cytat z książki
Kiedy trzeci raz mijałem Najpiękniejszą Kobietę Świata, zrozumiałem, że krążę, i to krążę po coraz ciaśniejszych orbitach. Stała w pobliżu jednego z licznie na trawnikach rozstawionych wiklinowych foteli. Paliła papierosy, co było wśród histerycznie zatroskanych swym zdrowiem gwiazd rzadkością; stała i nie ruszała się z miejsca. Raz po raz pojawiał się koło niej jakiś stremowany i napięty jak struna bywalec, ale wszyscy oni wiotczeli i odpadali prędko.
Robiłem coraz mniejsze okrążenia. Już dobrze widziałem jej nogi, które przemierzały najbardziej prestiżowe wybiegi świata; jej ramiona, które sezon w sezon spowijały najdroższe kreacje Diora, Versacego, Lagerfelda i Montany; jej włosy pachnące najdroższymi szamponami globu; jej dekolt śmiało pokazujący profil słynnego biustu, który na krótko oświetlały reflektory hollywoodzkich wytwórni filmowych. Na krótko, bo wielkiej kariery jako aktorka nie zrobiła. To znaczy, owszem, piętnaście lat temu zagrała niewielką rólkę stewardesy, podającej drinka Harrisonowi Fordowi, co i tak było marzeniem ściętej głowy większości zawodowych aktorek europejskich, ale po tym epizodzie kolejne propozycje z przysłowiowego worka się nie posypały. Ma się rozumieć: w niczym jej to - przynajmniej w moich oczach - nie umniejszało. Przeciwnie. Była w tym logika. Jej niesamowite piękno rozstrzygało o jej losie. Nic poza tym nie wchodziło w grę. Mówiąc na odwrót, czyli wprost: we wszystkim, za co - poza własnym pięknem - próbowała się brać, była raczej drewnem. A brała się, niestety, za rozmaite rzeczy. Nagrała płytę z własnymi piosenkami - głównym ich walorem była prawie całkowita bezszmerowość. Wydała tomik wierszy - katastrofa rzadka, bo krwawa i zarazem pozbawiona wyrazu. Malowała i urządziła wystawę swoich prac - o Chrystusie Panie! Szczerze mówiąc, nawet jej sekundowa kreacja aktorska u boku Harrisona Forda była - zwłaszcza jak na ułamkowy czas - bezbrzeżna. Pociecha, że u boku takiego wirtuoza każdy - a specjalnie początkujący artysta - wypada blado, była marna.
Ale jej klęski nie miały znaczenia wobec jej piękna. Bo jakież miało znaczenie, że była żadną piosenkarką, nędzną poetką i mizerną malarką, kiedy w zetknięciu z nią najwięksi śpiewacy tracili głos, najwybitniejsi poeci nie wiedzieli, co powiedzieć, a najoryginalniejsi malarze sikali w portki z wrażenia?
---
* J. Pilch, ""Najpiękniejsza Kobieta Świata"", w: "Moje pierwsze samobójstwo", wyd. Świat Książki, 2006.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.