Dodany: 09.09.2004 12:32|Autor: emkawu

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Madame
Libera Antoni

„Madame” Antoniego Libery, czyli powieść dla elit albo konserwatywny bunt


"Madame" Antoniego Libery to wyraz buntu - buntu przewrotnego, jakby na opak, bo to konserwatysta występuje przeciwko awangardzie. Przeciwko współczesnej literaturze, bylejakości, modom, poprawności, egalitaryzmowi ducha. Wzniecona przezeń rewolucja obejmuje wszystkie elementy powieści: język, bohaterów, fabułę...

Dziś książki, w których coś się dzieje, nie są w modzie. Podejrzewam, że pisarze po prostu nie potrafią już wymyślać opowieści. W pozostałych utworach nagrodzonych w konkursie Znaku (w krórym "Madame" zajęła pierwsze miejsce) fabuła jest albo jednowątkowa, wątła i niewykorzystująca tematu ("Kuracja"), albo niejasna, uwikłana w szyfry i symbole, rozpadająca się na cykl scenek, stanowiąca pretekst do filozoficznych rozważań ("Słowa obcego"). To tylko dwie książki, ale dobrze pokazują główne nurty współczesnej literatury i pomysły na pisanie powieści.

Libera zabłysnął umiejętnością skonstruowania fabuły, która zachwyciła i wciągnęła nie tylko mnie, ale nawet zawodowych krytyków. Ponadto "Madame" jest doskonale skomponowana. Brak w niej elementów zbędnych i przypadkowych. W wywiadzie dla "Nowych książek" Libera wskazuje na starannie wypracowaną muzyczność dzieła: już w pierwszym rozdziale pojawiają się trzy motywy, „akordy”, wokół których osnuta jest cała akcja: gra na pianinie, szachy i góry.

Jak w symfonii, motywy wznoszą się i opadają, są przetwarzane, zmieniają tonację i dynamikę. Każdy wątek, a nawet pojedyncze zdanie, powraca niespodziewanym echem.

Libera spiera sią także ze swoimi mistrzami. Polemizuje z Gombrowiczem (a o jego "Kosmosie" pisał pracę magisterską) - zamiast próby ucieczki przed formą głosi ucieczkę w formę, kostium, maskę... "Czym byłby ów teatr życia, gdyby nie maski, stroje, powabne słowa i śpiewy, gdyby nie cały ten czar, za którym stoi artysta? Bezbarwną magmą lub kiczem. (...) Bez fundamentów kultury, bez tabu i obyczaju, a zwłaszcza bez języka, bez mowy kunsztownie wiązanej, Hipolit byłby samcem, w którym budzi się żądza, a Fedra... goniącą się suką. A tak ma pani... Boga i stwarzanego Adama w stylu Michała Anioła lub wzniosłą alegorię ludzkiego niespełnienia". Trzeba pamiętać, że te słowa wypowiada Bohater, aby zaraz zgodnie z nimi wyznać Madame miłość słowami Racine’a, ale kilka stron dalej znajduje się domniemana riposta: "jeśli już świętokradczo sięgasz po moją rękę, (...) to czyń to przynajmniej jawnie, odważnie, z odkrytą przyłbicą, a nie w przebraniu, podstępnie i połowicznie zarazem, udając przed samym sobą, że robisz coś innego". Wątek ten nie jest, jak widać, zamknięty, a rozważania nad dwuznaczną rolą sztuki przewijają się przez całą książkę.

Libera buntuje się też przeciwko Beckettowi, którym zajmował się całe życie – bo pisze na przekór literackiej awangardzie, na przekór oszczędnemu językowi. O Herbercie mówi: "Jego język jest wzniosły, lecz pozbawiony patosu, wyzuty ze skłonności, którymi grzeszy polszczyzna: skłonności do gadulstwa, gaworzenia, słopiewni, niestabilnej syntaksy, baroku, młodopolszczyzny". Najwidoczniej sam dąży do tego ideału, bo podobnie można opisać język, którym się posługuje. Ale nie do końca. Przy swojej wrażliwości na precyzję i piękno wysławiania się, Libera nie rezygnuje z pogardliwie nazwanych przezeń „grzechami polszczyzny” elementów barokowych. Wiąże się to z wyborem bardzo tradycyjnej narracji i szczegółowego przedstawiania świata.

"Madame" czyta się z wielorakim pożytkiem. Czytelnika takiego jak ja – młodego i niedoświadczonego – zachęca do lektury Racine’a, Hölderlina, Conrada, Dantego, Manna, listów markiza de Custine, do odkrywania poezji tkwiącej nie tylko w literaturze, ale i w teatrze, muzyce, grze w szachy... Zawarta w przedostatnim rozdziale życiowa wskazówka Bohatera dla jego jednorazowych uczniów ("...uczyć się obcych języków, w ogóle – sztuki słowa! Jeśli będziecie mówić – płynnie, inteligentnie – wasz szary, ubogi świat stanie się barwny... barwniejszy. Bo wszystko pochodzi z języka. Bo wszystko od niego zależy. Bo, jak powiada Pismo, na początku było Słowo") to tak naprawdę przesłanie autora dla wchodzącego dopiero w świat kultury europejskiej młodego czytelnika. Ale nie dla każdego. Ku mej przewrotnej radości powieść adresowana jest do elit – co dodaje jej specyficznego uroku. Zgłębiwszy chociaż część intelektualnych zawikłań, można poczuć się członkiem klubu ludzi wielkiego ducha i umysłu. Dowód? Od momentu wkroczenia na scenę Madame na każdej niemal stronie pojawiają się słowa, ba! całe zdania po francusku. Choć wydawca zadbał, oczywiście, o ich przetłumaczenie pod tekstem, o ileż łatwiej i milej czyta się książkę bez potrzeby przenoszenia co chwilę wzroku na dół strony. Nadto Libera sugeruje nam, że wypada i należy orientować się, kim był Hölderlin czy Capablanca, co to jest końcówka i gambit hetmański w szachach, jak brzmi mała decyma w akordzie dominantowym, a także gdzie dokładnie są źródła Renu. Wszystkie te, co tu kryć, mało popularne informacje pojawiają się w tekście jakby od niechcenia, ewentualnie zdawkowo wyjaśnione bohaterowi przez starszych – co, rzecz jasna, usprawiedliwione jest wyłącznie jego młodym wiekiem. Jedyne, czego łaskawie pozwala się nam nie wiedzieć (dzięki lekkiemu ośmieszeniu oburzenia Konstantego wobec ignorancji w tej materii), to fakt, iż Schopenhauer i jego matka urodzili się w Gdańsku – chociaż i to, jak się okaże, wie nawet prostoduszny Jarek. Żeby nie poczuć się intelektualnym zerem i przy czytaniu odczuwać przyjemność, trzeba zatem to wszystko albo po prostu wiedzieć, albo czym prędzej posprawdzać, aby czerpać rozkosze z powtórnej lektury. Co więcej, aby do reszty upokorzyć profana, autor przemyca w tekście inteligentne żarciki „dla wybranych” – ot, choćby nijak nie skomentowany, łatwy do przeoczenia fakt, że pracownik uniwersytetu, kierownik wszechmocnego Biura Współpracy z Zagranicą, nie potrafi wymówić nazwiska Racine’a.

Ogrom ukrytych znaczeń, cytatów, nawiązań i „oczek” puszczanych do oczytanego czytelnika to jeden z największych uroków tej książki. Dorobek kultury światowej przywoływany jest wprost lub w ukryciu, za maską, a niekiedy i tak, i tak (na przykład nowela „Tonio Kröger” - kilkakrotnie cytowana, a zarazem realizująca się w życiu bohatera, poprzez upodobnienie jego postaci do Tonia i skontrastowanie jej z zuchowatym Jarkiem, kopią mannowskiego Janka Hansena). Każdy drobiazg ma znaczenie, nawet imiona i nazwiska bohaterów – na przykład Jerzyk i Konstanty noszą nazwisko Monteń, spolszczoną wersję „Montaigne” – bo, podobnie jak ów szesnastowieczny humanista o niebagatelnym wpływie na wiek XVII (którym zajmuje się Jerzyk), łakną prawa do wolności, niezależności i samodzielnego rozwoju jednostki. Claire przypomina promień światła, Maks – "to był ma-ksy-ma-lista. (...) Pragnął ostateczności", a z imieniem Madame wiąże się cała romantyczna historia. Imienia głównego bohatera nie ujawnia się wcale – może właśnie po to, by nie przyklejać mu etykietek? (Ale raczej po prostu, by uniknąć sztuczności, bo kto w pamiętniku używa własnego imienia...) Cała ta gra cytatami nie jest jednak postmodernistyczną zabawą dla samej zabawy. Przeciwnie – autor zwraca uwagę na swoje zakorzenienie w kulturze, aby ubogacić, uwiarygodnić i upiększyć  w ł a s n ą  opowieść.

Czytelnik naiwny i niewyrobiony, mimo tych okrutnych zabiegów, też tu znajdzie coś dla siebie, zwłaszcza jeżeli będzie próbował wznieść się na wyżyny. "Szybować. (...) w ten sposób żyć (...) być takim człowiekiem. Oczywiście, nie wszystkim dana jest taka szansa. Niemniej, trzeba próbować". Skomplikowane problemy przedstawione są na tyle przystępnie, że łatwo je zrozumieć każdemu – choćby główny temat, mit: któż nie zna mitu dawnych, wspaniałych roczników? Czytelnik „świadomy”, intelektualista lub artysta, może za to, utożsamiając się z głównym bohaterem, posmakować sięgającego romantycznych tradycji wzniesienia się ponad tłum. Recenzenci naśmiewają się z erudycji Bohatera, któremu cyferki 1807 od razu kojarzą się z Księstwem Warszawskim - jakby nigdy nie zetknęli się z kulturalną, oczytaną i uzdolnioną młodzieżą. (Przykro mi, jeśli tak było.) Co więcej, recenzent "Gazety Wyborczej" zarzuca temu młodemu człowiekowi nadmiar wiedzy politycznej, niemożliwy w latach ’60. Nie zgadzam się z tą opinią. Przecież Bohater właśnie poznaje prawdę – dzięki rozmowom ze starszymi, dzięki obserwacjom ich problemów. Opowieści Jerzyka i Konstantego są dla niego szokiem. Portret PRL-u jest zaś tak pełny, jednoznacznie negatywny i pozbawiony złudzeń, bo powstaje przecież podczas stanu wojennego, jako dzieło dorosłego już człowieka. Najbardziej poruszające są w nim dla mnie wątki uwikłania – bohaterowie czują, że każde uchybienie na płaszczyźnie moralnej będzie klęską w walce z systemem, a jednocześnie często muszą takie dwuznaczne kroki podejmować, by z nim walczyć – dramatyczny przykład to oczywiście prowadząca podwójną grę i wykorzystująca wszystkie środki Madame.

Nie chciałabym zagłębiać się zbytnio w wątki polityczno-historyczne powieści, pamiętam bowiem, że Wielka Literatura, którą można niejednoznacznie interpretować, często pada ofiarą uproszczeń i nadużyć. Na przykład skrajny tygodnik "Nasza Polska", eksponując rzeczone wątki i chwaląc "Madame" za ogólnie ujemny bilans PRL-u, pod pretekstem recenzji z książki dokonuje rozliczeń z wysługującymi się rzekomo reżymowi artystami, tytułując cały tekst "Wbrew libertyńskim mitom" (przy okazji ganiąc Liberę za nie całkiem konsekwentne, jakby niedomyślane spojrzenie na twórczość Pabla Picassa, członka partii komunistycznej, niezwykle zasłużonego dla czarnej legendy frankistowskiej Hiszpanii).

Na koniec jeszcze raz powrócę do kwestii adresatów "Madame" – uważam, że są to ci, których nazwałam elitą. To sfrustrowani, biedni polscy inteligenci, znieważani – jak Jerzyk – w PRL-u i niedocenieni w III Rzeczypospolitej. Libera, jako jeden z nich, zwraca uwagę na dziedzictwo ducha, którego nikt nie może im odebrać. Kpiąc z mitów, wyznaje wreszcie wiarę w ich niezniszczalność i piękno.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 58841
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: amoretka 20.09.2004 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Znakomita książka i znakomita recenzja.
Autorowi kłaniam się w pas.
Użytkownik: emkawu 21.09.2004 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Znakomita książka i znako... | amoretka
Autorka rumieni się i rozpromienia na dobranoc :)
pozdrawiam serdecznie
Użytkownik: karolinaR 02.10.2004 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
książka jest przepiękna. A recenzja? Najlepsze co o "Madame" zostało napisane. serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: eliot 11.03.2005 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Nie uważam się za osobę należącą do elit, ale jestem konserwatystką. Pewnie dlatego ta książka tak mi się podobała.
Użytkownik: asiek_100 29.03.2005 13:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie uważam się za osobę n... | eliot
hm, bardzo ciekawa recenzja... Powieśc Libery "madam" postanowiłam wykorzystać w swojej pracy maturalnej, mianowicie przedstawić ja jako dzieło sztuki w literaturze współczesnej. Myśle że ta recenzja bardzo mi w tym pomoze. Zastanaiwam sie na co jednak powinnam zwrócić szczególną uwagę, co jest tu najważniejsze???
Użytkownik: ALIMAK 09.06.2005 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Jestem świeżo po lekturze "Madame". Powiedzieć- rewelacyjna- to za mało. Ta powieść to istne dzieło sztuki. A recenzja? Autorce gratuluję;)
Użytkownik: natee 21.07.2006 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem świeżo po lekturze... | ALIMAK
Powieść jest wprost genialna. Jestem pełna podziwu dla tak kunsztownego i inteligentnego języka książki.
Użytkownik: Czajka 12.10.2006 03:44 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Przepiękna recenzja, a do książki muszę wrócić. :-)
Użytkownik: Marie Orsotte 22.12.2006 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Ja "Madame" nie czytałam, ale na jedno chciałabym zwrócić uwagę:

"...buntu - buntu przewrotnego, jakby na opak, bo to konserwatysta występuje przeciwko awangardzie."

Co w tym buncie jest na opak? Co jest dziwnego w tym, że konserwatyzm odpowiada na liberalizm? Średniowiecze było odpowiedzią na starożytność, żeby w parę wieków później - po wyklęciu średniowiecza przez renesans i oświecenie - w tych wiekach średnich zakochali się romantycy. Ale z kolei naprzeciw romantyzmowi wystąpi realizm, pozytwizm... I tak cały czas. Bunt nie musi być bardziej liberalny, odrzucenie wszystkich zasad nie jest warunkiem buntu - tak samo jak bunt nie musi być dobry, skoro buntownicy mogą być zaślepieni. Faszyzm to też był bunt!, tragiczny w skutkach i na pewno zły, ale bunt. Tym samym buntu konserwatywnego przeciw awangardzie nie możesz określać buntem przerotnym, bo nie istnieje coś takiego, jak kanon buntu - już dawno się przeciw takiemu zbuntowano ;)
Użytkownik: emkawu 22.12.2006 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja "Madame" nie... | Marie Orsotte
Ja myślę jednak, że bunt klasyka przeciwko awangardzie jest buntem na opak. Klasyk – tradycjonalista – konserwatysta powinien pielęgnować tradycję, ocalać, trwać nieporuszony.
Sytuacja odwrotna ma w sobie coś paradoksalnego – na podobnym paradoksie opiera się, np. "Tango" Mrożka.
Nawiasem mowiąc, Szacki napisał książkę "Kontrrewolucyjne paradoksy" - rozważa tam fenomen konserwatysty skazanego na bunt, którego nie chce i który jest mu obcy.

W jakim sensie średniowiecze było odpowiedzią na starożytność? Średniowiecze kochało starożytność. :-)
Większość dzieł starożytnych znamy dzięki temu, że zostały pracowicie przepisane w wiekach średnich.
Bernard z Chartres powiedział w XII wieku:
"Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, żeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą swoją gigantyczną wysokość."
Użytkownik: Marie Orsotte 23.12.2006 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja myślę jednak, że bunt ... | emkawu
Cóż... Jako osoba z wiedzą podstawową nie wiem, czy mogę spierać się z historykiem, ale ośmielę się przedstawić średniowiecze i starożytność - jak ja je widzę (;
Wg mnie kilku wykształconych mnichów i arystokratów nie zmienia tego, że w średniowiecznej np. Francji przerażająca większość ludzi nie miała pojęcia o dorobku kultury starożytnej, a w takiej starożytnej Grecji było mnóstwo wolnych obywateli w demokratycznych polis (mnóstwo jak mnóstwo... no, ale trochę ich tam było ^^). Większość mogła brać udział w igrzyskach, miała dostęp do wielkich dzieł literatury i innych dziedzin sztuki, a w takim średniowieczu przeciętny chłop znał tylko swoje pole, świat widząc przez pryzmat Kościoła, nie miał niemal żadnych możliwości awansu społecznego, nie mówiąc już o możliwości uczestnictwa w turniejach czy obcowania ze sztuką.

A ja nadal będę się upierać, że bunt to bunt, czy konserwtystów przeciwko awangardzie, czy odwrotnie... tyle tylko, że oczywiście konserwatyści buntu nie toleruję i to ich bunt - mocno zagmatwane xD
Użytkownik: emkawu 26.12.2006 01:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż... Jako osoba z wiedz... | Marie Orsotte
Masz dużo racji. Chciałabym tylko zwrócić uwagę, że rzeczywistość historyczna jest dużo bardziej skomplikowana niż ramy, w których z różnych względów usiłujemy ją umieścić.

Ja w ogóle wyznaję pogląd o nieistnieniu epok historycznych. ;-)

>w średniowiecznej np. Francji przerażająca większość ludzi nie miała
>pojęcia o dorobku kultury starożytnej

Tak. Podobnie we Francji renesansowej, oświeceniowej, dziewiętnastowiecznej... Upowszechnienie wiedzy to dość nowy wynalazek.

Co do sportu i teatru masz generalnie rację, to były zjawiska dość wyjątkowe. Także stopień piśmienności w klasycznych Atenach był dość wysoki. Ale udział w kulturze miała jednak mniejszość.

>a w takiej starożytnej Grecji było mnóstwo wolnych obywateli
>w demokratycznych polis (mnóstwo jak mnóstwo...
>no, ale trochę ich tam było ^^)

No właśnie, właśnie, raczej trochę, niż mnóstwo. Jak ktoś miał nieszczęście urodzić się niewolnikiem to jego dostęp do dóbr kultury był mocno ograniczony. Jak miał wyjątkowego pecha i trafił do kopalni srebra to przez całe życie oglądał tylko tę kopalnię. To ja już bym wolała pole. ;-) Takiego pecha miały tysiące ludzi. A "możliwości awansu społecznego" mieli, no, domyślasz się jakie.

Co do ograniczeń światopoglądowych - w średniowieczu przeciętny chłop widział świat przez pryzmat Kościoła, a w klasycznych Atenach przez pryzmat religii polis. Jedno i drugie coś daje i coś zabiera, coś ułatwia i coś utrudnia.
W religii polis niby nie ma dogmatów, ale nie zapominajmy, że były w Atenach procesy o bezbożność. Sokrates dostał wyrok śmierci.

Nic nie jest proste – tyle chcę powiedzieć.

Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
Użytkownik: Marie Orsotte 28.12.2006 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz dużo racji. Chciałab... | emkawu
To ja już zamilknę i dodam tylko, że może i epoki historyczne nie są do końca trafne, ale bez nich wiele osób kompletnie nie orientowałpby się w historii - taka tendencja szufladkowania.

Mnie denerwuje, jak ktoś za wszelką cenę chce przypisać jakiegoś twórcę do epoki, bo przede wszystkim - to uogólnia, a więc w pewnym stopniu oszukuje. I potem pojawiają się problemy, np. Johann Wolfgang Goethe, który pisze niemal typowo romantyczne "Cierpienia młodego Wertera", a jak jest ten romantyzm, to jakby na złość wszystkim wydaje bardziej klasycystycznego "Fausta" ;) W zasadzie takie same wątpliwości mam co do przyjaciela Goethego, Friedricha Schillera, bo wielu ludzi określa go romantykiem - faktycznie, pisał dość rewolucyjnie (dostał nawet honorowe obywatelstwo Republiki Francuskiej, zresztą razem z Kościuszką), ale z drugiej strony - był przedstawicielem tzw. klasyki weimarskiej (czy jakoś tak), stworzył wiele wierszy i ballad o tematyce mitologicznej (np. taki b. mało znany, a b. ładny, w którym Hektor żegna się z żoną :)), a więc klasycznej, poza tym żył trochę za wcześnie jak na romantyka - i właściwie trudno mi z tego cokolwiek wywnioskować ;)

Można wręcz powiedzieć, że im więcej wiemy o jakimś okresie czasu czy osobie, tym trudno to jednoznacznie określić. Dziwne, ale mniejsza o to!, i tak miałam zamiar napisać krócej ^^'

I ja pozdrawiam, również serdecznie :]
Użytkownik: --- 23.12.2006 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja "Madame" nie... | Marie Orsotte
komentarz usunięty
Użytkownik: marisa 23.12.2006 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Wypowiedź emkawu - rewelacyjna! Chylę czoła! Ja bym tak nie potrafiła. Nie jestem pozatym adresatem twórczości Libery, a szczególnie omawianej książki, bo jej po prostu nie lubię jest tendencyjna, i pokornie proszę o wybaczenie jego zwolenników, a więc jestem sfrustrowaną, biedną polską inteligentką, jak pisze emkawu. Wyjaśniam: mogę nią być, a wypowiedź emkawu uważam za znakomitą, lepszą od książki Libery.
Użytkownik: marionnette 19.01.2007 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Faktycznie jest coś magicznego w książkach dla wybranych, ta satysfakcja -"rozumiem!", oburzenie na kujonkę Wąsik odczuwane razem z bohaterem - dowartościowuje ^^. Recenzja piękna i wyczerpująca. Zaciekawiło mnie jedno - napisałaś cudowny tekst o książce zatytułowanej "Madame", słowem nie wspominając o samej nauczycielce, choć ona w zasadzie jest ikoną tego artystycznego, zachodniego świata, w który bohater się zagłębia... Ten fakt chyba jeszcze bardziej podkreśla bogatość treści tej książki mistrzowskiej.
Użytkownik: Gusia_78 24.01.2007 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Gratuluję znakomitej recenzji :) Nie ustępuje książce...
Użytkownik: gdynia 10.08.2007 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Świetna recenzja!
To, co prawda, kolejny komentarz z całej serii, ale nie mogłam sobie odmówić...
Książkę czytałam kilka lat temu i byłam zachwycona, ale po przeczytaniu tej opinii musiałam sięgnąć do niej kolejny raz, bo przekonałam się, jak wiele szczegułów uszło mojej uwadze.
Zaznaczę tylko, że był to pierwszy i ostatni, jak dotąd, raz gdy przeczytałam książkę już przeczytaną.
Użytkownik: cypek 16.08.2007 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Właśnie skonczyłem czytać "Madame",twoja bardzo dobra recenzja jest dopelnieniem calkiem przyjemnej ksiazki,o niezbyt przyjemnych czasach.
Użytkownik: Marie Orsotte 30.01.2008 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Madame" Antoniego Libery... | emkawu
Mój Boże, nawet nie chcę czytać tych wszystkich komentarzy, które napisałam pod tym tematem w zamierzchłych czasach... :)

"na przykład nowela „Tonio Kröger” - kilkakrotnie cytowana, a zarazem realizująca się w życiu bohatera, poprzez upodobnienie jego postaci do Tonia i skontrastowanie jej z zuchowatym Jarkiem, kopią mannowskiego Janka Hansena"
Zdecydowanie mało rozwinięty wątek; w sumie nie wiem, po co autor go dodał. Główny bohater nie przejawia żadnej Krögerowskiej tęsknoty za mieszczaństwem, rzadko wspomina Jarka; jedyne uzasadnienie tego fragmentu, jakie mi przychodzi do głowy, to ukazanie sposobu, w jaki b.g. (bohater główny) uwolnił się od historii z Madame (na jakiś czas).
"W wywiadzie dla "Nowych książek" Libera wskazuje na starannie wypracowaną muzyczność dzieła: już w pierwszym rozdziale pojawiają się trzy motywy, „akordy”, wokół których osnuta jest cała akcja: gra na pianinie, szachy i góry."
Heh, i znowu Tomasz Mann. Tylko w sumie nie rozumiem, co te "akordy" mają reprezentować: gra na pianinie i szachy wysoką kulturę, góry ucieczkę? Moim skromnym zdaniem technika motywów przewodnich nie polega na określeniu jakiejś rzeczy i wpleceniu jej w treść książki; każdy motyw ma coś reprezentować, stanowić drabinę, po której wdrapujemy się na wyższe poziomy interpretacji dzieła. Ale może po prostu nie pojęłam idei Libery.
Generalnie mam jeden wielki zarzut do książki Libery: charakter głównego bohatera. Nie, nie chodzi mi o jego wykształcenie: mógłby sobie cytować na wyrywki Dantego, Schopenhauera, Puszkina, Homera, Cervantesa, Moliera i Szekspira w oryginale z nienagannym akcentem, a nie byłoby to dla mnie taką wadą, jaką jest fakt, że g.b. jest nierealistyczny. Nie zdołałam obdarzyć go najmniejszą choćby dozą sympatii; już chłodna Madame jest postacią nieskończenie cieplejszą i bardziej "ludzką". Tymczasem ten młodzieniec, niesamowicie utalentowany, ale przy tym przykładnie skromny, kochający Madame płomiennie, ale godzący się na wieloletnią rozłąkę z nikłymi próbami walki, niemający chyba żadnych przyjaciół poza ludźmi sporo od siebie starszymi - ten młodzieniec kompletnie do mnie nie przemawia. Pomijam już fakt, że wszystkie jego główne książkowe inspiracje - Schopenhauer, Racine, Hoelderlin (a konkretniej JEDEN jego wiersz), Conrad - te inspiracje pochodzą nie od niego (tak przecież oczytanego!), a zostały mu przez kogoś podsunięte. Pomijam to, że chociaż gra na fortepianie i kiedyś nawet miał swój zespół jazzowy, to muzyka, jakiej słucha, jakieś koncerty, nie wiem, płyty winylowe (czy na czym się wtedy słuchało muzyki... wybaczcie ignorancję :)) nie odgrywają w jego życiu żadnej roli. Przede wszystkim: poza miłością do Madame nie targają nim żadne uczucia (swoją drogą, zastanawiam się, ile z tej miłości wyrażał z głębi swej opanowanej, inteligenckiej duszy poza tymi wszystkimi zeszytami), żadne ambicje, a smutek i desperację wyraża w sposób tak chyba obwarowany cytatami z Racine'a czy innego markiza de Custine, że nie mogę się ich dopatrzeć.
I jeszcze jedna rzecz: chyba z rok temu moja przyjaciółka miała w szkole spotkanie z Liberą. Chciałam nawet przyjść, ale było to spotkanie "zamknięte"; zresztą "Madame" jeszcze wtedy nie przeczytałam. Przyjaciółka zrelacjonowała mi pokrótce, o czym Libera mówił (głównie o swojej książce i przekładach Becketta), po czym doszłyśmy do zastanawiającego wniosku: może i "Madame" była dobra - nawet bardzo dobra (oceniłam ją na 5). Ale jeździć z nią na spotkania autorskie, tylko o niej mówić, o jednej jedynej książce, chyba z dziewięć lat po jej napisaniu - to lekka przesada! ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: