Dodany: 14.11.2006 20:47|Autor: lirael

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Merde! Rok w Paryżu
Clarke Stephen

Paryski spleen


Zdarza się, że poznając kogoś, zachwycamy się jego poczuciem humoru. Z biegiem czasu jednak to, co uznawaliśmy za błyskotliwą ironię, okazuje się złośliwością, a dowcipy tej osoby zupełnie przestają nas śmieszyć.

Niestety, tak właśnie wyglądało moje spotkanie z powieścią Stephena Clarke'a „Merde! Rok w Paryżu”. Początki były sympatyczne. Pierwsze rozdziały czytałam z przyjemnością. Kilka razy nawet głośno zaśmiałam się podczas lektury, co nie zdarzało mi się już od dawna. Radość nie trwała jednak zbyt długo.

Książka ta jest satyryczną opowieścią o Angliku, który z przyczyn zawodowych zamieszkał w Paryżu. Jesteśmy świadkami jego aklimatyzacji nad Sekwaną, życia codziennego, perypetii w pracy i życiu uczuciowym. Podobnie jak w „Roku w Prowansji” Petera Mayle'a, w książce występuje podział na rozdziały-miesiące.

„Merde! Rok w Paryżu” jest powieścią dość pikantną. Książka obfituje w sceny erotyczne, notabene odmalowane z subtelnością hipopotama (na przykład pląsy Paula z transwestytą). Skrzy się sprośnymi żarcikami. Dziwię się, że nie ma na ten temat żadnej wzmianki na okładce (powieść była zafoliowana). Dla miłośników niewybrednych obscenicznych facecji byłaby to z pewnością elektryzująca reklama. Natomiast spieszę donieść osobom, które planowały zakup tej książki w prezencie dla nieletniej latorośli bądź też cioci zafascynowanej kulturą Francji, że to nie jest najlepszy pomysł. Tymczasem wydawca promuje tę pozycję niewinnym określeniem na okładce: „wciągająca i niezwykle zabawna powieść przygodowa”*.

A propos kultury. Odmalowując obraz Paryża z początku XXI wieku, autor praktycznie pominął tę sferę. Jedyne lektury, na jakie powołuje się Paul West, to przewodnik po Paryżu oraz prasowe ogłoszenia drobne. Luwr jest wzmiankowany w kontekście muzealnego baru, w którym narrator melancholijnie sączył napój alkoholowy. Grupa pisarzy ukazana jest jako zespół jednostek neurotycznych.

Autor z wyraźnym poczuciem wyższości opisuje Francuzów jako chaotycznych bałaganiarzy i bufonów. Ponadto książka jest w swej wymowie bardzo mizoginiczna. Kobiety przedstawione są jako rozchwiane emocjonalnie istoty o nadmiernie rozwiniętych potrzebach seksualnych, praktycznie niezdolne do uczuć wyższych. Szczególnie wyróżniają się tu Elodie i Marie.

Warstwa literacka pozostawia wiele do życzenia. Wątki rwą się, po czym autor na siłę je reanimuje (na przykład romans Paula z Aleksą). Postaci są mdłe i nieskomplikowane (chociażby Christine).

Pozostaje jeszcze tajemnicza kwestia tłumaczenia. Zaintrygował mnie fakt, iż w książce nigdzie nie jest podane nazwisko tłumacza, a przewertowałam ją dokładnie. Na stronie wydawnictwa W.A.B. natomiast jako autorka przekładu figuruje Agnieszka Barbara Ciepłowska.

Przekład był zadaniem trudnym. Powieść obfituje w gry słów, żarty językowe, w dodatku autor parodiuje wymowę Francuzów kaleczących język Szekspira na wiele możliwych sposobów, z uwzględnieniem różnic indywidualnych. Zadanie, niestety, trochę przerosło tłumaczkę (zespół tłumaczy?). Szczególnie razi sposób, w jaki przetłumaczono wypowiedzi Marie (głoska „h” umieszczana w losowo wybranych miejscach).

Książka odniosła już pewien sukces, jest między innymi na liście bestsellerów Merlina. Powieść ta na pewno stanowi ciekawą propozycję dla osób, które na co dzień nie czytają. Przypuszczam, że ta łatwa i lekka lektura dostarczy im miłych wrażeń. Obawiam się jednak, że czytelnicy, którzy od książek wymagają trochę więcej, mogą odłożyć ją na półkę z pełnym zgrozy okrzykiem „Merde!” na ustach.



---
* S. Clarke, „Merde! Rok w Paryżu”, wyd. W.A.B., Warszawa 2006; tekst z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 19935
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 39
Użytkownik: --- 15.11.2006 02:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
komentarz usunięty
Użytkownik: lirael 15.11.2006 08:38 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Bardzo dziękuję :)
W kwestii poczucia humoru: przypuszczam, że je posiadam, ale po prostu odbieram na troszkę innych falach niż Stephen Clarke. Na pewno łączy nas natomiast sympatia do "Trzech panów w łódce, nie licząc psa" Jerome K. Jerome (fragment tej właśnie powieści stanowi motto "Merde!"). Uczciwie uprzedzam jednak, ze książka Stephena Clarke'a to inna kategoria wagowa.
Moje rozczarowanie wynika przede wszystkim z tego, że po lekturze informacji na okładce spodziewałam się "doskonałego przewodnika po współczesnej Francji" (cytat z okładki), czegoś w stylu "Bezsenności w Tokio" Bruczkowskiego, a nie frywolnych opisów fragmentów anatomicznych Paula Westa. Cena również wskazywała na to, że jest to tzw. lektura z wyższej półki, a nie nieszkodliwe czytadełko. Cóż, c'est la vie ;)
Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: Mantra 15.11.2006 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
hehe, właśnie wzięłam udział w konkursie, w którym można wygrać tę książkę - zobaczymy czy będę mogła potwierdzić Twoje zdanie, czy zniknie ona w mrokach zapomnienia ;)
Użytkownik: lirael 15.11.2006 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: hehe, właśnie wzięłam udz... | Mantra
Mocno trzymam kciuki, ale jeśli - odpukać - nie powiedzie Ci się w konkursie, naprawdę niewielka strata :)
Serdeczności.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.11.2006 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Dzięki za ostrzeżenie! A już się zastanawiałam, czy jej nie kupić, bo prowansalski cykl Mayle'a ogromnie mi się podobał i miałam ochotę na coś zbliżonego!
Użytkownik: lirael 17.11.2006 06:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za ostrzeżenie! A ... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Merde!" miało być chyba swoistą parodią książek Mayle'a. Na "skrzydełku" okładki umieszczono cytat z "Le Figaro" określający autora mianem "anty-Peter Mayle".
W moim odczuciu wyszła karykatura a nie parodia :(
Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.11.2006 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "Merde!" miało ... | lirael
A, no to pewnie bym zauważyła, gdybym ją przeglądała w księgarni. Akurat byłam dzisiaj, ale już nie brałam tego do ręki.
A czy znasz "Zapiski z małej wyspy" Brysona? Jeśli tak, to ciekawa jestem Twoich wrażeń; swoich umyślnie nie zdradzam, żeby nie popełniać manipulacji:).
Użytkownik: lirael 20.11.2006 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A, no to pewnie bym zauwa... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Zapisków..." Brysona niestety nie czytałam, aczkolwiek ilustracja na okładce robi dość smakowite wrażenie :) Opis również intrygujący.
Podzielę się wrażeniami po lekturze, gdy książkę zdobędę.
Moc serdeczności.
Użytkownik: Ana_30 02.01.2007 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za ostrzeżenie! A ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Też lubię czytać opowieści Mayle'a o Prowansji. Sięgając po książkę Clarke'a miałam nadzieję na podobny styl (a szukałam sympatycznej książki na sylwestrowy wieczór). Przed chwilą zamknęłam tę opowieść o Paryżu - i podpisuję się pod rezenzją liraela obiema rękami. Początek książki był nawet sympatyczny, ale wraz z kolejnymi rozdziałami opowieść stawała się żenująca...Aż dziw, że doczytałam do końca - właściwie tylko z ciekawości, czym się skończy antagonizm autora i jego niedawnego szefa. Odkładam książkę na półkę i nie sięgnę do niej po raz drugi, tym bardziej że na stoliku obok łóżka piętrzy mi się apetycznie parę prowansalskich opowieści Mayle'a...
Użytkownik: Tessa K 20.11.2006 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Co za radość, że przeczytałam twoją recenzje. Zastanawiałam się nad kupnem tej książki. Po przeczytaniu twojej opinii wiem,że byłyby to zmarnowane pieniądze. Dzięki.
Użytkownik: lirael 20.11.2006 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Co za radość, że przeczyt... | Tessa K
Cieszę się, że moja opinia okazała się przydatna :)
Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: verdiana 21.12.2006 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Oj, chyba nieuważnie szukałaś. Tłumaczka jest podana - na stronie tytułowej, tam, gdzie zawsze. A jej nazwisko wcale nie jest ukryte...
Użytkownik: lirael 25.12.2006 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, chyba nieuważnie szuk... | verdiana
W posiadanym przeze mnie egzemplarzu nazwiska tłumacza nie ma nigdzie. Najwyraźniej chochlik drukarski napsocił :)
Użytkownik: Filip II 06.02.2007 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W posiadanym przeze mnie ... | lirael
Potwierdzam, u mnie też nie ma.
Użytkownik: jakozak 27.06.2007 07:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Hmmm.
Książka jest śmieszna. Przeczytałam połowę i bawię się znakomicie. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Nadmiaru seksu i nic gorszącego w niej nie widzę. Przynajmniej w pierwszej połowie. Co do złośliwości autora - od zawsze wiadomo, że Anglicy i Francuzi nie znoszą się i dokuczają sobie wzajemnie, ile wlezie. Jest to zatem książka właśnie o tym. I tak należy ją traktować. Przewodników po Paryżu można szukać w inym rodzaju literatury.
O co chodzi z tym zafoliowaniem i brakiem wzmianki o scenach erotycznych? Przecież nigdy na okładkach nie pisze również o tym, że krew się z książki leje albo pełno w niej wulgarności i chamstwa. Czy akurat tamto jest "moralnie obojętne", a to nie?
To tyle. :-)
Resztę napiszę po przeczytaniu całości. Może się zdarzyć, że faktycznie w drugiej połowie książka okaże się tak beznadziejna, że zmienię zdanie. Na razie chciałam ją obronić. :-) Na razie postawiłabym piatkę.
Tłumacz jest.
Jak tak dalej pójdzie - będzie piątka.
Użytkownik: jakozak 27.06.2007 07:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmmm. Książka jest śmies... | jakozak
Przepraszam. To ostatnie zdanie nie istnieje - umówmy się. :-)
Użytkownik: lirael 15.07.2007 15:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam. To ostatnie ... | jakozak
Książka, którą kupiłam, była zafoliowana. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedzieć mogą tylko pracownicy lubelskiego Empiku (tam właśnie nabyłam powieść).
Nazwiska tłumacza naprawdę nie ma. Jak potwierdza Filip (patrz wyżej), nie tylko mnie się trafił taki wybrakowany egzemplarz.
Zapewniam, że nie jestem przeciwniczką erotyzmu w literaturze. Osobiście jednak wolę odmianę bardziej subtelną niż tę, którą zaprezentował pan Clarke.
Rozsierdził mnie natomiast fakt, że książka jest w moim odczuciu w dużym stopniu niezgodna z tym, co wydawnictwo obiecuje na okładce. Cenię W.A.B. i nie ukrywam, że bardzo rozczarowała mnie ta publikacja, czemu dałam wyraz w recenzji.
Podobnie jak Ty zdecydowanie wyżej oceniam pierwsze rozdziały powieści, końcówkę odebrałam jako dość żenującą hochsztaplerkę literacką.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka, którą kupiłam, b... | lirael
:-).
No właśnie, jak to jest teraz z tymi opisami na okładkach? One bardzo często nie zgadzają się z zawartością? Dlaczego? Niesolidni recenzenci? Nikt nie sprawdza? Ktoś po prostu oszukuje, tak? Wolno mu innych nabierać, bo jest wolność?
Chyba mamy tu fachowców tej dziedzinie. ;-). Bardzo proszę o krótkie przedstawienie, jak odbywa się takie umieszczanie not na okładkach książek.
Użytkownik: imarba 16.07.2007 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: :-). No właśnie, jak to ... | jakozak
Denerwuję się często czytając książki, a potem raz jeszcze noty na okładkach. Baaaardzo często są one nieadekwatne ( żeby nie powiedzieć bzdurne), pozlepiane byle jak z wątków i postaci książki... Tylko dlaczego? Pierwszy pomysł jest taki, że recenzenci po prostu nie czytają książek do zrecenzowania - (Często są to baaaardzo ważne osoby) - tylko je przeglądają po łebkach. Byłoby to karygodne, ale jeszcze zrozumiałe. Druga myśl jaka przychodzi mi do głowy, to tania komercha. Piszą cokolwiek, byleby zaciekawić. Zresztą, taka jest rola opisów na okładkach :-(
Sądzę też, że wiele zależy od rangi wydawnictwa...
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Denerwuję się często czyt... | imarba
Dziękuję, Imarba, straszne.
Użytkownik: pilar_te 16.07.2007 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: :-). No właśnie, jak to ... | jakozak
A blurb is a short summary or some words of praise accompanying a creative work, usually referring to the words on the back of the book but also commonly seen on DVD and video cases, web portals and news websites. A blurb on a book or a film can be any combination of quotes from the work, the author, the publisher, reviewers or fans, a summary of the plot, a biography of the author or simply claims about the importance of the work. Many humorous books and films parody blurbs that deliver exaggerated praise by unlikely people and insults disguised as praise.

Ciekawie o blurbach pisze Dubravka Ugresic.

Przychylałabym się do zdania imarby - blurb ma sprzedać książkę, i tyle. A jeśli książka jest nudna, trudna itd. to trzeba czytelnikowi wcisnąć kit, żeby się zdecydował na zakup.
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: A blurb is a short summar... | pilar_te
Wszystko byłoby cudnie, Pilar, gdyby nie to, że ja nie znam angielskiego. :-(
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: A blurb is a short summar... | pilar_te
*blurb* jest krótki skrót albo niektóre słowa wychwalania towarzyszący twórczą pracę, zwykle kierujący (zwracający się; kierowanie; zwracanie się) do słów na plecach książka (książkowy) ale także powszechnie na *DVD* i wideomagnetofon (wideo) przypadki, sieć (tkanina) portalowy i wiadomości *websites*. *blurb* na książka (książkowy) albo film może być wszelkim kombinacją cytatów (cudzysłów) od pracy, autor, wydawca, rewidzowie albo roznieca (amator), skrót zarysu (spisek), biografia autora albo łatwo wymaganie (wymaga; twierdzi) o znaczeniu pracy. Wiele (wielka ilość; dużo) *humorous* książka (rezerwuje) i filmuje *parody* *blurbs* który dostarcza przesadzany wychwalanie przez ludzie (lud; ludowy) i obrazy zamaskowane jak (ponieważ) wychwalać (wychwalanie).
Użytkownik: pilar_te 16.07.2007 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: *blurb* jest krótki skrót... | jakozak
No w polskiej wiki nie było, a ja ledwie wstałam i musiałabym łyknąć kawę, żeby się wybudzić i przetłumaczyć. ;-) Myślę jednak, że "dostarcza przesadzany wychwalanie przez ludzie" i "obrazy zamaskowane" oddają istotę sprawy. ;-))
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No w polskiej wiki nie by... | pilar_te
:-). Tak, zorientowałam się, ale to śmiesznie brzmi. :-)
Użytkownik: verdiana 16.07.2007 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: :-). No właśnie, jak to ... | jakozak
Też mnie to ciekawi. Chociaż akurat notki WAB są wiarygodne i nie spotkałam się jeszcze z notką nieprawdziwą, podobnie jak w przypadku słowa/obrazu. I może jeszcze Runy.

Mnie się wydaje, że wszystko zależy od tego, KTO pisze notkę i ile ma w tym wolności. Jeśli robi to redaktor - to przynajmniej doskonale zna treść książki. Zdarza się, że macza w tym palce wydawca, który np. ma w nosie książkę i czytelników, a zależy mu tylko na marketingu, więc koloryzuje albo każe innym to zrobić. Notek nie piszą recenzenci, oni dostają przecież książkę już po druku, nawet jeśli to tylko egzemplarz sygnalny. Umieszcza się co prawda czasem na okładkach fragmenty recenzji wydawniczych, ale one są czym innym niż nota wydawnicza - przede wszystkim wolno im być opiniami subiektywnymi. :-)

Czasami wydawnictwa w ogóle rezygnują z pisanych specjalnie not, a na okładkach umieszczają albo cytat z książki czy przedmowy, albo fragmenty recenzji wydawniczych - i to nie jest wyjście najgorsze, bo przynajmniej nie ma tam bzdur. :-)

Generalnie o to trzeba zapytać tych, którzy to robią. Bo nie tylko każde wydawnictwo ma własne zwyczaje, ale jeszcze przy każdej książce to może wyglądać inaczej. Wydawcy (tak samo jak np. dystrybutorowi filmów) wolno zmienić tak tytuł książki, jak zawartość noty - tego chyba nie regulują żadne przepisy. :( Z tego, co wiem, nie ma nawet obowiązku informowania na okładce, że jakaś książka jest tylko nowym tłumaczeniem książki, która już została wydana, więc wiele wydawnictw tego nie robi, mając nadzieję, że czytelnik, myśląc, że to nowa książka autora, natnie się i kupi. Dodam jeszcze, że nawet jeśli są jakieś przepisy, to nikt ich nie egzekwuje - tak jest z nakazem, żeby nowe książki wysyłać do BN. Nakaz jest, ale nikt nie sprawdza, czy wydawnictwa się do niego stosują, i nie ma kar, jeśli się wydawnictwo nie stosuje.

No, to pomarudziłam na głupie przepisy. ;-) Generalnie w wyborze książki należy liczyć na siebie i ew. na innych zaufanych czytelników, których gusta znamy i na ich podstawie możemy stwierdzić, czy książkę czytać warto. Nikomu innemu nie można ufać. :P
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mnie to ciekawi. Choc... | verdiana
Dzięki. I ten "opisywacz" nie robi tego za darmo, oczywiście. Mawet, gdy zrobi to niesolidnie, ma zapłacone... Oczywiście część kosztów, dotycząca jego wynagrodzenia jest w cenie książki - jakżeby inaczej.
Dobra. To nie miejsce na takie gorzkie żale. :-)
Użytkownik: verdiana 16.07.2007 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. I ten "opisy... | jakozak
Robi to za darmo, chyba że ma to ujęte w umowie, ale z tym się nie spotkałam. :-) Ale to go nie usprawiedliwia - skoro decyduje się coś robić, powinien to zrobić dobrze...
Użytkownik: jakozak 16.07.2007 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Robi to za darmo, chyba ż... | verdiana
Otóż to. :-)
Użytkownik: imarba 16.07.2007 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to. :-) | jakozak
Używając terminu "recenzent" z pewnością niezbyt trafnie ;-( miałam na myśli nie czytelnika, który po przeczytaniu (wydanej już) książki pisze coś na jej temat, ale innego autora, z zasady bardziej znanego, któremu daje się książke do czytania, aby potem jego wypowiedź reklamowała tę własnie książke, z tyłu okładki...
Użytkownik: verdiana 16.07.2007 15:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Używając terminu "re... | imarba
A ja myślałam o wszystkich recenzentach, tak tych piszących recenzje przedwydawnicze, jak i tych piszących potem. Bo każdy z nich musi dostać książkę, żeby móc ją przeczytać, czy to w postaci egzemplarza sygnalnego, czy wydruku recenzenckiego. Któregokolwiek recenzenta miałyśmy na myśli - żaden z nich nie pisze not wydawniczych. No chyba że akurat jest też redaktorem, pracuje w wydawnictwie, jest jego właścicielem albo pisze coś dla kolegi po fachu na zasadzie przysługi. :-)
Użytkownik: imarba 16.07.2007 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. I ten "opisy... | jakozak
Czasem robi za darmo, czasem nie. To zależy od jego "pozycji" na rynku wydawniczym. Słyszałam ( zanaczam TYLKO słyszałam), że czasami wypowiedzi "wielkich" na temat książek "maluczkich" na okładkach książek tych ostatnich, bywają bardzo kosztowne... Wszak dzięki tym wypowiedziam łatwiej sprzedaje się książki debiutantów ;-)
Takie są prawa rynku. Jeżeli noblista ( załóżmy) coś zachwala to MUSI byc dobre ;-)
Użytkownik: verdiana 16.07.2007 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem robi za darmo, cza... | imarba
Tak, ale to dotyczy recenzji wydawniczych, a nie not na okładkę. :-) I te recenzje bywają absurdalnie drogie, kosztują nawet 2 razy tyle, ile się płaci redaktorowi. :/ Takie recenzje, w przeciwieństwie do not, zawierają opinię recenzenta i są podpisane jego nazwiskiem. A bywa, że recenzent ich nie pisze, tylko podpisuje cudzą.
Noty pisze ktoś z wydawnictwa, zdarza się, że jest to akurat ktoś, kto nie czytał książki albo przeczytał tylko pierwszy rozdział. Dlatego w kwestii opinii nie ufam nikomu poza czytelnikami zaufanymi, a wszystko, co pochodzi od wydawcy, traktuję z dużą rezerwą, dopóki organoleptycznie nie sprawdzę, na ile wydawca, umieszczając teksty na okładkach, jest uczciwy. :-)
Użytkownik: iqminus 17.07.2007 01:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Wydaje mi się, że stereotyp Francuzek ukazujący je jako kobiety myślące niemal wyłącznie o seksie i, jak to ujęłaś, "rozchwiane emocjonalne", jest dość powszechny. A to właśnie przez skumulowanie wielu stereotypów (o Francuzach, Brytyjczykach, politykach itp.) autor "Merde..." stara się osiągnąć efekt komiczny. To samo dotyczy licznych sprośności w tej książce - komu z nas Paryż nie jawi się jako "stolica miłości" (małe kawiarenki, spacerki wzdłuż Sekwany, pocałunki pod wieżą Eiffela itp.)? Śmiech może wywołać u nas właśnie konfrontacja tych naszych wyobrażeń z wulgarnością opisu podbojów erotycznych Paula Westa. Nie twierdzę, że rozbawi to każdego, ale w tych wszystkich zabiegach autora - moim zdaniem - jest jakiś sens. Mi też nie do końca się to podoba (czy może powinienem napisać: raczej mnie to nie śmieszy), ale sądząc z sukcesu książki - wielu osobom tak.
Zgadzam się za to zupełnie z Twoją oceną tłumaczenia. Dodawanie w losowych miejscach "h" (też nie udało mi się znaleźć w tym żadnej metody) wydaje mi się tym bardziej pozbawione sensu, że literka "h" we francuskim jest chyba niema... Niby tłumaczenie to co innego, niby ma to być zrozumiałe dla polskiego czytelnika, ale mimo wszystko pozostawia jakieś takie dziwne wrażenie...
Użytkownik: Kass 01.08.2008 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Mnie także ta książka nieco rozczarowała. Liczyłam, podobnie jak autorka recenzji, na więcej zabawnych obserwacji dotyczących Francji i Francuzów, a mniej szczegółów miłosnych (czy raczej czysto erotycznych) podbojów głównego bohatera. No i spodziewałam się dużo częstszych wybuchów śmiechu. A było raczej słabo...
Użytkownik: Vemona 01.02.2011 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Mnie też ta książka rozczarowała, nie trafiłam wcześniej na Twoją recenzję, czego bardzo żałuję, bo nie przynosiłabym jej z biblioteki. Właściwie nie wiem, jak określić swój do niej stosunek, nie oburzały mnie opisy seksu, ani fakt, że autor powiela stereotypy, ale całość jest niesmaczna.
Użytkownik: lirael 01.02.2011 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie też ta książka rozcz... | Vemona
Ja tymi opisami i całą powieścią nie jestem oburzona, ale - podobnie jak Ty - zniesmaczona.
Bodil Malmsten w książce "Cena wody w Finistère" też z przymrużeniem oka przedstawia Francuzów, ale robi to dowcipnie i z klasą.
Użytkownik: Vemona 01.02.2011 19:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tymi opisami i całą po... | lirael
No właśnie, dla mnie tu klasy zabrakło. Lubię humor angielski, nawet dość przaśny, ale musi mieć w sobie coś - tu niczego nie znalazłam.
Użytkownik: Dorota91 22.05.2011 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdarza się, że poznając k... | lirael
Książkę na początku czyta się przyjemnie, jednak z czasem zaczęła mnie trochę męczyć. Sama nie wiem dlaczego. Jednak ze wszystkich części Merde z jakimi miałam do czynienia ta jest najlepsza, reszta to dla mnie jechanie na popularności tomu pierwszego i powielanie tych samych pomysłów.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: