Dodany: 23.10.2006 01:02|Autor: hburdon

Książka: Kronika ptaka nakręcacza
Murakami Haruki

1 osoba poleca ten tekst.

Dziwna książka


Długo musiałam się namyślać, zanim się w końcu zdecydowałam, czy Murakamiego lubię, czy też nie. Ale w okolicach strony 400 „Kroniki ptaka nakręcacza” podjęłam decyzję: nie lubię.

To nie znaczy, że Murakami to zły pisarz, o nie. Potrafi pisać, ma niesłychanie bogatą wyobraźnię, dużo do powiedzenia. Jamie James napisał: „Szukając paralel, zachodni krytycy porównywali go do Raymonda Carvera, Raymonda Chandlera, Arthura C. Clarke’a, Dona DeLillo, Philipa K. Dicka, Breta Eastona Ellisa i Thomasa Pynchona – tak źle dobrany zestaw sugeruje, że być może Murakami rzeczywiście jest oryginałem”[1]. Moim zdaniem jest rzeczywiście oryginałem, ja w każdym razie nie znam żadnego innego pisarza, który tak pisze. Gdybym miała „Kronikę” z czymś porównywać, to tylko z „Kafką na plaży”, również autorstwa Murakamiego.

Jeśli więc ostatecznie zdecydowałam, że Murakamiego nie lubię, to dlatego, że go nie rozumiem. W przeczytanie „Kroniki” musiałam włożyć dużo wysiłku umysłowego, co byłoby całkiem miłe, gdyby ten wysiłek zaowocował jakimiś wnioskami czy przemyśleniami; ale zaowocował wyłącznie umysłowym zmęczeniem. Może po prostu zbyt wiele oczekuję; chciałabym zrozumieć wszystko, albo przynajmniej większość. Jednak nic na to nie poradzę: przeszkadza mi, że nie mam pojęcia, dlaczego kot zniknął, skąd wzięło się niebieskie znamię i czy weterynarz też miał takie znamię, a jeśli nie, to jaki był cel tego kłamstwa, co właściwie zobaczył Cynamon jako dziecko, i tak dalej, i tak dalej.

Zastanawiałam się podczas czytania, czy wielbiciele Murakamiego płyną przez jego książki jak przez muzyczną symfonię, słowa przekładając bezpośrednio na rzeczywistość duchową. A może idą przez nie spacerem, bez pośpiechu podnosząc kolejne fragmenty układanki i dopasowując je do siebie, aż ujrzą gotowy obraz. Ja nie potrafię ani jednego, ani drugiego. Brnę do przodu fragment po fragmencie, łamiąc sobie głowę, próbując zrozumieć, o co chodzi – a po przeczytaniu ostatniej strony nadal mam przed oczyma duszy mojej wielki bałagan.

W pewnym momencie zaczęłam nawet podejrzewać, że „Kronika” z premedytacją nie ma sensu. Oto bowiem czytamy: „Jednak gdyby zwrócić baczną uwagę na to, co mówił i pisał, byłoby jasne, że jego słowom brakowało konsekwencji. Nie odzwierciedlały konkretnego światopoglądu, opartego o dogłębne przekonania. (...) Jeśli jego opinie cechowała jakakolwiek konsekwencja, to polegała ona na konsekwentnym braku konsekwencji, a jeśli miał pogląd na świat, był to pogląd głoszący całkowity brak światopoglądu”[2]. Tylko że bohaterem tego fragmentu jest Noboru Wataya, najczarniejsza postać książki, ucieleśnienie zła.

Za zwątpienie zostałam zresztą skarcona: „Większość ludzi odrzuca to, co wykracza poza ich możliwości pojmowania, jako absurdalne i niewarte zastanowienia”[3]. Parę stron później zaś pojawia się zdanie, które dla mnie stanowi klucz do zrozumienia książki, a raczej klucz do zrozumienia, dlaczego jej nie rozumiem: „W jego liście najbardziej poruszyło mnie poczucie frustracji, bijące ze słów porucznika: frustracji będącej wynikiem niemożności opisania ani wyjaśnienia niczego w sposób, który by go w pełni satysfakcjonował”[4].

Wydaje się bowiem, że Murakami próbuje opisać rzeczywistość tak złożoną, że wręcz nieopisywalną. Dla niego rzeczywistość materialna przenika się z rzeczywistością duchową i rzeczywistością umysłową w sposób absolutny. Gdyby rozważać wydarzenia „Kroniki” tylko na płaszczyźnie świata materialnego, byłyby idiotyczne. Weźmy taki przykład: bohater schodzi do wyschniętej studni, żeby sobie spokojnie pomyśleć; osiąga tak głęboki stan koncentracji, że przenika przez ścianę studni i trafia do zaciemnionego pokoju hotelowego, w którym spotyka tajemniczą kobietę i z którego w ostatniej chwili ucieka przed tajemniczym zagrożeniem; kiedy udaje mu się wyjść ze studni, na policzku ma niebieskie znamię niewiadomego pochodzenia; wkrótce zaczyna zarabiać w ten sposób, że pozwala bogatym, sfrustrowanym kobietom lizać swoje znamię, co leczy je z depresji, epilepsji i innych przypadłości.

Idiotyczne, prawda? Na wszelki wypadek zaznaczam, że nie jest to treść całej książki, a jedynie jej mały wycinek. (Całej książki streszczać nie zamierzam, bo to po pierwsze niemożliwe, a po drugie bezcelowe. To naprawdę nie jest opowieść o facecie, któremu zginął kot).

Nie da się rozłożyć symboliki Murakamiego na części pierwsze, powiedzieć: pokój hotelowy symbolizuje podświadomość bohatera, znamię jego ukrytą siłę, okupioną cierpieniem, studnia symbolizuje łono kobiety, a kij bejsbolowy to fallus. Symbole w „Kronice” biegną jeden za drugim jak we śnie, wspólnie tworząc bogatą i pełną znaczeń mozaikę. Z jednej strony zdaję sobie z tego sprawę, ale z drugiej strony nie potrafię tej stylistyki polubić. Im bardziej wytężam wzrok, tym bardziej zamiast mozaiki widzę tylko poszczególne kafelki.

W sumie coś tam z „Kroniki” wyniosłam: dowiedziałam się, co Japończycy jedzą (kanapki z serem, wołowinę smażoną z cebulą i zieloną papryką, ryż i zupę miso, spaghetti z sosem pomidorowym); że cenią wizytówki z wykaligrafowanym nazwiskiem (porucznik Mamiya gęsto się tłumaczy, dlaczego takowej nie posiada); że wśród najrozmaitszych rodzajów samobójstw istnieje „samobójstwo kochanków”. Jednak większa część książki wykracza daleko poza moje możliwości pojmowania, więc wolę zostawić myślenie o niej innym.

_____
Ze względu na brak dostępu do polskiej wersji książki, cytaty z wydania angielskiego przetłumaczyłam sama, za co bardzo przepraszam.



---
[1] „Western critics searching for parallels have variously likened him to Raymond Carver, Raymond Chandler, Arthur C. Clarke, Don DeLillo, Philip K. Dick, Bret Easton Ellis and Thomas Pynchon - a roster so ill assorted as to suggest that Murakami may in fact be an original”, East Meets West, recenzja książki „Kronika ptaka nakręcacza”, Jamie James dla New York Times, 2 listopada 1997.
[2] „But if you paid close attention to what he was saying or what he had written, you knew that his words lacked consistency. They reflected no single worldview based on profound conviction. (...) If there was any consistency to his opinions, it was the consistent lack of consistency, and if he had a worldview, it was a view that proclaimed his lack of worldview.” The Wind-up Bird Chronicle, Haruki Murakami, tłum. z japońskiego na angielski Jay Rubin, wydawnictwo Vintage, Londyn 2003, str. 75-76.
[3] „The majority of people dismiss those things that lie beyond the bounds of their own understanding as absurd and not worth thinking about”. Tamże, str. 207; fragment listu porucznika Mamiya.
[4] „What most moved me in his letter was the sense of frustration that permeated the lieutenant’s words: the frustration of never quite being able to depict or explain anything to his full satisfaction”. Tamże, str. 210; rozważania Toru Okady o liście porucznika Mamiya.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5499
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: --- 24.10.2006 02:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Długo musiałam się namyśl... | hburdon
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 24.10.2006 07:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Długo musiałam się namyśl... | hburdon
"byłyby idiotyczne. Weźmy taki przykład: bohater schodzi do wyschniętej studni, żeby sobie spokojnie pomyśleć"

Taki japoński don Kichote. :-)

Ciekawa jestem teraz swojego odbioru, bo Kronikę mam w planie. Mnie urzekło i zachęciło gotowanie makaronu na początku.
Użytkownik: beatrixCenci 05.02.2008 18:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Długo musiałam się namyśl... | hburdon
Przyznam szczerze, że gdybym zaczęła czytać Murakamiego od "Kroniki...", to pewnie na niej bym skończyła. :)
Stanowczo wolę jego książki zawierające stanowczo mniejszą dawkę irrealizmu, jak "Sputnik sweetheart" czy "Na południe od granicy, na zachód od słońca". I że najmniej "trzymała się kupy" - przynajmniej dla mnie - właśnie "Kronika ptaka nakręcacza". Niby odbywa się tu jakaś duchowa przemiana - mocno nasuwająca skojarzenia z dążeniem do stanu "buddy" - ale nie wygląda to na tyle przekonująco, by dało się całość przyjąć inaczej, niż odmienne stany świadomości bohatera. Już lepiej, moim zdanie, zostało to wszystko rozwiązane w "Tańcz, tańcz, tańcz", które zresztą pod paroma względami jest uderzająco podobne do "Kroniki...".
Swoją drogą najbardziej mi się w "Kronice..." podobała klasyfikacja rodzajów łysin. :)
Hmmm, studnia jako łono kobiety... Ja ją sobie zinterpretowałam jako źródło życia - a raczej jego brak, symbol impasu w życiu bohatera, który w zasadzie nic nie robi (więc równie dobrze mógłby cały czas siedzieć w wyschniętej studni). ;)
Użytkownik: italia 13.09.2008 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Długo musiałam się namyśl... | hburdon
Jak już to z "Kafką nad morzem" a nie na plaży.
Użytkownik: hburdon 13.09.2008 18:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już to z "Kafką ... | italia
Masz rację; tekst pisałam zanim jeszcze wyszła polska wersja, na podstawie angielskiej, która nosi tytuł "Kafka on the Beach".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: