"Czarna polewka"? Chyba dla mojej sympatii do Jeżycjady...
Zaraz po szkole udałam się do księgarni, by nabyć nową książkę Małgorzaty Musierowicz. Po drodze zastanawiałyśmy się z koleżanką, kto będzie głównym bohaterem kolejnej części - na to pytanie nie mogę odpowiedzieć do dziś, ponieważ głównego bohatera w zasadzie nie ma.
Nie ma też wątku przewodzącego. Do tej pory bardzo lubiłam tę charakterystyczną mnogość epizodów w Jeżycjadzie, niemniej za każdym razem był jakiś temat, który stanowił główną część książki. „Czarna polewka” wydaje się jakimś dziwnym misz-maszem o niczym, ciągnięciem rozpoczętej historii bez wyraźnego pomysłu.
Trudno mimo wszystko powiedzieć, żeby książka nie była z Jeżycjady – ma wszak wszystkie najgorsze cechy tej serii, a więc: bezustanne peany na cześć Borejków, kiepskie ilustracje autorki, mnóstwo pseudomłodzieżowych wtrąceń i „zapominanie” o bohaterach poprzednich części nienależących do mieszkańców Roosevelta 5. Z tych dobrych został tylko ironiczny styl Musierowicz i charakterystyczny absurd w przeżyciach miłosnych bohaterów.
Jednak nie byłoby może tak źle, gdyby nie to, co mnie najbardziej denerwuje – wątek Ignacego Grzegorza. To cud-dziecko, znające na pamięć „Mitologię” Parandowskiego i jednocześnie jakoś dziwnie niedojrzałe, zdaje się po prostu nienaturalne – jeszcze pół biedy, gdyby była to dziewczynka, lecz chłopcy dojrzewają wolniej. Nawet Józinek, mimo pasji do piłki nożnej, wydaje się „stary malutki”. Rozumiem, że autorka chce w ten sposób pokazać różnicę między wychowaniem Borejków a wychowaniem szarych mas, które nie umieją myśleć, bo nie znają łaciny. Ale jeśli sam motyw okazuje się wadą...
Poprzednie części Jeżycjady były dla wszystkich i o nastolatkach, teraz są o wszystkich i dla nikogo. Bo, po prawdzie, nawet jeśli ktoś zainteresuje się zabawnymi perypetiami Tygryska i Wolfiego, zanudzą go wątki z najmłodszym pokoleniem Borejków. I odwrotnie – dziesięcioletnie dziewczynki (bo to dla nich zdaje się być pisana część z Ignacym Grzegorzem) zignorują resztę książki, którą średnio zrozumieją.
Jednak i ta część ma swoje plusy – po wielu latach starożytnej klasyki pojawia się Mickiewicz ;).
Ogólnie, najnowsza pozycja Musierowicz nie jest denna, ale na pewno mogłaby być lepsza – gdyby tylko poprawiono omówioną już wyżej przeze mnie kwestię. Kwintesencją „Czarnej polewki” zdają się być słowa mojej znajomej: „wiesz, książka nie była zła, ale co właściwie obchodzą mnie uczucia jedenastoletniego chłopca?”.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.