Dodany: 08.09.2006 09:23|Autor: woy
Baki zrywać
"Autostop" wpadł mi w ręce dość przypadkowo i poza kolejnością, jako ebook. Zabrałem się za niego chętnie, zachęcany przez powszechnie wykrzykiwane przymiotniki, typu: "legendarna", "kultowa" oraz inne przydawki, a co jedna, to lepsza: że Monty Python skrzyżowany z Pratchettem, że boki bolą, a przepona wysiada... No tak.
Ja bym do tego zestawu dorzucił jedno osobiste określenie: przeszarżowana. Ktoś kiedyś napisał w uzasadnieniu nielubienia Pratchetta, że nie lubi, gdy mu się pokazuje palcem: o, tu masz się śmiać. No to o ile w Pratchetcie można od biedy paru takich, dość subtelnie wyrażonych, sugestii się doszukać, to Adams cały jest jedną wielką sugestią. Ta książka powinna mieć podtytuł: "powieść do śmiechu", a w spisie treści zamieszczone odnośniki, wskazujące stronę, a najlepiej i wiersz, w którym autor zawarł najlepsze wice. Aha, i śmiech z offu bym na dołączonym CD-ku dorzucił, żeby czytelnik broń Boże nie pominął któregoś z perlistych dowcipów.
Owszem, nie można Adamsowi odmówić paru znakomitych pomysłów, takich jak autentycznie kultowa odpowiedź na uniwersalne pytanie o wszystko. To jest zresztą typowe dla humoru montypajtonowskiego: w nawale nachalnych gagów błyska tu i tam prawdziwa perełka, która sprawia, że wyrzucić tego do śmieci się nie da. Ale wszystko powinno być z umiarem. W sumie mój ukochany Pratchett to też podobny typ humoru. Tyle że tam nie ma siedmiu dowcipów na jednej stronie, a między tymi, co są, jest kawał oryginalnej wizji świata, dużo filozofii, socjologii, psychologii i innych nauk o człowieku, dla niepoznaki ubranych w pajtonowskie rajtuzy. Tu są, kurde, same rajtuzy.
To wszystko sprawia, że Douglas Adams ze swoimi książkami lokuje się u mnie w niszy. Owszem, to może być całkiem spora nisza, ludzi lubiących Monty Pythona są miliony. Nabieram nawet podejrzenia, że to ja, nie lubiąc takiego humoru, siedzę pod swoim kamyczkiem, uważając go za wszechświat, i nie widzę, że ta reszta, poza moją jamką, to wszechświat właśnie. Ale mnie tu dobrze i wcale do szczęścia nie potrzebuję, żeby mnie Adams po pachy uchachał.
Resztę dzieł tego pisarza raczej więc sobie daruję, mimo że całkiem złe to nie jest. W Biblionetce oceniłem na 4, ale z dużym wahaniem i raczej za zasługi w promowaniu liczby 42.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.