Panie Gide - to był bardzo dobry uczynek!
Była to moja pierwsza przygoda z panem Gide'em. Zaryzykuję stwierdzenie, że "Fałszerze" to mniej znana powieść jego autorstwa. Ilekroć pytałem znajomych, czy zetknęli się już z nim, kojarzyli go jedynie z "Lochami Watykanu".
Kilka słów o samej książce, tak na gorąco. Oryginalna i wielopłaszczyznowa. Nie wiem, czy można ją już zaliczyć w poczet klasyki literatury - może ktoś, kto zna się bardziej na Gidzie, rozjaśni moje wątpliwości.
Jest to powieść bardzo złożona. Jak ją najprościej ująć? Powiedzmy, że w centrum znajduje się rodzina Molinierów. To od niej odchodzą rozliczne powiązania między mnóstwem innych bohaterów. Jednak ich nadmiar nie czyni lektury trudną, zwłaszcza że wszystkie postaci są ciekawe: zbuntowany Bernard Profitedieu, zakochany w nim Oliwier Molinier - chłopak o złotym sercu, inteligentny pisarz Edward, uwiedziona Laura Vedel-Douviers, obłudny hrabia Passavent, zmysłowa Liliana Griffith i wielu innych. W ich szeregach znajdziemy również dwie Polki - ciekaw jestem, czy autor żywił do naszego kraju jakiś sentyment - panią Sofroniską i jej córeczkę Bronię.
Miejscem akcji autor uczynił głównie Paryż, poskąpił za to dokładniejszych wyznaczników czasowych, poprzestając na kilku aluzjach. Na podstawie pewnych przesłanek (na przykład, że Artur Rimbaud już wtedy nie żył) można spekulować, że chodzi o koniec dziewiętnastego, względnie początek dwudziestego wieku. Historia na pierwszy rzut oka wydaje się prosta - zaczyna się od ucieczki Bernarda Profitendieu - przynajmniej tak zaczyna narrator. Jednak wielowątkowość sprawia, iż opowieść zawiązała się już dużo wcześniej poza udziałem czytelnika...
Na szczególną uwagę zasługuje wielopłaszczyznowość książki. Chciałbym się tu skupić na postaci Edwarda - spowinowaconego z Molinierami pisarza. Dzięki jego osobie "Fałszerze" nabierają cech autotematycznych - wszak pisze książkę pod tym samym tytułem. Wiele rozdziałów opatrzonych jest nagłówkiem "Dziennik Edwarda". Przy pierwszym kontakcie z jego zapiskami stęknąłem boleśnie - przypomniały mi się pamiętniki starego subiekta z "Lalki" Prusa oraz pamiętnik Joasi z "Ludzi bezdomnych"... Nietrudno zgadnąć, że nie darzyłem sympatią zarówno gawęd Ignacego Rzeckiego, jak i sentymentalnych zapisków szlachetnej panny. Cóż, z dziennikiem Edwarda było inaczej. Pisał naprawdę ciekawie, okraszając akapity pięknymi sentencjami, które skrzętnie wynotowywałem. Wiele miejsca poświęcił akcji, wiele też - tworzeniu powieści. Koniec końców nie wiemy, czy nie czytamy czasem gotowej powieści Edwarda.
Właściwie nietrudno zgadnąć, że Edward jest uosobieniem samego Gide'a. Podobny zabieg zraził mnie u Tołstoja w "Annie Kareninie" (Lewin), który w mojej opinii zbyt epatował Lewinem czytelnika... cóż mogę poradzić, że bardziej podobał mi się wątek Anny? Nie miałem jednak wrażenia przesytu czytając o Edwardzie, co oczywiście stanowi duży plus.
Gide stworzył przekonujące postaci, co więcej, doskonale nad nimi panuje. Dodatkowy walor to pięknie i trafnie oddane uczucia. Niejednokrotnie podczas lektury mówiłem sobie: "Rozumiem go, czułbym dokładnie to samo" czy "Chyba uczyniłbym podobnie". W tym miejscu na chwilę uwagi zasługuje narracja. Z jednej strony autor jakby czuł się panem sytuacji - mówi na przykład: "jego motywy poznamy za chwilę, na razie skoncentrujmy się na"*, "a teraz wróćmy do"*; z drugiej zaś nie waha się przyznać do niewiedzy, zatem nie do końca sprawuje kontrolę nad swym światem. Uważam to za ciekawy zabieg.
Nie wiem dlaczego tak jest, ale kiedy książkę przekłada ktoś powszechnie znany, dzieło ma dla mnie podwójne znaczenie. "Fałszerzy" przełożyli Helena Iwaszkiewiczówna i Jarosław Iwaszkiewicz. Warto zwrócić uwagę, że większość rozdziałów zaczyna się ciekawymi mottami. A teraz taka ciekawostka: w książce rozdziały są zwyczajnie ponumerowane, w spisie treści zaś obok numerów znajduje się ogólne streszczenie, jak choćby "Bernard po egzaminie spotyka się z Oliwierem"* (rozdział piąty w części trzeciej). Nurtuje mnie, czy to też zostało przełożone z francuskiego, czy może wydawca dołożył sobie pracy, żeby nie było mi zbyt trudno znaleźć dany fragment...
"Fałszerzami" można zajmować się na wielu poziomach - to zarówno powieść autotematyczna, jak studium psychologiczne, przekrój społeczeństwa i historia ludzkich namiętności czy trudnej kariery. André Gide ustami Oliwiera przekazuje:
"Dzieła sztuki to są uczynki, które trwają"*.
Autor spełnił bardzo dobry uczynek - dając mi wspaniałą lekturę, przy której mogłem przeżywać wiele emocji. Może i Wy pozwolicie się tak "obdarować"? Gorąco polecam!
---
* André Gide, "Fałszerze", tłum. Helena Iwaszkiewiczówna i Jarosław Iwaszkiewicz, wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1987.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.