Dodany: 25.08.2006 16:37|Autor: Anna 46
Skarb dziadusia-pirata, albo jak pewien kapitan popłynął łapać krokodyle
Komandor podporucznik Royal Navy (w stanie spoczynku), członek Królewskiego Instytutu Nawigacji, Anglik, dżentelmen w każdym calu – Miller, po długiej kuracji wraca do równowagi psychicznej (mniej więcej) i do służby, jako kapitan statku, zdezelowanego trampa "Bel Abir". Na skutek nieprawdopodobnego splotu wydarzeń, w których znaczącą rolę odgrywają samolot, porywacz-terrorysta, arabski chłopiec i jego bogaty dziadek, i pewien kapitan, przyczyna załamania nerwowego pana Millera, "Bel Abir" zmienia właściciela i nazwę.
Ku straszliwej rozpaczy Millera, w jego życie znów wkracza kapitan Edward Trapp, a sam Miller zostaje ponownie jego I oficerem.
Kapitan Trapp ma tę właściwość, że gdziekolwiek się zjawia, narusza status quo; jest epicentrum największych kłopotów, katastrof i nieszczęść, przy czym sam wychodzi z nich bez szwanku, no, prawie, jeśli nie liczyć zatopionych statków, kolejnych Charonów.
To dwudziestowieczny pirat, bez zasad i ideałów; to człowiek wierzący w jedno bóstwo: ZYSK.
W mroku nocy na singapurskim nabrzeżu pojawia się kapitan Edward Teach Trapp i nie byłoby w tym nic niezwykłego, ale "Naygorszy Pyrat Wszechczasów"* - Czarnobrody Trapp mieni się dziadusiem naszego Trappa i ówże Pyrat twierdzi, że został był stracony w roku pańskim 1692. Dziaduś zostawia MAPĘ z drogą do SKARBU i znika. Bagatelka, skarb-spadek znajduje się w Papui-Nowej Gwinei. Po drodze należy tylko dać „Baczenie na Miazmata, Fybry yako y Powietrze”*, minąć miejsce, gdzie czyhają „naywiększe y naystraszliwsze krokodile”* i w końcu dotrzeć do „Królestwa Kanibalów”*.
I jakby na zamówienie, następnego dnia przybywa emerytowany profesor Beedham-Smith, żeby wyczarterować "Charona III" na wyprawę naukowo-badawczą. Na krokodyle. Do Papui-Nowej Gwinei właśnie. Profesorowi towarzyszą trzej asystenci i sprzęt do badań naukowych. I dwieście owiec. I dźwig, który powinien unieść ciężar o wadze czterdziestu ton i długości szesnastu metrów. Kapitan Trapp już widzi siebie jako największego producenta modnych dodatków z krokodylej skóry – ubocznego efektu badań naukowych i właściwej wyprawy po spadek po dziadusiu Czarnobrodym.
Tajemniczą mapą interesują się również osoby postronne, co im zdecydowanie nie wychodzi na zdrowie.
Oprócz niezadowolenia (eufemizm) I oficera, profesora-znawcy krokodyli i jego asystentów (i dwustu owiec), kapitan Trapp ma teraz na głowie jedną z singapurskich triad, „tajną organizację przestępczą, taką jak mafia, tylko zamiast spaghetti, ryż”*.
Czego naprawdę szuka profesor w Papui-Nowej Gwinei, jaka jest specjalność naukowa asystentów, czy kapitan Trapp odnajdzie swój spadek, czy w ogóle dopłynie gdziekolwiek na przerdzewiałym statku-trumnie?
I wystarczy o treści. Teraz słów kilka o z a ł o d z e "Charona III", to banda trzydziestu chłopa poszukiwanych listami gończymi naokoło świata:
Gorbals Wullie – mały Szkot, lizus, tchórz, mniej inteligentny zamiennik ulubionej złotej rybki Trampa, mówi „przepięknym” językiem;
Pan Spew – zwany Ślepy Spew – jednooki nawigator po korespondencyjnych kursach nawigacji, zdecydowanie najbardziej towarzyski i najmilszy psychopata z całej załogi. Nie umie czytać;
„Papieros” Bucalosie – pierwszy mechanik, "eks-contrabandieri Cosa Nostra"*, specjalista od fiatów i sprężynowych noży. Panikarz;
Choker Bligh – bosman i największy twardziel, używa przerywników, prawie wyłącznie.
Wyjątek stanowi I oficer, Miller, głos wołającego na morzu i apelujący do resztek sumienia Trappa.
To były niejako sztandarowe persony – resztę sobie daruję.
"Powieść marynistyczna, odmiana powieści XIX w., w której fabuła rozgrywa się w środowisku marynarzy i rybaków, ludzi morza, związana z ich problemami moralnymi, operująca słownictwem morskim, heroizacją przestrzeni morskiej oraz samotności w niej człowieka"**.
Nie przepadam za powieścią marynistyczną, fakt. Odróżniam okręt od statku; wiem, gdzie pływająca jednostka ma dziób, rufę i burty; po wielkim wysiłku umysłowym zlokalizuję kotwicę; i to wszystko… grodzie, takielunki, bomy, zęzy (to mi się nieodparcie kojarzy z „zołzą” i zastosowaniem jej jako inwektywy: ty zęzo… ładnie brzmi...), szklanki, wanty, wachty – to już mnie zdecydowanie przerasta. Muszę zrobić wyjątek dla Briana Callisona, jego powieść wykorzystuje te wszystkie tajemnicze i skomplikowane rzeczy jako t ł o do szalonych przygód kapitana Trappa i jego załogi rodem z najgorszego koszmaru.
Najśmieszniejsze jest to, że autor w taki sposób kreśli postaci, że zaczynamy l u b i ć te indywidua i z niecierpliwością czekamy, co jeszcze wymyślą.
Nie polecam "Krokodyla" zwolennikom logicznych i prawdopodobnych sytuacji w książkach – przy Trappie niczego nie można przewidzieć i niczego być pewnym. To zwariowany koktajl nonsensów i „nieprawdziwości” – pewnie dlatego dałam książce piątkę. Odsyłam ich (zwolenników) do poprzednich przygód kapitana: "Wojna Trappa", "Trapp" i "III wojna światowa" (do "Pokoju Trappa" nie odsyłam, bo nie czytałam) – tam są ślady logiki i prawdopodobieństwa; pokrętnej logiki Trappa.
Książkę przełożył Sławomir Kędzierski na polszczyznę soczystą, żywą, prawie piracką, z odrobiną wykropkowanych, a właściwie wy$%*nych wulgaryzmów, dodających wiarygodności dialogom i sytuacjom. Czyta się bardzo przyjemnie, raz po raz chichocząc.
Książka–czytadło dla miłośników piratów, skarbów i nie tylko. Nie z najwyższej półki, z tej pod ręką, na niepogodę i zły humor – działa, „i to je fakt”*!
---
* Brian Callison, "Krokodyl Trapp" przeł. Sławomir Kędzierski, Wydawnictwo Amber, 1994.
** "Słownik Encyklopedyczny - Język polski" Wydawnictwa Europa. Autorzy: Elżbieta Olinkiewicz, Katarzyna Radzymińska, Halina Styś. ISBN 83-87977-20-9. Rok wydania 1999.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.