Cudowna opowieść o przemijaniu i pamięci
Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z "Pannami z Wilka", Iwaszkiewicza znałem tylko z omawianego w szkole "Ikara". Książka nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, na jakie liczyłem. Potem zacząłem wgłębiać się w prozę Autora. Nie tylko ją czytać, ale również nad nią rozmyślać. I na pewnym etapie wiedziałem, że do "Panien z Wilka" wkrótce wrócę. Jakoś trafił się ten niedzielny wieczór i znów sięgnąłem po lekturę.
Tak jak podejrzewałem - znając prozę Iwaszkiewicza, łatwiej przyszło mi zrozumieć tę historię i cały zawarty w niej geniusz. Ocena powędrowała w górę, na sam szczyt.
"Panny z Wilka" to opowieść uniwersalna. Jeśli szukacie szybkiej akcji czy ciętych dialogów, na pewno tu ich nie znajdziecie. Jeśli natomiast macie ochotę na odrobinę refleksji, zastanowienia nad życiem, uczuciami i emocjami człowieka, nie możecie lepiej trafić.
Zaczyna się bardzo prosto - dobiegający czterdziestki Wiktor Ruben po śmierci najbliższego przyjaciela, w ramach rekonwalescencji, przyjeżdża do wujostwa, którego nie odwiedzał od piętnastu lat. Przy okazji odwiedza dwór Wilko, gdzie kiedyś mieszkało sześć panien, z którymi w czasach przedwojennych był bardzo związany.
Wyprawa w przeszłość przypomina sen. I jak to w śnie bywa - wszystko zostaje zniekształcone. Nic nie jest takie, jak przed piętnastu laty. Dawne meble zostały zastąpione nowymi, zwyczaje panujące w Wilku też uległy zmianie. Co najgorsze jednak, zmienili się ludzie. To pierwsze gwałtowne zderzenie przeszłości - jaką pielęgnował w sobie mężczyzna - z obecnym stanem rzeczy.
Julcia - obiekt jego erotycznych marzeń - stała się otyłą, sympatyczną matroną, Kazia - z którą prowadził długie, życiowe rozmowy - postarzała się, Jola - z którą bohatera łączył subtelny flirt - wyszła za mąż, Zosia - jego dawna uczennica - stała się wielką damą, a i z Tuni - dawniej zwyczajnego dziecka - wyrosła piękna panna. Wśród sióstr brakuje przedwcześnie zmarłej Feli.
Przyjazd Wiktora burzy porządek Wilka. Nic już nie będzie takie samo, pora zmierzyć się z demonami przeszłości, odkurzyć dawno zapomniane sprawy i przewinienia, przypomnieć sobie dawno zakrzepłe sekrety. Między Rubenem a pięcioma kobietami nawiązuje się pewien rodzaj gry... Machina uczuć prze naprzód.
To opowieść przede wszystkim o przemijaniu - pielęgnujemy w sobie przeszłość, podczas gdy teraźniejszość ma zupełnie inny wymiar. Zwykle ulegamy gorzkiemu rozczarowaniu. Takie zetknięcie dwóch odmiennych stanów - zamierzchłej przeszłości i jaskrawej teraźniejszości - jest bardziej bolesne, niż mogłoby się wydawać. Nie chodzi tu już o samą powieść Iwaszkiewicza, ale o życie. Wielki pisarz na kartach tej książki po prostu o tym przypomina. Z latami dojrzewamy, pewne sprawy stają się bardziej wyraziste, rozumiemy znaczenie dawniej niejasnych przesłanek i gestów, widzimy, że pewne rzeczy dało się rozegrać inaczej. Jednak na nic nam ta wiedza - przecież jest za późno. Można odgrzebywać popioły, lecz po co? One pozostaną popiołami, nic się pod nimi nie kryje!
To również świadectwo wybiórczości, jak i funkcjonowania pamięci ludzkiej. Nie rozumiem, jak Iwaszkiewicz mógł trafić tak dogłębnie w samo sedno, że głębiej już po prostu nie można? A jednocześnie to, o czym pisze, jest oczywiste - jedynie zdajemy się o tym zapominać. Do czego zmierzam? Czy, drodzy Czytelnicy, mieliście kiedyś taką sytuację, że podczas spaceru szarą ulicą przed waszymi oczami pojawiło się jakieś odległe wspomnienie, zupełnie niezwiązane z miejscem, w którym aktualnie się znajdujecie? Tak przydarza się Rubenowi - jak każdemu zresztą. Wciąż widzi on to zdrajcę, który przed egzekucją wypala ostatniego papierosa, to zaś ciało nagiej Feli w promieniach zachodzącego słońca.
Myślę, że Fela - ta, którą pokonała okrutna hiszpanka - wymaga tutaj osobnego omówienia. Wiktor wciąż rozpatruje tę, jakby nie było, piękną scenę, ale jakby tylko ją. Fela przypomina mu się w osobie młodszej siostry - dopiero co rozkwitłej Tuni. Jednak twierdzę, że słabo ją pamięta. A jak my pamiętamy naszych znajomych, przyjaciół, nawet bliskich? Czy nie jedynie z ich pojedynczych spojrzeń, gestów, zdań, które utkwiły nam gdzieś głęboko w głowie i które wciąż mielemy w sobie? Sami odpowiedzcie na to pytanie...
Znajdziemy tu Iwaszkiewicza w pełnym rozkwicie - woń subtelnego erotyzmu, nie do końca nakreślone, ale obdarzone silnym ładunkiem uczuciowym postaci, niesamowite opisy przyrody, plastyczny, piękny język, głębokie dialogi i materiał do zastanowienia pomiędzy linijkami tekstu. Będziemy świadkiem szeregu pięknych, niezapomnianych, jakby impresjonistycznych scen - choćby śniadania Julci i Joli czy wyprawy Wiktora i Tuni na polowanie.
Czy można bezkarnie odkrywać karty przeszłości? Czy można obyć się bez zadraśnięć? Czy wszystkie sprawy powinny zostać wyjaśnione? Te i wiele innych pytań zapewne postawicie sobie podczas lektury.
Szczerze polecam. "Panny z Wilka" to książka, o której łatwo się nie zapomina.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.