Dodany: 07.10.2006 16:53|Autor: dot59
Ani bojowo, ani pokojowo
Tytuł szumny, objętość solidna... i to wszystko.
Książka jest żywym potwierdzeniem tezy, że nie wystarczy mieć o czym pisać – trzeba jeszcze umieć pisać interesująco. 95% treści (prócz paru ciekawszych fragmentów, zawierających wspomnienia z dzieciństwa i lat szkolnych autorki) to zwyczajna nudna piła. Prawie zupełny brak opisów, a te, które są – płaskie i bezbarwne; wydarzenia relacjonowane monotonnym stylem, bez śladów zaangażowania emocjonalnego.
Pokoleniowo autorka da się usytuować gdzieś w okolicach Wańkowicza i niemal te same czasy (międzywojnie, II wojna, emigracja) obejmuje swoimi wspomnieniami – ale jakaż przepaść między Wańkowiczowskim gawędziarstwem i talentem obserwacyjnym a ciągnącymi się w nieskończoność: „pojechałam... przyjechałam... wróciłam...” Iwańskiej!
Że ktoś przed wojną zechciał wydać równie wątłej jakości liryki autorki, można jeszcze zrozumieć (wydawcy przywiązywali wagę nie tylko do treści, ale przede wszystkim do tego, czy znajdzie się sponsor chętny sfinansować druk) – ale czemu dziś zaryzykowano publikację tak mało interesującej książki? Jedynym logicznym wyjaśnieniem wydaje się hołdowanie zasadzie, że wszystko dobre, co powstało na emigracji; w ten sposób zresztą, prócz dzieł rzeczywiście wybitnych i potrzebnych, upchnięto na rynek wydawniczy nieco kiczu i tandety, której jedyną zaletą było to, że autorzy jej niepochlebnie wyrażali się o powojennej polskiej rzeczywistości.
Jedynym ciekawszym momentem, kiedy wydaje się, że może wreszcie doczekamy się czegoś żywszego, czegoś bardziej zajmującego, są relacje z pierwszych lat pobytu Iwańskiej w USA. Przez krótki czas daje się zauważyć krytyczne spojrzenie na amerykańskie realia – odnotowanie wciąż żywego rasizmu, obrzydliwej obłudy wyglądającej spod płaszczyka „poprawności politycznej”, nietolerancji dla odmiennych (czyli lewicowych) poglądów, wreszcie animozyjek nadgryzających od środka pozornie monolityczne środowisko tamtejszej Polonii. Tego jednak nie jest zbyt wiele, zresztą zaobserwowane skazy najwyraźniej były dla autorki drobiazgiem wobec ogromu szczęścia, jakim był pobyt w tak bardzo wolnym kraju – toteż dalsze pienia na cześć Ameryki i wyraźna niechęć do ludzi, którzy woleli pozostać w ojczyźnie zniewolonej, niż pukać do cudzych drzwi, skutecznie niwelują wagę wcześniejszych spostrzeżeń.
Dalej, podobnie jak wcześniej, nie jest ani bojowo, ani pokojowo (gdzież te potyczki? gdzież te przymierza?), lecz monotonnie i nudno. Gdyby trochę więcej jakichś ciekawych obserwacji, gdyby żywszy styl, barwniejszy język... ale niestety, tego dotkliwie brakuje. Szkoda, doprawdy szkoda, bo z takiego materiału można by uczynić prawdziwą perełkę autobiograficzną.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.