Dodany: 23.10.2006 16:58|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

I nadal uczą nas latać...


Dlaczego „Urwany lot”? Ten metaforyczny tytuł poważnej socjologicznej publikacji może wydawać się zaskakujący, zwłaszcza gdy znamy tytuły innych prac autorki: „Młodzież końca tysiąclecia”, „Młodzi w nowym świecie”. Tam opisowy konkret – tu poetycka przenośnia o niepokojąco dramatycznym brzmieniu. Skąd ta rozbieżność?

Stąd, że wśród kilku pokoleń młodzieży, których postawy analizuje prof. Świda-Ziemba w swoich książkach, to jedno – jej własne – dorastało w warunkach wyjątkowych. Dzieci z inteligenckich domów, w momencie rozpoczęcia wojny dość duże, by ocalić w pamięci obraz przemijającego raptownie świata, a nie na tyle jeszcze dojrzałe, by masowo włączyć się w walkę i złożyć ojczyźnie daninę z życia, wkroczyły w nową, powojenną rzeczywistość w wieku, gdy ma się najwięcej sił i energii. Ci młodzi ludzie mogli – jak pisze autorka – „eksplodować twórczością, pokoleniowymi wartościami”[1], lecz ich „społeczno-kulturowy kształt, a często też możliwości i dynamikę osobową zniszczyły stalinizm i życie w PRL”[2].

Jacy byli ci, którym niesprzyjające realia nie pozwoliły rozwinąć skrzydeł? Dowiadujemy się tego za pośrednictwem fragmentów listów i pamiętników, których sporą liczbę udało się autorce zebrać wśród swoich rówieśników – często w ostatniej chwili, bo część z nich zmarła, nim książka trafiła do druku, inni „właśnie mieli wyrzucić lub spalić”[3] relikty przebrzmiałej dawno młodości.

Błędem byłoby sądzić, że te źródła odsłaniają nam obraz jakiegoś pokoleniowego monolitu, złożonego z samych ponadprzeciętnych umysłów i charakterów bez skazy. Nic takiego! Oto chłopcy flirtują z kilkoma koleżankami naraz, panienki godzinami plotkują o koleżankach, omawiają wrażenia ze szkolnych potańcówek i medytują, kogo zaprosić na prywatkę – gdybyż tylko w wolnym czasie, ale nie, również i w czasie lekcji prowadzą ożywioną korespondencję! I oni, i one w swoich marzeniach bywają albo dziecinnie naiwni („Życie w niebezpieczeństwie to życie prawdziwego mężczyzny. Postanowiłem więc, że zostanę lotnikiem albo marynarzem”[4]; „Pociąga samowolne, grandziarskie i unowocześniające się życie”[5]), albo zawstydzająco konkretni („chcę wybrać w przyszłości medycynę kosmetyczną, bo już wiem, że wtedy będę miała forsy jak lodu”[6]).

W oczach wychowawców – czy to doprawdy niespodzianka? – są ewidentnie gorsi od tych, co byli przed nimi: „za nic macie święte zasady moralne, gwiżdżecie sobie na wszystko (...). Wasze ja, wasz brutalny egoizm jest najważniejszy. (...) wy ciągle nie uznajecie zasad życia społecznego ani dyscypliny. (...) Czymż wy żyjecie, co wy macie w głowie?”[7]. Czyżby więc tylko we własnej wyobraźni byli kimś wyjątkowym? O, nie, jednak jest różnica!

Kiedy pominiemy dywagacje na temat życia uczuciowego i towarzyskiego, uderza nas entuzjastyczny wręcz stosunek ówczesnych nastolatków do nabywania wiedzy i autorytet, jakim cieszą się u nich nauczyciele; w listach opisujących szkołę wciąż pojawiają się określenia „fenomenalna!”, „rewelacja!”, „jaka szkoda, że nie możesz chodzić do nas na lekcje (...)”[8]. Prawie wszyscy mnóstwo czytają i dzielą się wrażeniami z lektur - czy to z własnym pamiętnikiem, czy z kolegami, z którymi korespondują – a czynią to niemal bez wyjątku ładną literacką polszczyzną.

W ogóle zresztą, zwłaszcza w listach, zwraca uwagę refleksyjność tych młodych ludzi. Wielopiętrowe, rozbudowane analizy własnych przeżyć i postaw, gorące dyskusje na tematy religijne i polityczne, a wszędzie znów widać zdolność formułowania myśli w sposób czytelny i - z jednym jedynym wyjątkiem („Churchula i Roswelda”[9]) - bezbłędnego wyrażania ich na piśmie. Nie ma między nimi jedności co do wiary („Kocham słońce i wiosnę! Chrystusa!”[10] i „Przestałam być wierzącą. Chcę być wolna i kierować się rozumem”[11]) ani co do poglądów politycznych („Tylko ostatni szuja może być w Polsce komunistą”[12] i „Wstępuję do ZWM! (...) Tu chodzi o większe rzeczy. O sprawiedliwość i zwycięstwo najszybsze postępu. O obecność w ruchu, za którym stoją prawa historii”[13]), ale jest jedność, gdy chodzi o umiejętność uzasadniania swoich wyborów i werbalizowania argumentów. I – wbrew temu, co mówią nauczyciele i katecheci – trudno zaobserwować w wypowiedziach skłonności do „tumiwisizmu” i „luzactwa”, prędzej już jakieś nuty patetyczne; wyraźnie częściej bowiem, niż w internetowych dyskusjach dzisiejszych nastolatków, pojawiają się pojęcia takie jak honor, ojczyzna, prawda, uczciwość, moralność.

To piękny i dający do myślenia portret generacji. I tylko w jednym nie całkiem się zgadzam z autorką: uważam, że – mimo wszystko – lot, do którego zbierali się jej rówieśnicy, nie został urwany. Może trochę, choć nie w każdym przypadku, zniżony, może na chwilę zatrzymany. Ale trwał długo i trwa nadal – czego dowodem ta książka – i z pewnością został dostrzeżony. Bo przecież w późniejszych rocznikach nadal pojawiają się osoby myślące, czytające, szanujące określone wartości; ktoś musiał im dać przykład, jak wznieść się choć trochę nad poziomy, ktoś musiał posłużyć autorytetem - i to właśnie rodzice, dziadkowie, wychowawcy wywodzący się z tamtego pokolenia. Bo ci spośród nich, którzy nadal są wśród nas, jeszcze niejednego mogą nauczyć swoich wnuków, czy może już prawnuków...


---
[1], [2] Hanna Świda-Ziemba, „Urwany lot”, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2003, s. 378.
[3] Tamże, s. 13.
[4] Tamże, s. 172.
[5] Tamże, s. 229.
[6] Tamże, s. 80.
[7] Tamże, s. 97.
[8] Tamże, s. 225.
[9] Tamże, s. 82.
[10] Tamże, s. 257.
[11] Tamże, s. 251.
[12] Tamże, s. 303.
[13] Tamże, s. 334.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3294
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: --- 24.10.2006 00:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlaczego „Urwany lot”? Te... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: Lykos 25.10.2006 07:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlaczego „Urwany lot”? Te... | dot59Opiekun BiblioNETki
To bardzo ciekawe pokolenie. W większości nie zdążyło się sprawdzić w walce, ale żyło jej tradycją i w dużej części - tradycją niepodległej Polski. Myślę, że takie pojęcia jak honor, ojczyzna, obowiązek czy choćby przyzwoitość, należały do ich świata jako jego normalny składnik. Oni w większości tak zostali wychowani.

Przez małżeństwo wszedłem do rozgałęzionej chłopskiej rodziny. Mój teść miał dziewięcioro rodzeństwa. Część z nich w czasie wojny była już na progu dorosłości lub go przekroczyła, część należy do pokolenia sportretowanego w książce pani Świdy-Ziemby. Ludzie ci wychowali się w bardzo trudnych warunkach: gospodarstwo ok. 7 ha, ojciec ranny w czasie I wojny światowej zmarł pod koniec lat dwudziestych. Matka trzymała wszystko silną ręką, starsze rodzeństwo pomagało młodszemu (najmłodsza siostra taty urodziła się jako pogrobowiec). Mój teść poszedł do pracy, gdy nie miał jeszcze ukończonych 15 lat. Z wyjątkiem dwu osób wszyscy zdobyli co najmniej średnie wykształcenie, część jeszcze przed wojną, część po wojnie, niektórzy ukończyli dwie szkoły, dwie osoby zdobyły wykształcenie wyższe. To byli na swój sposób bohaterowie.
Chyba największą różnicą w stosunku do pokoleń późniejszych były kryształowa uczciwość i motywacja do zdobywania wiedzy. I chociaż ci ludzie starali się wychować swoje dzieci jak najlepiej i w większej części się to udało, to zatracono w następnym pokoleniu ten charakterystyczny pęd do wiedzy. Możliwości były większe, więc rezultaty na ogół także, jednak na pewno nie wykorzystano wszystkich możliwości, jakie pojawiły się po wojnie. Może zresztą te możliwości nie były wcale tak duże, jakby chciała to widzieć Maria Dora? W końcu po roku 1989 okazało się, że dzięki najlepszemu ustrojowi wyższe wykształcenie zdobyło ok. 7 % Polaków, natomiast w tej strasznej kapitalistycznej Europie zachodniej średnia przekraczała 20 %. Biły nas na głowę nawet tak biedne państwa, jak Portugalia i Grecja.

Wracając do książki - odnoszę wrażenie, że portret pokolenia, jaki wyłania się z kart omawianej książki, jest może nie tyle nieprawdziwy, co nieco podrasowany. To jest jednak wybór, a kryterium tego wyboru była umiejętność przelania swoich myśli na papier. Pani Świda-Ziemba przedstawiła w swojej książce swego rodzaju elitę. Być może portret mojego pokolenia czy pokolenia aktualnej młodzieży skonstruowany według podobnych zasad byłby mniej chwalebny, ale nie aż tak przepastnie odległy od tamtego, jakby wynikało z analizy wypowiedzi na internetowych forach dyskusyjnych.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.10.2006 15:26 napisał(a):
Odpowiedź na: To bardzo ciekawe pokolen... | Lykos
Zgadzam się w znacznej mierze z Twoimi spostrzeżeniami. Choć myślę, że ten portret nie jest aż tak bardzo wyidealizowany - gdyby bowiem autorka trafiła do swoich rówieśników ze szkół średnich w mniejszych miastach, podejrzewam, że uzyskałaby podobny obraz. Mój ojciec pochodził z rodziny podobnej, jak Twój teść, z tą różnicą, że miał więcej szczęścia, bo oboje jego rodzice dotrwali w dobrym zdrowiu do późnej starości; wszystkie ich dzieci, pokonując ogromne trudności techniczne (zwłaszcza komunikacyjne, bo we wsi, z której się wywodzimy, nie było wówczas nawet normalnej drogi, a najbliższe gimnazjum i liceum znajdowało się w odległości ok.60 km) ukończyły szkoły średnie i zdobyły wyższe wykształcenie. Moja mama z kolei wywodzi się z małomiasteczkowego proletariatu; w całej jej rodzinie przed wojną jedna osoba ukończyła gimnazjum, wszyscy inni po 6 klasach szli do pracy; po wojnie zaś i ona, i kilkoro jej kuzynów również ukończyli liceum i poszli na studia. Ze wspomnień ich wszystkich wnoszę, że ten pęd do wiedzy i poważne podejście do życia (pomijając wszelkie flirty i szkolne psoty) był cechą pojawiającą się nie tylko wśród młodzieży z czysto inteligenckich domów.
A współczesna młodzież (licealna) - przynajmniej w badaniach autorki i jej doktorantów - też wcale nie wypada tragicznie. Postaram się wrzucić do B-netki swoją recenzję z innej jej książki, w której przedstawia ten temat.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: