Dodany: 30.10.2006 15:09|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Na przełaj przez naturę


Swego czasu należałam do wytrwałych konsumentów literatury popularnonaukowej, nie stroniąc również – mimo kompletnego braku uzdolnień w zakresie nauk ścisłych – od tematyki technicznej, a to dzięki doskonałym piórom Stefana Bratkowskiego i Zbigniewa Przyrowskiego, którzy nawet zupełnego laika potrafili zainteresować historią odkryć, wynalazków i postępu badań naukowych. I oto po wielu latach znów trafiłam na książkę, której autor zdołał w sposób równie atrakcyjny i zrozumiały streścić na niespełna pięciuset stronach aktualny stan wiedzy z zakresu szeroko pojętych nauk przyrodniczych, od genezy i struktury wszechświata po teorię kwarków, od początków życia na Ziemi po tajemnice kodu genetycznego.

Zebranie takiej ilości wiarygodnych danych jest samo w sobie pracą godną podziwu. Ale podanie ich w taki sposób, by nie przytłoczyć czytelnika nadmiarem cyfr, szczegółów i fachowej terminologii i nie zanudzić go naukowymi wywodami, to już „wyższa szkoła jazdy”. Bryson tę umiejętność opanował doskonale, o wiele lepiej sprawdzając się w roli popularyzatora nauki niż reportera pragnącego za wszelką cenę rozbawić czytelnika dowcipem niekoniecznie wysokiej jakości (vide: „Zapiski z małej wyspy”). Nie znaczy to, że przy omawianiu materii ściśle naukowej nie zdarza mu się zażartować czy przytoczyć zabawnej anegdoty. Owszem, jak najbardziej, ale tutaj humor jest wyraźnie subtelniejszy i dopasowany do sytuacji, a historyjki z życia uczonych pomagają postrzegać ich jako pełnowymiarowych ludzi, a nie chodzące ideały. Toteż przekazywaną przez autora wiedzę przyswaja się nadzwyczaj dobrze. Osobiście nie poradziłam sobie tylko ze zrozumieniem pewnych detali z zakresu astrofizyki i fizyki cząstek elementarnych, ale tego, jak mi się zdaje, nawet największy geniusz fizyczny i pedagogiczny w jednej osobie nie zdołałby mnie nauczyć...

Czytelnik sięgający po taką pozycję z założenia nie jest wszechwiedzący, a więc trudno mu ocenić, czy zamieszczone w książce informacje są w pełni rzetelne; biorąc pod uwagę liczbę i jakość cytowanych źródeł, wydaje się, że można przyjąć takie założenie. Ja sama przyłapałam autora (albo tłumacza?) tylko na jednej nieścisłości: otóż nie istnieje coś takiego, jak „odmy mózgowe i płucne – niebezpieczny nadmiar płynu w tkankach”[1]; odma to przedostanie się powietrza do jam ciała, zaś nagromadzenie się płynu w tkance mózgowej czy płucnej nazywa się w terminologii medycznej obrzękiem odpowiedniego narządu. Drugi błąd jest zapewne skutkiem zwykłej literówki („wanomycyna”[2] zamiast „wankomycyna”), za co należy winić chyba głównie polski zespół redakcyjny, podobnie jak za wymknięcie się kilku niezupełnie zgrabnych sformułowań („wiele z tych istot stosowało plany budowy ciała, które...”[3]; „około połowy chemicznych reakcji, które zachodzą w bananie, to są te same reakcje, które zachodzą w tobie”[4]). Jednak te drobne mankamenty nie wpływają na całościowy odbiór lektury, którą czyta się naprawdę dobrze, nie tracąc zainteresowania od początku do końca.


---
[1] Bill Bryson, „Krótka historia prawie wszystkiego”, przeł. Jacek Bieroń, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2006, s. 266.
[2] Tamże, s. 327.
[3] Tamże, s. 338.
[4] Tamże, s. 427.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6854
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: verdiana 30.10.2006 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Swego czasu należałam do ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, ja tylko chciałam powiedzieć, że czytam wszystkie Twoje recenzje i bardzo je sobie cenię i lubię je. Nie komentuję każdej z osobna, ale jestem tu i czytam z przyjemnością. :-)
Użytkownik: --- 30.10.2006 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Swego czasu należałam do ... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: wai 31.10.2006 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Swego czasu należałam do ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przeczytałam tylko wstęp.
„...Abyś tu był, tu i teraz, biliony błądzących atomów musiały w niezwykle wyszukany i wymagający niewiarygodnej koordynacji sposób połączyć się i stworzyć ciebie. Jest to tak niepowtarzalny układ, że nigdy jeszcze wcześniej nie był testowany i będzie istniał tylko ten jeden raz.”*
Przekonał mnie od razu, więc książka znalazła się na mojej półce. Niestety przegrała z fabułą i przerzuciłam się na inne tytuły. Teraz, kiedy przeczytałam recenzję, coś pociągnęło mnie z powrotem do „Krótkiej historii prawie wszystkiego”. A że właśnie skończyłam „Moją mamę czarownicę” mam szansę...
---
Bill Bryson „Krótka historia prawie wszystkiego”, Zysk i s-ka, Poznań 2006, s.11

Użytkownik: annamaria0 21.07.2007 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tylko wstęp.... | wai
Wlasnie skonczylam czytac te ksiazke(w oryginale). "Krótka historia..." powinna byc lektura obowiazkowa! Moj stosunek do lekcji fizyki czy chemii bylby zupelnie inny, gdyby podreczniki byly choc w polowie tak swietnie napisane i tak ciekawe, jak ta ksiazka.
Użytkownik: jakozak 14.09.2007 08:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Wlasnie skonczylam czytac... | annamaria0
Pewnie ja lubiłabym historię, geografię gospodarczą, ekonomię i ekonomię polityczną. Brrrrrrrrrrrrrrrrrrr. Suche fakty nie do pojęcia.

"Krótką..." zaczęłam. Przeczytałam o kosmosie. Podoba mi się. Tyle, że tu jest niewiele nowego. Wszystko się właściwie wie, a liczb oraz nazwisk i tak człowiek nie spamięta.
Znakomicie jednak autor potrafi podziałać na wyobraźnię. Kosmos jest przeogromny - no wiadomo, każde niemowlę już wie. Ale bardzo podziałało na mnie to, że kartka podręcznika, w którym miałby być prawidłowo w sensie "odległościowym" narysowany układ słoneczny, musiałaby mieć 300 metrów długości? Czy coś takiego? Przy Ziemi wielkości ziarnka grochu?

Czy ktoś z Was pojmuje to nieskończone zakrzywienie? Ja już przy Ditfurth...cie {(?)Verdiana! Na pomoc!} rwałam włosy z głowy. Płaszczakiem nie jestem i nie moge pojąć, gdzie miałabym czterowymiarowo plasknąć, żeby mi się wyobraźnia uruchomiła.
Pocieszyło mnie jedynie to, że mi tu żadna supernowa nie wybuchnie-wbuchnie, bo za daleko diablica siedzi. Z kolei - czego tu się bać? Charakterek człowieka - ujęty nie w te ryzy, które trzeba, wyrządza o wiele gorsze szkody od kosmitów (może ich być miliony wszelkiej maści, ale widzą teraz rewolucję francuską i to ci najbliźsi (Verdiana słonko "ż", cz "ź"?), supernowych i zbłąkanych komet, czy innych ciał latających sobie po kosmosie, gdzie im się tylko zamarzy. Fajne te kręgi zbożowe - robią je nastolatki ufolatki. Ciekawe, czy tez są chowane bezstresowo?

Może ja napiszę po swojemu krótką historię prawie wszystkiego? Nie... jestem za mało konsekwentna i za wiele srok za ogon łapię na raz. Taka słowiańska dusza. Nie pójdę w żadne ryzy!
Użytkownik: dorrri 24.02.2011 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie ja lubiłabym histo... | jakozak
Połknęłam. Wspaniała. I jakże zmieniła moje homocentryczne nastawienie do otaczającego świata. Bogactwo informacji jasno mi pokazało, że my ludzie jesteśmy ledwie pyłkiem na osi czasu trwania Ziemi, ledwie okruchem wobec wszystkich bytów, które zamieszkiwały kiedykolwiek ziemię i jedynie microcząstką tych, które po nas nastaną. To, że osiąglęliśmy, jak pisze autor, ewolucyjny sukces, jest jedynie wynikiem loterii. Nasza prehistoria i nasza przyszłość nie była i nie będzie niczym innych jak ciągiem potężnych wymierań i następująych po nich zróżnicowań. To wszystko przeczy naszemu przekonaniu o ukierunkowanym zamyśle (stwórcy, siły kosmicznej...) dążącym do apogeum, którym jakoby miał być homo sapiens. Jestesmy tylko szczebelkiem w ewolucji. Odkrywcze dla mnie były te wnioski, tchęły we mnie ducha pokory, oraz oswoiły lęk przed globalnym kataklizmem i unicestwieniem, którym epatują nas zewsząd dzisiejsze massmedia. Przecież to takie naturalne. Więc czego tu się bać. Gorąco polecam
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: