześnie istnieje w postaci szczątkowej. I bez tego nie powstałoby wiele utworów, których przykłady możnaby mnożyć bez końca. Fakt, zmieniły się warunki historyczne i realia rynku, ale w relacji krytyki do literatury zmiany są nieproporcjonalnie małe w stosunku do tego. Wychodzę tu z założenia, że dobra krytyka podobnie jak dobra literatura zawsze broniła i będzie bronić się sama. Sama funkcja krytyka jest dość specyficzna, ponieważ on nie wybiera rzeczywistości literackiej, do której się odnosi, tylko musi ją przyjąć, taką jaka jest. A jeśli współczesna polska literatura generalnie współcześnie przedkłada konkret nad kod literacki, to nie dziwmy się, że krytyka jest ślepa i opisuje ją jak fotografię - albo beznamiętnie i sucho, albo nazbyt wykoncypowanie, metaforycznie - czyli w efekcie nieprawdziwie.

Uściślę. W momencie podjęcia przez pisarza jakiegokolwiek tematu stawia on sobie określone pytania. Może poprzestać na tym, może też pokusić się o jakąś próbę odpowiedzi, która ma szansę odnosić się nie tylko do niego ad personam, ale także do czytelnika. Innymi słowy - nie trzeba zastanawiać się nad rolą przypadku i przeznaczenia dla ludzkiego życia, by np. "Król Edyp" Sofoklesa sprowokował do takich rozważań. Po prostu. Tu równie dobrze mógłoby paść nazwisko Murakamiego, czemu nie. Literatura jako dziedzina sztuki powinna być uniwersalna, przekraczać granice, a nie je tworzyć.

"Pokalanie" jest w jakimś sensie próbą pokoleniową, opisuje rzeczywistość w trakcie i po zmianach systemowych i jest wyposażona w niemały ładunek humoru dlatego mogłoby Ci się spodobać. Jedna z ciekawszych polskich książek, jakie czytałem.

Ad Ps. Pozwól że będe bezwzględny - może przestalibyśmy traktować naszą literaturę po macoszemu i tłumaczyć ją za wszelką cenę (przynajmniej do kolejnego rozdania Nike)? Przecież status artysty jako "głosu Boga" tudzież wyraziciela rzeczy niedostępnych dla zwykłych śmiertelników, upadł dość dawno temu. Dookoła różne gałęzie życia coraz lepiej przystosowały się do realiów wolnego rynku, więc czemu się dziwimy wydawcom, którzy chcą zarabiać na własną egzystencję na tym rynku. Funkcję bufora pomiędzy twórcą literatury a jej odbiorcą, którą dawniej miał cenzor, dziś dzierży wydawca. Jakkolwiek zmieniły się okoliczności historyczne, to faktycznie dziś właśnie on w dużej mierze decyduje o tym, co może być nie tyle wydane, ile realnie zaistnieć na rynku. Niestety czytelnik masowy zazwyczaj łyknie to, co zaproponuje mu reklama. Tak już jest. I są pewne wyjścia odnośnie takiego stanu rzeczy. Można wypracować technikę pisarską, która pozwoli wydawać masowo książki efektowne i efektywne zarazem, tak jak to swego czasu miało miejsce w PRLu i w romantyźmie. Czytelnik wiedział kiedy pisarz puszcza do niego oko, cenzor bywał ślepy bardziej niż cenzura i dało się. Można samemu założyć autorskie wydawnictwo, można wreszcie wydać się małym sumptem za własne pieniądze i liczyć, że jest się tak samorodnym geniuszem, iż książka będzie wędrować z rąk do rąk, poczta pantoflowa wpłynie na jej popularność, a o jej twórcy nagle zrobi się głośno. Przecież rozmawiamy przy okazji pisarza, którego książki sprzedają się jak świeże bułeczki niezależnie od tego, kto i gdzie je wydaje. Jak to możliwe? Może po prostu to dobry pisarz, piszący o rzeczach wspólnych dla ludzi, niezależnie od ich wieku czy pochodzenia.

[No i masz w dyskusji Murakamiego :) Tak a propos, to rozmawialiśmy już o tym swego czasu. Pamiętałem o tym, co Cię najbardziej boli. Znasz moje zdanie, a teraz idę sobie poczytać rozmowę, do której mnie odsyłasz. Pozdrawiam serdecznie :-)]
Użytkownik: verdiana 03.12.2006 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie do końca się zrozumie... | infrared
A ja odwrócę kota ogonem: czego brakuje książkom pisarzy, których wymieniłam? Tylko mi nie mów, że "akcji". :-)

Zgadzam się z Tobą, że polska eseistyka stoi na wyższym poziomie niż beletrystyka. Mam wrażenie, że to jest w ogóle szersza prawidłowość i nie dotyczy tylko Polski. Dla mnie, czysto subiektywnie, eseistyka jest ważniejsza i tylko niektóre powieści _dorastają_ do tej eseistyki, co absolutnie nie znaczy, że którykolwiek z tych gatunków deprecjonuję, a inny wynoszę. Jest od tego zresztą mnóstwo wyjątków - może i tyle, żeby sfalsyfikować moją teoryjkę. :-)

Myślę, że próbę czasu przetrwają wszystkie te powieści, które blisko, bardzo blisko dotyczą człowieka i żywej tkanki życia. Zmieni się świat, zmieni się sztafaż, zmienią się konwenanse, ale człowiek ze swoimi emocjami pozostanie. I właśnie te książki są mi najbliższe. Zobacz, taki Stendhal się nie zestarzał! Myślę, że podobnie - naprawdę! - będzie z "Apokryfem Agłai" Sosnowskiego. Niedawno Trójka nadała program o "Tak, to ten" Sosnowskiego*, w którym autor wspomina, że z "Apokryfu" krytyka zauważyła sam sztafaż, zaszufladkowała książkę jako fantastykę (ten podział mainstream contra cała reszta, o którym wspominasz!) i nie przyłożyła się do dalszej analizy. Czy to nie akt złej woli? Trudno nie zauważyć przecież, że roboty to jedynie sztafaż, tło dla tego, co istotne. A to, co istotne przetrwa, nawet jeśli epoka androidów nadejdzie, nawet kiedy epoka androidów się skończy.

Z takiej zwykłej beletrystyki to myślę, że przetrwają też książki Irvinga i Axelsson - właśnie dlatego, że są arcyludzkie, że są bliskie człowiekowi jak koszula ciału. Nawet jeśli - co trudno mi sobie wyobrazić - zmieni się ludzka emocjonalność, w najgorszym razie wciąż będą miały wartość poznawczą. A pytania w nich zawarte będą aktualne.

Zdaje mi się, że krytycy wychowują się sami. No bo co sprawia, że zamiast zajmować się literaturą wartościową, biorą na warsztat papkę? Przecież nie pisarze! Trudnością jest też dostęp do mediów - krytycy, którzy chcą się zajmować literaturą z wyższej półki, muszą się liczyć z tym, że ich krytyki zostaną odrzucone przez większość pism. Bo "to się nie sprzeda". A przecież i krytycy muszą z czegoś żyć... Smutne. Podobnie z życiem literackim - ono jest! Tylko mniej oficjalnie. A to dlatego, że teraz państwo do kultury i sztuki nie dopłaca. Literaci mają wciąż swoje ulubione kawiarnie, odbywają się wykłady, są spotkania w prywatnych domach naukowców, socjologów, psychologów, nieformalne kluby dyskusyjne, literackie. To wszystko jest i się bujnie rozwija. Ale nieoficjalnie, bo kogo stać na organizowanie imprez? Wydawców, którzy cienko przędą, jeśli chcą wydawać dobre książki? Autorów, którym się za książki nie płaci? [przypomnę, że to nie wydawca decyduje, co się pokaże na rynku = co trafi do księgarń, tylko pan Zdzisiu, hurtownik, który równie dobrze mógłby sprzedawać ziemniaki]

Mamy demokrację, wolny rynek. Masz rację - dobra literatura i dobra krytyka bronią się same. Naprawdę się bronią. Tylko że teraz w inny sposób. W audycji o "Tak, to ten" fajnie podsumowano, dlaczego książka dobra i książka popularna się wykluczają. :-)

Wiesz, mnie zastanawia, dlaczego to, co jest najbardziej ludzkie, co najważniejsze, pytania moralne, cały psychologizm i sposób funkcjonowania człowieka, jest przez większość czytelników odrzucane. Przecież to właśnie jest uniwersalne i niweluje granice, bo wszyscy jesteśmy ludźmi i nic, co ludzkie, nie powinno być nam obce. A jednak... Mechanizm obronny? Niechęć do myślenia? Nie wiem...

"Pokalanie" do schowka!


[*] Audycję, jak podaje Jerzy Sosnowski na swoim blogu, można ściągnąć stąd:
http://www.polskieradio.pl/trojka/mbk/
Gorąco zachęcam - to świetna rzecz, nawet jeśli się jeszcze najnowszej książki AS nie czytało.


Taki cytat znalazłam w II tomie "Dziennika" Lechonia:
"Historycy literatury, krytycy bez twórczego talentu nigdy nie dogadają się z pisarzami". I dalej: "Boy powiedział mi kiedyś, z racji swej polemiki z jednym z najlepszych, z Chrzanowskim: >Dla nich literatura to jest tylko nawóz nieczysty, na którym jak cudowne kwiaty wyrastają katedry historii literatury<" (s. 39).
Jakie to aktualne, prawda?
Użytkownik: infrared 04.12.2006 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja odwrócę kota ogonem:... | verdiana
Odpowiedź jest dla mnie trochę kłopotliwa. Chcę napisać o pewnej tendencji bez uciekania się do personaliów, konkretnych nazwisk i konkretnych utworów. Nie czuję się aż tak kompetentny. Nie chcę się pogubić w dygresjach, które mogą zaciemnić wypowiedź. Nie do końca wydaje mi się to potrzebne, do tego co chciałbym wyrazić. I zależy mi na tym by pod względem obszerności pozostać na poziomie postu, a nie e-maila :) Dlatego napiszę tak:

Zerknij na mój blog jeszcze raz.. Znajdziesz tam dwie notki - jedna dotyczy "Pokalania", notka wcześniejsza od niej została popełniona przy okazji rozdania Nike i zawiera część tego, co mnie boli w naszej literaturze. To co poniżej potraktuj jako rozwinięcie.

Paradoksalnie może jest właściwie tak, że mamy niezłych pisarzy i kiepską literaturę. Wydaje mi się, że to bardzo głęboki problem. Wykraczający poza ściśle pojmowaną sztukę, dotyczący życia ogólnospołecznego i relacji międzyludzkich. W efekcie od dłuższego czasu mam wrażenie, że polska sztuka, w tym także literatura, ślizga się po powierzchni życia nie docierając do jego głębi. Brakuje im esencji. Nie wiem czy to nie jest kwestia jakiejś bardzo dziwnej pragmatyki. Jakby książki powstawały w celu, a nie z powodu. Jakby pisarze pisali albo bardzo dla siebie, albo bardzo dla ludzi - i przez to zapominali, że piszą o Czymś. Być może nie jestem wystarczająco precyzyjny, dlatego posłużę się cudzymi słowami.

W 2002 Carlos Fuentes gościł w Krakowie. Na Uju wygłosił ponoć wykład, oto streszczenie znalezione w sieci (nie miałem przyjemności tam być, czego ogromnie żałuje):

"Dla studentów Carlos Fuentes wygłosił wykład dotyczący relacji pomiędzy kulturą wysoka a pop kulturą oraz roli i miejscu powieści we współczesnym świecie i społeczeństwie. Powieść jest deklaracją nieskończonego mnożenia sensów, jest nowym sposobem definiowania człowieka, rzeczywistości, czasu. Rzeczywistość powieściowa jest nie mniej realna, niż sama rzeczywistość. Nie możemy tylko opisywać świata, musimy go wyobrażać. Nie tylko jesteśmy w historii, ale musimy też tworzyć historię. - mówił artysta. Polityka może być dogmatyczna, powieść może być tylko enigmatyczna. Enigmą prawdziwej sztuki jest to, że rozwiązanie jednej zagadki stwarza wiele kolejnych. To tłumaczy odwieczną fascynację wielkimi dziełami i ich niegasnące powodzenie. Autor nazywa te dzieła „longsellerami”, które w odróżnieniu od shortsellerów (do których zalicza się bestsellery) są ponadczasowe i wiecznie fascynujące. W swoim wystąpieniu autor zwrócił również uwagę na fakt współwystępowania we współczesnym „post-świecie”, dwóch tendencji - różnicujących oraz globalizujących, a także na powszechnie występujący politeizm wartości. Carlos Fuentes, który porusza w swojej twórczości problemy przeszłości, kultury i tożsamości Meksyku sięgając do czasów azteckich oraz hiszpańskiego podboju, poruszył również kwestię tożsamości latynoamerykańskiej stwierdzając: Tożsamość latynoamerykańska jest jednocześnie narodowa, kontynentalna i uniwersalna. Łączy w sobie różnorodność z globalnością, przeszłość indiańską z kolonialną."*

To jest dokładnie to, czego mi brakuje. Takich słów. Takich książek, jakie napisał Fuentes. Takiego polskiego Carlosa Fuentesa. Albo Murakamiego. Albo kogoś innego, tu jest duża dowolność. Chodzi o tą samą półkę w biblioteczce. Co gorsza, w trakcie lektury czytając wyżej wymienionych i wielu innych pisarzy z lit. powszcechnej, przekładam ich rzeczywistość na naszą i równanie zaskakująco łatwo mi się zgadza. Odnajduję się w tym. Zaczynam rozumieć coś więcej z tego co mnie otacza, albo przynajmniej przez chwilę mam takie złudzenie. Co jakiś czas robię sobie podejście do jakiejś wybranej pozycji z lit. polskiej, o której zasłyszałem coś interesującego. I od dłuższego czasu nie mogę się w tym odnaleźć. I tak spacerując sobie po sieci po różnych forach czytelniczych, b-netce, blogach i tego typu rzeczach doszedłem do wniosku, że to nie jest tylko mój problem. Dlatego wydaje mi się, że krytyka nawet jeśli jest ślepa, to chyba nie stanowi powodu. W gruncie rzeczy rozmawiamy przecież jednym językiem o tej samej rzeczy, o książkach. O ich relacji do rzeczywistości. O ludziach, świecie, ich problemach i emocjach. Popularność kina skandynawskiego albo literatury iberoamerykańskiej to nie jest tylko kwestia formy. Tam został znaleziony klucz do definicji rzeczywistości, którego wg. mnie polska literatura do tej pory nie wypracowała. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś jej się uda..

ps. Krytyka postrzegam jak kogoś, kto ma narzędzia by oddzielać dobrą literaturę od złej. Mniejsza o to komu i na ile to się udaje. W gruncie rzeczy to chyba nie o to chodzi. Może chodzi o to, żeby w odpowiednim momencie pogłaskać kogoś po łapkach, a w odpowiednim momencie kogoś po nich zbić? Nie wiem, mam zbyt wiele książek do przeczytania ;-) Sztuka kreuję odbiorcę. Jeśli literatura jest eskapistyczna i zadowala się synonimem, to czytelnik to łyka. Jak klient w supermarkecie, który przy kasie bierze pierwszy lepszy towar z półki, którą ma przed oczami i ceną x,99. Potem następuje oswojenie, przyzwyczajenie i po pewnym czasie nie oczekuje się niczego więcej. Tak ja to sobie tłumaczę, bo sam tak zbyt często działam.. A potem zadaję sobie pytanie dlaczego.

---
* http://www3.uj.edu.pl/alma/alma/42/01/25.html
Użytkownik: --- 05.12.2006 02:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiedź jest dla mnie t... | infrared
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 06.12.2006 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiedź jest dla mnie t... | infrared
Wybacz, że tylko cytaty...

"Historycy literatury, krytycy bez twórczego talentu nigdy nie dogadają się z pisarzami". I dalej: "Boy powiedział mi kiedyś, z racji swej polemiki z jednym z najlepszych, z Chrzanowskim: >Dla nich literatura to jest tylko nawóz nieczysty, na którym jak cudowne kwiaty wyrastają katedry historii literatury<" (s. 39).

„Jednym z przekleństw mego pisarskiego usposobienia jest obawa, że napiszę coś, co już było powiedziane przez kogoś innego. Żądając oryginalności od innych, słusznie wymagam też jej od siebie. Ale oczywiście nie tylko że zupełna oryginalność jest niemożliwa – ale nawet pisarstwo jest to zasadniczo wzbogacanie już istniejącego dorobku, przetwarzanie znanych motywów. Można by więc powiedzieć, że prawdziwa oryginalność wyrasta z pewnej tradycyjności. Jest to słuszne, jeśli chodzi o Szekspira, o Słowackiego. Ale co tu gadać. Ani Norwid, ani Wyspiański, tak skądinąd tradycyjni, właściwie nie mieli żadnych poprzedników w tym, co było ich najzupełniejszą copyright oryginalnością. I ona właśnie jest moją wieczną i niezdrową ambicją” (s. 17).

Dziennik, tom II, Lechonia.
Użytkownik: infrared 06.12.2006 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybacz, że tylko cytaty..... | verdiana
Zostało Ci wybaczone :-) Pozwól, że skomentuję.

Ja się zgadzam ze stosunkiem do krytyki/historii literatury przedstawionym powyżej właściwie całkowicie i niezaprzeczalnie. Natomiast uważam, że jednak istotniejsze jest to, jak wysoko stawia się sobie poprzeczkę, jeśli się już niestety zostało pisarzem. Nie po to, by go osiągnąc, ale po to by do niego zmierzać. Także odnoszę wrażenie, że literatura może być wyniszczająca (vide 'Abaddon' Sabato). W dużej mierze chodzi mi dokładnie o tą tradycyjność. Mam wrażenie, że my jesteśmy takim dziwnym narodem, który co pewien okres odrzuca siebie. Skaczemy od skrajności w skrajność. Niszczymy dawne autorytety. Romantyzm jest fe i pozytywizm jest fe, postrzeganie roli pisarze w perspektywie społecznej jest fe, nawet jeśli jego słowa poprzez bardzo prywatny i wewnętrzny proces pisania stają się wypowiedzią publiczną to nie można mu narzucać misji wobec społeczeństwa bo to też jest fe. U nas nie ma continuum, jest za to dużo buntu, który wyrasta z negacji, pozbawionego celowości, wyrastającego w sprzeciwie wobec. Jeśli podobną zasadą miałaby rządzić się nauka tzn. odrzucać całkowicie dawne dokonania po każdej następnej zmianie paradygmatu to jakikolwiek postęp technologiczny byłby praktycznie niemożliwy. Ponadto zwróć uwagę, że obecnie wewnętrzna polemika o charakterze estetycznym, która zawsze jest twórcza, na dobrą sprawę zanika. Ostatnią grupą mającą programową koncepcję swej wypowiedzi literackiej była Nowa Fala (pokolenie "bruLionu" postrzegam jako współczesną odmianę grupy literackiej skupionej wokół czasopisma). Od końca Nowej Fali czyli mniej więcej od roku 80' można mówić i często mówi się o kryzysie naszej literatury. Dlatego postrzeganie "Widnokręgu" Myśliwskiego, który jest wg mnie naszym ostatnim longsellerem, przez pryzmat nurtu chłopskiego ma pewien sens. Jakkolwiek wyrasta ona daleko poza ramy nurtu, jej literackie piękno, język oraz bohater są chyba najpiękniejszym uwieńczeniem dawnych założeń. A teraz jest wolna amerykanka ograniczona dwubiegunowo okolicznościami zewnętrznymi powstawania sztuki - przez chęć wyrażenia siebie (sztuka z natury jest autoekspresja) z jednej strony i przez konieczność sprzedania się z drugiej (naturalna konsekwencja wolnorynkowości). Dlatego porównując te dwa cytaty mam silne wrażenie, że koncepcja Fuentesa jest propozycją pozytywną i programową. Lechoń, klasycysta i postromantyk (Karmazynowy poemat) - wręcz przeciwnie - mówi o braku, ograniczeniach i wewnętrznej niewydolności literackiej. Nic dziwnego, że Lechoń porównując wielkich z gigantami i siebie z wielkimi, czuje się malutki, ograniczony i bezsilny. Porównywanie się z innymi rzadko dowartościowuje, o wiele cześciej dołuje, ponieważ zwykle porównujemy się z tymi, których uważamy za lepszych. Oczywiście, zawsze można stwierdzić, że i na dnie rosną kwiatki, racja, niemniej prywatnie wolę zapach tych kwiatów, które rosną na łące ;-)

Użytkownik: verdiana 06.12.2006 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Zostało Ci wybaczone :-) ... | infrared
Też mi są bliskie cytaty z Lechonia, chociaż z tego pierwszego wyłamują się krytycy, którzy jednocześnie są pisarzami.

Tak sobie myślę o tym "zostawaniu pisarzem". Rozumiem, że są nimi ci, którzy się w pisarstwie kształcili. Ale ja sama z kolei uznaję tak naprawdę jedynie życiopisanie, a tego się nie studiuje - nie da się studiować życia. I nie ma w tym przypadku czegoś takiego, jak decyzja o zostaniu pisarzem. W ogóle się nim nie jest! I, co ciekawe, właśnie wtedy powstaje najlepsza Literatura. Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji. To ciekawy temat na jakiś doktorat. :-)

> Od końca Nowej Fali czyli mniej więcej od roku 80' można mówić i często mówi się o kryzysie naszej literatury.

Wiem, że "się mówi", ale jeszcze żadnego przekonującego (nieprzekonującego też) argumentu gnębiącego tę literaturę nie słyszałam. W każdym razie dla mnie Literatura polska zaczyna się właśnie wtedy, nie kończy, więc nie jestem w stanie nic na ten temat Ci napisać.

Lechoń... on sobie siedział w Nowym Jorku, chałturzył, wszystkich krytykował, ale uważał się jednak za gwiazdora - swój "wierszowy pojedynek" z Tuwimem sam nazywał "wojną gwiazd". No i za wielkich miał chyba innych niż ja - bo np. krytykował Manna jako niedającego się czytać, bał się sięgnąć ponownie po "Baddenbroków", strasznie mieszał z błotem Miłosza, Czapskiego, Iwaszkiewicza, po części też Gombrowicza. Gide'a i Geneta uważał za seksualnych wykolejeńców, choć pisał, o ile pamiętam, że Genet o tym wykolejeństwie umie pisać ładnie. :-)

Daruję mu, bo przyjaźnił się z moim absolutnie ukochanym poetą, Wierzyńskim. I kochał psy.

Tak sobie dryfujemy, że zaczynam zapominać, o czym rozmawiamy, ale mnie te dygresje w ogóle nie przeszkadzają, niech sobie płyną... :-)

Użytkownik: infrared 07.12.2006 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mi są bliskie cytaty ... | verdiana
Mi bliskie jest zdanie Oriany Fallacci, która pisanie uważała, za wewnętrzny imperatyw zmuszający do przerwania milczenia. Jednym z powodów mego pójścia na polonistykę było bardzo błędne przekonanie, że one pomogą mi w mym pisaniu. Wg mnie studia zabijają wyobraźnię - po nich umiesz zobaczyć kod literacki, ale sam nie umiesz już go stworzyć. Tym niemniej nie przepadam za życiopisaniem - Ci klasyczni życiopisarze jak Proust, Podsiadło czy Sted to nie jest moja bajka, jakkolwiek ich cenię.. Jeśli już to wolę życiopisanie Schulza lub Joyca tj. ich przesycone wyobraźnią, magiczne, powykrzywiane światy.

Czyżby Twoja wypowiedź odnośnie NF była potwierdzeniem tego, że słyszy się jedynie to, co chce się usłyszeć? ;-)

Iwaszkiewicz u Lechonia także mógł trafić do półeczki pt. seksualni wykolejeńcy :) Sam za Lechoniem nie przepadam, podobnie jak za całym Skamandrem. Zawsze wolałem awangardę - Peiper, Przyboś, młody Ważyk, romansujący z surrealizmem Brzękowski to jest to :)) I tak generalnie dla mnie międzywojnie to najlepsza literacko epoka.

Dryfujmy, dryfujmy, tylko się o skały nie rozbijmy :>
Ps. http://free.of.pl/a/arise/poe/stary.htm
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mi bliskie jest zdanie Or... | infrared
Do mnie bardziej dociera Quignard ze swoim "Scribo: taciturio", utulaniem mowy w milczeniu, pisaniem, by milczeć.

Schulza cenię. Joyce mnie znudził (to dla mnie literatura tak daleka od życia, że nie umiem sobie wyobrazić bardziej oddalonej :-)). I o studiach sobie też ze mną nie pogadasz, bo jestem swoimi zachwycona i fakt, że się skończyły, był dla mnie wielką traumą. Rzeczywiście, wcześniej przewinęłam się przez 3 wydziały, które mnie rozczarowały, ale postanowiłam wreszcie studiować to, co mnie interesuje, a nie to, z czego być może kiedyś miałabym żyć. I teraz mam zamiar iść na polonistykę - też na SWPS. To fantastyczny wydział, bliski życiu, świetni ludzie, przedmioty, profil. Żadnego przynudzania.

> Czyżby Twoja wypowiedź odnośnie NF była potwierdzeniem tego, że słyszy się jedynie to, co chce się usłyszeć? ;-)

Nie, to było jedynie potwierdzenie, że też to słyszałam, ale Twoja interpretacja bardzo mi się podoba. :-)

Lubię Skamandra. Poetyckie międzywojnie i "powojnie" też uważam za najlepsze, a w każdym razie fascynowałam się tym poetyckim okresem w liceum. A kiedy się zagłębiłam w wiersz biały, "rymowanki" przestały mi wystarczać. Czytam teraz III tom dziennika Lechonia i zupełnie nie mogę zrozumieć jego zmuszania się do pisania wierszy codziennie rano. Takiego siadania, od do, wyplucia z siebie paru rymowanych linijek, a potem zadowolenia z siebie. Nie pojmuję.
W tym tomie trochę łagodniej wypowiada się o Iwaszkiewiczu, a zwłaszcza o jego twórczości. :-)

A co jest pod tym linkiem? Nie wczytuje się. :(
Użytkownik: infrared 07.12.2006 11:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Do mnie bardziej dociera ... | verdiana
Quignard jeszcze przede mną.. :)

Tuś mnie V (jak Vendetta?:P) swoją opinią na temat Joyca zaskoczyła. Dublińczycy to bardzo realistyczna kronika miasta, a spora część Ulissesa powstała w bibliotecznej czytelni nad gazetami z aktualiami. O studiach chyba jednak moglibyśmy sobie pokadać. Chociażby dlatego, że koniec studiowania odbijał mi się czkawką jakiś czas po zdobyciu mgr. i chętnie bym go sobie pozdobywał jeszcze raz, choć teraz pewnie chciałbym czytać zupełnie inne rzeczy, niż wówczas ;-) W zasadzie po studiach moja miłość do literatury światowej ponownie szeroko rozwinęła skrzydła (co notabene wcześniej było jednym z powodów wyboru kierunków studiów tzn. było mi trochę wstyd że w lit. obcej orientuje się lepiej niż w rodzimej).

Odnośnie międzywojnia - myślałem tutaj generalnie o całej literaturze - o pisaniu, krytycy, życiu literackim itd. Poezja - ekspresjonizm, awangarda. W prozie Andrzejewski, Iwaszkiewicz, Choromański, Witkacy, Gombrowicz, Schulz. W dramacie Witkacy obok Szaniawskiego. Po prostu sam miód :)

A na koniec pozwolę sobie przepisać to co wisiało pod paskudnym linkiem. Z dedykacją dla miłujących psy :-)

Stary poeta

I.
Poeta mówi:
Żono! Widzisz te dwie muchy
na parapecie okna
zabite muchozolem
Tyleż one znaczą we wszechświecie
co nasze martwe ukochane psy
co leżą pod kamieniem

Pamiętasz ten wyraz Tropika
gdy mu się coś mówiło
a on nie rozumiał
marszczył czoło skupiał się
i nie rozumiał

Bo był zwierzątkiem

My też nie rozumiemy
Patrz mówią do nas obłoki
zorze gwiazdy
wiatry
a my nie rozumiemy

Mówią do nas przestrzenie
niebieskie
mówią drzewa rozwijające się
mówią kwiaty
rosną
i mówią
a my nie rozumiemy

I tak już będzie

Będziemy we wszechświecie
jak te dwie martwe muchy
jak te dwa zdechłe psy
jak dwie nicości
One też kochały
i chciały zrozumieć

II.
Poeta mówi:
Żono! nie odchodź
Zostań chwilę ze mną

Chcę być sam
A kiedy ty odejdziesz
Zaraz przyjdą tacy:
Tuwim przyjdzie
z gałęzią wielkich jabłek
jak ta co zabrał
z naszego wesela

Czesław zaraz przyjdzie
taki młodziutki jak wtedy
kiedy przyjechał z Wilna
ze słowami: ubóstwiam pana
na ustach

Tolek przyjedzie
taki jak w Aidzie
kiedy opowiadał bajki Marysi

przyjdzie Olek z papugą
motyl przyleci
co kiedyś wleciał do naszej
sypialni
wielki i osobliwy

Tak się zaludni
dookoła
Nie odchodź
bądź przy mnie
Bo chcę być sam
sam
taki zupełnie sam

III.
Poeta mówi:
Żono!
byliśmy kiedyś młodzi
widzielismy ocean w Skagen
i Barcelonę
i Matterhorn i Dent du Midi
mielismy przyjaciół
gadaliśmy z Lechoniem
z Witkacym z Sartre'em
zachłystywaliśmy się Proustem
czytaliśmy Jądro Ciemności
Annę Kareninę
Popioły

A Teraz jesteśmy starzy
jesteśmy sami
kłócimy się
szukamy ciągle
pogubionych książek

Chustek
zapałek
okularów

A kiedy będziemy przed Panem Nicości
już zeraz
nic nie będzie znaczyło

że byliśmy piękni
że tańczyliśmy na chłopskich weselach
i na królewskich pokojach

I nikt nas nie zapyta
o nasze muchy
nasze psy
nasze pogubione książki
chustki do nosa

i okulary

Jarosław Iwaszkiewicz „Mapa pogody”
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 12:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Quignard jeszcze przede m... | infrared
Quignard jest bliżej, niż się spodziewasz. :P

Kiedyś pisałam, że dla mnie literatura się właśnie od międzywojnie zaczyna. I to wciąż prawda. Potem było już tylko lepiej i lepiej. :-) Aż strach mnie ogarnia na myśl, co jeszcze przed nami. I złoszczę się, że umrę, nie przeczytawszy tego, co wyjdzie po mojej śmierci. ;)

Dziękuję za wiersz - przecudnej urody. :-)
Użytkownik: infrared 07.12.2006 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Quignard jest bliżej, niż... | verdiana
Mówisz? Akurat dzisiaj robie wypad do biblioteki. Hm :-)

Mam bardzo podobnie. U mnie literatura, wyjąwszy kilka postmodernizmów w typie Bartha i OuLiPo, na międzywojniu się kończy :>

Polecam zbiór. Cały jest przecudny. Poetycki testament Iwaszkiewicza.
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz? Akurat dzisiaj ro... | infrared
Hm... z Quignarda polecam wszystko ze szczególnym uwzględnieniem "Błędnych cieni", "Wszystkich poranków świata" i "Życia sekretnego" - wypożycz sobie wszystko, co mają. :-)

We wtorek będę w Pałacu Starej Książki, a tam już wypatrzyłam półeczkę z Iwaszkiewiczem, schowaną tuż przy ziemi. Szukam jego książek o muzyce, więc przejrzę dokładniej.

A co Bartha szczególnie polecasz? Chyba kiedyś już wspominałeś, ale nie mogę znaleźć. :(
Użytkownik: infrared 07.12.2006 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... z Quignarda polecam... | verdiana
"Koniec drogi" i Bakunowy faktor". Dwie wg mnie najlepsze pozycje Bartha. Jak się uda to dziś powinienem mieć coś Quignarda, aczkolwiek na pewno będzie musiał poczekać - mam sporą kolejkę.
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: "Koniec drogi" ... | infrared
Barth w schowku.
Daj znać, co sobie wypożyczyłeś. :-)
Użytkownik: infrared 07.12.2006 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Barth w schowku. Daj zna... | verdiana
Pascal Quignard - Błędne cienie, Wszystkie poranki świata
Plus dwie na chybił trafił, ponieważ (jak to zwykle ja) zapomniałem wydruku schowka, a że tytuły jakoś tak dziwnie mi się złożyły, więc.. ;-)
Shushaku Endo - Głęboka rzeka
Juan José Millás - Ostatnia wizja topielca
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Pascal Quignard - Błędne ... | infrared
Ten Millas to nie tak na chybił, trafił całkiem... Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii!
Użytkownik: exilvia 07.12.2006 19:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten Millas to nie tak na ... | verdiana
O! nie wiedziałam, że coś jeszcze tego autora u nas wyszło! I to w serii Nike. Do dostania w księgarniach?
A ja z innej beczki jeszcze, bo muszę się podzielić :> Nie wiem, czy znacie Sorokina, ale wyszła druga część trylogii (?) zapoczątkowej przez "Lód" - nazywa się "Bro". Na mnie "Lód" zrobił wielkie wrażenie, choć jest bardzo lodowaty i teraz choruję na "Bro" (może dostanę na Gwiazdkę).
A z tematu filmy - Kuczok wydał eseje poświęcone kinu (z wyszktałcenia jest przecież filmoznawstwo) - niestety widziałam na razie tylko w internecie. Ale też będę na nie polować.
Użytkownik: verdiana 07.12.2006 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: O! nie wiedziałam, że coś... | exilvia
Millasa chyba w księgarniach nie ma... w każdym razie ja nie widziałam, a chętnie bym przeczytała. :(

Sorokina mam w planach. Mogę mieć II tom, ale I nie czytałam. A bardzo bym chciała. W zamian za pożyczenie I tomu mogę pożyczyć potem II, ma ktoś ochotę? :>

Kuczok filmowy stoi u mnie na półeczce. :-)

Exilvio, najpierw zdradzałaś Sabato, teraz zdradzasz Llosę - co to za orgie... czytelnicze? :>
Użytkownik: infrared 07.12.2006 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Millasa chyba w księgarni... | verdiana
"Ostatnia wizja" to staruszek z 83'. Jeśli już to raczej w antykwariatach..
Sorokin obił mi się o uszy, ale nic ponadto. Jak mówicie, że warto, to do schowka :-)
Kuczoka na razie sobie daruję.. jakoś nie mam przekonania do tej pozycji, choć generalnie Kuczoka lubię (V, w naszej polemice to wyjątek potwierdzający regułę).
Swoją drogą, doborowe towarzystwo masz w tej orgii :>
Użytkownik: exilvia 08.12.2006 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ostatnia wizja"... | infrared
Do orgii doszedł nieopatrznie Iwaszkiewicz.. ;) Naprawdę nie wiem, czego się tknąć, a najgorsze jest to, że nie za bardzo mam czas czytać. I tak po troszeczku czytam wszystko. Ach! I Eco zauroczył mnie felietonami!
Verdiana - ja bym Ci chętnie pożyczyła Lód - ale najpierw muszę go zlokalizować :) Co Ty na to? Bo chyba jest u przyjaciółki.
Iks - dla mnie Sorokin to polemika z Nietzschem, trochę fantastyczno-filozoficzna wizja pewnego sposobu myślenia (jedni są niby-lepsi, ale bez serca, a reszta dla nich to tylko mięso a ich życie jest wg tych pierwszych bez sensu). No, filozofia. Swietnie napisane. I w mojej ulubionej serii - Don Kichot i Sancho Pansa :))
Użytkownik: verdiana 08.12.2006 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Do orgii doszedł nieopatr... | exilvia
Bardzo chętnie! To może ja się zajmę zdobywaniem II tomu, na wypadek, gdybyś nie dostała pod choinkę. :-)
Użytkownik: exilvia 08.12.2006 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo chętnie! To może j... | verdiana
To mogę jeszcze dorzucić np. "Poszerzenie pola walki" Houellebecq'a (chociaż nie polecam, nie najlepsza jego powieść), "Przewodnik po filozofii dla inteligentnych" Scrutona :)
Dobra, idę szukać "Lodu".
Użytkownik: verdiana 08.12.2006 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo chętnie! To może j... | verdiana
Ech, no i muszę tak, bo nie da się odpowiedzieć. :(
Rozpieszczasz mnie, Exilvio! Scrutona i H. chętnie. Z H. mam dziwnie: kiedy mówię, że go nie lubię, i kiedy mówię, że go lubię - w obydwu przypadkach mówię prawdę. :-)
Jak wrócę do domu, to popatrzę, czy mam coś z Twojego schowka. :-)
Użytkownik: exilvia 08.12.2006 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo chętnie! To może j... | verdiana
Mogę zrozumieć takie podejście do Houellebecqa (uwielbiam jego nazwisko!) nawet z kilku powodów. Można go lubić, bo pisze jakby nie patrzeć o nas, o naszej cywilizacji, o rzeczach nam bliskich, można nie lubić, bo pisze rzeczy straszne i czasem trudno się pogodzić z jego ocenami. Niemożliwe, żeby było tak źle. Poza tym - jego podejście do kobiet jest koszmarne. Jego literatura jest przykładem typowej literatury patriarchalnej, gdzie mężczyzna i tylko on jest utożsamiany z człowiekiem, a jego rozważania mają mieć mimo to charakter uniwersalny (polecam na ten temat wywiad z Tokarczuk w ostatnim numerze "Zadry"). Jest straszne pesymistyczny, ironiczny, często sarkastyczny. Jakby nie chciał, żeby lubiono jego literaturę :) Ale mimo to, "Możliwość wyspy" niesie okruszek optymizmu, nadziei, że jednak ta wyspa jest możliwa. Chociaż wg mnie - nie jest...
Użytkownik: infrared 08.12.2006 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Do orgii doszedł nieopatr... | exilvia
Dzięki wielkie za to dopowiedzenie. W takim razie Sorokin szybko znajdzie się w kategorii "must read". Po Musilu polemika z Nietzschem jest mi niestraszna (wcześniej była) i bardzo chętnie się dowiem o innym sposobie spojrzenia na niego :)
Użytkownik: infrared 08.12.2006 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki wielkie za to dopo... | infrared
Ps. oj "poszerzenie" jest naprawdę kiepskie..
Użytkownik: exilvia 08.12.2006 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki wielkie za to dopo... | infrared
Hmm.. to jakby wprowadzenie w czyn w literaturze najgorszych przeczuć, jakie mogą człowieka ogarnąć po lekturze pozytywnej części filozofii Nieztschego (nadczłowiek). Chociaż mam całkiem inne podejście do jego myśli, to ten eksperyment myślowy przeczytałam z zainteresowaniem, jestem ciekawa, jak dalej potoczy się myśl Sorokina. Jak nie znajdziesz w bibliotece, to jak Verdiana przeczyta, to oczywiście mogę Ci podesłać.
Użytkownik: exilvia 08.12.2006 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki wielkie za to dopo... | infrared
"Poszerzenie.." może wydawać się kiepskie na tle innych książek Houellebecqa, ale samo w sobie jest całkiem ciekawe. Houellebecq cały czas pisze o tym samym, a w "Poszerzeniu.." widać zaczątek jego twórczości. Jeśli po tym ktoś się nie zrazi do Houellebecq, zaciekawi, to na pewno będzie mu się podobać to, co pisze Houellebecq. Dla mnie on jest ważnym pisarzem, chociaż nie w tej najwyższej kategorii. Ale to, co pisze uważam za ważne, inteligentne, dowcipne i czasami przenikliwe.
Użytkownik: verdiana 09.12.2006 14:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Do orgii doszedł nieopatr... | exilvia
Mnie z tym H. chyba nie chodzi o to, co pisze. Bardziej chodzi mi o to, że mam świadomość, że to nie jest wysokich lotów pisarz, że się bawi czytelnikami, że świadomie zbiera składniki niezbędne, żeby masy się nabrały, a potem patrzy, jak się nabierają. Nie lubię go za to. Za używanie modnych słów, żeby sprawiać wrażenie, że jego książki są czymś więcej, niż są, itd. A mimo to lubię sięgnąć czasem po jego powieści. Z całą świadomością daję mu się nabrać, albo raczej - bawię się razem z nim. A koniec końców zgadzam się z KR i jego "Genitaliami jako źródło cierpień". :-)
Użytkownik: exilvia 09.12.2006 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie z tym H. chyba nie c... | verdiana
Całkiem inaczej patrzymy zatem na Houellebecqa i seks ;)
Użytkownik: pilar_te 29.11.2006 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Z książkami niestety tak ... | infrared
Co do kontekstów muzycznych, u mnie Murakami ma plusa za Keitha Jarretta.
Użytkownik: infrared 01.12.2006 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do kontekstów muzyczny... | pilar_te
Wiesz, ja przez Murakamiego bliżej zainteresowałem się niektórymi wykonawcami. Ten skośnooki gość jest niezwykle inspirujący :-))
Użytkownik: pilar_te 29.11.2006 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam tylko "Kronikę p... | verdiana
O, dziwi mnie bardzo Twoja opinia. Jak dla mnie opowieść fascynująca (choć nieco nierówna), ciekawie skonstruowani bohaterowie, miła memu sercu przeskakująca narracja oraz występujący w odpowiednim natężeniu element zaskoczenia :-)
Użytkownik: norge 03.12.2006 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jutro upiorę, rozwieszę,... | infrared
I takżeście się rozdyskutowali, że nie wytrzymałam i zaczęłam czytać "Norwegian Wood". Też się trochę zraziłam po Ptaku Nakręcaczu, ale ta książka jest chyba trochę inna. Choć aż się boję, że za chwilę Murakami wpadnie w swoją manierę tworzenia nierzeczywistych światów, które się na siebie nakładają.. . a tego nie zdzierżę :-)
Użytkownik: infrared 04.12.2006 00:45 napisał(a):
Odpowiedź na: I takżeście się rozdyskut... | norge
Uspokoję Cię - nie wpadnie. Ale patrzę na leżącego w kolejce do lektury Ptaka Nakręcacza coraz bardziej wystraszonymi przez Was oczami. I co teraz? :-)
Użytkownik: verdiana 04.12.2006 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Uspokoję Cię - nie wpadni... | infrared
Drżyj! :>
Użytkownik: carmaniola 04.12.2006 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Drżyj! :> | verdiana
No, nie strasz biednego skróconego Infrareda! Może spodoba mu się tak jak mnie? ;-D
Użytkownik: verdiana 04.12.2006 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No, nie strasz biednego s... | carmaniola
Przecież muszę się zrewanżować jakoś za jego sadyzm, prawda? [spytała niewinnie] :-)
Użytkownik: carmaniola 04.12.2006 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież muszę się zrewan... | verdiana
Czy ja wiem... Ja bym się nie narażała. On przeczyta i wysmaży potem taką reckę i czytatkę, że poczujesz się przymuszona do przeczytania raz jeszcze. Nie darmo wszak zwie się "sk. Infrared". ;-)
Użytkownik: verdiana 04.12.2006 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem... Ja bym się... | carmaniola
Ja się nie narażam, ja prawdę piszę. :-) I tylko się boję, że po recenzjach "Norwegian Wood" okaże się, że to ten sam Murakami co poprzednio. Poważnie! Wolałabym, żeby się okazało, że z tym "Ptakiem" po prostu źle trafiłam...
Użytkownik: carmaniola 04.12.2006 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się nie narażam, ja pr... | verdiana
Ja po "Ptaku..." czytałam jeszcze opowiadania i "Przygodę z owcą". Inne były. Istnieje więc szansa, że "Norwegian Wood" Ci się spodoba. :-)
Użytkownik: Vilya 04.12.2006 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się nie narażam, ja pr... | verdiana
Recenzji książek Murakamiego w większości czytać nie warto - takie odnoszę wrażenie po lekturze kolejnych, w których sporadycznie tylko odnajduję coś, co mówi mi coś nowego o tej twórczości. Coś oryginalnego. Co gorsza, kuriozalne są nawet te teksty, które, jako że pisane przez japonistów, wnosić powinny najwięcej. (Mam tu na myśli zwłaszcza uwagi skądinąd b. zasłużonego prof. Melanowicza, który Murakamiego nie rozumie, co widać, niestety). Powiedziałabym, że z "Kroniką" nie tyle trafiłaś źle, co wybrałaś książkę bardzo specyficzną, acz dla Murakamiego reprezentatywną. Ktoś kiedyś dzielił autorów (nie pamiętam w tej chwili kto, zdaje mi się, że Pasternak - gdzieś to już zresztą chyba w b-netce cytowałam) na tych, których każda powieść stanowi samodzielną, skończoną całość i na tych, którzy przez całe życie opowiadają na różne sposoby jedną historię - Murakami to zdecydowanie ta druga grupa. I jak gdyby dwa wyraźne w tym nurty:(1) M. zbliżony do klasycznej powieści - "Sputnik Sweetheart", "Na południe od granicy..." czy wreszcie "Norwegian Wood" i część opowiadań, (2) M. gdzieś na pograniczu science fiction i realizmu magicznego - w zależności od powieści; tutaj wrzucić można m.in. "Kronikę...". Kwestia preferencji. Klimat, jaki buduje, jest zbliżony. Podejmowane tematy właściwie również. Lubię oba wydania, ale chyba jednak bardziej tego M. z "Kroniki..."; lubię gubić się w tworzonych przez niego światach i zastanawiać się, czy w ogóle da się stamtąd wrócić. ;-)

Inf zaś się nie zniechęcać, nie zastanawiać, tylko czytać! :-P
Użytkownik: verdiana 04.12.2006 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzji książek Murakami... | Vilya
Czytam recenzje, bo lubię recenzje, ale nigdy nie są dla mnie wyznacznikiem tego, co znajdę w książce, bo w 99% okazują się nieprawdziwe. :-) Są dla mnie tym, co w książce widzą inni, niekoniecznie tym, co w niej faktycznie jest. W tekstach bnetkowych cenię za to subiektywność - właśnie to, że na ogół nie piszemy tu recenzji, tylko opinie, co jest ważne, bo już w jakimś stopniu wzajemnie znamy swoje gusta, więc możemy mniej więcej stwierdzić, czy nam się książka spodoba.

Zadziwiające jest to, że teoretycznie Murakami ma wszystko to, co lubię. A w praktyce nad Ptakiem męczyłam się KOSZMARNIE. Nie wybrałam go - wygrałam w konkursie. Tak jak teraz przypadkiem leży na półce akurat "Norwegian Wood" - akurat to było na podaju. :-) Z tego, co piszesz, pewnie bardziej mi się spodoba (1), mimo że i sf, i realizm magiczny lubię.
Użytkownik: Vilya 04.12.2006 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam recenzje, bo lubię... | verdiana
Myślałam akurat o recenzjach "gazetowych" - które zasadniczo też czytam, ale akurat w wypadku Murakamiego na ogół narasta we mnie poczucie irytacji: mam nieznośne wrażenie, że recenzent nie czytał książki, o której pisze albo czytał ją tak nieuważnie, że w ogóle nie powienien się zabierać za pisanie. Ale to oczywiście tylko moje odczucie.

Nie zniechęcaj się do M. za szybko, spróbuj z "Norwegian...". :-)
Użytkownik: verdiana 04.12.2006 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślałam akurat o recenzj... | Vilya
Ja też o tych recenzjach myślałam. Ja mam czasami wrażenie, że nawet jeśli recenzent czytał, to tylko pierwszy rozdział. :-) Podobne mam uczucie przy większości notek na okładkach.

Z M. w końcu spróbuję, ale jeszcze nie taraz, teraz czytam książki pożyczone. ;>
Użytkownik: infrared 04.12.2006 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też o tych recenzjach ... | verdiana
[kurcze, ile się czasem dzieje za moimi plecami ;>]
Użytkownik: Wilku 08.12.2006 01:09 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jutro upiorę, rozwieszę,... | infrared
Murakami to mój ulubiony pisarz. Jego powieści zawierają coś w sobie, czego nie spotkałem nigdzie indziej. Nie wiem co to jest, ale jest to coś przeznaczone dla mnie. Wczytując się w jego powieści odnajduje dziwnego typu ukojenie, dziwny rodzaj ciekawości, który zmusza mnie bym czytał kolejną stronę i kolejną każdej powieści. Jego język, który z pozoru jest prosty, bezuczuciowy wyraża niesamowitą głębie emocji i uczuć. Może to jest to co mnie tak pociąga w jego prozie? Nie wiem. Ale nie zawiodłem się na żadnej jego książce...

Fragment ten jest ładny, aczkolwiek osobiście wolę ten z ostatnich stron... Łzy same lały się strumieniami
Użytkownik: infrared 08.12.2006 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Murakami to mój ulubiony ... | Wilku
I ja mam szczerą nadzieję, że się na nim nie zawiodę. Dla mnie to również ważny pisarz. "Na południe od granicy" to pierwsza książka od bardzo długiego czasu, od której nie mogłem się oderwać. Przeczytałem ją praktycznie w jeden wieczór. Myślę, że ukojenie to jedno z najtrafniejszych określeń na temat jego twórczości, jakie usłyszałem. Poza tym uzyskanie takiego języka to ogromna sztuka, on pozwala Murakamiemu pisać o miłości bez patosu i grafomanii w sposób nieprawdopodobnie piękny. Gdyby dostał Nobla, ja bym się nie obraził :-)

Fragment wybrałem specyficzny, fakt. Na pewno jest wiele innych fragmentów, które pokazują Murakamiego od strony emocjonalnej. Tym niemniej wydawało mi się, że w tym fragmencie Murakami opisując tragedię Eurypidesa dokonał autocharakterystyki. Poza tym nie chciałem wybierać cytatu, który byłby dla mnie wewnętrznie ważny. Stąd taki wybór..
Użytkownik: Wilku 08.12.2006 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja mam szczerą nadzieję... | infrared
Zapewne;]

Jak dla mnie Murakami zdecydowanie powinien dostać Nobla. A z książek jego najbardziej polecam "Kroniki Ptaka Nakręcacza". Jego najpiękniejsza powieść, a czytałem wszystkie które zostały wydane w Polsce. Nie wiem, jak z polskim tłumaczeniem, bo Kronikę czytałem akurat po angielsku, ale gwarantuję, że się nie zawiedziesz...
Użytkownik: infrared 08.12.2006 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapewne;] Jak dla mnie... | Wilku
Na tle wypowiedzi, które wykazywały zrażenie się M. właśnie po "Ptaku Nakręcaczu" Twoja jest dla mnie szczególnie cenna. Dzięki :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: