Dodany: 22.11.2006 17:15|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wyjątkowe czasy
Cunningham Michael

Czas mija, trawa odrasta


Koncepcja tryptyku powieściowego, którego części, usytuowane w różnych wycinkach czasoprzestrzeni, połączone są mniej lub bardziej uchwytnym wspólnym motywem, nie jest dla Cunninghama niczym nowym. To przecież według takiego właśnie schematu skonstruował pisarz słynne „Godziny”, które przyniosły mu międzynarodowy rozgłos. A jednak błędem byłoby sądzić, że „Wyjątkowe czasy” to tylko powtórka sprawdzonego chwytu. W tym przypadku bowiem ta sama strategia wykorzystana została do zupełnie innych celów: „Godziny” zaglądają do wnętrza człowieka, skupiają się na analizowaniu jego emocji, a ich motywem przewodnim jest alienacja jednostki, zaś „Wyjątkowe czasy” wychodzą poza zamknięty krąg ludzkiej osobowości, dotykając kwestii interakcji człowieka ze środowiskiem, zwłaszcza ze stworzonymi przez niego samego pułapkami cywilizacyjnymi.

Część pierwsza tryptyku, „W maszynie”, to przejmujący portret upośledzonego fizycznie, lecz inteligentnego i ponadprzeciętnie wrażliwego trzynastolatka, który po tragicznej śmierci brata musi wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny. Do tej pory Lucas żył w swoim własnym świecie, utkanym z pełnych metafizyki wersów poezji Whitmana – teraz musi stawić czoło przytłaczającej rzeczywistości, w której głównym czynnikiem twórczym i zarazem destrukcyjnym jest maszyna...

Część druga, „Dziecięca krucjata”, to dość przerażająca wizja bezdomnych dzieci, wykorzystanych jako narzędzia egzekwowania źle pojętej sprawiedliwości społecznej.

Trzecia, „Nietypowa piękność”, to utwór zaskakujący i wyjątkowy na tle dorobku autora, niezdradzającego dotąd tendencji do osadzania akcji swoich dzieł w realiach odległej przyszłości. Jest to bowiem niemal klasyczna science fiction, ze wszystkimi niezbędnymi atrybutami gatunku: techniką pozwalającą na stworzenie sztucznej inteligencji i odbywanie podróży międzygwiezdnych, Ziemią zdewastowaną wskutek nieodpowiedzialnego użycia tej techniki, przedstawicielami innej cywilizacji, zepchniętymi przez zaborczych Ziemian do roli sług. I cyborgiem, który okazuje się bardziej ludzki niż ci, co sprawują nad nim kontrolę...

Spoiwo wiążące te trzy historie to nie tylko nowojorski Manhattan, na przestrzeni kilku wieków ulegający niejednej metamorfozie, lecz nadal pozostający miejscem charakterystycznym i rozpoznawalnym; to nie tylko wizjonerska poezja Walta Whitmana, przenikająca myśli bohaterów, narzucająca im określone skojarzenia i odczucia. To także kilka szczegółów, których tu nie ujawnię, by nie psuć innym przyjemności samodzielnego ich tropienia, a które w pewien sposób dowodzą prawdziwości tezy Whitmana, że „śmierć naprawdę nie istnieje. A jeśli w ogóle była, to po to, by życie powieść przed siebie”, że „wszystko idzie naprzód, nic się w sobie nie zapada”[1].

Cunningham wyraźnie lepiej czuje się w przeszłości i teraźniejszości, niż w przyszłości. Koncepcja istnienia „parkowych zbirów”, za odpowiednią opłatą dostarczających klientom „mocnych wrażeń”, których opisu tu oszczędzę, wydaje mi się tyleż odrażająca, co nieprzekonująca (chociaż może tylko mnie...? W końcu – i dzięki za to Opatrzności! – to nie ja, lecz autor żyje na co dzień w społeczeństwie wyprzedzającym wszystkie inne nie tylko pod względem tempa industrializacji i rozwoju nauki, ale także odsetka obywateli wymagających pomocy psychiatrycznej, więc pewnie lepiej wie, na co stać jego rodaków...). Nie bardzo prawdopodobna, przynajmniej w świetle dotychczasowej wiedzy z zakresu genetyki, jest też możliwość powstania krzyżówki człowieka i gadziokształtnej istoty pochodzącej z innego systemu planetarnego, nawet zakładając, że życie w tymże systemie powstało w identycznych warunkach, jak na Ziemi.

Ale wybaczmy autorowi te pomysły, jeśli nawet nie należą do najfortunniejszych, a doceńmy jego umiejętność kreowania wyrazistych postaci, operowania pozornie nieznaczącymi detalami składającymi się na niepowtarzalny klimat i sterowania dramaturgią sytuacji, zauważmy dyskretną, lecz czytelną ironię, przemyconą w całkiem poważnych scenach składających się na portret naszej cywilizacji (te prześliczne imiona dzieciaczków – podopiecznych Catareen: Tomcruise i Katemoss! Te odniesienia do kultowej sagi George’a Lucasa! To demaskowanie stereotypów rasowych, wciąż pokutujących w amerykańskim społeczeństwie, mimo przesadnej dbałości o „poprawność polityczną”!...).

Całość naprawdę warta jest przeczytania i zastanowienia się nad tym, co przekazuje nam współczesny pisarz i cytowany przezeń XIX-wieczny poeta. Przemijamy, by dać miejsce następnym pokoleniom, i tego nie zmienimy; ale to od nas w jakimś stopniu zależy, kim będą ci, którzy przyjdą po nas, i co tu zastaną...


_ _ _

[1] Walt Whitman, „Źdźbła trawy”, za: Michael Cunningham: „Wyjątkowe czasy”, przeł. Maja Charkiewicz i Anna Kamińska, wyd. Rebis, Poznań 2006, s. 109.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6268
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: misiak297 22.11.2006 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Koncepcja tryptyku powieś... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wiesz Dot, a mnie ta książka nie zachwyciła - wręcz przeciwnie. Na tle czegoś tak wspaniałego jak "Dom na krańcu świata" czy "Z ciała i z duszy" no i "Godzin" wypada po prostu blado, jak niewypał... Podobało mi się jedynie pierwsze opowiadanie. Zastanawiałem się czy ta historia z pożarem w zakładzie zdarzyła sie naprawdę...
Reszta dla mnie do kitu...:( Solidne rozczarowanie. Mam nadzieję, że Cunningham nie będzie serwował nam już podobnych niespodzianek...:( A które książki C. wcześniej czytałaś? I jakie zrobiły na Tobie wrażenie?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.11.2006 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz Dot, a mnie ta ksią... | misiak297
Wszystkie u nas wydane. Gdybym miała je uszeregować w kolejności, pod kątem wrażenia, jakie na mnie zrobiły, to po kolei:
"Z ciała i z duszy" - "Godziny" - "Dom na krańcu świata" - "Wyjątkowe czasy". Myślę, że Twoje rozczarowanie wynika z faktu, że przyzwyczaiłeś się do określonej konwencji, w jakiej pisał te wcześniejsze utwory. Postacie w tym tomie nie są rzeczywiście tak rozbudowane psychologicznie, no i dawka metafizyki większa niż gdzie indziej. Ale mimo wszystko nie odbieram ich jako beznadziejnych. A pożar, o ile się nie mylę, miał miejsce rzeczywiście, i podobno na pamiątkę jego ofiar ustanowiono Dzień Kobiet (chociaż mój kolega twierdzi, że to tylko socjalistyczne mydlenie oczu); nie zdążyłam poszukać żadnych źródeł, by wyrobić sobie własne zdanie na ten temat).
Użytkownik: misiak297 23.11.2006 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkie u nas wydane. G... | dot59Opiekun BiblioNETki
Masz rację - przyzwyczaiłem się po prostu do innego Cunninghama. Do tego, który opisuje dzieciństwo prawdziwie jak nikt inny, tworzy wyraziste, skomplikowane, choć przeciętne postaci, porusza kontrowersyjne tematy i jego książki mają głębię, choć pisane są prostym stylem - może z wyjątkiem Godzin, ale to jest przecież pisane pod "Panią Dalloway". Czytałaś z kolei tę pozycję? Wydaje mi się, że Cunningham świetnie sobie z Godzinami poradził, A film to po prostu rewelacja. Inna sprawa, że moim ulubionym filmem w ogóle jest "Dom na krańcu świata". Naprawdę polecam!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.11.2006 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację - przyzwyczaił... | misiak297
Niestety, "Pani Dalloway" nie czytałam, bo w bibliotece, z której korzystam, Woolf reprezentowana jest jedynie przez "Damę w lustrze" i "Fale" (fantastyczne!), za to widziałam film, który ogromnie mi się podobał. "Domu na krańcu świata" natomiast nie widziałam, prawdę rzekłszy, nawet nie wiedziałam, że został zekranizowany; zaraz sobie zerknę na jakiś serwis filmowy i dowiem się szczegółów. O ile mnie małżonek od komputera nie wygoni, bo miałam tylko pocztę sprawdzić, a siedzę już godzinę...
Użytkownik: misiak297 23.11.2006 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, "Pani Dall... | dot59Opiekun BiblioNETki
Był, był z Colinem Farrellem jako Bobbym i Sissy Spacek jako Alice Glover. Rewelacyjny. Ściągnij sobie zwiastun (jest do ściągnięcia na onecie) jak będziesz miała chwilkę:)
Użytkownik: Dunkelheit 06.12.2008 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację - przyzwyczaił... | misiak297
"Dom na krańcu świata" jest dobry? Na ile trzyma się książki?
Nie oglądałam i raczej też nie mam zamiaru, ale chciałabym się dowiedzieć, czy moje przypuszczenia wysnute na podstwie zwiastunów i zdjęć są trafne. Jestem nastawiona dość sceptycznie i nie chciałabym sobie popsuć świetnego wrażenia, jakie pozostawiła książka. Niestety zazwyczaj ekranizacje bardzo mnie zawodzą.
Użytkownik: exilvia 06.12.2008 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dom na krańcu świat... | Dunkelheit
To chyba masz wyjątkowe nieszczęście trafiać na kiepskie ekranizacje. Ja często trafiam na lepsze niż książki, vide "Godziny". Ale nie tylko, nawet pisarzy, których książki b. lubię, vide "Przez ciemne zwierciadło" na podstawie Dicka. Cunnigham jest bardzo filmowy, w przeciwieństwie do Dicka. Czytałam "Dom na krańcu świata" i jako powieść oceniam ją b. nisko, ale film może być niezły, bo autor mimo wszystko ciekawe postacie wymyśla, więc na pewno, jak będę miała okazję, to obejrzę. A z ekranizacjami to tak zauważyłam, że zawsze jest pół na pół szans, że będzie dobrze. ;-) Ale chyba trochę Cię rozumiem, lubisz tę książkę i nie chcesz sobie psuć wrażenia, to tak jak ja nie obejrzałam dotąd "Cząstek elementarnych". I pewnie nie obejrzę.
Użytkownik: Dunkelheit 09.12.2008 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: To chyba masz wyjątkowe n... | exilvia
Otóż to.
W każdym razie nie lubię oglądać filmów na podstawie książek, w których coś mnie urzekło (nawet jeśli nie były genialne). Zwyczajnie zaciera mi się wtedy obraz, który stwarzałam godzinami, i potem zwykle tego żałuję, nawet jeśli film okazuje się dobry.
Jak zapomnę, co sobie wyobrażałam, to może obejrzę, bo książka rzeczywiście sama się prosiła o zekranizowanie.
Użytkownik: misiak297 10.12.2008 00:54 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dom na krańcu świat... | Dunkelheit
To mój ukochany film, więc nie będę obiektywny. Ale fakt faktem, że wszystko co nie dotyczyło Bobby'ego - czyli np. dzieciństwo Jonathana zostało wycięte. No i trochę gna. Jednak mam tak wielki sentyment do książki, że film to dla mnie same atuty. Dla odmiany moja dziewczyna go nie cierpi, choć bardzo ceni książkę Cunninghama. Nie wiem, może jednak warto się przekonać?:)
Użytkownik: Dunkelheit 10.12.2008 16:22 napisał(a):
Odpowiedź na: To mój ukochany film, wię... | misiak297
Myślę, że kiedyś się przekonam, ale dopiero wtedy, jak minie trochę czasu. Mam właśnie zupełnie inny sposób myślenia (być może, owszem, trochę zbyt ograniczony), bo dla mnie film na podstawie ulubionej książki ma bardzo dużo wad, szczególnie tam, gdzie są rozbieżności. Nie umiem wtedy patrzeć do końca obiektywnie i ocenić wartości filmu jako takiego, a nie jako odzwierciedlenia czegoś, co już poznałam.
Dla odmiany jednak widziałam bardzo dobrą ekranizację "Zbrodni i kary", która jednak była bardzo luźną interpretacją, więc nie musiałam się martwić, że jakiś obraz z niej nałoży mi się na ten wykreowany przez pisarza.
A wracając już całkiem do "Domu...", to tego właśnie się obawiałam - wycięcia ważnych scen, niepozostawienie czasu na własne przemyślenia (z tego powodu czytałam książkę przez prawie dwa tygodnie - żeby wszystko dotarło do mnie powoli). Mam nadzieję, że jeśli obejrzę, nie pożałuję.
Pozdrawiam.
Użytkownik: --- 23.11.2006 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Koncepcja tryptyku powieś... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: