Dodany: 29.10.2006 20:00|Autor: vanin

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Welin
Duncan Hal

5 osób poleca ten tekst.

Wymagające, ale satysfakcjonujące


Początkowo chciałem trudności w przebijaniu się przez "Welin" złożyć na karb gwałtownych zmian w życiu prywatnym, ale faktem jest, że prawdziwą przyczyną bardzo wolnego czytania tej powieści jest jej niebywale ambitna struktura. To spowodowało, że "Welin" stał się dla mnie najtrudniejszą książką od lat.

Na pozór to kolejna rzecz traktująca o odwiecznej walce aniołów i demonów, jednak kierowanie się okładkowym opisem przyczynić się może do negatywnego nastawienia do książki jeszcze przed lekturą. Cóż, nie da się ukryć, że Duncan wykorzystuje wątek anielski - jednak całkowicie go przekształca, tworząc zupełnie nową jakość. Anioły, demony - przystępując do lektury warto wykroczyć poza utarte schematy rozumowania i porzucić tradycyjne pojmowanie tych dwóch pojęć, narzucające im jednoznaczną konotację. Och, to jest powieść o Dobru i Złu, ale nie w taki sposób, jak można by to sobie wyobrażać.

Osią, jeśli o takiej można w przypadku tej powieści mówić, jest Księga Wszystkich Godzin, mityczna księga będąca zapisem losów wszystkich i wszystkiego w Welinie, uniwersum jednoczącym wszystko, świecie poza światem, w czasie poza czasem, do którego dostęp mają jedynie enkin, anioły i demony. Księga Wszystkich Godzin to z jednej strony zapis słów boga definiujący wszystko, co kiedykolwiek powstało i powstanie, a z drugiej strony potężne narzędzie władzy nad Welinem. Jakakolwiek zmiana warunkowana jest zmianą zapisów w samej Księdze Wszystkich Godzin, nic więc dziwnego, że pragnieniem wielu jest jej odnalezienie.

Jakakolwiek próba opisywania fabuły jest jednak skazana na porażkę, bo przyjętą metodą pisarską Duncan skutecznie taki zamiar neutralizuje, a wszystko bierze swój początek w zdaniu - "Czas nie jest prostą linią prowadzącą z przeszłości do przyszłości"*.

Kończąc "Welin" można mieć już zarys ogólnej koncepcji fabuły, jaka przyświecała autorowi, ale czytając powieść, trzeba pamiętać o cytowanym zdaniu, bo ono determinuje wyjątkowo skomplikowaną strukturę powieści. Czytając książkę, ciągle wyobrażałem sobie okazały wazon, który przez kogoś został rozbity na setki drobnych fragmentów, dodatkowo jeszcze porozrzucanych w celu dodatkowego utrudnienia jego rekonstrukcji. I to czytanie przypomina pieczołowite składanie takich szczątków w pierwotną formę, swoiste układanie puzzli z rozczłonkowanej fabuły. Jest zresztą w powieści jeszcze jeden cytat, który doskonale oddaje jej kształt: "(...) szperam w pudełku po butach w poszukiwaniu właściwej strony dziennika. Mój dziadek nie prowadził go w zeszycie, ale na luźnych świstkach, kartkach wyrwanych w hotelach z bloczków firmowych, z małych notesików, na papierze kancelaryjnym, listowym albo formatu A4"**.

Jeśli wierzyć wywiadom z autorem, oddaje on też sposób, w jaki sam Duncan składał "Welin" z niepowiązanych na pozór fragmentów tekstu. I taki też sposób czytania należy przyjąć, delektując się lekturą, bo na pozór niespójne elementy porozrzucane na kilkuset stronach powieści docelowo będą się układać w coraz bardziej poukładaną całość, jednak warunkiem tego jest ogromna koncentracja nad treścią, bo nie ma żadnej reguły, żadnej wskazówki, która pomogłaby w rozpoznaniu istotnych treści. Nic nieznaczące zdanie z pierwszych dziesięciu stron może okazać się niezwykle istotne trzysta stron dalej. Problem w tym, że cofać się, by odnaleźć ten istotny fragment, jest bardzo ciężko.

Postmodernizm, a może jakiś hiperpostmodernizm, ujawnia się nie tylko w eksperymentowaniu z formą, ale także w niezwykle szerokim i swobodnym czerpaniu z kultury naszej cywilizacji, z motywów, których szukać trzeba aż w starożytnym Sumerze. Dobrze wręcz jest czytać powieść mając łatwy dostęp do źródeł gromadzących wiedzę o mitach, a dwa z nich, mit o wędrówce bogini Inany (Isztar) do świata zmarłych i mit o jednym z nieśmiertelnych kradnącym ogień, by podarować go ludziom, stają się podstawami dwóch tomów "Welinu", ale zapożyczeń i przekształceń kulturowych i historycznych jest tu mnóstwo. Problem w tym, że i jednokrotna lektura, i niedostatek wiedzy nie pozwolą ich wszystkich wyłapać.

Jest w powieści kilka postaci, które, umiejscowione przez Duncana w powtarzających się w czasie i przestrzeni rolach, tworzą pewne archetypy, dając podstawę do rozważań, na ile nasze własne życia stają się naszym własnym wyborem, a na ile są wynikiem decyzji podjętych za nas, zapisem słów w Księdze Wszystkich Godzin. Interpretacji treści książki jest mnóstwo, a to, co z niej odczytamy zależy od naszej uwagi i skupienia, a pewnie i własnej wrażliwości. Powtarzalność losów przywodziła mi natomiast na myśl "The Years of Rice and Salt" Kima Stanleya Robinsona i motyw, który on tam zastosował.

Kiedy niedawno zastanawiałem się nad zbiorem felietonów Jeremy'ego Clarksona, dotarło do mnie, dlaczego "Welin" nigdy nie zdobędzie szerokiego uznania w oczach czytelników. Clarkson krytykujący wybory jury Nagrody Bookera stwierdził w jednym z felietonów, że "dobra książka wymaga czegoś więcej niż pięknej konstrukcji zdań, lewicowego posmaku i bystrej, ironicznej obserwacji. Wymaga przede wszystkim fabuły. Fabuła sprawia, że budzi się w tobie najsilniejsze z uczuć: nadzieja"***.

"Welin" jest dokładnym przeciwieństwem clarksonowskiej definicji dobrej książki; a jednak dostarcza nadziei, zupełnie zresztą niezwiązanej z fabułą. Nadziei na to, że może powstać ambitna rzecz, przełamująca schematy gatunkowe, która znajdzie uznanie w oczach wymagających czytelników, która jednak nigdy nie zdobędzie nagrody przyznawanej przez szerokie grono fanów. To książka hermetyczna, której jedyną szansą na zdobycie jakiekolwiek nagrody jest niewielkie, zamknięte grono jury.

Nie pamiętam, aby kiedykolwiek wcześniej zdarzyło mi się, że po zakończeniu książki chciałem powrócić do jej lektury, tak mało z niej zrozumiawszy. Zazwyczaj trudność w akceptacji treści kończyła się odłożeniem jej raz na zawsze; ale nie w tym wypadku. Wiem, że do "Welinu" powrócę, tak wysoko podniósł mi poprzeczkę, a absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić, abym mógł sięgnąć po jego kontynuację, "Ink", bez ponownego zgłębienia debiutu powieściowego Duncana. Wiem też, że bez względu na to, ile razy przeczytam "Welin", zawsze posuwać się będę naprzód po kilkadziesiąt stron, i przypuszczam, że pozostanie on dla mnie intelektualnym wyzwaniem.

Moja ocena tej powieści bardziej zbliżona jest do słów poety ("czucie i wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko"****), niż do jakiejkolwiek racjonalnej decyzji. Zresztą, najlepiej posłuchać rady jednego z klientów brytyjskiego Amazonu, który o książce wypowiedział się tak: "Easier if you don't make the decision".


---
* H. Duncan, "Welin", tłum. Anna Reszka, wyd. MAG, 2006.
** Tamże.
*** J. Clarkson, "Świat według Clarksona", tłum. Maria i Tomasz Brzozowscy, wyd. Insignis, 2006.
**** A. Mickiewicz, "Romantyczność".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6176
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: McAgnes 11.08.2008 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Początkowo chciałem trudn... | vanin
Znakomita recenzja. Muszę przyznać, że czytanie tej książki było rzeczywiście trudne - ale za to, jak już zamykałam tom, to pomyślałam - cudo! Podziwiam autora, niesamowita wyobraźnia.
Podziwiam też powyższą recenzję, również przymierzałam się do napisania kilku słów o powieści, ale Duncan mnie pokonał, nie dałam rady. Chylę więc czoła.

Dodam jeszcze, że "Welin" w drugim czytaniu (bardzo rzadko to robię, ale jakiś tydzień po pierwszym czytaniu zabrałam się za nią ponownie) staje się niezwykle przejrzysty i zrozumiały.
Użytkownik: gandalf 19.11.2009 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Początkowo chciałem trudn... | vanin
Absolutnie się nie zgadzam z tą entuzjastyczną recenzją. "Welin" niestety gładko wpisuje się w pewien oklepany schemat powieści postmodernistycznej, który można opisać następująco: mamy kilka (lub kilkanaście) wątków o różnym stopniu realizmu, czasem zupełnie fantastycznych, powiązanych ze sobą luźno albo... bardzo luźno. Tym spoiwem może być właśnie jakiś fantastyczny świat, jak to jest u Duncana, ale mogą być też np. choroba psychiczna czy marzenia głównego bohatera, w których wciela się on w różne postaci. Bardzo często to połączenie jest tak enigmatycznie określone, że właściwie nie da się go zdefiniować. Oczywiście w książce obowiązkowo pojawia się 29827 odniesień do literatury, muzyki, religii, malarstwa, filmu, bez większości których książka bez problemu mogłaby się obejść. Zazwyczaj takie książki są, moim zdaniem, jedynie pustym efekciarstwem, z którego niewiele wynika, a które ma jedynie zachwycić rzekomą niezwykłą wyobraźnią autora i jego niesamowitym obyciem kulturalnym. Nazwiska? Pynchon, Murakami, Pielewin, Rosendorfer (akurat oni przyszli mi do głowy, może znalazłoby się kilku bardziej reprezentatywnych). No i niestety również Hal Duncan. Bo "Welin" nie jest właśnie niczym więcej, niż schematycznym efekciarstwem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: