Dodany: 13.09.2004 13:07|Autor: amatil

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pożeglować do Sarancjum
Kay Guy Gavriel

Rzemiosło i sztuka


Jest to opowieść o rzemieślniku-artyście imieniem Crispus, który wyrusza w daleką podróż, wezwany przez cesarza do Sarancjum, stolicy imperium. Na miejscu jego zadaniem będzie wykonanie mozaiki na kopule świeżo odbudowanego sanktuarium ku czci Dżada. Autor jednak okazał się rzemieślnikiem - niezłym, ale nie artystą. Do tego produkuje z surowców wtórnych.

W powieści dzieje się dużo, lektura wciąga, autor bawi się z czytelnikiem oferując niespodziewane zwroty akcji, potrafi stopniować napięcie, wie, jak zawiesić akcję w kluczowym momencie. Kay osiągnął w prowadzeniu fabuły biegłość przewyższającą średnią. Postaci umieszczone w tej fabule wypadają jednak nieco bladziej - w przeczytanych przeze mnie recenzjach chwalono ich pełnokrwistość, głębię i skomplikowanie. Osobiście uważam, że postaci nie są papierowe, każda z nich ma jakąś historię, poglądy, cele, ale to naprawdę powinien być standard w przypadku powieści kwalifikujących się do druku. Co z tego, że nie zawsze jest. Kay wykonał w tym zakresie solidną, rzemieślniczą robotę, co zasługuje na pochwałę - ale nie na chwałę.

Owi niejednowymiarowi i niepapierowi bohaterowie mają jedną wadę - oni są irytująco współcześni. Wydawałoby się, że człowiek żyjący w świecie wczesnego średniowiecza, taki jak Crispus, powinien mieć bardziej nabożny stosunek do boskich pomazańców. Większość z dzisiaj żyjących ludzi byłoby choć trochę pod wrażeniem rozmowy z, dajmy na to, prezydentem. Crispus tymczasem traktuje namiestnika Dżada na ziemi i jego ślubną trochę jak szefa w pracy. Zresztą przebieg pierwszej audiencji bardzo przypominał mi jakąś rozmowę kwalifikacyjną w nietypowym pomieszczeniu. No, żadnego poczucia sacrum.

Pochwaliłem fabułę, ale ma ona istotny defekt - nie prowadzi do niczego. Bohaterowi zlecono przygotowanie mozaiki, podjął się zadania, przyjechał do Sarancjum, zrobił projekt, koniec. Żadnej w tym tajemnicy do rozwikłania, ot, atrakcyjnie poprowadzona relacja. Autor bardziej niż na intrydze skupia się na opisie świata powieści, o tym też będzie reszta mojej recenzji. Nie zdradzę tajemnicy, jeśli stwierdzę, że ten świat przypomina bardzo czasy imperium bizantyjskiego. Lekko poprzekręcane nazwy, Sarancjum zamiast Bizancjum, Varena zamiast Rawenna czy Rhodium zamiast Rzymu - wszystko to daje czytelnikowi radość z domyślania się, co jest czym i jakie wydarzenie czy postać historyczna ma odpowiednik w rzeczywistości (co z tego, że w realu dzieliło je 200 lat, a w powieści są współczesne?). Dzięki łatwym zagadkom czytelnik może się poczuć mądrzejszym, czy jednak nie jest to pójście na łatwiznę?

Wielu pisarzy fantasy potrafiło jednak obdarzyć swoje światy własną geografią i historią. Sapkowski w "Narrenturm" i autorzy książek historycznych umieścili akcję w pracowicie zrekonstruowanych dawnych stuleciach. Pierwsi wykazali się fantazją, drudzy znajomością realiów. A Kay? Dając nam znać, że słyszał coś o cesarzu Justynianie i pochodzeniu jego żony, wykazał się erudycją na dość popularnym poziomie. Erudycja prowadzi go zresztą na manowce, gdy zamiast przekręcać historyczne nazwy, "pożycza" je sobie z innych kawałków historii na zasadzie specyficznego recyklingu. Wolałbym, żeby w Bachiarze (Italia u nas) rządzili jednak Ostrogoci z przekręconą nazwą niż Antowie. Ta nazwa przysługuje raczej Słowianom wschodnim. Najbardziej rozbawiła mnie wzmianka, że w sąsiednim imperium bassanidzkim czci się parę bogów: Peruna i Anahitę. Dlaczego nie Allacha i Manitou?

Przede wszystkim jednak świat "Pożeglować..." jest pod każdym względem znacznie uboższy od Bizancjum. Te parę krajów, plamka gór, pustynia i las nie umywają się do złożoności rzeczywistości. Wystarczy porównać zamieszczoną w książce mapkę z mapą wczesnego średniowiecza ze szkolnego atlasu historycznego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8728
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Miriamele 14.09.2004 23:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest to opowieść o rzemie... | amatil
Pozwolę sobie nie zgodzić się z szanownym przedmówcą. Od początku powieści podkreślane jest, i przez autora, i przez komentarze innych postaci, że Crispus ma wyjątkowy, jak na owe czasy, stosunek do wszelkich autorytetów i pomazańców - oraz niewyparzoną gębę. Tak to już jest w powieściach, że na bohaterów nie wybiera się bogo- i autorytetobojnych przeciętniaczków, bo nie byłoby za bardzo o czym pisać. Akurat zresztą postawa Crispina jest odmalowana bardzo przekonująco od strony psychologicznej - jest uznanym artystą, świadomym swej wartości, nie ma za wiele do stracenia (patrz sytuacja rodzinna), zatem nie ma żadnej potrzeby płaszczyć się przed kimkolwiek. A i cesarzowie Sarancjum nie rodzą się zresztą jako tacy, to nie Egipt z faraonami otaczanymi czcią boską. Cesarzowie Sarancjum to zwykli ludzie (i co bardziej świadomi obywatele świetnie o tym wiedzą) - w powieści wychodzi, że jakoś tak przeważnie wojskowi - wolą ludu lub mocą intryg politycznych wciśnięci na to najwyższe stanowisko w państwie, jednak do tego momentu żyjący jak przeciętny (w miarę) zjadacz chleba. A cesarzowa Aliana, hmm, hmm... jeszcze mniej wyczuwam wokoło niej tę atmosferę sacrum, kto czytał, wie dlaczego. I przed kim tu się ma płaszczyć szanujący się człowiek?
Kolejna moja refleksja dotyczy zarzutu, że "fabuła nie prowadzi do niczego". Otóż szanowny przedmówca nie wziął chyba pod uwagę, że książka jest pierwszą częścią dylogii "Sarantyńska mozaika". To nie kroniki narnijskie, gdzie każdy tom jest odrębną powieścią. Fabuła pierwszej części cyklu nie musi koniecznie prowadzić do czegoś, a w każdym razie nie tak, żeby czytelnik od razu owo "coś" dostrzegł i zrozumiał bez znajomości całego kontekstu. Kay wprowadza mnóstwo postaci, wiele wątków, zaczyna się rysować główna intryga, owszem, wszystko w tle dziejów Crispina, ale nie można mówić, że "Bohaterowi zlecono przygotowanie mozaiki, podjął się zadania, przyjechał do Sarancjum, zrobił projekt, koniec", bo nie o to tu chodzi. W pierwszej części autor prezentuje nam część mozaiki - jeszcze nie ma wszystkich elementów, a reszta jest nieco przemieszana. Dopiero w drugim tomie wszystko układa się na swoje miejsca przed oczyma zdumionego czytelnika, który dostrzega nagle spójną, olśniewającą i logiczną całość. Owszem, trzeba jeszcze w pierwszym tomie tego czytelnika zachęcić, żeby w ogóle po sięgnął po drugi, ale w moim przypadku (i chyba w wielu innych) udało się to Kayowi mimo tej fabuły, która "do niczego nie prowadzi".
Użytkownik: gandalf 16.10.2008 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozwolę sobie nie zgodzić... | Miriamele
Może i fabuła do czegoś prowadzi, ale nie zmienia to faktu, ze autorowi nie udało się zbudować własnego, autonomicznego świata. I gdyby książka była po prostu powieścią historyczną i opowiadała o Bizancjum,a nie Sarancjum, doprawdy nic by się nie stało. I po co w takim razie było to całe zmienianie nazw i geografii?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: