Dodany: 16.09.2004 17:19|Autor: Ala

bez tytułu


"Obrona Sokratesa" to spisana przez Platona mowa obronna wygłoszona przez słynnego filozofa na jego procesie. Oskarżono go o demoralizowanie młodzieży i wprowadzanie "nowych bogów" i, jak powszechnie wiadomo, został ostatecznie skazany na śmierć.

Zadziwił mnie przede wszystkim ładunek emocjonalny tego dzieła – przeplatają się w nim: ironia, żal, duma, pogarda. Wszystko naraz, tak właśnie mógł przemawiać tylko człowiek niewinny, godny szacunku, dobre tylko rzeczy robiący, a właśnie za rzeczy owe na śmierć haniebną skazany przez krótkowzrocznych idiotów, bo chyba inaczej jego sędziów nazwać się nie godzi. Zadziwia samoświadomość Sokratesa – wiedział doskonale, co sam czyni, wiedział doskonale, za co go nie lubią, wiedział ponadto doskonale, po czyjej stronie racja. Ta prawdziwa, moralna racja. Bo ona nie zawsze jest właśnie po stronie zwycięzców, jakże zaś często po stronie zwyciężonych.

Kwestią, na którą chciałabym zwrócić uwagę, jest pierwszy zdefiniowany przez Sokratesa oskarżyciel. Bo choć oficjalnie oskarżenie wniósł Meletos, nie jego Sokrates uznaje za autentycznego oskarżyciela – jest nim według niego tłum, masa, ci ludzie, którzy już od lat kilkudziesięciu złą mu sławę wyrabiali, bo im ich głupotę nader skutecznie, a do tego publicznie, udowadniał. Trzeba przyznać, że z goryczą mówi o nich jako o zarozumialcach, nie widzących własnej głupoty. A trzeba przy tym zauważyć, że właściwie wokół siebie żadnego człowieka mądrego nie znalazł, choć zapewne nadzieję w swych młodych uczniach-nieuczniach, którzy za nim chodzili i go słuchali, a czasem także naśladowali starszym głupotę wypominając, pokładał. Otóż jest to pożyteczna służba, budzić w ludziach samokrytycyzm, żeby się też czasami nad życiem zastanowili, żeby chociaż to zrozumieli, że prawdy o życiu nie znają, a to, czym żyją na co dzień, do prawdy wiecznej pretendować nie ma prawa. Żeby czasem też pomyśleli o tej prawdzie jedynej, że trzeba przede wszystkim być dobrym człowiekiem, prawym i dzielnym, a wtedy się będzie miało wszystko – szacunek, może nawet pieniądze, ale przede wszystkim wewnętrzny spokój, zgodę ze sobą samym. Tego ostatniego Sokrates mocno broni, gdy tłumaczy, czemuż to się do polityki nie mieszał. Bo musiałby się zgodzić na prawa i reguły w niej panujące (zgoda na żądanie większości, częstokroć tłumu, a niezgoda z prawem i prawego człowieka sumieniem, porywczość, zbytnie emocje, zapał i chęć zyskania poparcia u tłumu), a pozostające w niezgodzie z jego wewnętrznym poczuciem sprawiedliwości i słuszności. Że ponad wartości materialne wartości duchowe wynosi – to pewna i słuszna jest sprawa. Że pod koniec swego wystąpienia to jedno zauważa, że nie z pieniądza dzielność przychodzi, ale odwrotnie, że z dzielności i pieniądze przyjdą – chwała mu za to.

Reasumując - osobiście uważam, że "Obrona Sokratesa", choć tak dawno spisana, choć w innych warunkach społeczno-politycznych wygłoszona, i dziś może być źródłem ważnych przemyśleń. Ale nie tylko. Siła tego dziełka tkwi w tym, że nie jest ono rozprawą filozoficzną, ale przede wszystkim dziełem literackim. Na mnie oddziałało swym dramatyzmem. Sokrates nie jest tutaj figurą z historii filozofii - kimś znanym, ale martwym. Tu przemawia żywy człowiek o żywych i autentycznych emocjach.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 19762
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: