Dodany: 29.10.2006 14:25|Autor: wai

Jednak czarownica


Czytałam, i czytałam, i nie znajdowałam nic, co by mnie łączyło z pisarką, której każda książka do mnie przemawiała. Interesujące czasy, ciekawe środowisko – Piwnica pod Baranami, Klub pod Jaszczurami itd. A jednak ta bohema, ten styl... Czytałam jak o kimś obcym, dalekim.

Aż tu niespodzianka, dochodzę do lat dziewięćdziesiątych - wspomnienia córek, cytaty z internetowych wypowiedzi Doroty Terakowskiej, opowiadania przyjaciół – wszystko raptem staje się mi bliskie.
Zawsze myślałam, że jestem dziwaczką, która woli mieć stare regały pełne książek, niż nowe mebelki na połysk; nie przywiązuje wagi do lśniących podłóg, kiedy jest coś ciekawszego do zrobienia; no i wychowywała się z kotami...
A tu czytam: „Rozglądam się po pokoju, dostrzegam pieniek dla kotów, który bardzo mi się podoba, szafkę z mnóstwem szufladek, która podoba mi się jeszcze bardziej, a już najbardziej podoba mi się to, że ściany w mieszkaniu pisarki, o której napisałam pracę magisterską, kiedyś pewnie białe, teraz są szare – najzwyczajniej w świecie brudne.” *
Nie to, żebym hołdowała brudnym ścianom. Ale może to jest przyczynek do dyskusji, jak się ma status materialny i podejście do spraw przyziemnych, do zamiłowania do literatury i swobody myślenia?

I ten „dom niezobowiązujący”!
„Mama nie nauczyła nas sprzątać ani gotować. Ubrania prała wprawdzie w pralce, ale prasowała tylko wtedy, gdy było to absolutnie niezbędne. Nauczyła nas za to miłości do literatury. Czytanie w naszym domu było czymś tak naturalnym jak jedzenie czy spanie.” **
Czytam i czuję się wreszcie bardzo swojsko. Bo za mego dzieciństwa nie przeżywałam balang rodziców do trzeciej nad ranem. Nie byłam tez krnąbrną uczennicą wyrzucaną z kolejnych szkół. Ale właśnie ta obojętność na czysto materialną powłokę świata, to „niewyprasowanie”, zawsze w moim domu rodzinnym było i jakoś we mnie zostało.
Były kotki, które miały swoje specjalne miejsca i były traktowane jak członkowie rodziny. Każda o dziwacznym charakterze: jedna neurotyczka z objawami klaustrofobii, druga - ślepa od urodzenia na jedno oko- chodząca bardziej swoimi drogami, niż to kotom przystoi.
Tak było u mnie. A u Doroty Terakowskiej? „Posiłki jadaliśmy w różnych porach i różnych miejscach, każde z nas zajęte własnymi sprawami, wszędzie sierść psów i kotów... Kiedyś był nawet królik przyniesiony przez Małgosię, który przegryzał kabel od telefonu, oraz patyczaki...”***

Teraz wiem: książka świetna!
Edytorsko również: twarda oprawa, zdjęcia pamiątkowe w ciekawy sposób wkomponowane w tekst. Graficznie opracował ją Marek Wajda.
Czytałam, oglądałam, trzymałam w ręku z przyjemnością.

---------------------------------------------
*Katarzyna T.Nowak „Moja mama czarownica”, Wydawnictwo Literackie 2005, str.248
** tamże str.281
*** tamże str.272

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1646
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: SiostraDarka 24.08.2008 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam, i czytałam, i n... | wai
Piękna rekomendacja. Książka już w schowku. Dziękuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: