"Na wspak" niczym stuletnie wino...
Przeczytanie "Na wspak" stało się jednym z moich wakacyjnych celów. Książka ta zainteresowała mnie, gdy dowiedziałem się, iż to nią był zachwycony Dorian Gray z powieści Oskara Wilde'a.
Jednak kiedy dzieło Huysmansa trafiło do mych rąk, nie byłem już taki chętny. Pewnie to za sprawą dwóch wstępów, a może liczby przypisów, które co prawda świadczą o dobrym opracowaniu, ale mogą być nieco męczące? Ale po kolei. Jestem uparty i wiedziałem, że nie zrezygnuję z powziętego postanowienia.
Zacząłem od wstępu tłumacza. Tekst był dla mnie zupełnie niezrozumiały, litania nazwisk, tytułów... Wtedy - czego nigdy nie robię - ominąłem te kilka kartek, obiecując sobie, że wrócę do nich po skończeniu książki. Inna sprawa, że jej znajomość nie sprawiła, że wprowadzenie czytało mi się lepiej...
Huysmans - a jakże - również napisał przedmowę; po dwudziestu latach. Jej temat można streścić w jednym zdaniu: "Co bym teraz zmienił w mojej książce, gdybym miał szansę?". Po przeczytaniu odautorskiego eseju miałem ochotę zadać jedno pytanie: "Czy nie należało tego raczej zatytułować: »posłowie«?". Przepraszam bardzo, ale jeszcze nie znam tekstu i raczej nie podejmę dyskusji w sprawie ewentualnych zmian światopoglądowych (bo wokół tego - a nie fabuły - obracał się tekst. Bogactwo nazwisk - wyjaśnionych dopiero później - nie czyniło go łatwym w odbiorze). Cóż mogłem zrobić post factum? Wzruszyłem ramionami, mruknąłem "OK" i zagłębiłem się w przygody diuka Jana Floressasa des Esseintes.
Trochę na temat treści: diuk Jan Floressas des Esseintes, znudzony dotychczasową egzystencją, spienięża swoje dobra i wprowadza się do domu nieopodal Paryża. Żyje tam w niemal zupełnym osamotnieniu, zaspokajając swoje zachcianki, poszukując nowych doznań. Nie bez kozery dzieło to nazywane jest biblią dekadentyzmu. Niewątpliwie Dorian Gray i lord Henryk Wotton zatracali się w lekturze na całe godziny...
Ci z Was, którzy będą szukać w "Na wspak" wartkiej akcji, rozczarują się. Wiele rozdziałów jest poświęconych wyłącznie rozmyślaniom bohatera na temat łaciny, ojców Kościoła czy starożytnych twórców. W tych częściach autor daje popis swojej erudycji.
Osobiście uważam, że aby w pełni "smakować" tę książkę, trzeba posiadać dużą wiedzę na temat francuskiej poezji - zwłaszcza współczesnej Huysmansowi - oraz spuścizny łacińskiej. Jednak nie jest ona niezbędna - można się zwyczajnie dobrze bawić czytając, jak diuk zachwyca się tymi dziełami bądź je obraża. Utkwiło mi w pamięci określenie Jana na Cycerona, o którym mówił per "Groszek" :).
Lektura "Na wspak" może być trudną, choć niewątpliwie dającą w rezultacie satysfakcję przeprawą. Czułem się, jakbym pił stuletnie wino. Nie lubię tego trunku, ale sam fakt obcowania z takim "zabytkiem" wznosi mnie na wyżyny ukontentowania. Może wyrażę się jaśniej... rozdziały, o których pisałem wyżej, czytało się ciężko, ale ostatecznie książka nie tylko z nich się składa, a jako całość miała niesamowity, specyficzny klimat.
Podsumowując, z całym przekonaniem mogę tę powieść polecić. Czytanie wymagało może konkretnych warunków - na pewno to nie książka do tramwaju - ale naprawdę warto zamknąć się w świecie diuka Jana des Esseintes na jakiś czas. Choćby dlatego, żeby poznać mentalność ludzi końca wieku.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.