Dodany: 07.11.2006 10:00|Autor: jurika

Reformator obyczajów społecznych


Na książkę składa się cykl felietonów Tadeusza Żeleńskiego, dotyczących bardzo w dwudziestoleciu międzywojennym palącego problemu, jakim była unifikacja prawa cywilnego w kontekście prawa małżeńskiego.

Jak wiadomo, odrodzona po I wojnie światowej Polska składała się z ziem 3 zaborów, w każdym obowiązywało inne prawo cywilne - w byłym zaborze pruskim prawo małżeńskie miało charakter stricte cywilny - ważny był wyłącznie ślub cywilny, w zaborze austriackim ważny był ślub kościelny - ślubów cywilnych nie znano; w zaborze rosyjskim na terenie byłej Kongresówki obowiązywał Kodeks Napoleona, a pozostała część zaboru objęta była byłym prawem carskim. Wszystko razem tworzyło okropny melanż, przede wszystkim na gruncie prawa do rozwodu. Tam, gdzie obowiązywało prawo wyznaniowe (zwłaszcza w obrządku katolickim, który był dominujący), pojawiał się problem z uzyskaniem rozwodu. Jak wiadomo, Kościół katolicki nie zna takiej instytucji - stoi na gruncie nierozerwalności małżeństwa. Ale zna instytucję stwierdzenia nieważności małżeństwa. Małżeństwa unieważniały tzw. sądy konsystorskie, a była to droga przez mękę. Dochodziło do licznych nadużyć ze strony adwokatów konsystorskich. Ich ulubioną metodą było sugerowanie kobiecie dążącej do uzyskania unieważnienia małeństwa, by za pomocą oszustwa, popełnionego wespół z umówionym lekarzem, starała się udowodnić, że małeństwo nie zostało skonsumowane (wtedy unieważnienie małżeństwa można było bez trudu uzyskać). Dochodziło do sytuacji, gdy matki z kilkorgiem dzieci uzyskiwały na tej podstawie unieważnienie. Stąd Boy ukuł termin "dziewice konsystorskie", będący jednocześnie tytułem rekomendowanej książki. Ponieważ uzyskanie tzw. "kościelnego rozwodu" było niesłychanie trudne i niesamowicie wprost kosztowne, ludzie, którzy zawarli małżeństwo wyznaniowe (katolickie), często zmieniali wyznanie, byle tylko rozwód uzyskać. Cała ta sprawa sądów konsystorskich budziła ogromne zgorszenie. Ówczesny obskurantyzm kościelny i hipokryzja dolewały oliwy do ognia.

I ten właśnie problem unieważniania małżeństw katolickich Boy ostro i wszechstronnie piętnował w omawianych felietonach, przytaczając szereg argumentów prawnych, społecznych i etycznych, i silnie naciskając, by państwo jak najrychlej kwestię prawa małżeńskiego uregulowało jednolicie dla całego kraju. Przy okazji zebrał na swoją głowę wszelkie możliwe gromy ze strony Kościoła katolickiego oraz środowisk klerykalnych i Polaków-katolików wszelkiej maści za "szerzenie wolnej miłości", propagowanie rozwodów i tym podobne "zbrodnie".

Muszę tu zaznaczyć, że Boy to rasowy felietonista, o jędrnym, dosadnym, a przy tym pięknym języku, tak że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Nic tu nie jest ukrywane pod eufemizmami, owijane w bawełnę. Kawa na ławę!

Książka nie jest już może bardzo aktualna społecznie (historycznie na pewno ma dużą wartość), ale wg mnie jest to naprawdę kawał dobrej literatury. Boy jest zaiste mistrzem publicystyki.

Książkę z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim miłośnikom dobrej polskiej literatury.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2333
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: