Dodany: 19.10.2006 23:48|Autor: marionnette

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Księga Tatr
Kurek Jalu

4 osoby polecają ten tekst.

Echo Sablikowych gęślików


Byłeś kiedyś w Zakopanem? Dziki tłok, wysokie ceny, wszędzie pełno turystów i kolejki. Górale, jeszcze zachowujący swoje tradycje, ale też już po części odstępujący od nich i biegnący z duchem czasu… A w centrum miasta stoi pewien pomnik. Popiersie mężczyzny, który stworzył to miasto takim, jakie jest. Który zapoczątkował tutaj nowe życie, nową epokę, i jakieś 150 lat temu wprowadził rdzennym mieszkańcom do ich wsi kompletnie inny świat, którego rozwój widać dzisiaj.

Zanim przyjechał, Zakopane to nie była ani Polska, ani Węgry, ani żaden inny kraj – po prostu Zakopane. Zakopane, zasypane, od każdego państwa odgrodzone pokładami śniegu, a od zainteresowania sytuacją w kraju odciągane przez trudne warunki na miejscu. Mieszkańcy żywili się tu, jak ziemia obrodziła, kartoflami. Przez pół roku. A gdy nieurodzaj, to i z trawy gaździny zupę przyrządzały i dawały rodzinie. Największa troska: żeby nie było susz, żeby mrozy nie trzymały zbyt długo, żeby jaka strawa była – no i coby jaką pracę zdobyć, dutki (pieniądze) mieć. To najważniejsze. Bo za dutki i baba sobie spódnicę kupi, i w karczmie wódkę można pić, i lżej w domu. Dutki dla górala najważniejsze!

Przyjechał do tych ludzi ksiądz, ksiądz Stolarczyk, i chciał ich nawracać. Kościół zbudował, szacunek i sympatię sobie zjednał, ale nawracanie szło mu dziwnie – bo jak tu praktycznie myślącym góralom wyłożyć istotę kochania Boga? Zrozumieli wiarę na modłę kija i marchewki, a przy okazji… nie mogę się powstrzymać i jedną opowieść przytoczę.

Pewnego dnia po mszy ksiądz Stolarczyk widzi, że pewien gazda sobie fajeczkę od świecy kościelnej odpala. No więc ruszył do niego, strofując, że tak nie można, bo to boskie, bo grzech!… Góral spojrzał i rzekł mu mniej więcej tymi słowy – „Panie Jegomościu, przecież ja jestem gazda i Bóg jest gazda. Gazda gaździe powinien ognia użyczyć!”.

Tak więc żyli – biednie, chodząc od czasu do czasu do kościoła dla rozrywki, zmagając się z nędzą, kiepskimi glebami i klimatem gór, ale zarazem żyli wesoło, bo bawić się potrafili. Nic nie mieli – tylko baśnie o dziwnych stworzeniach, zamieszkujących odległe tatrzańskie wierchy, tylko karczmę, gdzie można było śpiewać i śmiać się do woli, nie pamiętając o nieurodzajnym roku. To była taka kraina, gdzie życie jest ciężkie i surowe, ale też mająca w sobie coś z bajki. Gazdowie siedzą w karczmie, Sabała – legenda wsi, najlepszy strzelec w okolicy, ale niespokojny duch, co to jego gaździna wiecznie sama w domu, bo on na polowaniach – Sabała więc wyciąga swoje gęśliki, takie skrzypki własnoręcznie zrobione, i na tych gęślikach zaczyna grać dziwną, niepokojącą melodię, która choć osobliwa i wbrew wszelkim muzycznym regułom, ma w sobie jakieś piękno prymitywne – wymyślona przez niego melodia Tatr, którym Sablik serce i duszę oddał, i które znał i kochał, jak nikt. A oni słuchają. Skrzypka pochłonęła już muzyka, mógłby tak grać godzinami, miesiącami... Przerzuca się na jakąś ludową piosnkę. Śpiewają, bawią się, improwizują, zamawiają kolejną kolejkę wódki na kredyt…

Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło. Przyjechał jeden człowiek z Warszawy, doktor Tytus Chałubiński. Poznał Sablika. Poznał gazdów. A ponad wszystko zakochał się w Tatrach i postanowił przejść je z góralami. Poznać ich język, baśnie, kulturę tego dzikiego, nieokrzesanego, fascynującego narodu. Pomóc im trochę – było dla niego, lekarza, cudem, że w ogóle przeżywają w tych warunkach. A przede wszystkim pokazać Zakopane innym. I od tego momentu Zakopane wkroczyło w swój nowy okres.

„Księga Tatr” opisuje dawny świat Sabały, ale w dalszej części koncentruje się na tym przełomie, wizji Chałubińskiego (acz nie tylko, bo to wielowątkowa historia i nie wszystkie jej karty w recenzji odkrywam), jej realizacji, zmianach. Kurek napisał to, moim zdaniem, cudownie: językiem i stylem idealnym wręcz dla takiej książki, ale co ważniejsze – napisał z autentyczną, bijącą w oczy miłością do Tatr, głębokim uczuciem. I przez to uczucie właśnie jego książka nie jest po prostu historią pewnych gór, ale ich prawdziwą duszą, Księgą przekazaną ludziom, którzy nie mieli możności doświadczyć tatrzańskiej atmosfery, którzy Tatr nie znają. Ja w kurorcie zwanym Zakopanem byłam raz, po Tatrach nie chodziłam, a co najwyżej szusowałam po wyjeżdżonych stokach narciarskich. Ale przy „Księdze Tatr” rozpłakałam się z żalu za tą epoką, która minęła, nad niepowtarzalnym czarem tych gór, który nazwałabym nieopisanym, gdyby nie właśnie to – że je Kurek opisał cudownie.

O roli Tytusa Chałubińskiego w historii łatwo usłyszeć – a powieść ta wyjaśnia, dlaczego pod jego popiersiem widać na pomniku jeszcze jedną twarz – twarz Sablika, ikony starej epoki, która musiała odejść i ustąpić miejsca nowoczesności. I w księdze, i na pomniku te dwie epoki się spotykają, jako dwaj mężczyźni, najważniejsi ludzie w historii Zakopanego. Jeden unicestwił świat drugiego, a dla siebie zostali największymi przyjaciółmi. Dawno umarli. Zostało po nich tylko to, co nieprzemijające. Tatry, przyczyna ich nierozłączności, prawdziwa miłość i dusza obydwu. Te niedostępne, wysokie Tatry, gdzie halny ostro dmucha w twarz, a z halnym gdzieś jeszcze można uchwycić echo gry na gęślikach.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14053
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: Marylek 20.10.2006 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
Dzięki za przypomnienie miejsca, czasu, atmosfery.

Podobna jest "W stronę Pysznej" Zielińskiego. Tam nie o Chałubińskim i Sabale się wspomina, ale o Józefie Oppenheimerze i Mariuszu Zaruskim; porównywalna natomiast jest pasja tych ludzi, ich fascynacja Tatrami, umiłowanie tych gór.

Ja jeżdżę w Tatry prawie co roku; nie dalej jak dwa miesiące temu przyglądałam się w Zakopanem Sabale siedzącemu u stóp doktora Chałubińskiego. (Bez smyczka, bo mu go ponoć ciągle kradną!) Mam niezłą kolekcję literatury tatrzańskiej, ale - wstyd się przyznać - do "Księgi Tatr" nigdy nie dotarłam. Spieszę nadrobić to niedopatrzenie! Książka już w schowku.

I dzięki za piękną recenzję :-)
Użytkownik: marionnette 20.10.2006 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za przypomnienie m... | Marylek
A Tobie dzięki za wspomnienie o "W stronę Pysznej", z przyjemnością poczytam o Zaruskim, bo mam po "Księdze" apetyt na jeszcze coś "tatrzańskiego"!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.10.2006 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
I ja się dołączam do podziękowań za przypomnienie tej świetnej lektury. Czytałam ją -jak mi się zdaje - ze trzy razy, pierwszy raz gdzieś w piątej czy szóstej klasie podstawówki (naprawdę), ale potem jakoś ciągle było coś pilniejszego. A szkoda, bo uważam, że jest naprawdę dobra i że Kurek jest dziś niesłusznie zapomniany. Aż się boję, czy aby jego powieści, jako przestarzałych, nie skasowano przypadkiem w mojej bibliotece. Muszę sprawdzić przy następnej wizycie. A jeśli masz ochotę na tatrzańskie i podhalańskie klimaty, to nasuwa mi się na myśl "Wtóra księga Tatr" i "Grypa szaleje w Naprawie" tegoż autora, dalej "Sklep potrzeb kulturalnych" Antoniego Kroha, i jedna jeszcze książka, której niestety nie pamiętam ani tytułu, ani autora - przejmująca opowieść o najbardziej znanych ofiarach tatrzańskich szlaków. Musiałabym też zerknąć do biblioteki - pamiętam gdzie stoi i jak wygląda - ale akurat dopiero co wróciłam.
Użytkownik: Marylek 20.10.2006 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja się dołączam do podz... | dot59Opiekun BiblioNETki
"przejmująca opowieść o najbardziej znanych ofiarach tatrzańskich szlaków." - to może być "Wołanie w górach" Michała Jagiełły. Faktycznie, rewelacja. W sierpniu ukazało się nowe wydanie.

To ja jeszcze polecam książki Wawrzyńca Żuławskiego: "Sygnały ze skalnych ścian", "Tragedie tatrzańskie", "Skalne lato", "Wędrówki alpejskie" (ja mam wszystkie cztery w jednym tomie), "Peleryna, ciupaga i znak tajemny" (tu ja zapomniałam autora, poszukam i dopiszę), Andrzej Wilczkowski "Miejsce przy stole". I oczywiście książki Jana Długosza, "Komin Pokutników" na przykład.

A latem - plecak i w góry. Może się tam spotkamy?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.10.2006 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "przejmująca opowieś... | Marylek
Tak, to na 90% było "Wołanie w górach".
A ja w Tatrach bywam, niestety, rzadko - w ciągu ostatnich 10 lat byłam w Zakopanem trzy razy, z czego raz na spotkaniu mojego rocznika studiów, a dwa na konferencji szkoleniowej, i na góry patrzyłam głównie w przerwach między wykładami... Gorzej jeszcze, bo mieszkam w Beskidach - a odkąd skończyłam studia, to w zasadzie po górach nie chodzę, czasem się przejdę do najbliższego schroniska i z powrotem, i tyle, bo zawsze jest coś w domu do zrobienia. Tyle, że co rano mam je przed oczami, każdego dnia w innej scenerii.
Użytkownik: marionnette 20.10.2006 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, to na 90% było "... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie, to przynajmniej się naoglądasz tych widoków (mam nadzieję, że ci jeszcze nie zbrzydły)... w Warszawie z góry patrzą tylko wieżowce, cóż to za miasto straszne.
Dziękuję Wam pięknie, Dot i Marylek, za te wszystkie tytuły, teraz nic tylko zakopać się (:) ) w domu i czytać! Szkoda, że tak się nie da.
A latem... hm, może faktycznie udałoby się jakoś w te góry wyskoczyć? W tym roku byłyśmy z drużyną harcerską w Świętokrzyskich, to w przyszłym możemy pojechać i dalej!
Oj, się rozmarzyłam offtopicowo. Już kończę. Ale chciałabym... :)
Użytkownik: Marylek 20.10.2006 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie, to przynajmniej ... | marionnette
Ten zapomniany to Jan Reychman.
Mogę polecić jeszcze książki Władysława Krygowskiego.

Wyskoczyć w górki byłoby nieźle :-) Miło jest pochodzić po np. Beskidach czy jakichś innych niższych górkach; bo generalnie góry są piękne, ciągle się zmieniają, za każdym zakrętem inny krajobraz, z każdego punktu inna panorama.
Ale Tatry są dla mnie specyficzne, magiczne. Szczególnie Wysokie Tatry, ale Zachodnie też. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale chyba miłość i fascynacja nie potrzebują tłumaczeń. Gdy znajdę się w Tatrach dostaję takiego "powera", że zaćmiewa mi mózg. W tym roku wybrałam się na Kościelec na drugi dzień po przyjeździe (a przyjechałam dnia poprzedniego ok. 18), bez aklimatyzacji, bez wstępnego, treningowego chodzenia po dolinkach. Szaleństwo, miałam iść tylko na Gąsienicową, potem jeszcze tylko nad Czarny Staw, ale wyniosło mnie samo. Gdyby nie obecność mojego TŻ poszłabym pewnie na Orlą Perć, co byłoby totalnym szaleństwem, bo wracałabym chyba po nocy. I, oczywiście, następnego dnia byłam tak przetrenowana, że nie mogłam się nigdzie wybrć. A mimo to, to było najpiękniejsze przeżycie tego lata, ten mój trzeci pobyt na Kościelcu :-))

A samo Zakopane jest bardzo specyficznym miastem, pomimo tabunów turystów zachowującym swoją odrębność, atmosferę. Lubię je bardzo.
Och, wybierz się tam, marionnette, póki ludzie całkiem tych gór nie zadepczą...
(No i znów mnie poniosło :-/)
Użytkownik: Annvina 20.06.2012 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten zapomniany to Jan Rey... | Marylek
"...o generalnie góry są piękne, ciągle się zmieniają, za każdym zakrętem inny krajobraz, z każdego punktu inna panorama...” No własnie!!! I to jest główny argument w odwiecznym i zupełnie absurdalnym sporze – morze czy góry. Morze jest takie same (przynajmniej z perspektywy plaży, ponoć z perpektywy żeglarskiej jest inaczej), idziesz plażą kilometr, idziesz plażą 10 kilometrów i ciągle jest tak samo. No dobra, można popływać, bardzo lubię pływać morzu, zwłaszcza, jak są umiarkowane fale, ale przecież nie można pływać 14 godzin na dobę, a na szlaku można spędzić 14 godzin, i co kilka minut jest inny widok!!!
W tym roku w maju bylismy w Tatrach i podobnie jak Ty mieliśmy pierwszego dnia dojść tylko do Murowańca, ale jakoś tak Kasprowy się do nas uśmiechał, że weszliśmy, a potem zaczęły się do nas usmiechać Kopa Kondracka i gorąca herbata w schronisku na Hali Kondratowej, więc tą drogą wróciliśmy do Kuźnic – i tak wygladał nasz pierwszy „aklimatyzacyjny” dzień :) Co wcale nie przeszkodziło nam następnego dnia uderzyć na Zawrat, z którego niestety zawrócił nas śnieg w ilościach przekraczających nasze możliwości sprzętowe.
Dziś po południu zaczynam Księgę Tatr i już wiem, że bedę płakać za górami...
Też mnie ponosi, gdy mówię/piszę o górach ;)
Użytkownik: betyloo 27.10.2008 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: "przejmująca opowieś... | Marylek
A ja bym chciała polecic Wam książkę Konstantego Steckiego "Tatry na co dzień",są to wspaniałe opowiadania przewodnickie,godne przeczytania.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.10.2006 12:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
Jako totalnie magiczne tatrzańskie miejsce polecam Głodówkę (dawniej mieścił się tam harcerski ośrodek wypoczynkowy) z piękną panoramą Tatr, a stamtąd spacer do kościółka na Wiktorówkach. Ostatni raz byłam tam jakieś 20 lat temu, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę...
Użytkownik: Mantra 21.10.2006 12:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
mam tę książkę w domu... może więc..
Użytkownik: verdiana 22.10.2006 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
A ja polecam zakopiańskie książki Maćka Pinkwarta! Jak to być może, że się w tych wszystkich lekturach nie pojawił?
Szczególnie polecam jego "Zakopiańskim szlakiem Karola Szymanowskiego" i "Trzydziechę". Pisał też Maciek o Zaruskim...

Pozdrawiam z Warszawy, pięknej, jesiennej! :-)
Użytkownik: Vemona 29.11.2006 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
Przede wszystkim - dziękuję za recenzję, przypomina magię Tatr. Znów zaczynam za nimi tęsknić z zamglonej Warszawy, wyobrażam sobie, jak taka mgła pięknie wygląda widziana ze szczytów. Z pewnością przeczytam tę książkę i inne wzmiankowane, a ze swojej strony chcę polecić jeszcze Zofii Urbanowskiej "Róża bez kolców: Opowiadanie z niedawnej przeszłości osnute na tle przyrody tatrzańskiej z licznemi rycinami w tekście", też jest o czasach dawnych, kiedy ludzie namówieni przez mądrego doktora dopiero zaczynają przyjeżdżać do Zakopanego, kiedy nie ma tłumów na szlakach, a można spotkać niedźwiedzia i nocować w jaskini... Co prawda to powieść bardziej dla młodzieży, ale nie chodzi tu o warstwę fabularną, a właśnie o spotkanie z tamtymi dawnymi Tatrami.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.02.2007 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
Niech żyją prowincjonalne biblioteki, pozbywające się "niechodliwych" tytułów za grosze! Dzięki jednej z nich podczas ostatniej wizyty w lokalnej metropolii (czyli siedzibie miasta i gminy W.) zostałam posiadaczką "Księgi Tatr" i "Księgi Tatr wtórej" w płóciennej oprawie + tylko z nieco zniszczoną obwolutą za jedyne 6 zł!!!
Użytkownik: Annvina 20.06.2012 13:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłeś kiedyś w Zakopanem?... | marionnette
Właśnie się biorę za Księgę Tatr (choć „chodzi za mną” od lat 13 czy 15, ale jakoś nigdy nie było okazji) i zerknęłam sobie co tam o niej Biblionetkowiecze piszą.
Bardzo zachecająca recenzja :)
Czy byłam kiedyś w Zakopanem? Tak, kilka razy, ostatni trzy tygodnie temu. W Zakopanem dziki tłok, wysokie ceny, turyści, kolejki i na domiar złego wycieczki szkolne – brrrr!!! Ale to tylko na Krupówkach. W Wysokich Tatrach jest zupełnie inaczej – z resztą kto nie był w prawdziwych górach (niekoniecznie w Tatrach), chyba nie zrozumie...
A po całym dniu na szlaku – nocleg w schronisku w Starej Roztoce, poprzedzony michą legendarnej zupy czosnkowej, porcją pierogów i sporym kubkiem grzanego wina – to... to... przeżycie nie-do-opisania!!!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: