Dodany: 09.09.2006 19:02|Autor: Anna 46
Z wyrazami głębokiego szacunku...
Nie przepadam za listami w literaturze. Przyczyna tkwi w "Szpilkach", czasopiśmie satyrycznym, w którym ukazały się "listy" Chopina do Delfiny Potockiej – zanim głupie cielę zorientowało się, że to kolejny żart: "omatko omatko omatko jak on mógł takie rzeczy pisać i to chyba niemożliwe żeby taki wielki człowiek". Śpieszę wyjaśnić, że listy, w porównaniu z dzisiejsza "literaturą" ogólnie dostępną, były całkiem niewinne, ale sugerowały, że pan Chopin nie tylko komponował, grał i cierpiał z tęsknoty za ojczyzną. A powinien! Według cielęcia z podstawówki.
Podświadomy uraz został; do dziś nie przeczytałam "Tajemniczego opiekuna", bo w formie listów…
A tu dostaję "Listy do Małgorzaty Musierowicz" Zbigniewa Raszewskiego. A, co tam! Jeżycjadę lubię – przeczytam.
Są książki, które się podczytuje, czyta, pochłania i książki, które wciągają tak, że zapominasz o bożym świecie – "Listy..." należą do tej ostatniej kategorii.
Profesor Raszewski nie pisze listów, on je maluje słowem pięknym, prostym i wyważonym.
Wielki umysł, wielki intelekt. Iluż książek, przez niego wymienionych w listach, nie znam i wcale przez to nie czuję się gorsza i głupsza – mam jeszcze czas, żeby pouzupełniać braki. Profesorowi nie dano wiele czasu, pisze już nieuleczalnie chory, ale pogodny, wesoły i ciepły.
"Listy..." to smakowita mieszanka wszelakiego dobra: od uwag o wydarzeniach aktualnych, przez historię, przyrodę, muzykę, malarstwo i film, do wspaniałych anegdot i facecji. Określenie "smakowity" jest jak najbardziej na miejscu: Profesor docenia i ocenia wszystko, co dobre i pyszne! Dla ciała i ducha. Pięknie opowiada o Poznaniu, Bydgoszczy (m.in.), o ludziach, ulicach i domach; o książkach i teatrze. Nie przytoczę żadnej facecji, żeby nie zepsuć radości czytania. Ale zdań kilka o Bachu zacytuję:
"Moja miłość do Bacha wynika przede wszystkim z uwielbienia dla wewnętrznej dynamiki jego dzieł. Od pierwszego taktu rusza coś na kształt cudownego, olśniewającego mechanizmu, który ma w sobie przyczynę ruchu, jest widomym wcieleniem konieczności dobroczynnej i zmierza do nieuniknionego, radosnego zakończenia. Wygląda to tak, jakby Bach zdawał sobie sprawę z tego, że jego muzyka odzwierciedla kosmiczny porządek rzeczy i jego piękno, i stanowi modlitwę przez to samo, że jest właśnie taka"*.
Piękne, prawda?
I jeszcze jeden pyszny fragmencik:
"Natomiast w sprawie Ludzkości zmuszony jestem założyć veto w imię prawdy. Pani próbuje bronić Ludzkości, twierdząc, że wydała Mozarta. O ile wiem, Mozarta urodziła mama, którą on bardzo kochał i którą się opiekował do jej ostatniego tchnienia. Natomiast Ludzkość pozwoliła mu umrzeć z głodu, a jego zwłoki pozwoliła wrzucić do dołu, którego dziś nikt nie umie zidentyfikować"**.
W czasie czytania wielokrotnie parskałam śmiechem, ale przy ostatnim liście Profesora chyba deszcz wpadł przez okno, bo twarz miałam wilgotną…
Piękna, i mądra książka.
Wspaniały Człowiek.
Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. Amen.
---
* Zbigniew Raszewski, "Listy do Małgorzaty Musierowicz", wyd. Akapit Press, 1999, str. 143.
** Tamże, str. 149.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.