Dodany: 04.09.2006 00:46|Autor: exilvia
Virginia Woolf była mężczyzną!
Miałam wielkie oczekiwania przystępując do lektury tej książki, ponieważ film, który na jej podstawie nakręcono, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Oglądałam go wiele razy, za każdym razem odkrywając jakieś nowe znaczenia poszczególnych wątków, postaci, scen. Z takim bagażem przystąpiłam do lektury książki, która, jak wskazywało mi dotąd doświadczenie, powinna być jeszcze przyjemniejsza niż oglądanie filmu.
Jakie było moje rozczarowanie! To jedna z gorszych książek, jakie czytałam. Po pierwsze, styl. Cunningham próbuje pisać tak jak Woolf. Wychodzi mu to jednak groteskowo, jego styl to parodia poetyki autorki "Pani Dalloway". Efekt - wstrząsający. Zmusiłam się, żeby przeczytać książkę do końca ze względu na fascynację filmem. Po drugie, miałam wrażenie, jakby to był gotowy scenariusz filmu, a nie książka. Dobre książki są trudno przekładalne na film czy sztukę teatralną ze względu na to, że mają wiele poziomów, odniesień, wątków, które po prostu nie zmieściłyby się wszystkie w filmie, mającym trwać najwyżej dwie godziny. Filmy zubażają książki w 99% przypadków (chlubnym wyjątkiem jest tu "Blade Runner", który z takiej sobie powieści Dicka uczynił arcydzieło); tym razem i bez książki domyślamy się wszystkich niuansów relacji między bohaterami, sensów poszczególnych scen.
Po "Godzinach" nie czytałam już żadnej książki tego autora. Za duży szok, jeszcze pewien czas musi minąć. Ale pewnie się zdecyduję na ten krok, bo mam w pamięci słowa mojej koleżanki, która twierdzi, że najlepiej przeczytać co najmniej dwie książki danego autora, zanim się jego twórczość całkowicie skreśli.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.