Martin jak zwykle na poziomie...
"Pieśń lodu i ognia" to dla mnie jedna z najlepszych serii ostatnich lat. Z przyjemnością stwierdzam, że ponownie Martin stanął na wysokości zadania. Książka wciąga niczym ruchome piaski.
Co jednak może niektórych zaskoczyć, nie znajdziecie w niej opisu dalszych losów wszystkich bohaterów. Jak na zakończenie usprawiedliwia się sam autor, ma to na celu tylko dobro czytelników, oraz, oczywiście, samej opowiadanej historii. Nie da się jednak ukryć, że choć zabieg ten rozbudza ciekawość, to też stanowi dość niemiłe zaskoczenie.
W tym tomie poznajemy dalsze losy Jaimiego Królobójcy, jego siostry Cersei, jak też szlachetnej Dziewicy z Tarthu, Sama Zabójcy i Sansy Stark. Reszta bohaterów trafia (chwilowo) na dalszy plan. Ponownie nie brakuje spisków, intryg, szlachetnych czynów etc... choć szczerze mówiąc, bardzo żałuję, że nawet na jednej stronie nie pojawia się Jon Snow, jeden z moich ulubionych bohaterów.
Co do fabuły, to wydaje się, że Martin postanawia dać nam zaczerpnąć tchu, zanim bieg wydarzeń znów nabierze szybszego tempa. Można powiedzieć, że ponownie rozstawia na szachownicy pionki, aby w następnej części rozegrać dalszą część partii... a nie da się ukryć, że rozgrywka zbliża się do finału.
Podsumowując, książka świetna pod każdym względem, choć trzeba przyznać, że tempo oraz skala wydarzeń, które mają miejsce na jej stronach, są troszkę mniejsze w porównaniu do poprzedniej choćby części.
Tym niemniej gorąco polecam wszystkim!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.