Dodany: 03.10.2006 14:42|Autor: misiak297

Kiedy marzenia zabijają...


Mój egzemplarz "Portretu Doriana Graya" rozleciał się od wielokrotnego czytania, musiałem mu zamówić wizytę u introligatora. Przeczytałem tę książkę niemal przypadkiem - nie było nic innego pod ręką. Niemniej Wilde stał się dla mnie jednym z tych Mistrzów Literatury, których książki kupuję nawet za niebotyczne ceny, wiedząc, że i tak spełnią moje oczekiwania.

Wilde oddał w tym dziele więcej siebie, niż pewnie zamierzał. Główni bohaterowie to w istocie sam Autor w trzech wydaniach - taki, jakim chciałby się stać (Dorian Gray), taki, jakim widzą go inni (lord Henryk Wotton) i taki, jakim jest naprawdę (Bazyli Hallward) - to wyjaśnienie możemy przeczytać w jednym z listów.

Właściwie najpierw na uwagę zasługują mistrzowskie portrety postaci - głównie dekadentów. Zawsze się zastanawiałem, jak to jest, że on tchnął we wszystkie swoje postaci tyle życia i autentyczności? Każda z nich powinna podlegać osobnemu omówieniu.

Choćby Henryk Wotton - w którego usta Autor wkłada mnóstwo własnych poglądów. Opinie lorda mogą śmieszyć cynizmem, ale gdyby się w nie wczytać, przerażają swoją prawdziwością. Zawsze podczas lektury zadaję sobie pytanie: czy chciałbym mieć takiego przyjaciela jak Henryk? Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że jego postać fascynuje bardziej niż tytułowy bohater. Kim on jest? Stuprocentowym hedonistą, człowiekiem będącym ponad życiem, w którym się znajdował, patrzącym na nie z pełnym pobłażania i pogardy dystansem. Jednak stał się kimś jeszcze - myślę, że można go określić mianem archonta. To on wprowadził Doriana w realia prawdziwego życia, pozbawiając go młodzieńczych złudzeń. Podsumowując - to osoba niejednoznaczna, niby negatywna, ale posiadająca znajomość tych prawd, których my nie chcielibyśmy znać.

Jednak, mimo wszystko, to Bazyli Hallward miał większy wpływ na Doriana, choć ten praktycznie na samym początku powieści jakby wyślizguje mu się z rąk na rzecz lorda Henryka. To on jest autorem tytułowego portretu. Tworzy go urzeczony pięknem i czystością swego kochanka. Czy to aby na pewno jednak postać do końca pozytywna? Wydaje mi się, że gdyby jego muza (jeśli tak mogę określić Doriana) postarzała się, straciła na urodzie, mógłby się od niej odsunąć. Bazyli jest dobry i wrażliwy, ale przeważa w nim esteta.

Gdyby cała historia potoczyła się inaczej, Dorian zapewne znikłby z jego życia wraz z pierwszym defektem. Może uważacie, że jestem zbyt surowy dla młodego malarza, jednak sam Dorian o tym mówi:

"Mniej dla ciebie znaczę niż twój Hermes ze słoniowej kości lub srebrny Faun. Ich będziesz kochać zawsze. A jak długo mnie? Dopóty, dopóki pierwsze zmarszczki nie zeszpecą mi twarzy"(1).

No i wreszcie sam Dorian... kto to? Poznajemy go - to bardzo ważne - jako nieskalanego... To właśnie jego niewinność rzuca się w oczy przede wszystkim. Wilde wyraźnie daje to do zrozumienia:

"Gdy weszli, zobaczyli Doriana Graya. Siedział przy fortepianie, odwrócony do nich plecami, i przewracał kartki Szumanowskiego zbioru »Sceny leśne«.
- Bazyli, musisz mi je pożyczyć! - zawołał. - Chcę się ich nauczyć. Są prześliczne.
- To zależy od tego, jak dziś będziesz pozował, Dorianie.
- Ach, dość już mam pozowania i wcale nie chcę mieć własnego portretu naturalnej wielkości - odparł Dorian Gray jak nadąsany dzieciak, obracając się na kręconym taborecie stojącym przed fortepianem"(2).

Tak naprawdę obaj - lord Henryk i Bazyli - zabili w nim tę niewinność, choć trudno dociec, kto bardziej zawinił. Dorian w przypływie chwilowego impulsu, a może i przerażenia, sprzedaje duszę za wieczną młodość. Cena jest niezbyt wygórowana: jego grzechy odbiją się na płótnie.

Najwyższy to kunszt tak pogrywać z Czytelnikiem, aby wzbudzić jego sympatię dla bohatera, poniekąd oszukując go w ten sposób. Dorian - uosobienie subtelnego piękna, nieskalania, staje się potworem - a jego uroda przy tym - przynajmniej dla Czytelnika - przestaje mieć znaczenie.

Warto również poświęcić parę słów postaciom epizodycznym. Sybil Vane, urodziwa aktorka podrzędnego teatru, zakochuje się bez pamięci w tytułowym bohaterze. Wydaje mi się, że Wilde stworzył ją specjalnie jako przeciwwagę dla cynicznego lorda Henryka. Sybil jest uosobieniem Małgorzaty Goethego - czyli dobra.

Pani Vane to osobne mistrzostwo Wilde'owskiego pióra. W tych kilku zdaniach Autor potrafił zbudować przekonujący portret podstarzałej aktorki, której teatralizacja życia tak weszła w krew, że nie odróżniała go już od prawdziwej rzeczywistości - widać to w jej gestach.

Jeszcze Allan Campbell - jedna z ofiar Doriana Graya, człowiek wyniszczony, w zasadzie na granicy paranoi. Jeden dialog oddaje istotę jego osoby. Jeden jęk - potrafi odtworzyć całą desperację młodego naukowca.

Wykonanie również świadczy o mistrzostwie Lorda Paradoksa. Nie wiem, kiedy historia ludzkich namiętności, pełna błyskotliwych myśli, otoczona estetyczną aurą, zmieniła się w mrożący krew w żyłach thriller? Śmierć jednego z bohaterów, szantaż, mroki rezydencji Doriana Graya - wszystkie sceny wyryły się głęboko w mojej pamięci. Poza tym podczas lektury czułem, jakbym oglądał świetnie zrobiony film - za sprawą szczegółów, atmosfery, a przede wszystkim niesamowitych dialogów.

Można się doszukiwać przesłania w tej książce - jest absolutnie wielopłaszczyznowa. Od wolności sztuki do opłakanych skutków spełniania największych marzeń. Osobiście czytałem "Portret" z rosnącym przerażeniem - nie tylko prawdziwością sądów lorda Wottona, nie tylko tym, ile zła może być w człowieku tak z pozoru czystym, jak Dorian Gray, ale również zeszpeconym obrazem duszy. Gdyby to nas w ten sposób sportretowano? Jak karykaturalni bylibyśmy dzisiaj? Ilu ludzi skrzywdzilibyśmy? I - kogo byśmy zobaczyli? - siebie, czy zupełnie kogoś innego?

Zawarł też w swym dziele Wilde hołd dla młodości, a również męskiego piękna. Spotkałem się kiedyś z opiniami, że może szkoda, iż Wilde zawoalował istotę stosunków łączących trójkę dekadentów za płaszczem subtelnych aluzji - a nie jak w "Telenym" (domniemane autorstwo), gdzie ukazany jest prawdziwy wulkan namiętności (i nie chodzi mi tu wcale o sceny erotyczne).

Obok tej książki nie można przejść obojętnie. Najlepiej obrazuje ona geniusz Wielkiego Wilde'a. Bohaterowie zaś weszli na trwałe do literatury, doczekali się nawet wspomnienia w piosenkach. A tak à propos: szkoda, że żadna z ekranizacji tego wspaniałego dzieła nie była wyświetlana w Polsce.

Po prostu polecam.


---
(1) Oskar Wilde, "Portret Doriana Graya", tłum. Maria Feldmanowa, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005, str. 24.
(2) Tamże, str. 15.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 40428
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: mazalova 30.12.2006 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz "Portretu ... | misiak297
Ja też polecam Wilde'a, zawsze i wszędzie.
Oprócz kilku genialnych (bagatela) książek, jest on też autorem mojej ulubionej definicji tego, czym jest i czym nie jest artysta.
Zdaje się, że to z początku Doriana Grey'a, albo coś mi się pomyliło :)
Użytkownik: exilvia 24.03.2007 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz "Portretu ... | misiak297
Dlaczego Wilde chciał być Dorianem?

Na pewno nie chciałabym mieć takiego przyjaciela jak Henryk. Bazyli wzbudził w Dorianie tylko próżność, to Henryk popchnął Doriana dalej.

Co do prawdziwości twierdzeń Henryka, to raczej nie można orzekać o ich prawidziwości, lecz raczej może trafności. Ale o tym to trzeba by mówić na przykładach.

Mnie Sybil nie zachwyciła. Była trochę takim Dorianem w kobiecej wersji. Ciekawy jest stosunek Wilde'a w tej powieści do kobiet. Kobiety są bardzo praktyczne, życiowe. W przeciwieństwie do mężczyzn-estetów.

To świetna powieść. Zachwyciła mnie podczas lektury. Lecz już skończywszy książkę (w złym nastroju) stwierdziłam, że ona tak głęboko musiała przeniknąć naszą kulturę, jej idee tak szeroko się rozpowszechniły, że nie wniosła niczego nowego na dobrą sprawę w moje życie. Aforyzmów Wilde'a trudno nie znać, ogólny sens znałam z adaptacji teatralnej, zachwycił oczywiście język, sposób pisania - styl.

I nadal postrzegam tę książkę jako przestrogę. Dorian żałował swojego życia, ale nie widział dla siebie alternatywy. Widział, że źle się dzieje, wiedział nawet, kto mu szkodzi.

I absolutnie się zgadzam, że ciekawszym od Doriana bohaterem był Henryk. Ciekawszym osobowościowo. To jednak historia Doriana jest interesująca. Henryk nie ma wątpliwości, jest skończonym dekadentem.
Użytkownik: misiak297 06.04.2007 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlaczego Wilde chciał być... | exilvia
Wilde nie wyjaśnia dlaczego chciałby być Dorianem, jednak wydaje mi się, że ze względu na młodość. Jednak z niego był wielki esteta, to chyba dlatego. A Dorian był przecież wiecznie młody.

No tak, to Henryk popchnął Doriana na szerokie wody, ale to Bazyli jest twórcą portretu. Zastanawia mnie jak wiesz czy Bazyli tak naprawdę kochał Doriana. Jeśli nawet, trudno orzec jaki wpływ na tę miłość miała młodość oblubieńca.

Zdania Henryka są trafne, ale fakt, od wielu aforyzmów znajdą się wyjątki. Niemniej naprawdę robią wrażenie. Nie zgodzę się z Tobą co do Sybil - na pewno nie była tak próżna jak Dorian, zatem nie mogła być jego żeńskim odpowiednikiem. Może ewentualnie przed feralnym życzeniem.

Różnie odbieramy nawet rewelacyjne książki. Trudno też powiedzieć co ta książka zmieniła w moim życiu. Zacząłem się jedynie zastanawiać jak wyglądałby mój portret. No i wrażenie pustki po przeczytaniu. A to już dużo daje.

To, że uważam Henryka za ciekawszego bohatera nie umniejsza w niczym historii Doriana. Tak naprawdę to Dorian jest postacią diablo tragiczną. Nikt mu nie wierzy w podłość jego czynów (przypomnij sobie reakcję Henryka na wyznanie Doriana o tym co zrobił Bazylemu) i sam nie widzi wyjścia. A Henryk? Tak, stuprocentowy dekadent. Dekadentyzm jest w sumie bardzo pociągający.
Użytkownik: exilvia 06.04.2007 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Wilde nie wyjaśnia dlacze... | misiak297
Super, że odpisałeś :)

Ta książka wymusza rozmowy o moralności :) A to ciężka materia.

Cynizm, dekadentyzm - wydaje mi się, że są łatwe, a jak coś jest łatwe, to w moim przekonaniu - niewiele warte, niewartościowe.

Sybil nie była próżna? Przecież była aktorką! W definicji aktora zawarta jest wg mnie próżność. :)

Czy Bazyli pokochałby Doriana gdyby ten nie był piękny? Pewnie nie. Ale to piękno związane jest przecież z postrzeganiem piękna. Z wiązaniem piękna z niewinnością (czyli tym, o czym piszesz - Henryk nie wierzył w wyznanie Doriana). I to nie samo piękno, ale to, co spoza niego przeziera jest ważne. Hmm.. co WYDAJE się przezierać. Z czym piękno JEST MYLONE. Jak MYLI nas piękno, łudzi. Bazyli widział, a raczej wydawało mu się, że widzi, WEWNĘTRZNE piękno Doriana. Teraz tą kwestią się nauka nawet zajmuje. Socjobiologia i jej następczynie. Znasz pewnie hasło i tytuł książki zarazem "Przetrwają tylko najpiękniejsi".
Użytkownik: misiak297 06.04.2007 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Super, że odpisałeś :) ... | exilvia
Nie zgodzę się, że dekadentyzm należy do doktryn prostych i łatwych, choć pewnych racji odmówić Ci nie mogę. Te błyskotliwe sentencje nie wyszły ot tak sobie z ust lorda Henryka - są rezultatem przemyśleń. Dekadentyzm też był pewnym sposobem na życie... no, który Wilde'a doprowadził tam gdzie doprowadził...

Czy Bazyli widział wewnętrzne piękno Doriana? Tak, dopóki ono się nie popsuło przez wizytę Henryka. Zauważ, że ich ostatnie spotkanie to same oskarżenia...
Użytkownik: exilvia 06.04.2007 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zgodzę się, że dekade... | misiak297
Bazyli dał się nabrać na zewnętrzne powaby Doriana. W ogóle - cały estetyzm to okłamywanie (się). Historia Doriana to przestroga.

Nawet nie znając życia Wilde'a widać, że ta postawa mogła mu być bliska. Na pewno dużo przemyślał w tej kwestii. Taki sposób na życie pewnie nawet nie był wyjątkowy wśród arystokracji, choć Wilde'a pewnie różniło od innych jego ufilozofowanie ;) Ale napisz mi, co jest trudnego w takiej postawie? Amoralizm jest trudny tylko dla człowieka, który ma sumienie :) Dorian je miał, choć bardzo starał się go nie zauważać. A Henryk? Henryk zdaje się go nie mieć, jest wyzwolony, jest prawdziwym dekadentem.
Użytkownik: misiak297 07.04.2007 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Bazyli dał się nabrać na ... | exilvia
Egzystencja ponad życiem - taka jaką wiódł z upodobaniem Henryk - wydaje mi się straszliwie trudna. Zauważ, że Henryk raczej nie poddawał się emocjom, a z wszystkich jego wypowiedzi przebija pewna łagodna wzgarda dla świata. Niemal idzie usłyszeć jak wypowiada te swoje mądrości takim leniwym, niedbałym tonem... Nam trudno wyzbyć się emocji, może to dlatego podziwiamy Henryka.
Użytkownik: exilvia 07.04.2007 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Egzystencja ponad życiem ... | misiak297
Ja nie podziwiam. Różnimy się w ocenie. Dla mnie to raczej ułomność Henryka - brak emocji - a nie zaleta. Brak emocji jest nieludzki. A egzystencja Henryka jest pusta, jałowa i bezsensowna. Sprowadza tylko zgubę na innych ludzi. On się nudzi. Jego życie nudzi. Czego mu zazdrościć?

Mnie zawsze fascynowali ludzie nadwrażliwi, pełni emocji, z którymi nie umieją sobie poradzić, których życie rozpiera i zżera nawet. Takich balansujących na borderline'ie choroby psychicznej, zaburzeń psychicznych, zaburzeń osobowości. Czujący za bardzo.
Użytkownik: misiak297 07.04.2007 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie podziwiam. Różnimy... | exilvia
Według mnie taki dystans do życia to właśnie zaleta. Któż z nas bowiem potrafi go zachować? Nie ukrywajmy - jednostki, które czują więcej są może wyjątkowe, są fascynujące, ale skoro nie umieją sobie ze sobą poradzić są też słabsze. I na tym polega siła Henryka. Jest mocny. Życie Henryka w równej mierze chyba nudzi co fascynuje. Nie doszedłby do takich prawd bez tej fascynacji.
Użytkownik: exilvia 08.04.2007 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Według mnie taki dystans ... | misiak297
Otóż znowu się nie mogę zgodzić :) Życie Henryka, dla Henryka jest czymś, co go nie zaskakuje i nie fascynuje, bo mu się wydaje, że je poznał, przejrzał. Sam tak mówi. Życie dla osoby nadwrażliwej jest fascynujące, czasem uciążliwe, ale taka osoba wciąż się rozwija, wciąż bowiem natrafia na jakieś konflikty w sobie, które musi przezwyciężać, które musi pokonywać, rozwiązywać. Rozwój. To podstawa życia. Henryk się nie rozwija. Utknął w martwym punkcie. Nie zazdroszczę. On prawie nie żyje. Za życia.
Użytkownik: misiak297 09.04.2007 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż znowu się nie mogę z... | exilvia
W pewnym sensie masz rację. Ale nawet taki stan "przeżycia samego życia" może być fascynujący. Polecam Ci Biblię dekadentów "Na wspak".
Hm... ale musisz przyznać, że taki rozwój, konflikty wewnętrzne bywają z czasem uciążliwe. Znamy je z własnego doświadczenia i te wszystkie nasze zgryzoty i troski. Czasem chciałoby się mieć taki dystans do życia jak Henryk.
Użytkownik: exilvia 09.04.2007 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: W pewnym sensie masz racj... | misiak297
Do "Na wspak" ciągle się przymierzam :)

A co do zazdrości.. Przypomniał mi się jeden z punktów dekalogu B. Russela, choć on dotyczy zazdrości głupcom. I jeszcze słowa V. Woolf z "Godzin" - "Nie zaznasz spokoju, Leonardzie, unikając życia". A jeśli chodzi o uciążliwość i trud - to przecież tylko to, co zdobyte z trudem jest tak naprawdę coś warte. Oj, za dużo we mnie tej etyki, za dużo...
Użytkownik: Bozena 10.06.2007 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Super, że odpisałeś :) ... | exilvia
Mam wątpliwości, Exilvio, że jakoby Sybil była kobiecą wersją Doriana. Niewiele o niej wiemy, jak tylko to, że była młodziutką aktorką. Nie wydaje mi się, że można z samej definicji aktorstwa wysnuć wniosek o jej próżności. Aktorstwo to także zawód, jak każdy inny, a nawet może więcej, bo ma w sobie – właśnie z definicji - pewien gatunek misji. Tak na szybko przychodzi mi na myśl Anna Dymna. Nigdy nie powiedziałabym, że jest kobietą próżną, co nie oznacza, że nie zdarzają się aktorzy zapatrzeni w siebie.
Scena odrzucenia Sybil i upokorzenie jej przez Doriana wstrząsnęła mną boleśnie. Cóż ta dziewczyna była winna, że kochała niewłaściwego człowieka? Zresztą, co tu mówić: ta książka w całości porusza, choć faktem jest, i zgadzam się z Tobą (jak w innym komentarzu pisałaś), że do naszego życia (tu i teraz) chyba już niewiele wnosi.


Użytkownik: misiak297 10.06.2007 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wątpliwości, Exilvio,... | Bozena
Hm... zastanawiam się czy coś może robić wrażenie i niewiele wnosić do naszego życia. Wydaje mi się, że mimo wszystko nieco inaczej patrzy się na świat i jest się bogatszym o kilka błyskotliwych aforyzmów... a taka sytuacja u mnie z życia wzięta:

Lekcja religii.

Ksiądz: Co czyha na nas w XXI wieku?
Kolega: Pokusy.
Ksiądz: Świetnie, Bartku, a jak można się uchronić przed pokusami?
Ja: No cóż, Oskar Wilde powiedział, że jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej.

Omal się to nie skończyło wyrzuceniem na korytarz:) Ale zabawy miałem co niemiara!!!
Użytkownik: Bozena 10.06.2007 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... zastanawiam się czy... | misiak297
:)
O, tu mnie masz.:)
Świetny dialog, Misiaku. Prawda.

Niewłaściwie wcześniej napisałam używając liczby mnogiej. To w moje życie ta książka chyba niewiele wnosi. Porusza – tak, bowiem takie skupisko zła w naturze człowieka (nie jednego) - na stu dziewięćdziesięciu dziewięciu stronach powieści - musi poruszyć. I boli, ale nie uświadamia istnienia zła i wyrafinowanego hedonizmu. Wiem o nim. Wszystko jest i we mnie, i obok mnie (dobro i zło).
I dodam na swoje „usprawiedliwienie” mniej więcej słowami Seneki, że w rozkwicie młodości (oto Ty!) „patrzy się na życie przez lornetkę”, w moim wieku „patrzy się na życie przez lupę”. :)

Książka ma doskonały a prosty styl, dialogi są celujące, charakterystyka postaci żyje, metafory niebanalne a sprawiające wrażenie, że z łatwością przywołane. Widzę, słyszę, odczuwam czytając tę książkę. Same walory. Ale to nie znaczy, że książka wniosła coś nowego w moje życie. Ta akurat – nie.

Jedynie albo aż - pogląd na sztukę O. Wilde’a daje mi do myślenia... Rozważam, a efekt przemyśleń nie wiadomo jeszcze czy rozbuduje moją świadomość, czy wniesie coś nowego w moje - dostrzegane już tylko przez lupę - życie. :)


Użytkownik: exilvia 10.06.2007 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wątpliwości, Exilvio,... | Bozena
O, nie - aktorstwo nie jest zawodem, jak każdy inny, Olgo. Bardzo się różni od "normalnych" zawodów. WYmaga większej pracy ze sobą, skupiania na sobie uwagi - zarówno swojej jak i publiczności. Trzeba lubić, żeby inni na Ciebie patrzyli. Oczywiście, nie tylko to ten zawód wyróżnia, ale w tym kontekście to jest ważne. A Anna Dymna... z jednej strony jest aktorką, a z drugiej pomaga innym. Ale chyba jest wyjątkiem wśród aktorów.

Prawdę mówiąc, nie pamiętam powodów, dla których porównałam Doriana do Sybil. Może dlatego, że oboje byli piękni i niewinni, a na ich niewinność zaczął dybać świat i zrobił im obojgu krzywdę? To symptomatyczne, że jedno przeżyło i stało się jak ten świat, a drugie zrezygnowało, poddało się. I że jednak niewinność zrobiła krzywdę drugiej.

A Sybil zakochała się w Dorianie, bo.. bo był piękny, prawda? Wiesz, ja cały czas zmagam się z takim zdaniem z Wilde'a, w którym on twierdzi, że tylko osoby powierzchowne nie patrzą na pozory. Rozkładam do zdanie w te i we wte, żeby sobie z niego coś dla siebie wydobyć. A co Ty o nim myślisz? Cieszyłabym się, gdybyś mi pomogła je zinterpretować - trochę po swojemu, trochę w duchu Wilde'a (jeśli tak się da - połączyć wasze sposoby myślenia).
Użytkownik: Bozena 11.06.2007 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: O, nie - aktorstwo nie je... | exilvia
Ooo, w duchu wesołym piszesz. Podoba mi się. Ale... o Sybil nie wiemy wiele, poza tym, że była aktorką, więc nadal myślę, że trudno na tej podstawie wysnuć wniosek, że była próżna.
A która młoda dziewczyna nie lubi by patrzono na nią? Powiedz mi, Exilvio, proszę. I powiedz mi, czy siedemnastoletnie dziewczyny są próżne dlatego, że pokochały pięknych chłopców? Piękność, to pozór - fakt. Ale nie wszyscy młodzi myślą, czy wiedzą o tym, i nic nie poradzimy na to, że młodość, już na wejściu - że tak powiem - najpierw (zazwyczaj) ulega pokusie urody.

A na temat zawodów można w nieskończoność pisać i przekonywać wzajemnie, który z nich "bardzo różni się od normalnych zawodów". Ja także mówię, że mój zawód wymaga szczególnego skupienia, wertowania przepisów godzinami, by pięciominutowa odpowiedź przyniosła optymalne dla klienta rozwiązanie. Już słyszę lekarzy i malarzy pokojowych nawet... a aktualnie tynkarzy budynku mojego, którzy, by nie spaść z rusztowania kurczowo trzymają się ram moich okien.:-)

Paradoksy Wilde'a mają tu swoją "urodę". Bo to w sprzeczności tkwi istota... wszystkiego. Jest to także obszerny temat. Ale krótko: otóż myślę - lecz mogę się mylić, bo nie przytoczyłaś dokładnie z czego to zdanie wynika - że autorowi chodzi o pozór (znak), który tylko kątem oka dostrzega osoba "głęboka", a który ma decydujące znaczenie w rozszyfrowaniu prawdy, objawiającej się jednak jakby wtórnie, bo dopiero po odtworzeniu z pamięci obrazu zarejestrowanego właśnie kątem oka. Osoba powierzchowna (najczęściej) nie widzi i nie rejestruje tych pozorów (znaków), patrzy na rzecz, zjawisko, inną osobę... bezpośrednio, czyli odczytuje własną "prawdę", która w istocie bywa pozorem.:-)
Użytkownik: Gusia_78 06.04.2007 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz "Portretu ... | misiak297
Miłośnikom tej powieści gorąco polecam powieść biograficzną o Oskarze Wilde, pióra Jana Parandowskiego "Król życia". Nie przypuszczałam, że tak wiele z życia Oskara znalazło odzwierciedlenie na kartach tej powieści. Nie przypuszczałam, że w jego życiu naprawdę pojawił się Dorian Grey, który tak zaważył na jego losie....
Użytkownik: katiezzz 06.04.2007 15:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Miłośnikom tej powieści g... | Gusia_78
Ja prawdę mówiąc nie przepadam za biografią Wilde'a autorstwa pana Parandowskiego (chociaż chyba powinnam przeczytać ją w najbliższym czasie ponownie). Wolę książkę "Oskar Wilde" Hesketha Pearsona. Według mojej subiektywnej oceny jest ona bardziej obiektywna :)
W życiu Wilde'a faktycznie pojawił się Dorian Gray, ale miał na niego bardzo destrukcyjny wpływ... Żadne argumenty w tej sprawie do mnie nie przemawiają. 'Bosiego' nie lubię i lubić nie będę.
Użytkownik: Gusia_78 06.04.2007 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja prawdę mówiąc nie prze... | katiezzz
Bo nie ma za co. Zafascynowało mnie jak wiele prawdy z człowieka można znaleźć w powieści.
Użytkownik: Bozena 10.06.2007 14:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz "Portretu ... | misiak297
Misiaku, nie mogę się oprzeć i wklejam dla Ciebie (bo cenisz dzieło O. Wilde’a, no i aktualnie czytasz cykl M. Prousta) pierwsze zdanie z „Portretu Doriana Graya”; jakże proste i piękne wyłania się tutaj skojarzenie. Mnie ono nieco zadziwiło, choć może nie powinno (Oskar przed...).

„Miękka woń róż napełniała pracownię, a ilekroć wietrzyk letni musnął drzewa w ogrodzie, przez otwarte drzwi wnikał ciężki zapach bzu lub mniej intensywna woń kwitnącego głogu”. :)





Użytkownik: misiak297 10.06.2007 15:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, nie mogę się opr... | Bozena
:)A wiesz, Olgo, mój zaczytany straszliwie egzemplarz "Portretu" jest ciągle u kogoś w rozjazdach:) Pocieszam się za to mp3, którą ostatnio znalazła u siebie koleżanka i mi ją dała. Teraz często dnie kończą się u mnie w ten sposób, że wchodzę sobie do łóżeczka, gaszę światło, zakładam słuchawki i słucham, słucham i zasypiam zasłuchany w jedną ze swoich ukochanych powieści:)
Użytkownik: Bozena 10.06.2007 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: :)A wiesz, Olgo, mój zacz... | misiak297
Zazdroszczę.:-))
Użytkownik: miro51 21.03.2014 23:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz "Portretu ... | misiak297
Dobrze napisane! Ja właśnie cenię Wilde'a za ów cynizm - zresztą i jego, i Henryka. Mam już swoje lata i wiem, że lepiej mówić wprost, obnażać czyjś fałszywy idealizm, egzaltację i próżność. Lepiej rzucić uwagę, może i kąśliwą, niż udawać, że się nie widzi pewnych spraw. Książkę mam już kupę lat. Ostatnio wygrzebał ją mój syn, ale... jego nudzi. Trudno konkurować mądrej literaturze z lanserstwem na fejsbuku.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: