Dodany: 15.08.2006 01:03|Autor: Krzysztof

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Uwięziona
Proust Marcel

4 osoby polecają ten tekst.

Zapach farby a sen istnienia


Zdjąłem z półki kolejny tom "W poszukiwaniu straconego czasu", i nim otworzyłem, chwilę obejmowałem go dłońmi słuchając siebie. To czarowna chwila. Jest w niej oczekiwanie na zadumę i zachwyt, jest radość na myśl o spotkaniach z wyobraźnią, niecierpliwość nowych przeżyć. Jest też wspomnienie wielu takich chwil przeżytych z moimi przyjaciółmi, których całe szeregi zapełniają biblioteczkę. Patrzę na nie z czułością, patrzę tak, jak patrzy się na swoje wspomnienia z lat młodości.

„Najlepiej jeszcze w bibliotece śni się sen istnienia”(1).

Otwieram książkę, wciągam w siebie zapach farby i papieru - jakbym w posiadanie brał wszystkie myśli i wszystkie światy w niej zawarte – i zaczynam czytać.

„Uwięziona”, piąta część dzieła Marcela Prousta. Uwięziona Albertyna...

Przyznam się do irytacji, z jaką czytałem wyobrażenia narratora o związku dwojga ludzi; ten tak inteligentny i subtelny mężczyzna w pełni ukazuje nam tutaj oblicze, które w poprzednich tomach było ledwie zarysowane: człowieka chorobliwie zazdrosnego, odczuwającego potrzebę podporządkowania sobie kobiety, człowieka, który w słownych podchodach i utarczkach, prawie wojnach, upatruje sposobu na utrzymanie miłości. Mało tego: mieszkając z kochaną kobietą, narrator rozbiera swoje uczucie na czynniki pierwsze, drobiazgowo analizuje wszystkie słowa kochanki, wszystkie jej gesty i spojrzenia, szczegółowo opisując ich możliwe przyczyny; jego uczucie kwitnie tylko w niepewności, rozterkach, w bólach, z dala od kochanej osoby, bez wzajemności. Prosty, czysty zachwyt miesza z niemal naukową analizą uczuć, ból miłosnych rozterek z chłodną kalkulacją zysków i strat – i gdzieś po drodze zapodziewa całą miłosną aurę między nimi, to tajemnicze coś istniejące tylko między kochającymi się ludźmi... Wyraźnie widać tutaj jego nieumiejętność życia z kochaną kobietą (to jedynie mój, zwykłego czytelnika, wniosek). Pełnię przeżyć miłosnych narrator znajduje chyba tylko w swoich marzeniach o miłości i w tych pierwszych chwilach, gdy jeszcze jego wyobrażenie o niej nie zdążyło spotkać się z nią samą. Fakt, chwile to czarowne, i tak też są przez narratora opisane, ale jakże łatwo kochać swoje wyobrażenie o kobiecie! Na ile są to jego cechy, a na ile autora? Nie wiem. Jeśli narratora, to przyznam, że nie bardzo rozumiem zamysł Prousta, a to dlatego, że po prostu buntuję się przeciwko przedstawionemu tutaj obrazowi miłości, który narrator zdaje się mieć (tak wolno mi mniemać po wielu uogólniających twierdzeniach) za częsty, a może i jedynie prawdziwy. Jednakże mam zbyt duży szacunek do autora, aby nie wierzyć w istnienie powodów ku temu. Jest w tym ukryty jakiś jego zamysł, tak myślę, a odpowiedź czeka na mnie w następnych tomach.

Czy doczekam opisu miłości spełnionej, szczęśliwej? Bardzo chciałbym, ale o ile dobrze się domyślam ciągu dalszego, to nie doczekam, a wtedy bez odpowiedzi pozostanie pytanie, czy w opisie chwil szczęścia Proust byłby tak samo doskonały – a więc odkrywczy i dokładny, a przy tym poetycki - jak w opisie rozterek zakochanego bez wzajemności. W ten sposób literatura odbija nasze życie, istniejące w nim proporcje między szczęśliwymi kochankami a tymi, dla których Afrodyta nie była łaskawa...

„Piękno jest obietnicą szczęścia; i na odwrót: możliwość rozkoszy może być początkiem piękności”(2).

W „Uwięzionej” Proust rozwija i pogłębia myśli o muzyce, tak przejmująco oddane w pierwszym tomie, myśli, do których wracał i w następnych częściach swojego dzieła; tutaj są one ucztą rozciągniętą na wiele stron. Ucztą, którą przedłużałem jeszcze, wracając do tych stron z marginesami wypełnionymi wykrzyknikami – znakami mojego zachwytu lub zdumienia.

W szczegółowych i jednocześnie uroczych swoją poezją, także oryginalnością, myśli, a więc w prawdziwie proustowskich rozważaniach, autor wskazuje nam ścieżkę między czarem muzyki a ludzką duszą, w której dostrzega jedynego odbiorcę zdolnego w pełni je przeżyć. Proust maluje przed nami obraz nieznanego, baśniowego świata, którego wyobrażenie, ledwie przeczucie, jest dla nas osiągalne dzięki wymowie muzyki, która tutaj staje się medium uchylającym dla nas jego bramy - niechby na jedną, ale jakże ważną w naszym życiu chwilę.

Czytając wrażenia narratora, ze zdumieniem patrzymy na krainę muzyki, którą mieliśmy do tej pory za dobrze znaną, a która teraz okazała się nieporównywalnie rozleglejsza i piękniejsza. Tam, gdzie my widzieliśmy pojedyncze elementy jej krajobrazu, on widzi i pokazuje nam cały ekosystem połączony niespodziewanymi zależnościami; horyzont naszego oglądu okazuje się nie istnieć, bo oto za nim jest inna kraina, bogata w urocze zacisza zagajników, w grzmiące wodospady, szczyty górskie, na które prowadzi wąska ścieżka, trud wędrówki po niej odpłacając baśniowymi widokami – oto niesamowity opis wpływu sztuki na nas, jej odbioru i odczuć, jakie może budzić. To prawdziwa uczta, w trakcie której smakuje się czarodziejskie potrawy naszego ducha podawane nam przez autora.

Proust widzi tutaj artystę przewodnikiem prowadzącym nas w te krainy - a może i nowe światy? - w których muzyka jest sposobem na najgłębsze, najpełniejsze porozumienie się ludzi – ponad wszystko, co ich dzieli, ponad wszystkimi barierami. Sztuka jako medium, dzięki któremu możemy przekazać coś nieprzekazywalnego słowami: echo, odblask innego świata. Łącząc spostrzeżenia i wiedzę niemal naukowca z właściwą sobie wrażliwością poety, wskazuje na ograniczającą nas i zniekształcającą odczuwanie rzeczy niecodziennych mowę, tak ściśle związaną z powszednimi zajęciami; także na przeszkodę, jaką jest tutaj logika, a to dlatego, że przeżywanie muzyki uważa za zależne nie od intelektu, tylko od ducha, a przeżycia duchowe za nieprzekazywalne, a więc wyłącznie nasze.

Wskazując na rozdźwięk między głębią trudnych do jednoznacznego określenia przeżyć budzonych przez muzykę a jej twórcą, zwykłym człowiekiem mającym swoje wady i śmiesznostki, Proust zastanawia się nad źródłem tego tajemniczego piękna. Zadziwia go tutaj tak częsta nieprzystawalność człowieka, twórcy dzieła, do samego dzieła - potrafiącego wznieść nas tak wysoko, tak daleko. Proust próbuje przeniknąć tajemnicę, nad którą każdy, kto chociaż raz się zachwycił sztuką, musiał się zastanawiać: tajemnicę źródła piękna w nas, a więc źródła czegoś zasadniczo odrębnego od wszystkiego, co było wcześniej; czegoś, czego po prostu nie było. Czy to piękno zrodziło się w umyśle kompozytora, czy przez niego zostało przyniesione na ten świat? Inaczej pytając: czy sztuka jest częścią życia, z niego się wywodzącą i z niego czerpiącą swe soki, czy też źródłem jej piękna jest jakiś pozaziemski, a raczej ponadziemski, pierwiastek tkwiący w umyśle autora? Proust jakby się tutaj skłaniał ku reinkarnacji, a w każdym razie ku tezie o naszym bytowaniu w zaświatach, o życiu w świecie lepszym od tego, w którym żyjemy, świecie, w którym znajduje ojczyznę naszych dusz, a w ich przeżyciach widzi sens, najwyższą i najczystszą wartość naszego ziemskiego życia.

Dając nam poznać bogactwo przeżyć zwykłego dnia, zwykłych jego chwil, Proust zdaje się mówić, że tylko od naszego postrzegania świata i od ustalenia tego, co w nim ważne, zależne jest nasze przeżywanie życia; że świat sam w sobie nie jest ani brzydki, ani piękny, a to, jakim go widzimy, zależy od nas, od naszego nań patrzenia. My tworzymy jego brzydotę i chłód, ale też i jego ciepłem emanujące piękno.


---
(1) Marcel Proust, „Uwięziona”, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. Prószyński i S-ka, 2004, str. 295.
(2) Tamże, str. 121.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14678
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 26
Użytkownik: aolda 16.08.2006 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
Doczekałam sie w końcu :) Witaj Krzysztofie. Cieszę się, że miałam okazję przeczytać twoją kolejną bardzo ciekawą recenzję.
Wydaje mi się, że sposób przedstawienia przez Prousta uczuć do ukochanej nie wynika niestety z jakiegoś szczególnego zamysłu artystycznego, a raczej z samego charakteru autora, z jego konstrukcji psychicznej. Proust był genialnym obserwatorem i świetnym pisarzem, jednak jako partner w związkach uczuciowych w ogóle się nie sprawdzał. Całe życie praktycznie był samotny, a najbliższym mu człowiekiem była matka. Ponadto Proust nie miał jakiegoś szczególnego doświadczenia w miłości do kobiet. Ciekawe, czy w ogóle był zdolny do miłości.
Tak jak analizował on świat zewnętrzny, tak i rozbierał na czynniki pierwsze swe emocje. Z pewnością dobrze rozumiał samego siebie (w sumie cóż innego jest najważniejszym życiowym zadaniem człowieka niż poznać siebie?), jednak w przypadku uczuć wyższych postawa taka trąci czasem aptekarstwem. Coś za coś, tak bym to ujęła.
Pzdr.
Użytkownik: Czajka 16.08.2006 07:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczekałam sie w końcu :)... | aolda
Masz rację, Aoldo, moim zdaniem Proust nie wyszedł poza etap wstępnych adoracji. Co zresztą potwierdza w jakimś stopniu moją tezę roboczą, że ludzie wielcy, genialni, wrażliwi mają kłopoty z przystosowaniem się do życia wśród ludzi i w ogóle. A na pewno większe trudności niż zwykli małowrażliwcy. I tu w tym momencie powiedziałabym - coś za coś.
Aptekarstwa bym mu nie zarzucała w żadnym razie, to tak jakby malarzowi, któremu udało się uchwycić w portrecie wszystkie najistotniejsze cechy w ich najsubtelniejszych przejawach zarzucić aptekarstwo. Cóż zrobić, Proust miał spojrzenie ostre jak żyletka i niezapomniane dla mnie są na przykład jego opisy różnych gatunków kłamstw. Nie jest to skrupulatne odważanie składników, ale pełne natchnienia i prawdy (ach jakiej prawdziwej i jakiej aktualnej) opisy, a nie rzemieślnicze wyliczanie. Zresztą cały czas pozostaje tajemnica, bo jak Proust pisze właśnie w Uwięzionej (cytuję z pamięci), tak samo w nauce, jak i w poznawaniu człowieka, badanie tylko odsuwa poznanie.
I tak jak pisałam tu niedawno o postaciach Prousta, z których z żadną chciałabym się chyba poznać ani zaprzyjaźnić, tak samo sobie myślę, że Proust nie pisze o miłości. Pisze o pragnieniu, marzeniu, pogoni, udręczeniu, pożądaniu, posiadaniu, rozczarowaniu, ale nie o miłości. Podobnie nie pisze o przyjaźni. Pisze natomiast o bywaniu, o postrzeganiu, o zaistnieniu, o pozycji, ale nie ma tu przyjaźni.
Generalne, im bardziej w Poszukiwanie, tym bardziej się odsłaniają mroczne cechy sygnalizowane zresztą od początku. Każdy jest jak ta dobra Franciszka, która sklada ręce do modlitwy (niestety też cytuję z pamięci), a chwilę wcześniej zabijała tymi samymi rękoma kurczaki mrucząc: "podłe bydlę, podłe bydlę"
Trudno więc nawet, myślę sobie, pokochać takiego ułomnego człowieka, który w miarę jak poznajemy go coraz bardziej, podoba nam się coraz mniej. Proust, czy Narrator nie uznaje kompromisów, więc bada, komu ma się poświęcić całkowicie i bez reszty, i komu się poświęcić warto czy miłości, czy sztuce. Zabawne zresztą, też zastanawia się w pewnym momencie, czy tworzenie to nie rzemieślniczo sprawny fach a'la aptekarstwo.
Użytkownik: Bozena 18.08.2006 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, Aoldo, moim z... | Czajka
Witam, Czajko, Droga...
Ależ Cię ten Marcel poruszył...Oto prawdziwa powieść!
My, kobiety...Czajko, nie obruszaj się tak! Ja wiem w jakiej konwencji użyłaś wyrażenia: „Proust pisał o wszystkim, ale nie o miłości” i chcę wyjść troszeczkę poza nią...
Pisał on o wszystkim co sięga istoty życia, o tym, czego mógł doświadczyć i wypróbować i, co też uznał za ważne, w tym także o miłości pisał...

Faktycznie, uczucie Marcela do Albertyny(pomijam tutaj jego wcześniejsze i późniejsze miłości) wywołane jakby pod wpływem jej oporu, nie jest dla wszystkich miarodajne, lecz dla niego - choćby kochał tylko pragnienie kochania – takim właśnie było, i było odczuwalne...tak samo jak my oczekiwał, pragnął, zachwycał się, poświęcał myśli osobie kochanej, i doznawał wszystkich odcieni drgań duszy jakie niesie miłość...Doświadczał, poznawał...Stopniowo zaczął przyswajać sobie myśl, tak dla nas dyskusyjną – napomknęłam o niej w opisie „ Jana...” - na którą nie bez wpływu było, oprócz elementów wymienionych tam, w moim rozumieniu, swoiste poczucie winy...
Combrey – uporządkowany świat jego dzieciństwa, ten raj utracony, z nieskazitelną matką i babką - w zderzeniu z jego młodzieńczym i dorosłym światem, tak wewnętrznym, jak i zewnętrznym - wydawało mu się już tylko snem. Nie potrafił i nie mógł już, tego co utracił w świecie rzeczywistym - odzyskać...Zauważ, Czajko, jak dużo jest w powieści opisów dotyczących snu. A w „Uwięzionej” gdy Albertyna usypia...Marcel odzyskuje spokój...(piękny był ten opis). Tak, przy niej, czy też bez niej - bywał niespokojny, i nietrudno jest przeczuć, że miłość do Albertyny to wstęga ciągnąca go do poznania tajemnicy jej inności...zawładnięcia jej życiem, posiadania jej w strukturze przestrzennej i czasowej...;jego przenikliwość analityczna, niemal w każdej dziedzinie życia, przeniknęła też sferę pojmowanej przez niego miłości, niestety, przekształcając ją w niszczycielską zazdrość...
Te wszystkie odczucia Marcela związane z miłością i zazdrością były, jak się okaże, tylko krokiem, kolejnym doświadczeniem do poznania, do zgłębienia własnego „ja” i staną się one elementami jego budowli - figury symbolizującej zbawienie – dzieła sztuki. Dopiero stawiając ostatnią kropkę na szczycie tej budowli – autor odnajduje radość i ukojenie...
„Uwięziona”, w moim rozumieniu, jest nie tylko o miłości, ale jest też monografią erotyzmu.

Wierzę, że M. Proust był zdolny do kochania kobiet biorąc nawet w rachubę wszelkie konwencje pojmowania miłości do nich; a jego osobisty dramat(czego nie mogłam długo przyswoić sobie)był niejako współtwórcą doskonałego dzieła.
A jeśli, a jeśli jednak... M. Proust nie był zdolny do kochania kobiet, to opisy miłości, jej szeroka gama doznań i drgań duszy... ugruntowują tylko jego geniusz...

P.S.
Cieszę się, Czajko, bo może, kiedyś, gdy przyjedziesz do nas „prześwietlimy” Marcela z każdej strony; najpóźniej za rok czeka Cię... „niespodzianka”... : - )Serdeczności - Olga

Użytkownik: Bozena 18.08.2006 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, Czajko, Droga... ... | Bozena
Combray
Użytkownik: Czajka 20.08.2006 08:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, Czajko, Droga... ... | Bozena
Olgo Kochana, to prawda. Proust, jak mało który pisarz nie pozostaje grzecznie na czytanych stronach, tylko wnika przez oczy, uszy i chłonę go jak gąbka.
Masz rację, pojęcie miłości jest bardzo szerokie i zawiera w sobie wiele gatunków. Miłości w moim rozumieniu tego słowa tu nie było. W moim rozumieniu, czyli bliżej św. Pawła (nie szuka swego, wszystko znosi, wszystko przetrzyma) niż tej miłości Marcela, zaborczej, egoistycznej i zazdrosnej. Nawet te istotnie przepiękne opisy śpiącej Albertyny, które wspominasz, ja odebrałam jako kwintesencję zaborczości, a sen już niepokojąco bliski śmierci.
Miłość zresztą jest uczuciem bardzo tajemniczym i nie z tego świata i w sumie nigdy nie wiadomo kiedy jest, a kiedy jej nie ma.
Ale nigdy nie uważałam, że Marcel nie odczuwa i nie cierpi, mimo, że nie podoba mi się, jak on kocha.
Piszesz o poznawaniu, zawładnięciu innością Albertyny, podobnie poznaje muzykę, miasta, obrazy. Wchłania je, a poznane, rozszyfrowane, odkryte porzuca, przechodzi do następnych.
Cięgle pragnienie i rozczarowanie spełnieniem, to prawda, nic nie może dorównać temu co było.

Bardzo bardzo chciałabym do Was przyjechać, nie wiem, kiedy to znowu będzie możliwe. Prześwietlanie Marcela mogłoby nam zająć długie godziny, można o nim mówić godzinami i tak nie powie się wszystkiego, jak to dobrze, że Wy tu wszyscy jesteście. :-)
Olgo Bardzo Tajemnicza, jednym słowem skazałaś mnie na straszne męczarnie ciekawości, co to za niespodzianka? Ulituj się i może maila do mnie napisz? Mam dwie koncepcje, jedną egoistyczną, a drugą nie. Mniej. :-)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.

Ps. Przeglądam też teraz "Proust i jego świat" Boy'a Żeleńskiego, polecam również. Boy porusza tu wiele aspektów począwszy od domniemanych kluczy, modeli aż po strukturę cyklu. Myślę, że warto przeczytać, mimo że napisana została właściwie na gorąco, w kilkanaście lat po śmierci Prousta. Mnóstwo faktów, nazwisk, cytatów z listów, bardzo przybliża francuski świat ten literacki i ten realny.
Chociaż jestem teraz zdania, że Poszukiwanie warto przeczytać przed wszelkimi opracowaniami. Potem dopiero czytać opracowania, wspomnienia. I wrócić wtedy do Poszukiwania, do którego i tak trzeba wrócić, niezależnie od przyjętej metody. :-)
Użytkownik: Czajka 25.08.2006 07:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, Czajko, Droga... ... | Bozena
Pisałam tu wcześniej, że miłość jest skomplikowana i trudno ją zauważyć i dziś rano sam Proust to potwierdził:

"Moja miłość dla niej nie była prosta: do ciekawości obudzonej przez nieznane przyłączyło się zmysłowe pożądanie i do uczucia o słodyczy niemal rodzinnej na przemian obojętność i wściekła zazdrość."

"Uczucie miłości jest niewspółmierne z innymi uczuciami, ale gdy się wśród nich zagubi, nie możemy go sobie uświadomić. Nigdy z dołu, w tumulcie ulicznym i w tłoku otaczających domów, lecz tylko z pewnej odległości, znajdując się na stoku sąsiedniego wzgórza, dość daleko, aby całe miasto zniknęło albo przywarło do powierzchni ziemi niewyraźną plamą, zdołamy w skupieniu samotności i wieczoru zmierzyć wysokość katedry jedyną, nieziszczalną i czystą."

Nie ma Albertyny, Marcel Proust, PIW 1992, str. 77 i 81

Jestem teraz na wzgórzu, gdzie nie ma Albertyny i faktycznie, stąd lepiej widać. :-)

Użytkownik: Bozena 05.09.2006 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisałam tu wcześniej, że ... | Czajka
Witam, Czajko („Kocham Marcela”)!
Podoba mi się Twój nowy nick. Czy mogę podpisać się pod nim nie zmieniając swego?:-)
Niewykonalne? A niech tam! Obie wiemy w czym rzecz...

Masz rację, Czajko; prześwietlenie Marcela zajmie nam długie godziny, a i tak zostaną jakieś „strony” nieprzebyte. To, o czym nie zdążymy porozmawiać - zostawimy na...potem. I tak wciąż. Bo słuszny wydaje mi się Twój pogląd, że trzeba do Marcela wracać, i słuszne jest to, także moim zdaniem, że wszelkie opracowania na temat Prousta - dopuszczając jednak poznanie zarysów filozofii Bergsona, tak myślę, - dobrze jest czytać już po lekturze cyklu. Takie też było moje poznawanie autora i twórczości jego.
Wkrótce, śladem Twoich sugestii, Czajko, będę starała się przeczytać: „Proust i jego świat” autorstwa T. Boya – Żeleńskiego. Już teraz ufam mu; jego niestrudzone tłumaczenia, w moim odbiorze, doskonałe są; a korzystając ze sposobności chcę powiedzieć, że choćby ze względu na niezwykle subtelną, a jednoczesnie rzeczową przedmowę Boya do niewielkiej książeczki: „Czerwony kajet’” Beniamina Constant’a - warto jest po tę książeczkę sięgnąć. Boy nie obawia się tam – pośród innych wniosków - nazwać Beniamina i Bellę de Charriere najbardziej niebanalną parą w literaturze, zaś Romea i Julię pozostawia w tyle. Zaznajomiwszy się z lekturą i opracowaniami na temat Beniamina C.(nietuzinkowa postać)uważam, że pewna prawda w tym twierdzeniu jest.

Być może miłość tajemnicza jest, jak piszesz, skomplikowana także, ale niekoniecznie bywa tak, że „...nigdy nie wiadomo kiedy jest, a kiedy jej nie ma”. To Marcel w swoim studium o miłości przekształcanym stopniowo w studium zazdrości, miewa rozmaite spojrzenia na nią; raz ją dostrzega z daleka, jak piszesz, a innym razem myśli, że może jest „...jedynie rozchodzeniem się[...]kręgów, które pod wpływem jakiegoś wzruszenia mącą duszę”[MP, Uwięziona], aż wreszcie dochodzi do stwierdzenia, że tkwi ona po prostu w nas. Całe dzieło, obok kontekstu historii powołania artystycznego, jawi się w kontekście poznania, zwłaszcza poznania samego siebie poprzez doświadczenia i odczuwania; a porzucanie, jak piszesz, Czajko, poznanego, nie jest, w moim rozumieniu, porzucaniem; u Prousta motywy powrotów i powtórzeń znamienne są. To co już niby poznane jest - powraca wciąż, chociaż w nieco w odmienionej formie, jak choćby kolejne miłości, gdzie każda następna wzbogacana jest o doświadczenia poprzedniej. Z tych pozornych porzuceń, elementów doświadczeń, rozproszonych a już poznanych - intelekt Prousta, jego wiedza, talent i.. .intuicja scalają rozproszenie w jedno, wiodąc go ku sztuce. Ale to wszystko jaśniej nam się ukazuje przy lekturze „Czasu odnalezionego”, gdy my tymczasem o „Uwięzionej” mówimy. Dodam jeszcze, ze motyw snu, który kojarzy się Tobie, Czajko, z zaborczością i bliskością śmierci, także wciąż powraca, ale mnie on kojarzy się z uspokojeniem, z próbą odnalezienia raju utraconego, którym było dzieciństwo Marcela, dzieciństwo, jak każde: spontaniczne w odbiorze bliskich, w obiorze świata, a tym samym w odbiorze piękna. Gdy tak sobie pomyślę o cynerariach w kształcie serc uwielbianych przez Prousta, pomijając sławne już bzy i głogi, pamięć moja przywołuje dziką różę okalającą furtkę do ogrodu z czasu mojego dzieciństwa; ogrodu, który dziś - jawi mi się tylko...snem. I chciałoby się, choćby na chwilę, uciec w ten sen, uspokoić, a jeśli przebudzić, to wnet przywołać inny, może taki sam, a może jeszcze piękniejszy...
Widok śpiącej Albertyny uspakajał Marcela, nie tyle z powodu, że jakby był w posiadaniu jej istoty, ale w związku ze skojarzeniem spontanicznej czułości odbieranej i dawanej swoim bliskim; wszak Albertyna przecież, do której odczuwał w tym momencie czułość, jakkolwiek patrząc, w jego pojęciu była mu bliska, chociaż bliska nieco inaczej, bowiem zawierał się w tej bliskości nowy element: erotyzm.
-----------------
-----------------
„Niestety, ptak, który ucieka od tego, co uważa za niewolę, najczęściej wraca wśród nocy, aby rozpaczliwie bić skrzydłami o szybę”???[„Nie ma Albertyny ”melodia z arii „Manon i kawaler des Grieux”]

Dziękuję, Czajko, z nadzieją na dalsze dzielenie się wrażeniami...










Użytkownik: Krzysztof 05.09.2006 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisałam tu wcześniej, że ... | Czajka
Witam, Czajko. Zaintrygowany Twoim nowym mianem przeczytałem dyskusję pod tekstem o "W stronę Swanna". Chyba i ja się tam dopiszę, ale już nie dzisiaj: siedzę w kafejce, którą z trudem znalazłem w uroczej uliczce, w małym miasteczku, które w tym tygodniu jest moim, i zaraz muszę kończyć. Czajko, gratuluję wypowiedzi pod tekstem Mazalovej
Zaskoczyłaś mnie - byłem przekonany o tym, że znasz całe dzieło Prousta.
No właśnie: w Twoich cytatach jest cały Proust ze swoją potrzebą analizy i zrozumienia, Proust esteta. W "Uwięzionej" brakowało mi zachwytu, jaki odczuwa zakochany mężczyzna patrzący w oczy kochanki, brakowało radości bycia we dwoje, której to radości nie trzeba rozbierać na czynniki pierwsze, bo wespół z tamtym zachwytem tworzą obraz miłości. Nie ze stoku wzgórza, z dalekiej perspektywy, ale właśnie z bliska, czując jej oddech na twarzy. Brakowało, mimo że poznałem Prousta i narratora jego dzieła już dość dobrze.
Moja irytacja (teraz żałuję użycia tego słowa, powinienem użyć innego, lżejszego) mając związek z charakterem uczucia narratora do Albertyny, w istocie dotyczyła sprawy bardziej ogólnej, a mających związek z pewnymi cechami kompozycji całego dzieła, jednakże, jak pisałem w odpowiedzi Oldze, doszedłem do wniosku, że dyskusję o zamierzeniach Prousta, o cechach jego osobowości, czy o ewentualnych niedociągnięciach w kompozycji dzieła, powinniśmy teraz zawiesić. Po lekturze wypowiedzi Olgi uznałem, że w zakończeniu "W poszukiwaniu..." może kryć się wiele odpowiedzi i wyjaśnień, które ona poznała i potrafiła odczytać - gdy dla mnie są teraz nieznane.
Czajko, kiedyś bywałem w pracowniach dwóch znanych mi malarzy, i przy okazji tych wizyt zauważyłem że ten, który był lepszym (według mojej oceny) malarzem, potrafiącym nawet w zimowy krajobraz tchnąć ciepło - jak Monet w swojej "Sroce" - mało ciekawym był rozmówcą i człowiekiem.
Czasami lepiej nie znać osobiście twórcy.
Zapraszam Cię do dyskusji pod tekstem o ostatnim tomie cyklu.
Użytkownik: Krzysztof 17.08.2006 00:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczekałam sie w końcu :)... | aolda
Ucieszyłem się widząc tutaj Twój komentarz, Aoldo. Właśnie Twój. Dziękuję za obecność. Stopień mojego utożsamiania narratora z autorem ulega zmianie, cały czas pozostając znacznym. Największy był po pierwszym i drugim tomie, teraz jest nieco mniejszy, a jak będzie po przeczytaniu wszystkich tomów – nie wiem. Wydaje mi się, że jednak zbyt często stawiamy znak równości między narratorem a autorem. Wrażliwość granicząca z nadwrażliwością, a tak chyba było u Prousta, pewnie jest przeszkodą w przeżywaniu miłości, ale nie sądzę, aby ją uniemożliwiała, a miłości uczymy się doświadczając jej w dzieciństwie od rodziców. Myślę, że Proust był zdolny do tego uczucia, ale też nie jest to dowód na to, że kochał kobietę. Niemniej, zgadzam się z Tobą: wydaje mi się, że partnerem w związkach miłosnych raczej nie był łatwym, tyle że zastanawiając się nad tym pod tekstem o Uwięzionej, w której opisany jest chory, by użyć wyrażenia Czajki, związek, dalej utożsamiamy narratora z Proustem. Nie wiem, czy słusznie.
Raz jeszcze dziękuję za komentarz, w rewanżu wysyłając swój :)
Użytkownik: aolda 17.08.2006 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ucieszyłem się widząc tut... | Krzysztof
Miły Krzysztofie, moja wypowiedź opierała się (mgliście, niestety) na lekturze Literatury na świecie poświęconej Proustowi. Czytałam to parę lat temu, dlatego mało pamiętam, ale jestem przekonana, że dobrze zapamiętałam charakterystykę emocjonalności pisarza. Jeśli będę miała chwilkę (a niestety z chwilkami mam obecnie duży problem:), zajrzę tam ponownie i zrobię dla Ciebie i dla Olgi (z którą zapewne uda mi się niebawem porozmawiać o Prouście osobiście; przy okazji pozdrawiam, Olgo:) jakieś reprezentatywne streszczenie. Pzdr
Użytkownik: Bozena 18.08.2006 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Miły Krzysztofie, moja wy... | aolda
Uśmiech dla Ciebie, Aoldo...
Użytkownik: Krzysztof 05.09.2006 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Miły Krzysztofie, moja wy... | aolda
Przepraszam za tak duże opóźnienie w napisaniu odpowiedzi, Aoldo. Nie czytałem żadnych opracowań dotyczących twórczości Prousta, ani analiz jego osobowości, więc jeśli znajdziesz czas, napisz tutaj, co o nim napisano. O istnieniu Prousta dowiedziałem się rok temu, a gdy w zimie zacząłem czytać "W poszukiwaniu..", przerwę zrobiłem jedynie dla przeczytania wspomnień Albaret. Nawet ostatniego tomu Pottera nie czytałem, narażając się na wymówki mojej córki :). Ty wiesz, że proza Prousta ma spokojny, powolony nurt, ale jednocześnie i wciągający; ja w jej nurcie utonąłem. Dobrze, że nie ja jeden. Dziękuję za pozdrowienia, Aoldo
Użytkownik: Czajka 16.08.2006 06:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
Krzysztofie, to chyba Celesta powiedziała o Prouście, że on nigdy nie był zakochany. I to w jego dziele widać. Wszystko moglibyśmy powiedzieć o Uwięzionej, tylko nie to, że jest o miłości. Sam Narrator zresztą stwierdza pod koniec Sodomy i Gomory, że już nie kocha Albertyny. Dla mnie jest to przejmujące studium chęci posiadania (nie kochania) i chorobliwej zazdrości w strasznie dziwnym układzie pająka i jego ofiary.
Nie zgadzam się zupełnie z określeniem "naukowa analiza". Cierpiąc autentycznie z zazdrości próbuje dotrzeć do prawdy, bo "zazdrość potrzebuje całej prawdy". Gdyby to była chłodna analiza, Marcel do wniosków pewnych i jednoznacznych doszedłby dużo wcześniej, razem z nami, czytelnikami, bo to my jesteśmy chłodnymi obserwatorami. Przed nim natomiast zagubionym w kolejnych kręgach zazdrości i samooszukiwania się prawda odsuwa się cały czas.
Nie wiem dlaczego krytykujesz raptem te analizy Prousta, chyba tylko ze względu na to, co one odkrywają? Bo przecież szczegółowe opisy aż do najdrobniejszej różnicy odcieni, to właśnie od początku cały Proust.
Trochę mnie dziwi Twoje rozczarowanie, szukasz u Prousta spełnionej miłości, a właśnie w Uwięzionej Proust coraz wyraźniej stawia sobie pytanie, gdzie znajdzie swoje spełnienie w miłości, czy w sztuce? Chyba łatwo przewidzieć, jaka jest odpowiedź.
Szukamy u Prousta piękna i to piękno znajdujemy, ale tuż obok brzydoty. Z tym, że mam wrażenie, że piękno prędzej znajdziemy w dziełach ludzkich, niż w samych ludziach. Im bardziej odsunięte, odzielone od twórcy, tym czystsze i piękniejsze.
Użytkownik: Krzysztof 16.08.2006 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, to chyba Cel... | Czajka
Witaj, Czajko. Nie, nie krytykuję analiz Prousta. Przyznałem się jedynie do irytacji, jaką odczuwałem czytając o tym, co narrator robi ze swoją miłością, jak niszczy związek z kobietą. Narrator, nie Proust. Ta irytacja ma swoje źródło w moim zbytnim (mimo mojego wieku i setek czy tysięcy przeczytanych książek) przywiązywaniu się do bohaterów czytanych powieści. W traktowaniu ich życia na pół realnie.
Autor uczynił bohatera swojej powieści bardzo podobnym do siebie, w wielu rysach pewnie wprost identycznym, niemniej nie mogę ich ze sobą utożsamiać. Pisałem o narratorze. Trudno byłoby uwierzyć mi w to, iż Proust tak widział miłość i związek z kochaną kobietą, jak tutaj opisał – i to nawet wtedy, gdy nigdy nie kochał, w co chętnie uwierzę mając za sobą lekturę pięciu tomów cyklu i pamiętając wspomnienia Albaret. Miał swoje lata pisząc Uwięzioną, był doskonałym obserwatorem, a wyobraźni miał aż nadto; mógł stworzyć na stronach swojej powieści taki związek, jaki tylko zechciałby. Stworzył taki, jaki był mu potrzebny. Czytając ten tom pomyślałem, że musiał mieć, przystępując do pisania całego cyklu, jakiś cel, który chciał osiągnąć przedstawiając obraz tak chorego (zgadzam się z tym określeniem) związku. Zaznaczam tutaj, że jesteś w lepszej ode mnie sytuacji, jako że znasz cały cykl – ja nie. Piszę zawsze z określonego miejsca „W poszukiwaniu”, i po każdym tomie moje patrzenie na całość nieco się zmienia. Ty wiesz, jak kończą się wspomnienia narratora Marcela – ja nie wiem. Mam pewne przemyślenia i oczekiwania, ale nie wiem, na ile i czy w ogóle się sprawdzą, jednakże – jak pisałem – wierzę w to, iż autor przemyślał swoje dzieło dokładnie, i że do czegoś zmierza. Pisząc o niemal naukowej analizie uczuć, nie miałem na myśli ich racjonalności, zgodności z prawdami ogólnie przyjętymi, a raczej ich drobiazgowość, także ich częstotliwość. Fakt, nie ma w powieści postaci bez mrocznych cech, postaci takich, które łatwo byłoby kochać, ale tacy właśnie jesteśmy, Czajko. Każdy z nas ma swoje mroczne tajemnice, które mogłyby do nas zniechęcić ludzi nam bliskich, kochających. Tak uważam, niestety. Tyle że w innych powieściach autor tworzy takie obrazy swoich bohaterów, jakie mu odpowiadają, wybiera odpowiedni „pakiet” cech – a Proust chciał – tak uważam – stworzyć postaci realistyczne, pokazać ludzi takimi, jakimi są naprawdę. Stąd tak dziwna mieszanka cech dobrych i złych, i to nie tylko u Franciszki.
Nie oczekiwałem żadnego określonego zakończenia miłości narratora i Albertyny, w ogóle nie miałem żadnego wyobrażenia o ciągu dalszym historii tutaj przedstawianej, a jedynie przypuszczenie, że raczej nie będzie to happy end, ale też nie dla jego poznania sięgnąłem po Prousta. Inaczej mówiąc: nie oczekiwałem tutaj historii rodem z tanich książek do podróży, więc i o rozczarowaniu mowy być nie może.
Masz rację pisząc, że jest w nas piękno i brzydota, że piękno sztuki przewyższa piękno twórcy – i tutaj oboje zgadzamy się z myślami Prousta.
Dziękuję Ci za komentarz, i proszę o więcej.
Użytkownik: Czajka 20.08.2006 07:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Czajko. Nie, nie k... | Krzysztof
Krzysztofie Drogi, bardzo Ci dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź.
Chciałabym podkreślić, że ja nie znam całego cyklu, co więcej, tak się akurat złożyło, że w tym samym momencie oboje skończyliśmy Uwięzioną.
Trudno mi powiedzieć, dlaczego nie zdziwił mnie charakter związku Marcela i Albertyny. Może dlatego, że jestem już "w tym wieku", jak pisał Proust o Franciszce. Spodziewałam się tego po pewnych wcześniejszych znakach, trudno nawet sobie wyobrazić udany związek tu i teraz, kiedy ludzie coraz bardziej są odsłaniani i coraz bardziej ciemnieją. Poza tym, traktowałam historię Swanna i Odety jako swoistą zapowiedź, podobnie zresztą, jak minioną bez śladu miłości do Gilberty. Myślę, że Proust nas przygotowuje do ostatecznego wyboru między życiem a sztuką.
Przyznam, że w pewnym stopniu Cię rozumiem, czytając prozę tak subtelną, tak estetyczną, tak pełną piękna spodziewamy się tego piękna do końca, podświadomie tworzymy swoje wizje udanych związków wśród dźwięków sonaty i kolorów obrazów, oczekujemy harmonii. Wieszamy koronkowe zasłonki, jak trafnie napisała Olga i czujemy niepokój i rozczarowanie, kiedy Proust nam je kolejno zrywa. Ja czułam tak samo, może tylko łatwiej się z tym pogodziłam, Krzysztofie, a spodziewam się, że to nie koniec odsłaniania.
Jestem równie mocno jak Ty przekonana, że Proust nie byłby wiarygodny, gdyby poprzestał na opisaniu tylko jasnej strony.
Piszesz, że każdy z nas posiada cechy, które mogłyby zniechęcić do nas kochające nas osoby. Oczywiście, masz rację. Natomiast moim zdaniem, właśnie w tym momencie zaczyna się prawdziwa miłość. Ona wymaga pracy, Marcel takiej pracy nie podejmuje. Pozostaje biernie na etapie zauroczenia i jest rozczarowany, że zauroczenie nie chce trwać.
Krzysztofie, nie jestem do końca pewna, czy zgadzam się z myślą o wyższości piękna dzieła nad pięknem twórcy, ale muszę koniecznie podkreślić, że nawet jeżeli się zgadzam, czy nawet jeżeli tak jest, to i tak nieustannie jestem pełna wdzięczności i podziwu dla nich za to czym nas obdarzają.
Użytkownik: Czajka 16.08.2006 07:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
Jeszcze tylko chciałam się zgodzić z Tobą jak najbardziej, jedne z piękniejszych stron zapisanych na temat muzyki (jakie ja czytałam), to właśnie tutaj.
W ogóle muszę przyznać, że Uwięziona podobała mi się do tej pory najbardziej i przeżyłam ją ze wszystkich dotychczasowych tomów najmocniej, mimo, że dla mnie, ten układ Narratora z Albertyną jest po prostu przede wszystkim chory.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.08.2006 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
<to jedynie mój, zwykłego czytelnika, wniosek>...
Krzysztofie, ależ Ty nie jesteś zwykłym czytelnikiem! Szczerze mówiąc, wolę Twoje recenzje od wytworów wielu zawodowców, którzy systematycznie i obficie publikują je na łamach prasy... I dzięki Tobie chyba nie umknę od tego Prousta; zaczynam poszukiwania wśród znajomych - może uda mi się pożyczyć całość, abym mogła czytać spokojnie i powoli, delektując się smakowitą prozą.
Użytkownik: Krzysztof 05.09.2006 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: <to jedynie mój, zwykł... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jestem zwykłym czytelnikiem, Doroto. Amatorem mało znającym literaturę i niewiele czytającym. Gdy przeglądam - to przykład - Twoje teksty, okazuje się, że nieznane jest mi prawie wszystko z tego, co przeczytałaś. Gdy w dyskusjach pisze się tutaj, w Biblionetce, o prądach czy modach w literaturze, podaje nazwiska, to na ogół nie bardzo wiem o czym mowa. Zawsze czytałem powieści tych autorów, które ja uznawałem za dobre, nie interesując się opinią innych, i w rezultacie czytałem powieści nie znane tym innym, a wiele znanych mam za kiepskie, że wspomnę tylko Ulissesa - najgorszą powieść, jaką czytałem. Przez wiele lat czytałem niemal wyłącznie pozycje popularnonaukowe, a ostatnio w ogóle mało czytam, ponieważ czytać mogę tylko kosztem snu. Tyle że ja, Doroto, nie wstydzę się uzewnętrzniać swoich odczuć związanych z czytaną powieścią - i to jest cała różnica między moimi tekstami, a tekstami zawodowców o których piszesz, a którzy górując nade mną wiedzą i elokwencją, piszą zimno, często też tak, jakby chcieli pochwalić się swoją wiedzą, mało dając od siebie, czytelnika - dla innych czytelników. Parę dni temu, kupując na allegro książkę dla mojej Małgosi, skopiowałem dla niej zamieszczoną tam notę o książce. Poza krótkim opisem była tam mowa o archetypach - w opisie książki dla nastolatków!
Doroto, niech Ci się uda pożyczyć "W poszukiwaniu..", delektuj się tym dziełem, a później pisz o nim.
Użytkownik: Krzysztof 17.08.2006 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
Olgo, bardzo chciałbym poznać Twoje zdanie na tematy tutaj poruszane, a to dlatego, że mam Cię za znawcę twórczości Prousta. Jeśli zajrzysz tutaj i znajdziesz czas, napisz, proszę.
Użytkownik: Bozena 18.08.2006 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, bardzo chciałbym po... | Krzysztof
Witam, Krzysztofie.
Zupełnie nie zasłużyłam na miano, którym tutaj - do dyskusji - mnie zaprosiłeś. Proszę, nie pisz już tak... Jestem zwyczajną czytelniczką, aczkolwiek miłośniczką twórczości Prousta, może nadto miłośniczkę; i mam świadomość, że mój subiektywizm w pewnych kwestiach jest przejaskrawiony. Nie potrafię jednak nad tym zapanować. Noszę w sobie dług wobec Prousta, i tak już zostanie.

Lekturę rozpoczęłam niegdyś od cyklu i kilku artykułów, a dopiero potem czytałam „Jana...”, na końcu zaś wspomnienia Celesty, a za namową Czajki przeczytałam „Wykłady o literaturze” Nabokova, za co - bardzo Jej dziękuję. To wszystko jednak jest mało, zbyt mało, zważywszy, że istnieje dość pokaźna bibliografia prac o Prouście, a właściwie prac interpretujących jego dzieło, i zdaje się, że nawet Boy – przekładając cykl – nie od razu zrozumiał zamysł autora; zamysł, który Ciebie także nurtuje; tłumacz objął myślą – wstępnie - zwłaszcza obraz epoki, obraz, którego efekt(nie styl i technika pisarska)odbijał efekt balzakowskiej „ Komedii...”

Piszesz ciepło, Krzysztofie, pięknym stylem i wysnuwasz wnioski, w moim rozumieniu, zdecydowanie celne; rzadko się zdarza taka jedność treści i stylu.
Jest w Tobie (tak odczuwam, ale, może mylę się) – z koronki spleciona zasłona : - ), zasłona - świadomie oddzielająca w rzeczywistości „umownej” tę jej gorszą stronę... A przecież nie da się chyba, i w tej drugiej stronie nie uczestniczyć...

Rozumiem Twoją irytację, Krzysztofie, obrazem miłości opisanym w „Uwięzionej”, rozumiem tym bardziej, iż dałeś się poznać jako mężczyzna subtelny wobec kobiet... Czytam też, że... co do miłości spełnionej pomiędzy powieściową Albertyną i Marcelem - właściwie to złudzeń już nie masz. I dobrze. To nasza implikacja spostrzeżeń zmieniających się w miarę czytania powieści i wychwytujących nadany postaciom wymiar czasu; te postaci zmieniają się, a i obserwator się zmienia - tak jak i każdy z nas się zmienia - i w czasie, i w zależności od zmian granic indywidualnego rozumowania. Zatem, i Marcel się zmienia...A zmienia się w miarę tego, jak doświadcza życia; jest to Marcel z przeszłości, zaś Marcel z teraźniejszości tworzy dzieło; to ten wrażliwy, pełen wyobraźni, inteligentny człowiek, słowem ten, który Cię zadziwia... I rzeczywiście, czytając cykl widzimy - z jednej strony człowieka „uczącego” nas widzieć piękno i jakby odczuwającego je wraz z nami, a - z drugiej strony człowieka snobistycznego, zaborczego
i wreszcie opętanego żądzą posiadania...Pytamy: czy jest to jedna i ta sama osoba?
Myślę, Krzysztofie, że i...tak...i nie. Ta dwoistość dokucza już(?), a jednak zdaje się być kluczem do odczytania powieści, lecz nie ostatecznym i jedynym, tych kluczy może być sporo. Jakkolwiek bądź, jednakowoż, gdzie spojrzę – widzę ją (o tym troszkę już rozmawialiśmy).Skłaniam się jednak ku tezie, że więcej jest Prousta(jego własnych doznań transponowanych w uczucia) w powieściowym bohaterze - jak go tam nie ma. Wszak, opowiadając(opisując)własne przeżycia, z głębin własnego istnienia odczytujemy prawdę o sobie, tak też i uczynił Proust, ale uczynił coś więcej, wydobył ten jedyny NIEZMIENNY - istniejący poza czasem - element swojego głębokiego „ja”- odnajdując... czas..

Dziękuję,Krzysztofie.

P.S.
Pod Twoim komentarzem „Spotkanie moli...”dwa słowa napisałam o muzyce u Prousta i zamyśle twórcy.





Użytkownik: Krzysztof 05.09.2006 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, Krzysztofie. Zupe... | Bozena
Olgo, przepraszam za zwłokę w odpowiedzi. Zbuntowało się moje "błękitne
połączenie" z internetem, czyli ten fikuśny telefon wkładany do laptopa, a chodzenie po kafejkach w coraz to innych, obcych miastach, jest mi gehenną.
Dziękuję za wnikliwą odpowiedź. Twoje przemyślenia dotyczące twórczości Prousta, tak dokładne i logiczne, budzą we mnie coś podobnego do onieśmielenia. Szczególną uwagę zwróciłem na słowa o znalezieniu czasu - po wydobyciu z głębin swojego wnętrza tego, co w nim niezmienne. Słowa te są bardzo ciekawe, pociągają mnie skrywaną głębią, budzą wiele myśli - nie tylko o zamierzeniach twórcy dzieła, ale i naszych, ludzkich myśli, tych trudnych i ważnych, bo dotykających sensu i celu naszej ziemskiej wędrówki. Także czegoś, co można nazwać filozofią życia.
Odnaleźć siebie - nie tego chwilowego, poddanego presji czasu, bieżącej chwili i sytuacji, ale nas prawdziwych, naszą naturę, nasz ludzki pierwiastek, istotę naszego ja - by w zrozumieniu siebie odnaleźć czas, swój czas, a z nim... sens.
Niedawno usłyszałem słowa do mnie skierowane, mądre słowa, które teraz przypomniały mi się.
"To nie czas, to lęk przed jego upływem czyni nas, ludzi,niespokojnymi".
Twoje słowa potwierdzają moje spostrzeżenia o poszukiwaniu niezmiennego, tyle że ja jeszcze nie odkryłem celu poszukiwań narratora - Prousta. Jak zwykle jesteś krok przede mną :)
Olgo, czytałem wszystkie Twoje ostatnie wypowiedzi, czytałem inne wypowiedzi, myślałem także o swoich odczuciach związanych z poruszanymi tutaj kwestiami, ale trudnych jeszcze do jasnego wysłowienia. Wydaje mi się, że znalazłem pewne istotne niedoskonałości w dziele Prousta, jednakże po lekturze Twoich komentarzy uznałem, że zbyt mało znam "W poszukiwaniu...", aby móc utrzymać taki poziom dyskusji, jaki ustalasz swoją wiedzą i rozumieniem dzieła. Teraz widzę, że ta dyskusja zaistniała nieco za wcześnie - przede mną siódmy tom, o którym mogę mniemać, że będzie szczególnie ważny dla zrozumienia calego dzieła. Olgo, bardzo chciałbym, abyśmy wrócili do tej rozmowy jesienią (o, bogowie! Toż to już jesień za oknem!), pod moim tekstem o ostatnim tomie cyklu.
Jeśli coś zostanie z moich uwag i spostrzeżeń po przeczytaniu całego dzieła - lektura ostatniego tomu wiele może wyjaśnić - opiszę je szczegółowo. Napiszesz wtedy swoją odpowiedź, prawda?
Użytkownik: Bozena 07.09.2006 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, przepraszam za zwło... | Krzysztof
Naturalnie, Krzysztofie, napiszę, wypowiem się, gdy Ty będziesz „podsumowywał” całe dzieło.
Dziękuję.

Użytkownik: --- 17.08.2006 00:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Krzysztof 07.09.2006 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Chyba zgodzę się z Tobą. Wydaje mi się (ale tylko wydaje), że w szczęśliwym, radosnym kochaniu, Proustowi przeszkadzało to, co w nim podziwiamy: jego wielka wyobraźnia i ogromna wrażliwość.
Dziękuję, Mario
Użytkownik: Krzysztof 08.09.2006 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Wszystko przez ten pośpiech! Chciałem zaznaczyć, że zgadzając się, miałem na myśli ogólnie ludzi, nie Prousta. Mogąc zastanawiać się nad pewnymi cechami jego osobowości, czy nad stopniem jego utożsamiania się z narratorem, w żadnym razie nie można przypisywać mu cech, o których pisałaś. Myślę, że Ty także nie Prousta miałaś na myśli.

Użytkownik: Harey 17.08.2006 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjąłem z półki kolejny t... | Krzysztof
Twoje przemyślenia mogą być z powodzeniem przewodnikiem dla zagubionych, pesymistycznych dusz, życiowym mottem dla każdego człowieka. Krótko mówiąc - piękna i mądra analiza!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: