Dodany: 14.09.2004 23:04|Autor: mantia
Biblia dla outsiderów
[Uwaga: autor tekstu zdradza szczegóły istotne dla akcji i wymowy powieści - przyp. red.]
Kiedy awanturnik, hazardzista i notoryczny drobny przestępca trafia z własnej woli (aby uniknąć więzienia) do szpitala dla wariatów, może wyjśc z tego najlepsza komedia albo fatalny dramat. W przypadku "Lotu..." mamy do czynienia z tym drugim. Główny bohater zderza się bowiem z sadystyczną siostrą oddziałową (uniwersalizując - z bezwzględnym systemem), która bezlitośnie karci wszelkie przejawy niesubordynacji. Pacjenci w jej pojęciu to bezwolne, bezmózgie maszynki, które mają pokornie wykonywać wszelkie polecenia. Indwidualizm, jako przejaw buntu, jest duszony w zarodku. Chociaż na początku wydaje się, że tym razem tyran ulegnie, system znowu wygrywa, naigrawając się niemiłosiernie z naiwnego buntownika, a także i czytelnika, który od pierwszych stron identyfikuje się z niepoprawnym, ale jakże sympatycznym Randallem.
Książka, wraz z jej bolesnym zakończeniem, niesamowicie pesymistyczna w wymowie, zwłaszcza że sam Kesey był niepokornym outsiderem, paradoksalnie jednak dająca nadzieję i podrywająca do walki o lepszy świat.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.