Dodany: 04.11.2006 13:59|Autor: verdiana

To NIE jest "Kwietniowa czarownica"


„W zasadzie nie ma w tym nic dziwnego. Alicja przespała wiele nocy w domu Augusty i wie, że mieszkają w nim cienie. Niektóre z nich są zresztą jej własne: to w tym domu była kiedyś małą, pucołowatą dziewczynką na wakacjach i chudą nastolatką, która uciekła z domu. To tutaj którejś wiosny krwawiła w połogu, przysięgając, że nigdy więcej nie zbliży się do mężczyzny, i to tu, kilka lat później, odrzuciła na bok kołdrę, żeby złamać przysięgę. Od tamtej pory przez jej ciało przepłynęły dni, tygodnie, miesiące i lata, które stworzyły ją na nowo. Jednak na przekór wszystkim zmianom zachowała jedno, nigdy niewypowiedziane na głos przeświadczenie: zawsze wiedziała, że w domu Augusty skryły się głosy z całego stulecia, że długo leżały w kątach i zakamarkach, czekając na przyjście właściwego czasu. Czasu opowieści”[1].


Nie wiem, naprawdę nie wiem, co napisać o tej książce, więc będzie – jak zwykle – osobista opinia przyprawiona garścią wrażeń, a nie recenzja. Od razu powiem, że tę książkę trzeba przeczytać – tak jak wszystkie inne tej pisarki. Axelsson zdaje się nie być w stanie napisać choćby jednej słabszej książki. One wszystkie są mocne, wszystkie zmuszają do myślenia i refleksji, bo też wszystkie pisane są dla ludzi myślących i czujących, nie dla automatów. A potem tkwią w czytelniku jak zadra, długo.

Ale zanim się zacznie lekturę, trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że to NIE jest „Kwietniowa czarownica”. Żadna z wydanych w Polsce książek Axelsson „Kwietniowej czarownicy” nie dorównuje – o milimetr, o ułamek, o mikron obie (bo wyszły dwie) są słabsze. „Kwietniową czarownicą” Axelsson sama sobie wywindowała poprzeczkę i naprawdę trudno będzie jej sięgnąć ponownie. Muszę jednak przyznać, że niemal jej się to udaje. Niemal. Przez to „niemal” nie umiałam wczuć się w książkę przez jakieś 100 stron. Cały czas miałam pod skórą niejasny żal do Axelsson, że to nie jest „Kwietniowa czarownica” – i to jest jedyna wada „Domu Augusty”.

Po 100 stronach zaprzyjaźniłam się z tą książką i z jedną z bohaterek – z Andżeliką. Książka oczywiście ma bohaterek wiele. Axelsson podarowała nam historię przypominającą sagę rodzinną, z tą różnicą, że w tej sadze śledzimy losy prawie wyłącznie kobiet. Jeśli pojawiają się mężczyźni czy chłopcy, to albo nie są godni wspominania, albo są upośledzeni (tych pierwszych nie znosimy, tego drugiego – bo to jeden chłopiec – kochamy, bo wzbudza w nas uczucia opiekuńcze).

Zaskakujące jest to, że tytułowej Augusty prawie nie poznajemy. Nikt – także ona sama – nie wie, kim jest i jaka jest jej historia. Zjawia się znikąd i daje początek klanowi kobiet. Tych kobiet jest tyle, że straciłam rachubę, która jest czyją matką, ciotką, siostrą, córką... Ale to przestało mieć dla mnie znaczenie, kiedy pojawiła się Andżelika.

Andżelika ma 16 lat i radzi sobie sama. Jedyną podporą dla niej była Siri, wnuczka Augusty. Karina, matka dziewczynki, nienawidzi swojej córki, odkąd ta pojawiła się na świecie. Żeby mała nie płakała, naciągała jej na buzię czapkę. Żeby mieć spokój – ignorowała wołanie małej. Dlatego Andżelika „(...) jeszcze zanim zaczęła szkołę, stała się osobą o tak ostrych kantach, że ludzie, którzy wyciągali rękę, żeby ją pogłaskać, nagle czuli strach, że się pokaleczą, i cofali się”[2]. Dziewczynka traciła te ostre kanty jedynie dla Mikaela, swojego młodszego upośledzonego brata – i czytelnikowi udziela się jej czułość i troska wobec chłopca. Bo dla niego z kolei to siostra była podporą – jego też rodzice nienawidzili.

Wszystko, co w życiu ma Andżelika, jest jakieś... fałszywe. Miłość matki na pokaz. Miłość Kristoffera, jej chłopaka – dla seksu. Kristoffer pochodzi z tak zwanej dobrej rodziny, jego rodzice więc litują się nad dziewczynką i przygarniają ją, ale to też jest jakieś fałszywe, jakby robili to jedynie dla swojego dobrego samopoczucia, żeby mogli powiedzieć, że przygarnęli biedne dziecko. To „biedne dziecko” ląduje w końcu w objęciach „mężczyzny pachnącego oregano”, który mógłby być jej ojcem, ale jest ojcem jej koleżanki z klasy.

Andżelika nienawidzi siebie i swojego ciała, tak jak nienawidzi jej matka. Jedyne, co w sobie lubi, to długi koński ogon, który daje jej poczucie bezpieczeństwa. Jacy są mężczyźni w jej życiu? Jej ojciec, jak jej matka, nie chce jej. Bakcyl szantażuje ją, że za karę obetnie jej koński ogon. U Kristoffera próżno szukać miłości, on chce seksu. Mężczyzna pachnący oregano porzuca ją. Bezwarunkową miłość dostaje Andżelika jedynie od swojego niepełnosprawnego brata.

Historia tej dziewczynki mogła się skończyć w jedyny sposób, prawda?

Augusta przewija się w tej książce jak duch – niby jej nie ma, ale na wszystko ma wpływ. Patrzy z góry na swoje następczynie. Mimo to realizmu magicznego jest w tej książce mniej niż w innych. Mniej też jest poruszonych problemów społecznych, których nie brakowało w „Daleko od Niflheimu”, industrializm, bieda pojawiają się tylko szczątkowo. Mniej też skupia się Axelsson na poszczególnych jednostkach, czego nie widać w mojej opinii, bo ja z kolei skupiłam się na Andżelice. W „Domu Augusty” postaci, szczególnie kobiecych, jest wiele, trudno więc było skupić się na wszystkich.

Ponieważ to właśnie postać Andżeliki poruszyła mnie najbardziej, dla mnie jest to powieść o tym, jak być dzieckiem niechcianym i nienawidzonym przez rodziców, odtrąconym przez innych, puszczonym „samopas”, i o konsekwencjach tegoż... O tym, jak cały klan rodzinny, naprawdę spory, nie wystarczył, żeby temu dziecku pomóc, bo zamknął się w swojej skorupie obojętności. To książka o zerwanych więziach, a może bardziej – o braku tych więzi, bo one chyba nigdy nie istniały. Ale jednocześnie o tym, że nawet w takiej bezdennej otchłani samotności można kochać.

Jak wszystkie książki Axelsson, tak i ta napisana jest świetnie, stylem, jaki znamy z poprzednich. Sposób pisania tej autorki można by chyba rozpoznać, nawet nie znając jej nazwiska.

Trzeba jedynie pamiętać, że to NIE jest „Kwietniowa czarownica”.


---
[1] Majgull Axelsson, „Dom Augusty”, tłum. Katarzyna Tubylewicz, wyd. WAB 2006, s. 13–14.
[2] Tamże, s. 88.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 38985
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 53
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Najstraszniejsze jest dla mnie to, że chociaż te trzy kobiety - Augusta, Alicja i Andżelika jakoś dzieliły ten sam los (pada nawet w książce takie zdanie, że były podobne do siebie - psychicznie, "losowo"?), to nie umiały jedna drugiej pomóc. Ani Augusta Alicji, ani Alicja Andżelice. Przeraźliwa samotność Alicji i Andżeliki zrobiła na mnie największe wrażenie.
"Kwietniona czarownica" mi się nie podobała. Chyba.. nie mój temat? A styl Axelsson ledwo trawie. Jest strasznie suchy i dziennikarski. Ledwo się przez niego przebiłam w "Domu Augusty" - ale warto było. Temat "świetny". Smutna, piękna książa, także polecam!
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Najstraszniejsze jest dla... | exilvia
Oj tak, bezsilność przejmująca. Alicję nawet polubiłam. Przerażała mnie jednak najbardziej Andżelika - nie dość, że najbliżsi NIE CHCIELI jej pomóc, to jeszcze ci, co chcieli jej pomóc (Alicja), nie wiedzieli, jak. Zresztą ja nie wiem, czy to tak jest... Strasznie mnie irytowało to, że nikt nic NIE ZROBIł, nawet Alicja. Niby chciała, niby miała dla Andżeliki jakąś czułość i troskę, niby chciała z nią porozmawiać, ale poza tym nic - żadnego działania, żadnego "robienia", a i rozmowa jakoś tak się rozłaziła między palcami.

U Axelsson cenię bardzo to, że nie jątrzy emocji, nie robi ich wiwisekcji, a jednak one są, i to tak mocno oddziałują na czytelnika, że potem się choruje. :-) Czasami myślę, że to w ogóle nie emocje z książki, tylko Axelsson zmusiła mnie do wyprojektowania własnych - ale to już w ogóle najwyższa szkoła jazdy. Cała masa autorów pisze i pisze o tych emocjach, a ich wcale nie ma, Axelsson odwrotnie...
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak, bezsilność przejm... | verdiana
>>Czasami myślę, że to w ogóle nie emocje z książki, tylko Axelsson zmusiła mnie do wyprojektowania własnych<< - dokładnie na to samo wpadłam! Właśnie przez tę dziennikarskość jej stylu.
Jak sobie teraz myślę, to mi Dom Augusty się komponuje z Placem Zbawiciela - i tu i tu "analiza" krzywdy jaką sobie nawzajem wyrządzają członkowie rodzin. Wszyscy nieszczęśliwi i nikt nikomu nie może pomóc, a jeszcze szkodzi. W Placu Zbawiciela to nawet nikt nie chce pomóc (Alicja NIBY chciała, ale nie umiała wyjść do Andżeliki).
Bardzo mi się podobała kompozycja tęj powieści - szczególnie początek i zakończenie. Czytając, zupełnie zapomniałam o początku.
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: >>Czasami myślę, że... | exilvia
"Plac zbawiciela" jeszcze przede mną...
Zakończenie też mi się podobało. Hollywoodzki happy end w ogóle by nie pasował... a tak jest trochę takie pomachanie paluszkiem: Patrzcie, co zrobiliście, to przez was i przez wasze zaniechanie. I czytelnik wie, że to nie dotyczy jedynie Andżeliki, bo takie historie się dzieją przecież na co dzieć IRL.
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 15:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "Plac zbawiciela" jeszcze... | verdiana
Wydaje mi się jednak, że nikt z tragedii Andżeliki nie wyciągnie nauki. Przeciwnie niż w "Placu Zbawiciela" (chciałam tym nawiązaniem zachęcić Cię do obejrzenia) - co było dla mnie dużym zaskoczeniem - pozytywnym!
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 15:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się jednak, że ... | exilvia
Jeśli ktoś generalnie ma na oczach klapki i nie wyciąga nauk, to nie wyciągnie ich nie tylko z Axelsson, ale znikąd. :(

U Axelsson mi się podoba to, że nie podaje niczego na tacy. Ona pokazuje, relacjonuje, a interpretację i emocje każdy ma sobie wysnuć sam.

Do "Placu" już mnie zachęciłaś wcześniej, od 2 dni mam go na liście do obejrzenia. :-)
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 15:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli ktoś generalnie ma ... | verdiana
Ale mi chodzi o rodzinę Andżeliki - że na nich ta tragedia nie wywrze wrażenia - to moje wrażenie. bardzo przygnebiające.
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale mi chodzi o rodzinę A... | exilvia
Na nich nie wywrze, gdyby coś takiego wywierało na nich wrażenie, to nie doszłoby w ogóle do takiego zakończenia. :( Ale to chyba nie jest książka dla tego rodzaju ludzi...
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Na nich nie wywrze, gdyby... | verdiana
Myślisz, że literaturą ma taką siłę oddziaływania, że zmienia coś w ludziach? Że otwiera oczy na jakieś realne sprawy, tzn dotyczące bezpośrednio czytelnika? Że np. taka książka jak "Dom Augusty" może komuś pomóc?
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślisz, że literaturą ma... | exilvia
Gdyby tak nie było, nie czytałabym...
Użytkownik: exilvia 06.11.2006 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby tak nie było, nie c... | verdiana
Pewnie jest w psychologii coś takiego jak terapia książkami? Bo o terapii filmami czytałam.
Widziałam, że masz "w biblioteczce" Oga Mandino - to dla mnie symbol takiej literatury, która ma właśnie pomagać. Ale to trochę na uboczu głównego tematu.
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie jest w psychologii... | exilvia
Jest biblioterapia. :-)
Ja jeszcze Oga Mandino nie czytałam, ale programowo nie znoszę książek, które "z założenia mają pomagać". Nie lubię poradników... robię tylko wyjątek dla tych z GWP. :-)
Użytkownik: Agis 07.11.2006 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale mi chodzi o rodzinę A... | exilvia
A myślisz, że w rodzinie z "Placu Zbawiciela" tragedia coś odmieniła? Dla mnie zakończenie tego filmu to było właśnie robienie happy endu na siłę. Mam jednak nadzieję, że nauczyło czegoś tych niezbyt licznych widzów, którzy zdecydowali się wydać pieniądze na bilet.
Użytkownik: exilvia 07.11.2006 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A myślisz, że w rodzinie ... | Agis
"Happy endem" to ja bym tego nie nazwała ;) No, w zamierzeniu twórców - zmieniło jedną osobę, szkoda, że ta druga nic nie zrozumiała. Dla mnie nie było na siłę, może dlatego, że mnie bardzo to zakończenie zaskoczyło. Wydało mi się takie "dające nadzieję", pozytywne w zamyśle - nieważne, czy prawdopodobne. To był w końcu taki moralitet, film z tezą. Dlatego uznałam takie zakończenie za uzasadnione i.. piękne.
Użytkownik: Chilly 06.11.2006 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Rewelacyjna ta Twoja "osobista opinia przyprawiona garścią wrażeń". Jak bardzo muszę tę książkę przeczytać pisać nie będę. ;)
Użytkownik: veverica 06.11.2006 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
A mi "Kwietniowa czarownica" podobała się z książek Axelsson najmniej. Chociaż najmniej nie jest dobrym określeniem... Wszystkie podobały (to też złe słowo) mi się bardzo, wszystkie coś po sobie zostawiły, na długo, ale "Kwietniowa..." najmniej do mnie przemówiła, była najmniej moja. Muszę znów zastanowić się nad ocenami, żeby to wyrazić - brakuje połówek, ćwiartek czy innych określeń dla oddania niuansów tego co myślę...
Książki Axelsson rzeczywiście zostawiają zadrę, małą kłującą drzazgę która ciągle o sobie przypomina. I boli.
Użytkownik: Agis 07.11.2006 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A mi "Kwietniowa cza... | veverica
No właśnie ja też często słyszę, że "Kwietniowa..." podobała sie komuś najmniej. Ja najbardziej przeżyłam: "Daleko od...", a mimo to jest we mnie przekonanie, że to "Czarownica" jest najlepsza. Być może verdiana mi w głowie namieszała uparcie powtarzając takową prawdę. :-)
Użytkownik: norge 06.11.2006 16:31 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Ale ciekawa recenzja, Verdiano. Jako wielbicielka Axelsson składam za nią podziękowania. Tak sobie czytam wasze wypowiedzi i mam ochotę się włączzyć, ale niestety "Dom Augusty" zaczęłam i na wskutek "niesprzyjających czasów" odłożyłam tą lekturę na później. Wiem, już po tych kilkunastu stronach, że mi się będzie podobać i dlatego chcę poczekać jak będę miała więcej spokoju, wolnego czasu itd. Nie chcę tej książki czytać tak dorywczo, między jednym ziewnięciem a drugim :-)
Do tej pory przeczytałam dwie Axelasson i nie potrafię powiedzieć, która jest lepsza. Oceniam je tak samo. Zawsze po ich przeczytaniu m u s i a ł a m podzielić się wrażeniami w BiblioNETce :-)
Użytkownik: verdiana 06.11.2006 16:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ciekawa recenzja, Ver... | norge
Diano, ja też m u s i a ł a m. :-) I zupełnie niemożliwe mi się wydaje, żeby Axelsson kiedykolwiek napisała jakąś złą książkę. A mam nadzieję, że ich jeszcze dużo napisze...

A gdzie jest Agis? Nie wierzę, że nie czuje kompulsywnej potrzeby porozmawiania o tej książce. :-)
Użytkownik: norge 06.11.2006 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Diano, ja też m u s i a ł... | verdiana
Jej nie ma. Ona by się odezwała. Nie wytrzymałaby :-)
Użytkownik: Agis 07.11.2006 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Jej nie ma. Ona by się od... | norge
A no dokładnie. :-)
Na szczęście odzyskałam połączenie ze światem.
Użytkownik: emkawu 07.11.2006 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
W "Kwietniowej czarownicy" musi być jakaś magia, która na jednych działa, a na innych nie.
Użytkownik: carmaniola 16.12.2006 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Przeczytałam o Twoich wrażeniach na temat tej książki raz, zanim sięgnęłam po "Dom Augusty" i wróciłam do nich teraz - kiedy jestem w jej połowie. To nie jest "Kwietniowa czarownica" - to pewne, ale mnie porusza równie mocno. Mam wrażenie, że postacie budowane są z takich drobnych strzępków, które jednak zapadają mocno w pamięć czytelnika i trwają w niej tworząc coraz pełniejszy obraz. Utkwił mi w pamięci taki obrazek z domu Marianny, niby tylko dwa zdania, ale tak wiele mówiące o Andżelice - zagubionej, szukającej swojej własnej tożsamości albo może właśnie próbującej zastąpić ją cudzą:

"Alicja dodaje do kawy mleka, Andżelika obserwuje ją i robi to samo, ale waha się chwilę, kiedy Marianna podaje jej cukier. Siri używała cukru, ale Alicja tego nie robi, Andżelika ma tylko kilka sekund, żeby podjąć decyzję." (s. 100)

To bolesne. I trochę boję się czytać dalej. Obawiam się, że podobnie jak w "Kwietniowej czarownicy" (a jednak) odnajdę okruch szczęścia na chwilę przed ostatecznym rozwiązaniem, którym będzie śmierć. ( Nie zaglądałam na koniec książki - to domniemanie a nie spoiler.)
Użytkownik: verdiana 16.12.2006 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam o Twoich wra... | carmaniola
Takich obrazków jest tam dużo... Właśnie między innymi za to cenię Axelsson. Umie stworzyć wiarygodną postać bez jej psychologicznej wiwisekcji, tylko za pomocą takich drobnych obrazków, gestów, pozornie bez znaczenia.
Nie chcę nic więcej mówić, żeby nie spoilerować. :-)
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Takich obrazków jest tam ... | verdiana
U mnie będzie jednak 6. Może dlatego, że wszystkie bohaterki do mnie przemówiły bardzo mocno i każda jest dla mnie "najważniejsza"? ;-)
Zafrapowała mnie pewna powtarzalność zachowań matek w stosunku do pierworodnych dzieci: Augusta, Olga, Kiri... Wyłamuje się z niego jedynie Alicja. Podobnie jest ze szczególnymi relacjami babka-wnuczka: Augusta-Alicja i Siri-Andżelika. Sama Siri jest dla mnie ciekawą postacią, która podobnie jak Augusta żyje jedynie we wspomnieniach, i która wyłamuje się z pewnego schematu. A w ogóle to zostało mi więcej pytań niż odpowiedzi. ;-)
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: U mnie będzie jednak 6. M... | carmaniola
PS. Nie byłaś zbyt surowa w ocenie Kristoffera?
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: PS. Nie byłaś zbyt surowa... | carmaniola
Nie byłam, niestety. Przerażające i nieakceptowalne jest to, że jednego dnia się kogoś kocha, a następnego nawet się nie chce wiedzieć, co się z tym kimś dzieje. Rozumiem, że ludzie się rozstają. Nie rozumiem, że można tak z dnia na dzień o kimś zupełnie zapomnieć. Może to ja taka jestem dziwna, ale ja bym się zainteresowała nawet prawie obcą sąsiadką, gdybym nagle przestała ją spotykać na korytarzu...
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie byłam, niestety. Prze... | verdiana
Surowo. ;-) Ja po prostu mam wątpliwości, czy rzeczywiście był to brak zainteresowania, czy też raczej nieumiejętność podtrzymania pewnych relacji i poczucie odrzucenia. (Andżelika go nie kochała - był tylko jej "brzytwą", której się uchwyciła.) Za mało o nim wiem, by go jednoznacznie go ocenić. Nie potrafię. Ten łabędź mnie gnębi i wywraca wszystko na drugą stronę.
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Surowo. ;-) Ja po prostu ... | carmaniola
Tak jak w życiu - przecież nie oczekujemy od ludzi, żeby umieli się zachować czy reagować, kiedy przeżywamy trudne sytuacje. Wystarczy, że BĘDĄ. On nie był. Spał z Andżeliką, mieszkała u niego w domu, a jak z niego wyszła po raz ostatni, on ją przekreślił. Dla mnie to niewyobrażalne i niewybaczalne. Zwłaszcza że doskonale wiedział, że ona nie ma dokąd pójść i co ze sobą zrobić...
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak jak w życiu - przecie... | verdiana
No właśnie nie jestem pewna tego, czy Kristoffer przekreślił Andżelikę. Na pewno nie potrafił dać jej znać, że JEST, a Andżelika okazać tego, że ktoś jest jej potrzebny. Został odrzucony i nie chciał się narzucać. Błędne koło niezrozumienia chyba się zamknęło. Tym bardziej, że mieli oboje tak niewiele lat. :(
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie nie jestem pew... | carmaniola
Nie wiem, czy w tym wieku się nie umie mówić albo pisać. :-) Napisanie nieporadnego liściku to naprawdę nie problem (nie wymagam głębokiej rozmowy)... Najgorsze, co mogłoby się stać, to to, że Andżelika nie przyjęłaby jego pomocy albo wyrzuciłaby liścik. Wtedy miałby przynajmniej czyste sumienie...
Bo tak naprawdę to on bardziej zostawił ją niż ona jego. Ona zostawiła go w ciepłym domu z bogatymi rodzicami, z życiem, któremu niczego nie brakuje i nic nie zagraża, przynajmniej materialnie. On ją zostawił... wiadomo. :(
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy w tym wieku... | verdiana
Może masz rację... Każda z nas patrzy na Kristoffera odrobinę inaczej. Ja po prostu chciałabym móc go usprawiedliwić (być może niesłusznie ale ten łąbędź...). Jego domowe "ciepełko" wcale nie było "ciepełkiem" - tam realizował się nieco inny schemat zaburzeń. Jego też mi żal. Nawet jeśli zawinił.
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Może masz rację... Każda ... | carmaniola
Ja Kristoffera mogę wytłumaczyć (zresztą takimi samymi argumentami jak Twoje), ale usprawiedliwić go nie sposób. :(
Użytkownik: carmaniola 18.12.2006 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja Kristoffera mogę wytłu... | verdiana
Właściwie to mogę na to odpowiedzieć tylko dwoma cytatami do wyboru:

"Wszyscy są tak samo winni. Wszyscy są tak samo niewinni. Przeszłość nie istnieje." (s. 428.)

"Nie można tłumaczyć tego, że się nie zauważyło, faktem, że samemu było się niezauważanym.

Nie ma na to usprawiedliwienia." (s. 443.)

Oba autorstwa Alicji.
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: U mnie będzie jednak 6. M... | carmaniola
To trochę książka o tym, jak schematy i skrypty rządzą naszym życiem, a raczej o tym, jak to my pozwalamy im rządzić. W życiu na ogół udaje nam się o tym nie myśleć, a w książce te schematy zostały przedstawione jeden koło drugiego, w niewielkich odstępach czasu - celny zabieg, żeby je czytelnikowi podać na tacy i mieć pewność, że wreszcie zauważy. :-) Axelsson pokazuje bez bezpośredniego nazywania, zmusza czytelnika do myślenia. W zgłębianiu psychopatologii jest tak dobra jak Ewa Białołęcka! Nie tylko tworzy świetne, wiarygodne postacie (jak Irving), ale jeszcze pakuje je w pewne sytuacje, wikła w sytuacje nie byle jak, ale z zamysłem, też wiarygodnie. Na jej książkach powinni się uczyć studenci. :-)

Czytałaś już zakończenie? Bo mnie właśnie ciekawi, jak to, co się stało z Andżeliką, wpłynie na pozostałe kobiety i czy w ogóle. Faktycznie, "Plac Zbawiciela" jest tutaj dobrym porównaniem, tylko film daje troszkę więcej odpowiedzi.
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: To trochę książka o tym, ... | verdiana
Tak, skończyłam już czytanie. I pewnie dlatego mam jeszcze więcej pytań niż na początku. I Bakcyl, i łabędź i dziki majeranek.
Wydaje mi się, że Alicja i, o dziwo, Bakcyl coś zrozumieli - o nich autorka wspomina. Co z resztą? Nie wiem. Może zostanie tylko kolejna blizna, która spowoduje jeszcze większe zamknięcie? Nie, u Alicji. Wydaje mi się, że jej się uda wyłamać z tego schematu. Lepiej późno niż wcale.

PS. Wygląda na to, że powinnam jeszcze i film obejrzeć. ;-)
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, skończyłam już czyta... | carmaniola
Mnie się też wydaje, że Alicja coś zrozumiała, ale ona - przynajmniej trochę - coś rozumiała od początku...
Czasami mi się wydaje, że i mężczyźnie pachnącemu oregano coś świta...

Praktycznie wszyscy w stosunku do Andżeliki popełnili grzech zaniechania. :( A Mikael był jedyną osobą, która ją kochała i poprzez miłość chyba trochę pomogła.

A film koniecznie!
Użytkownik: pilar_te 17.12.2006 11:14 napisał(a):
Odpowiedź na: To trochę książka o tym, ... | verdiana
Verdiano, takie argumenty to cios poniżej pasa ;) do schowka.
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, takie argumenty... | pilar_te
Hihihi, teraz pojawi się "sk.* nikogo nie ma w domu" ;-)
= = =
sk.* - sadystyczna kusicielka
Użytkownik: verdiana 17.12.2006 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihihi, teraz pojawi się ... | carmaniola
Teraz ładnie? :>
Użytkownik: carmaniola 17.12.2006 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz ładnie? :> | verdiana
;-)
Użytkownik: pilar_te 17.12.2006 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz ładnie? :> | verdiana
"Dla mnie bomba!" ;-)
Użytkownik: Ale 29.07.2007 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Książka dobra, ciekawa, momentami poruszająca. Nie rzuciła mnie jednak na kolana. Przeczytałam ją na wakacjach i uważam, że na ten miły, przyjemny i pozbawiony stresów czas jest to lektura odpowiednia. Lekka i przyjemna. Nie skłoniła mnie do refleksji, nie współczuje bohaterom. Nie potrafiłam się z nimi odpowiednio zżyć.
Najbardziej intrygująca wydała mi się historia Alicji - kobiety opuszczonej przez męża, doświadczonej przez los.
Andżelika, mimo że jej również życie nie rozpieszczało, nie poruszyła mnie. W pewnym stopniu irytowała. Nie potrafię napisać dlaczego. Po prostu.

Styl pisarki jest ciekawy, ale nie rewelacyjny. Jej poetyckość momentami staje się męcząca i zbyt rozdmuchana jak na smutną sagę rodzinną. Mimo to chętnie przeczytam "Kwietniową Czarownicę", która została przez was bardzo dobrze przyjęta i ufając wam, sięgnę po tę lekturę.
Użytkownik: Edycia 09.04.2008 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
To dopiero druga książka tej autorki, którą przeczytałam po Kwietniowej. Axelsson ma coś takiego w swojej twórczości, co powoduje u mnie traumatyczne przeżycie całej historii, bolesne, ale bardzo prawdziwe. Już po raz drugi poczułam jakby życie tych kobiet było moim życiem, chociaż ja chwała bogu tyle nie przeżyłam.
Hahahaha..., dawno nie biegałam tak spokojnie z otwartą książką w rękach po mieszkaniu..., oczywiście czytając w przelocie. Verdiano dziękuję za recenzje.:)

Użytkownik: librarian 19.06.2008 07:33 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Przeczytałam "Dom Augusty" dzięki Twojej recenzji a i komentarz pod nią i przyznam się, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Tak jak do Irving nie przekonałam się, tak Axelsson odbieram jako bardzo prawdziwą. Ta pisarka umie wchodzić w człowieka. Kobiety przedstawione w "Domu Augusty" to postacie tragiczne i szalenie autentyczne. Wstrząsająca jest ta opowieść o dzieciach wzrastających bez miłości, które potem stają się niekochającymi matkami.
Użytkownik: oyumi 14.07.2008 03:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam "Dom Au... | librarian
Mnie też "Dom Augusty" autentycznie poruszył i sięgnę po inne ksiązki Axelsson. Mam jednak wrażenie, że często wychodzi z niej dziennikarka, która musiała się w życiu nasłuchać uwag "Pisz jasno, bo czytelnik tego nie zrozumie". Nie przeszkadza mi moralizowanie w literaturze, właściwie tego od niej oczekuję. Drażni mnie tylko, kiedy w dobrze skonstruowanej powieści bohaterowie puentują sceny "Przemocy nie można usprawiedliwiać przemocą", "Nie można tłumaczyć, że się nie zauważyło, tym że samemu było się niezauważanym". Taka dosłowność pasuje do reportaży interwencyjnych i telewizyjnego cyklu "Prawdziwe historie", niekoniecznie do dobrej książki. Ale to mój jedyny zarzut, "Dom Augusty" i tak warto przeczytać. Nawet jeśli miejscami kojarzył mi się właśnie z dziennikarską interwencją, to ta interencja poskutkowała. Jak mało która ostatnio.
Użytkownik: atram78 18.08.2008 07:58 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Wczoraj wieczorem skończyłam zachłanną lekturę "Domu Augusty" i tak jak większość osób jestem pod ogromnym, pozytywnym wrażeniem.
Dziękuję Wam Biblionetkowicze za zwrócenie mi uwagi na prozę tej autorki! "Kwietniowa czarownica" już do mnie jedzie, a i pozostałe książki Axelsson pewnie też sobie kupię!
Użytkownik: koczowniczka 23.06.2009 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
"Jeśli pojawiają się mężczyźni czy chłopcy, to albo nie są godni wspominania, albo są upośledzeni (tych pierwszych nie znosimy, tego drugiego – bo to jeden chłopiec – kochamy, bo wzbudza w nas uczucia opiekuńcze)."


Hm, a dlaczego Izaak, mąż Augusty, jest niegodny wspominania i nie znosimy go? Przygarnął do siebie Augustę z nieślubnym dzieckiem, był dobrym, pracowitym mężem, nigdy nie bił, nie awanturował się, rozpieszczał Olgę, był dla dziecka lepszy niż własna matka. To za mało, by choćby o nim wspomnieć?
Użytkownik: Marylek 23.06.2009 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jeśli pojawiają się mężc... | koczowniczka
Izaak jest słaby. Kocha swoją przybraną córkę, Olgę, ale nie umie jej obronić przed niechęcią, nienawiścią matki. Nie umie też w żaden sposób wpłynąć na Augustę, żeby zmieniła swój stosunek do córki, żeby nie zarażała jej chorobą nienawiści i odtrącenia.

Słabi ludzie mogą być sympatyczni i nikomu nie wadzić, ale nie zmieniają świata, nie wpływają na likwidację zła. Z Olgą stałoby się to, co się stało, również gdyby Izaaka nie było. To Augusta ją odtrąciła, to zaburzona relacja matki z córką popchnęła Olgę na poszukiwanie szczęścia i akceptacji gdzie indziej. Olgę, Andżelikę, Alicję, Siri, Karinę... Rozejrzyj się wokół. Izaakowie nie potrafią pomóc.
Użytkownik: koczowniczka 23.06.2009 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Izaak jest słaby. Kocha s... | Marylek
To, że ktoś nie potrafi zmienić losów świata, to jeszcze nie powód, by nazywać go nieznośnym.

Poza tym co Izaak mógł zrobić? Starał się przecież wytłumaczyć żonie, że źle robi. Gdyby biła, wyzywała, na pewno by zareagował, jednak w ich domu nie było fizycznej przemocy, była tylko zimna, skrywana nienawiść, a na nią nie ma lekarstwa.

Czy gdyby na miejscu Izaaka znajdował się inny, bardziej stanowczy mężczyzna, umiałby wpłynąć na wredną matkę? Myślę, że nie, bo to po prostu niemożliwe.

Czy w ogóle można zmusić matkę, by pokochała własne dziecko? Nie,nie można. Przecież nawet najlepsi psycholodzy i psychoterapeuci tego nie potrafią, co więc mógł zrobić biedny Izaak... Nawet gdyby Augusta udawała miłość, córka i tak wyczułaby fałsz.



Użytkownik: Marylek 23.06.2009 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: To, że ktoś nie potrafi z... | koczowniczka
"To, że ktoś nie potrafi zmienić losów świata, to jeszcze nie powód, by nazywać go nieznośnym."
Hej, ale ja go tak nie nazywałam! ;)
Ja tylko starałam się wytłumaczyć, dlaczego Izaak nie mógł niczego zmienić. Bo masz rację, to niemożliwe. Nikt nie mógł wpłynąć na Augustę, ani na żadną inną matkę, bo miłości nie da się zarządzić ani zadekretować.

Zapraszam też tutaj, "Wszystko jest zawsze". Majgull Axelsson "Dom Augusty", napisałam co przyszło mi do głowy po przeczytaniu "Domu Augusty". :)
Użytkownik: verdiana 24.06.2009 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: To, że ktoś nie potrafi z... | koczowniczka
Pewnie, że nie można nikogo zmusić do miłości, ale zawsze można ograniczyć krzywdę dziecka do tej wynikającej z braku miłości, zapobiec eskalacji krzywd. Bierność Izaaka w tym przypadku jest współwiną.
Użytkownik: milenaj 20.09.2009 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: „W zasadzie nie ma w tym ... | verdiana
Właśnie kupiłam. "Kwietniowa czarownica" bardzo mi się podobała. To jedna z tych książek, które chce się przeczytać jak najszybciej, żeby poznać całą historię, a jednocześnie ma się nadzieje, że przygoda nigdy się nie skończy. Teraz czas na "Dom Augusty". Mam nadzieję, że dorówna "Kwietniowej czarownicy"
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: