Dodany: 09.09.2006 17:27|Autor: nutinka
O pisaniu „Egipcjanina Sinuhe”
Książka o miłości i pisaniu „Egipcjanina Sinuhe”. Albo o pisaniu „Egipcjanina Sinuhe” i miłości. I jeszcze o powrotach i przymusie pisania.
Nie spodobała mi się. Jej specyficzny styl niespecjalnie mi odpowiada. Ale, paradoksalnie, zachęciła mnie do powtórnego przeczytania „Egipcjanina Sinuhe” — fragmenty nawiązujące do powieści podobały mi się tu najbardziej. A właściwie to tylko one mi się podobały. Bo czyż może się nie spodobać taki kawałek: „[...] Egipcjanie prześladowali mnie bardziej natarczywie niż dotąd, tak że w końcu wywnioskowałem, że nie uwolnię się od nich, jeśli o nich nie napiszę. Szczególnie złośliwy był Sinuhe”*, albo zdanie, skreślone już po zakończeniu pracy nad książką: „Egipcjanie jeden po drugim zniknęli z mego poddasza i spokojnie mogłem zostawić Sinuhego na los własnego szczęścia nad morskim wybrzeżem, choć był moim przyjacielem, i to chyba najlepszym spośród wszystkich; bardzo był do mnie podobny i poznawałem w nim wiele własnych błędów i słabości, choć przeżył swoje życie ponad trzy tysiące lat przede mną. [...] Gdzieś w zakamarkach duszy czułem, że cierpka mądrość Sinuhego zostawiła we mnie jakąś zadrę, że nadal istnieje coś, czego Sinuhe nie znalazł i czego ja muszę szukać, zanim będę gotów”**.
Podobał mi się jeszcze sposób na odegnanie smutku, stosowany przez babcię Waltariego, bo sama też go stosuję z dużym powodzeniem: „[...] babka zauważyła, że ogarnęła mnie melancholia, robiła mi więc coraz lepsze szarlotki, które tylko ona potrafi upiec, i jadłem je z apetytem. Babka jest widać pewna, że na świecie nie ma takiego smutku, chandry, rozczarowania czy bólu, których by jej szarlotka nie była w stanie pokonać. W jej mądrości było coś ze smaku piołunu, ale babka jest starsza, bardziej doświadczona ode mnie i kiedy jadłem upieczoną przez nią szarlotkę, musiałem przyznać, że w tej mądrości było dużo prawdy”***.
„Cztery zmierzchy” to książka dla miłośników twórczości Waltariego, szczególnie „Egipcjanina Sinuhe”, chociaż nieobowiązkowa; nic nie straci ten, kto jej nie przeczyta, bo chyba (zbyt dawno jednak czytałam „Egipcjanina...”, żeby móc to stwierdzić kategorycznie) nie wzbogaci ona odbioru tego dzieła.
Opowieść ilustrowana jest rysunkami Aleksandra Stefanowskiego.
___
* Mika Waltari, „Cztery zmierzchy”, tłum. Kazimiera Manowska, wyd. PIW, Warszawa 1970, s. 35.
** Tamże, s. 86.
*** Tamże, s. 115.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.