Dodany: 12.09.2006 18:14|Autor: mazalova

O sajgonkach pan-wu-kima


TYTUŁEM WSTĘPU

Były wakacje, były ogniska, ogródki i lekkie filmy w kinach. Był też czas na czytanie recenzji we wszystkich gazetach i tygodnikach i był czas na zarywanie nocy na rzecz lektury. W takich mniej więcej okolicznościach zapoznałam się z Harukim Murakamim. Choć tak naprawdę zapoznała nas ze sobą „Polityka” poprzez swój artykuł, w którym Murakamiego opiewała, rozpisywała się o jego słuchu absolutnym i wróżyła szybkiego Nobla. Jako że jestem literackim snobem i ogólnie strasznym pozerem, nie mogłam sobie „Kroniki...” odmówić. Dostałam ją w swoje łapska, zaczęłam czytać w autobusie, gdy wracałam do domu z udanego polowania w Empiku, i niebo wpadło mi do oczu, bo oto wydało mi się, że znalazłam się w posiadaniu dzieła absolutnego, nieskończonego i genialnego. Każdego dnia o 22. kładłam się do łóżka i czytałam, czytałam, czytałam, wszystkim nieustannie Murakamiego zachwalając.

Dlaczego o tym piszę. Widzicie, Murakami dobrym pisarzem jest i przez to, że go tyle się nachwaliłam i napolecałam, teraz z czystym sumieniem mogę napisać, dlaczego książka mi się NIE PODOBAŁA.

TUTAJ JEST TA CZĘŚĆ, W KTÓREJ PISZĘ, O CZYM JEST KSIĄŻKA

Książka opowiada o zwykłym, japońskim zjadaczu sajgonek. Jeśli jest w ogóle ktoś taki. Zawsze kiedy piszę o zwykłych, japońskich zjadaczach sajgonek, a zdarza mi się to dość często niewątpliwie, przychodzą mi na myśl ulotki porozrzucane swojego czasu w LO, które reklamowały wspaniałą kuchnię restauracji speluniarskiej Pan-Wu-Kim. Otóż kucharz Pan-Wu-Kim o imieniu Andrzej polecał wielorakie potrawy na wynos i na telefon, w tym także sajgonkę za 1,50 PLN. Ponieważ człowiek jest strasznie perfidny, a człowiek w szkole jest perfidny w sposób totalny, zamawiałyśmy do szkoły po sajgonce każdego dnia, a potem ciągnęłyśmy zapałki, która pójdzie ją odebrać narażając się na nieprzyzwoite słowa dostawcy Pan-Wu-Kim, Grzegorza, który musiał jechać z sajgonką przez miasto całe i nie mógł przewozić jej w kieszeni.

No więc książka jest o zwykłym japońskim zjadaczu sajgonek, któremu przydarzają się różne przygody, cudowności, drewniane zające na kiju i inne fikimiki. Któregoś dnia odchodzi od niego żona, potem kot – najpierw kot, potem żona, ale chciałam zachować pewną hierarchię... chociaż pewnie z punktu widzenia mężczyzny byłoby trochę inaczej - potem zaznajamia się z uroczą sąsiadką, dziwaczne postacie się mnożą i dzielą, a całość podszyta jest historią rodem z wojny mandżurskiej.

TU KOMENTUJĘ I SIĘ GMATWAM

Murakami jest pisarzem – uwaga – japońskim. Wiem, że gdy się spojrzy na jego imię i nazwisko, brzmi to nieprawdopodobnie, ale takie są fakty :P. Facet uwielbia jazz i prowadził kiedyś nawet knajpkę jazzową, o ile dobrze pamiętam, i – jak sam się przyznał – czyta głównie literaturę amerykańską i angielską. Niby nic, ale. Dla mnie Murakami jest japońskim pisarzem, który pisze jak Amerykanin i to cała jego tajemnica i odmienność. Modę na niego zapoczątkowali tłumacze z języka japońskiego i studenci japonistyki, którzy mieli zapewne po dziurki w nosie opowieści jak z papieru ryżowego i niekończących się opisów harakiri, mitsubishi i innych sudoku. Nic dziwnego, że kiedy trafił im się gość czerpiący z najlepszych tradycji prozy amerykańskiej czy też ogólnie anglojęzycznej – czyli, okrutnie rzecz biorąc, literatury, powiedzmy, cywilizowanej i powszechnie znanej - wpadli w zachwyt i wielki orgazm. Oglądałam kiedyś w Teleexpresie materiał o krowach, które muczą w różny sposób - w zależności od regionu Polski, z którego pochodzą. Z pisarzami jest właśnie trochę tak; abstrahując już od imion, nazw własnych itd., generalnie Amerykanie piszą inaczej niż Niemcy, Francuzi inaczej niż Rosjanie etc. Po prostu inna składnia i inny środek ciężkości. Prosta sprawa. Ktoś może powiedzieć, że tłumaczenia, że bla, bla, bla, że czyjaś ciotka czytała książkę, która była pisana przez Anglika, a ciągle wydawało się, jakby pisał ją Polak. Primo – napisałam „generalnie”, czyż nie? Secundo – tłumacz języka angielskiego ma inny styl niż tłumacz języka rosyjskiego, ale RZADKO się zdarza, żeby tłumaczyli więcej niż z jednego języka, a po trzecie – po trzecie nie ma czasu, żebyśmy wgłębiali się teraz w czyjeś ciotki, które mają tyle czasu, żeby czytać książki pisane przez Anglików próbujących naśladować Polaków. Recenzja to recenzja, generalna uwaga to generalna uwaga, a ciotki to ciotki i nie będziemy im poświęcać uwagi, tak samo jak nie będziemy się tutaj rozwodzić nad tym, co czytają i jakie wnioski z tego wyciągają, bo nas to teraz nie obchodzi.

Wracając do Murakamiego; Niech pisze jak chce, skoro mu to dobrze wychodzi. Niech pisze, niech mu Bozia da zdrowie i niech pije jak najwięcej zielonej herbaty. Niech sprzedaje miliony egzemplarzy i niech mieszka, gdzie chce. Niech robi to wszystko z czystym sumieniem, tylko niech, kurna, nie oszukuje! Mam jedną przypadłość. Właściwie myślę, że to przypadłość – powiedzmy – zawodowa wszystkich ludzi, którzy dużo czytają. Taka przypadłość to coś strasznego – rzadko zdarza się książka, której końca nie umiałabym przewidzieć. Czasem przewiduję już na początku, czasem w połowie – nie dlatego – nie TYLKO dlatego, że jestem jakaś nieprawdopodobnie bystra, ale dlatego, że mózg przyzwyczajony do czytania ma przygotowane kilka kalek typowych zakończeń i używając rachunku prawdopodobieństwa – kalki te się do poszczególnych książek przykłada. Tymczasem „Kronikę...” czytałam, czytałam, coraz bardziej nerwowo i coraz bardziej łapczywie, i wciąż nie wiedziałam, jak się to wszystko skończy. Więcej: im bardziej brnęłam w historię, tym mniej pomysłów miałam sama na to, jak też autor może związać na końcu akcję jakimś logicznym zakończeniem.

A TU JEST MOJA OSOBISTA OCENA

I co? I nic. Być może po takim nagromadzeniu absurdów i barwnych ptaków, jakie pojawiają się w ¾ powieści, nawet gdyby autor umieścił na końcu taką deus machinę, po której wybuchu czytelnik płonąłby dzień i noc, a potem już nigdy nie mógł wymówić litery „o” bez wypuszczania przy tym kłębów dymu, byłoby się rozczarowanym. Niemniej jednak z czytaniem „Kroniki...” jest trochę jak z połknięciem dla zabawy kłębka wełny. Niby jakieś nowe doznanie, niby jeszcze się tego z kłębkiem wełny nie robiło, niby drapie, niby swędzi, niby wszystko fajnie, ale kiedy połyka się ostatni kawałek wełny, człowiek zastanawia się, po co to właściwie zrobił, skoro nie czuje się ani odrobinę jak sweter.

Trochę jak jedzenie na wynos sajgonki Pan-wu-kim.

Żenujących cytatów nie będzie, bo książka jest znośna i ma nawet znaczek halogenowy na okładce.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 26255
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: --- 13.09.2006 02:12 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 13.09.2006 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Udało się, tym razem siedzisz w recenzjach. Brawo! :-))))
Użytkownik: mazalova 13.09.2006 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Udało się, tym razem sied... | verdiana
Yes, yes, yes!! :-)
Użytkownik: Kuba Grom 10.11.2011 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Yes, yes, yes!! :-) | mazalova
Oj Mazalovo, brakuje mi twoich recenzji.
Użytkownik: woy 14.09.2006 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Żebym ja musiał takich tekstów szukać po zakurzonych kątach bnetki... Niezbadane są przebiegi procesów myślowych redaktorów kwalifikujących. No, ale teraz juz wiem, że warto od czasu do czasu zajrzeć pod nicka 'mazalova' i pogrzebać tam, nie sugerując się nazwą ani zapachem miejsca grzebania. Masz we mnie fana.
Użytkownik: amoretka 17.09.2006 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Pod recenzją podpisuję się wszystkimi kończynami. Miałam identyczne odczucia w czasie i po przeczytaniu tej książki.
Tyle, że ja bym tego wszystkiego tak zgrabnie nie ujęła... :)
Użytkownik: marionnette 24.09.2006 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
"Kronikę..." mam jeszcze przed sobą, ale to co napisałaś o pisarzach japoński / amerykańskich / niemieckich / wszelkich innych tyczy się chyba całej twórczości Murakamiego. I pod tym chciałam się gorąco podpisać. Skubię literaturę japońską i skubię i upieram się, że choć w Murakamim są elementy typowo "japońskie", to jednak jest to nieco przedziwniona, może trochę bardziej wrażliwa literatura inna, amerykańska.
Dzięki za tak oświecające, jasne opisanie tego dziwadła ^^
Użytkownik: kristof 06.10.2006 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Chwalisz autora za nie wprowadzanie na zakonczenie powiesci deus ex machina. Kronika po prostu w pewnym momencie sie urywa, pozostawiajac olbrzymie pole do interpretacji. Ale przeciez cala ksiazka - od samego poczatku - naszpikowana jest takimi deus ex machina. Co zwraca uwage w Kronice to ogromna ilosc zdarzen - czy to przytrafiajacych sie Toru, czy tez mu opowiedzianych, ktore w kazdym razie dokonuja sie bez zadnej inicjatywy z jego strony. Facet siedzi w domu i to do niego dzwonia, przychodza - to wszystko sprawia, ze nawet w tej rzekomo "realnej" warstwie powiesc jest nierealna. Dla mnie wyglada to na sen Toru, w ktorym zjawiaja sie coraz to nowe postacie, to co odbieramy jako wartwe realna w ksiazce to tylko film wyswietlany przez mozg bohatera. I chyba dlatego ksiazka urywa sie nagle, jakby w momencie, w ktorym Toru wyrwano ze snu.
Użytkownik: pilar_te 10.10.2006 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Kiedyż kolejnej recenzji mogę się spodziewać? :)
Chylę czoła, rewelacja.
Użytkownik: Kuba Grom 31.12.2007 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Mój Boże! To chyba jedna z najlepszych recenzji biblionetkowych jakie czytałem! Jeśli napiszesz kiedyś książkę to kupię na ślepo.
Użytkownik: KasiaFu 31.01.2009 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Super recenzja, po prostu cudowna... Przy fragmencie ze swetrem, autentycznie, popłakałam się ze śmiechu :-)))))))))))

Oceniam samą recenzję, jako taką, bo książki jeszcze nie czytałam (właśnie się do tego przymierzam)
Użytkownik: Maralee 30.11.2012 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: TYTUŁEM WSTĘPU Były wa... | mazalova
Gdybym była pozerem, raczej nie pozowałabym na Twoim miejscu z tą książką. Warto przeczytać, dla samego poznania fenomenu Murakamiego. Proza tego pana nie ma jednak, moim zdaniem, szczególnych walorów myślowych, Murakami po prostu wie jak pisać, żeby było poczytnie i niestety - jak widać - doskonale zaspokaja wymagania duchowe ogółu, czerpiąc pełnymi garściami z kiczowatego "Alchemika" Paulo Coelho.
Będąc literackim snobem, jednak stroniłabym od pójścia na łatwiznę.
Użytkownik: Pok 06.05.2013 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym była pozerem, racz... | Maralee
Murakami akurat nie jest typem, który próbuje w sposób łopatologiczny przemycić w swoich książkach jakieś mądrości. Raczej stara się (i całkiem nieźle mu to wychodzi), by czytelnik poczuł całym ciałem klimat wykreowanych przez niego historii.
Czytając "Norwegian Wood" otacza nas wszechobecna atmosfera melancholii, natomiast w "Kronice ptaka nakręcacza" wchodzimy w surrealistyczny świat snu, w inny wymiar, który nie łączy się z rzeczywistością przez prosty i logiczny związek przyczynowo-skutkowy.

Wydaje mi się, że Murakami przede wszystkim stara się, aby jego powieści były odbierane zmysłami. Rozum odgrywa tu drugorzędną rolę.

Nie można jednak powiedzieć, że "Kronika ptaka nakręcacza" jest luźno powiązanym zlepkiem niepotrzebnych i niepasujących do siebie wątków. Patrząc na ogólną strukturę powieści można stwierdzić, że mimo wszystko istnieje jakiś ogólny zamysł. Taka konsekwencja w niekonsekwencji. Fabuła nie składa się ze zlepka bezsensownych zdarzeń. Istnieje sens, tylko jest tak zagmatwany, że nie da się go odgadnąć i można tylko spekulować. Przeszłość splata się tu z przyszłością, a sen z jawą.

"Kronikę ptaka nakręcacza" uznałbym prędzej za twór geniuszu, niż za literacką sieczkę będącą skokiem na kasę (choć i tej drugiej opcji zupełnie wykluczyć nie mogę).

Przynajmniej ja tak to widzę.

Pozdrawiam
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: