Dodany: 27.07.2006 02:03|Autor: Krzysztof

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Sodoma i Gomora
Proust Marcel

5 osób poleca ten tekst.

Jacy jesteśmy?


Odkąd poznałem fascynację Prousta nazwami, moje ulubione drzewo, brzoza płacząca, mająca tak wdzięczną łacińską nazwę betula pendula, kojarzy mi się właśnie z nim - tak oto Proust objawia się w okolicznościach i miejscach najzupełniej nieoczekiwanych. Cząstka jego sposobu widzenia świata jest w żalu, jaki odczuwam, gdy jadąc scanią nie mogę się zatrzymać przy grupie kaczeńców zdobiących przydrożne rozlewisko; wspomnienie lektury przenosi mnie w okolice Combray, gdy w odległej dolinie widzę strzelistą wieżę kościoła wychylającą się ponad morze drzew wokół. Słucham „Popołudnia fauna” Debussy'ego, a myśl, błądząc swoimi ścieżkami, dociera do Swanna i do tej tajemniczej frazy, która wznosiła go ku niebu; w gestach, słowach i uczynkach obserwowanych ludzi znajduję, zaskoczony, ale i ucieszony, cechy tak celnie opisane i uzasadnione przez Prousta; ma on swój udział w tych miłych chwilach, w których widok rozłożystego platanu, wysoki dźwięk krzyku jaskółki, miodowy zapach kwitnącej alei akacjowej budzą ciepłe wspomnienia albo pozwalają dostrzec piękno wcześniej dla mnie niewidoczne – ukryte pod przyzwyczajeniem, jak twierdzi autor - i przeżyć je doznając wzruszenia i zachwytu.

Chciałoby się takie chwile zapisać w sobie, mieć je na długo, na długie i ciemne wieczory listopadowe, na czas umierania, gdy smutna Hekate, nie radosna Flora, czekać będzie na brzegu drogi...

W „Sodomie i Gomorze” Proust odsłania nam nowe, często zaskakujące cechy osobowości postaci dobrze już poznanych wcześniej - jakby w myśl twierdzenia, iż niepodobna poznać tak do końca drugiego człowieka – a wyjątkowo barwnym, przy tym bardzo wiarygodnym, uczynił portret Charlusa, dumnego aż do pychy arystokraty i... zakochanego homoseksualisty. Po mistrzowsku posługując się słowami, niczym Elstir pędzlem, maluje wszystkie stany jego duszy, w której „w olbrzymich i tytanicznych grupach wiły się [...] Wściekłość, Zazdrość, Ciekawość, Zawiść, Nienawiść, Cierpienie, Duma, Przerażenie i Miłość”(1). Cytuję ten lakoniczny, a jednocześnie tak poetycki i pełny, opis stanów psychicznych kochającego człowieka jako znamienny przykład umiejętności posługiwania się słowem, oddawania głębi myśli i stanów ducha w kilku słowach - bo i cóż jeszcze można by tutaj dopisać? Jednocześnie Proust potrafi na paru stronach szczegółowo opisywać to, co w innym miejscu oddał w jednym, krótkim zdaniu, a trudno byłoby znaleźć tam słowa niepotrzebne, myśli powtórzone.

„Umarł! Ale nie, przesadzają, przesadzają!”(2).

Zabarwione znaczną dozą humoru opisy ludzkich zachowań są mistrzowskie, ale dla mnie Proust jest najbardziej pociągający w opisach stanów swojego ducha, gdy odkrywa przede mną swoje prawdy, a ja czuję wdzięczność za „ratowanie mojej duszy przed oschłością”(3).

Jak we wszystkich tomach powieści, tak i w tym narrator podejmuje próbę zdefiniowania zagadki miłości, wyjaśnienia jej źródeł i przyczyn zaistnienia. To, co go zadziwia, to z jednej strony przemożna siła uczucia niepodzielnie władającego kochającym, a z drugiej strony przedmiot miłości: zwykły człowiek, którego nasze uczucie stawia na piedestale. Zafascynowany wyjątkowością uczucia, narrator chciałby w kochanej osobie znaleźć odbicie, czy raczej wzór tej wyjątkowości. „Czyż dla samej kobiety – gdyby jej nie dopełniały owe tajemne siły (bóstwa, niewidzialne siły – dop. mój) – zadawalibyśmy sobie tyle trudu?”(4).

Cóż, narrator jest mężczyzną... W swojej potrzebie wyjaśnienia i zrozumienia wydaje się mieszać sferę ducha, a więc i miłości, z rozumem; w powracającym przez wszystkie tomy twierdzeniu o miłości jako uczuciu tkwiącym w nim samoistnie, uczuciu, które kobieta (w zasadzie przypadkowa) tylko budzi, mieści się, tak to odbieram, ujęcie wartości kobiecie, odebranie jej równorzędnej roli. Takie pojmowanie dotyka samej istoty związku dwojga kochających się ludzi, z kochanego człowieka czyniąc jakiś zapalnik uczucia, które jest w nim, niemal samowystarczalne. W jego rozmyślaniach jest nie tylko bezradność mężczyzny wobec tego uczucia, nie tylko tak bardzo męska chęć zrozumienia wszystkiego, ale i chłód (tym wyraźniejszy, im bliższa i bardziej dostępna jest kochana kobieta) osoby z zewnątrz przyglądającej się uczuciu, jakby nie tyle kochaną osobą był zafascynowany, co samym uczuciem, jakby bardziej kochał swoje kochanie niż kobietę. Odnosi się wrażenie, że narrator chciałby nie tylko (a może: nie tyle?) miłość przeżyć, ale i zrozumieć; nie potrafiąc, oddziela uczucie od osoby.

Piękne i głęboko przejmujące są słowa o zmarłej babce, o pamięci, o uczuciu, które nie kończy się ze śmiercią kochanej osoby. Gdy czytamy o „rozdzierających wspomnieniach, które opasywały i uszlachetniały jego duszę cierniową koroną”(5), inaczej patrzymy na znaczenie duchowego cierpienia dla człowieka.

Czytelnicy znający wspomnienia Celesty Albaret zapewne pamiętają, że obiecał, iż napisze o niej w książce – w tej powieści spełnił obietnicę, ofiarowując jej wyjątkowy dar uwiecznienia w powieści: ze znaczną dozą autoironii, naigrawając się z własnych przyzwyczajeń, opisując narratora powieści, najoczywiściej opisuje siebie widzianego oczyma swojej Celesty.

„(...) jakie zawody, jakie klęski snobizmu stworzyły pozorną dumę (...), aby zrozumieć, iż regułą – z wyjątkami oczywiście – jest fakt, że ludzie twardzi to są odtrąceni przez świat słabeusze, i że jedynie silni, mało się troszczący o to, czy świat ich chce, czy nie, posiadają ową dobroć, którą gmin bierze za słabość”(6).

Zadziwiającą i gorzką ironią losu jest rozbieżność między opinią o nas a nami samymi, ściślej: takimi, za jakich się mamy; zmienność i powierzchowność sądów innych ludzi (także przyjaciół!) o nas, sądów chybionych nie tyle z powodu ich subiektywności, ile z powodu niedostrzegania tego, co w nas najlepsze. Oto dwa światy, jakże często nieprzystające do siebie: świat zewnętrzny, ten, w którym spotykamy się z innymi ludźmi i dla nich przybieramy swoje maski, i drugi świat, ten wewnątrz nas. Skoro jest w nas dobro i piękno, ale także zło z brzydotą; subtelność, prawość i humanizm, ale i barbarzyńskie drzemią w nas odruchy, a łagodność przeplata się z okrucieństwem, to które nasze „ja” jest prawdziwe? Jakby dwie istoty były w nas, a my sami jesteśmy wynikiem ich walki ze sobą, także ich wzajemnego przenikania się. Proust dociera do najgłębszych, skrywanych przed światem (a i przed nami samymi) pokładów naszej psychiki, zdejmuje z nas nie tylko te maski, o których wiemy, te, które świadomie są przez nas noszone – on robi więcej: zdziera z nas także maski noszone nieświadomie. Obnaża naszą interesowność, samolubność, naszą skłonność do przedmiotowego traktowania bliźnich, w końcu naszą obłudę. Obnaża motywy (jakże często zupełnie odmienne od domniemanych) naszych czynów, które wydobyte z nas, ukazane w jasnym świetle, nabierają cech bolesnej karykatury. Proust opisuje beznadziejne mijanie się ludzi, ich wzajemnych uczuć i wyobrażeń o sobie; opisuje naszą - litościwą tutaj - ślepotę chroniącą nas przed uświadamianiem sobie tego; opisuje naszą samotność wśród ludzi, gdy jedna chwila jasnego widzenia odsłania pustkę wokół nas.

W powieściach Prousta odnajdujemy swoje własne duchowe przeżycia, czasami takie, o których sądziliśmy, że tylko nam się zdarzają, tylko nam są właściwe, gdy tu okazuje się, że je dzielimy z autorem; Proust jakby się bawił opisując typy ludzkie, wprowadzając do powieści galerię barwnych postaci, czasami tak dziwnych, że trudno zakładać, iż zostały wymyślone.

Pisząc swoje dzieło, opisuje nas - ludzi.


---
(1) Marcel Proust, „Sodoma i Gomora”, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. Prószyński i S-ka, 2004, str. 454.
(2) Tamże, str. 125.
(3) Tamże, str. 153.
(4) Tamże, str. 500.
(5) Tamże, str. 164.
(6) Tamże, str. 425.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 23073
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 36
Użytkownik: Harey 28.07.2006 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkąd poznałem fascynację... | Krzysztof
Świetna recenzja!
Użytkownik: Krzysztof 01.08.2006 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja! | Harey
Dziękuję, Harey. Dziwny zbieg zdarzeń: parę dni temu szukałem czegoś na stronach Biblionetki, i zwróciłem uwagę na Twój nick, nawet zajrzałem na Twoją stronę, a to z powodu „Solaris” Lema. Czy Twoje biblionetkowe imię ma związek z Harey Lema? Jeśli tak, to czy napiszesz dlaczego?
Użytkownik: Harey 05.08.2006 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Harey. Dziwny z... | Krzysztof
To bardzo miły zbieg okoliczności! Imię Harey wybrałam właśnie z powodu "Solaris". Nigdy nie ceniłam fantastyki, a tu nagle "dokonałam" odkrycia nowej planety. Dla mnie jest to powieść bardziej filozoficzna niż SF - portret człowieka wobec Nieznanego, wobec wpojonej mu moralności, wobec własnych wspomnień i obsesji... Gdybym była mężczyzną wybrałabym imię Kelvin, a że nie jestem wybór padł na Harey. Pozdrawiem serdecznie.
Użytkownik: Krzysztof 09.08.2006 02:21 napisał(a):
Odpowiedź na: To bardzo miły zbieg okol... | Harey
I dla mnie ta powieść jest bardzo ważna. Wracałem do niej, zawsze z przyjemnością, kilka razy, i na pewno jeszcze wrócę. Harey, napisz swoją recenzję Solaris! Obiecuję wnikliwy, ale życzliwy komentarz.
Użytkownik: Harey 10.08.2006 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: I dla mnie ta powieść jes... | Krzysztof
Zgoda! Chociaż mam mieszane uczucia, zdaję sobie bowiem sprawę, że nie jestem w stanie oddać słowami całego bogactwa tej powieści, liczę więc, że twój komentarz będzie w miarę możliwości - życzliwy - tak jak obiecujesz...
Użytkownik: koko 28.07.2006 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkąd poznałem fascynację... | Krzysztof
Nie wydaje mi się, żeby trzeba było Twoją duszę ratować przed oschłością, Krzyśku (...jeżeli dopuścisz taką poufałość...)
Użytkownik: Krzysztof 01.08.2006 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wydaje mi się, żeby t... | koko
Witaj, Koko. Dopuszczę, ale pod jednym warunkiem: otóż powiesz mi, jak zdrobnić Twój nick. Czuję się pokrzywdzony, ponieważ moje imię – nota bene prawdziwe – zdrobnić można na tak wiele sposobów, a Twoje jak?
Użytkownik: koko 01.08.2006 08:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Koko. Dopuszczę, a... | Krzysztof
Nie wiem, może Koko to już zdrobnienie? Nie pytaj z czego, bo nie wiem. A może to nick z gatunku niezdrabnialnych? Koko to Koko. "Dla przyjaciół: Koko". Chcesz o tym porozmawiać? (tak zawsze mówią w amerykańskich filmach...)
Użytkownik: Krzysztof 06.08.2006 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, może Koko to ju... | koko
Wiesz co, Koko? Odnoszę wrażenie, że nie chcesz pomóc mi w znalezieniu zdrobnienia. Trudno, niech będzie Koko To Koko. Mimo tego możesz pisać "Krzyśku". Krzyśku... ładnie
Użytkownik: koko 07.08.2006 07:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz co, Koko? Odnoszę w... | Krzysztof
Oj, Krzyśku! Zaraz "nie chcesz pomóc mi"! Czy zawsze masz podejrzenia, że ludzie knują coś brzydkiego? Więcej wiary, doprawdy! Koko-To-Koko jest całkiem zgrabne, a na Twój użytek przyszło mi jeszcze do głowy Kokolino - w odróżnieniu od Coccolino, który, jak powszechnie wiadomo, jest płynem do płukania...
PS. Czy moja odpowiedź pod poważną "Sodomą i Gomorą" jest aby na miejscu?
Użytkownik: Krzysztof 09.08.2006 02:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Krzyśku! Zaraz "... | koko
Nie wiem, Koko, ale w końcu piszesz pod moim tekstem, a ja nie mam nic przeciwko. Wolę jednak Koko. Nie, nie mam podejrzeń, a już na pewno nie wobec Ciebie. O ile dobrze pamiętam, czytałaś „W stronę Swanna”. Czy skończyłaś lekturę?
Użytkownik: koko 09.08.2006 14:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, Koko, ale w koń... | Krzysztof
Skończyłam już dość dawno. Podczas czytania doświadczyłam różnych uczuć, po pierwsze zachwytu nad formułowaniem myśli, nad słownictwem, nad tworzeniem klimatu, nad bogactwem wspomnień, przeżyć i przemyśleń. Poza tym doświadczałam uczucia jakiegoś znużenia. Brnęłam przez tą powieść. Ciągnęło mnie do niej w umiarkowanym stopniu. Ilość stron do przeczytania nie malała. Ta książka była jak leniwy strumyczek, cieknący powoli, szemrzący cicho, pomału przewalający się po kamieniach. I mimo, że wolałabym, żeby toczył szybciej swoje wody, jego nienamolny szum w jakimś stopniu kusił mnie, zagonioną, zapędzoną, w ciągłym pośpiechu, jakby obiecując, że przy nim zwolnię. Czytając Twoje recenzje czuję potrzebę przeczytania całego cyklu, ale czy dam radę - nie wiem.
Użytkownik: Krzysztof 15.08.2006 01:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Skończyłam już dość dawno... | koko
Rozumiem, Koko, bo i u mnie było podobnie – szczególnie na początku lektury „W stronę Swanna”. Później już nie. Później dałem się oczarować szeptowi tego strumyka, i teraz wolnych chwilach siadam na jego brzegu, pod nisko zwisającymi ramionami mojej betuli, i zasłuchany czuję, jak odpada ze mnie zmęczenie. Daj radę, Koko. Tego Ci życzę.
Użytkownik: misiak297 14.09.2007 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Skończyłam już dość dawno... | koko
Nie wiem, może to już gdzieś pisałem, na pewno w swojej Proustowskiej czytatce. Nie wiem jak wielu osobom proza Prousta przypomina szemranie strumyka, ale i ja zaliczam się do ich grona. Tyle że mnie bardzo do niej ciągnęło. Pomimo pewnych trudności w odbiorze, naprawdę chciałem się w tym strumyku zatopic...
Użytkownik: Krzysztof 30.09.2007 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, może to już gdz... | misiak297
Za domem w którym mieszkam płynie strumyk. Wije się między nierównościami łąki, ocieniony gęstymi zaroślami w których najwięcej jest głogów. Czasem chodzę tam posłuchać siebie i dźwięku płynącej wody, popatrzeć na głogi, a jedno i drugie, szemranie wody i krzewy, teraz całe czerwone od owoców, zawsze przywołują myśli o Prouście, więc skojarzenia mamy bardzo podobne.
Serdeczne pozdrowienia, Misiaku.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.08.2006 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkąd poznałem fascynację... | Krzysztof
Doskonała recenzja!
O jej przedmiocie nie mogę tego powiedzieć - bo muszę się przyznać ze wstydem, że nie zdążyłam się z nim zapoznać... Miałam ten zamiar już parę razy, ale nie zrealizowałam go z równie banalnego, co głupiego powodu: nie biorę się za czytanie wielotomowej całości, jeśli nie mam gwarancji, że uda mi się ją przeczytać jednym ciągiem - a w tym przypadku nie mam, bo nikt z rodziny ani znajomych nie posiada rzeczonego cyklu, zaś w bibliotece, z której korzystam, można wypożyczyć na raz tylko dwie książki - i tak odkładam, odkładam... I coraz bardziej - zwłaszcza po przeczytaniu Twojej recenzji - żałuję, że odkładam...
Użytkownik: Krzysztof 06.08.2006 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Doskonała recenzja! O j... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję... Dot. Czy tak mam się do Ciebie zwracać?
Ja też żałuję że odkładasz. Czytałem kilka Twoich recenzji, i dlatego żałuję. Bardzo chętnie przeczytałbym Twój tekst, wiem, że byłby świetny. Ja tak się przywiązuje do przeczytanych książek, że nie lubię czytać pożyczonych. W mojej bibliotece (Małgosia, moja córka, pisała tutaj, w Biblionetce, że to jej biblioteka, ale myślę, że podzieli się nią ze mną), stoi rządek książek, które czekają na mój wolny czas. Właśnie!: gdyby nie ten czas i kosmiczne ceny książek, byłby to rząd, nie rządek. Niedawno odkryłem źródło tanich książek: internetową aukcję allegro. Widziałem tam oferty sprzedaży całych bibliotek w cenach od około 1 złotych za książkę. Zajrzyj tam, a może będę mógł przeczytać kolejną Twoją świetną recenzję. Liczę na to.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.08.2006 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję... Dot. Czy tak ... | Krzysztof
Już mnie syn namawiał na Allegro, ale jakoś nie mogę się przekonać; za grosz nie mam w sobie ryzykanckiego ducha i takie przedsięwzięcia jak aukcje budzą we mnie (pewnie nieuzasadnione) obawy. Wolę księgarnie z tanią książką; w najbliższym (+-100km) mieście wojewódzkim mam 2 takie upatrzone, tyle, że nie tak często tam bywam - najwyżej raz w miesiącu. Ale nawet we własnym domu mam dość (zakupionych dawno, dawno temu... prawie tak dawno, że wydaje się, jakby to miało miejsce w odległej galaktyce...) książek, które ongiś czytałam, i na temat których potencjalnie mogłabym się podzielić refleksjami, tylko ten czas! czas!
Szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko wygraniu w totolotka sumy, która pozwoliłaby mi żyć z odsetek i zajmować się tym, co najbardziej lubię - czyli czytaniem i pisaniem o książkach.
Tak czy inaczej, do Prousta mnie trwale zachęciłeś.
PS. Może być Dot. Albo zwyczajnie Dorota (angielski skrót z imienia zrobiłam sobie tylko dlatego, żeby się nie myliło z innymi Dorotami).
Użytkownik: Krzysztof 09.08.2006 02:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Już mnie syn namawiał na ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Doroto, uwierz synowi: zakupy na allegro są bezpieczne. Owszem, nie radziłbym zakupu rzeczy, które trzeba zobaczyć czy dotknąć, aby poznać ich jakość, ale książki można kupować. Moje wydanie całego cyklu, siedmiu pięknie wydanych nowych tomów, tam właśnie kupiłem za około 80 złotych. Ja też nie miałbym nic przeciwko (a nawet byłby za) trafieniu szóstki. Wtedy do Twojej listy zajęć dodałbym jeszcze włóczenie się po górach. Zazdroszczę Ci ich widoku. Kiedy Ty tyle piszesz? Czy Twoje doba rozciąga się? A jak to się robi? Bo moja jakoś nie chce...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.08.2006 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Doroto, uwierz synowi: za... | Krzysztof
Sama nie wiem jak, bo pracuję w dwóch miejscach - w jednym etatowo (co wystarcza na opłacenie rachunków i paliwo do auta), w drugim na umowę, w związku z czym po przyjściu do domu najczęściej siadam do komputera i stukam jak te dzięcioły z reklamy parkietu. Ale zawsze mi się jakoś udaje wyrwać parę godzin w tygodniu na pisanie - w pociągu, podczas opalania się w ogródku, podczas oglądania TV (a raczej udawania że oglądam, żeby nie sprawić przykrości męskiej części rodziny, która uważa, że mnie uszczęśliwia zaproponowaniem mi oglądania kolejnego serialu kryminalnego lub thrillera politycznego :). Wieczorem, po uśpieniu małżonka, czytam w łóżku do upadłego, czyli przynajmniej do północy (krócej niż 6 godzin to już nie jestem w stanie spać). Natomiast satysfakcjonująca mnie długość doby powinna wynosić ok.36 godzin - wtedy nie miałabym może problemu wyboru między robieniem rzeczy przyjemnych a chronicznym niewyspaniem...
A góry przez okno faktycznie są cudne, ale ostatni raz po nich chodziłam jakieś 5 lat temu - bo jeśli mi się trafia weekend wolny od prac domowych, prac zleconych i spotkań rodzinnych, to siadam, czytam i piszę... Osiołkowi w żłoby dano...i wybrał wygodniejszy... :)
Użytkownik: jakozak 09.08.2006 06:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkąd poznałem fascynację... | Krzysztof
Przepięknie to napisałeś, Krzysztof. :-)
Użytkownik: Krzysztof 15.08.2006 01:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepięknie to napisałeś,... | jakozak
Dziękuję, Jolu.
Użytkownik: Soku 05.08.2007 13:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkąd poznałem fascynację... | Krzysztof
Wiem, że się czepiam, ale Betula pendula to brzoza brodawkowata, a nie płacząca:)
Użytkownik: Krzysztof 08.08.2007 13:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, że się czepiam, ale... | Soku
Określeń brodawkowata i zwisająca, wikipedia używa niemal wymiennie, czyli tak, jakby każda brzoza brodawkowata była brzozą płaczącą, ale nie mając pewności, sprawdziłem też przymiotnik pendula: dodawany jest do nazw drzew o zwisających gałęziach. Soku, może i popełniłem tutaj nieścisłość, ale chyba niewielką - tak czy inaczej dziękuję za komentarz. A'propos drzew o zwisających gałęziach, czyli płaczących, czyli pendula: w centrum Wrocławia (nie pamiętam nazwy ulicy) rośnie ogromny buk, którego gałęzie, chyląc się aż do ziemi, tworzą cudną, zieloną altanę - wymarzone miejsce dla zakochanych :) Kto z mieszkańców Wrocławia zna to drzewo? A kto będzie miał odwagę przyznać się, że całował się pod nim?

Odpowiedź na Twoje pytanie o kolejność czytania tomów "Poszukiwania" była już udzielona pod którymś tekstem o dziele Prousta, więc tutaj tylko słowo: czytaj po kolei.
Użytkownik: Soku 11.08.2007 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Określeń brodawkowata i z... | Krzysztof
Dziękuję i nie gniewaj się za komentarz, to takie zboczenie zawodowe:) Pozdrawiam!!!
Użytkownik: Czajka 11.08.2007 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję i nie gniewaj si... | Soku
Twój komentarz bardzo spodobałby się samemu Proustowi, bo on wszystko sprawdzał w najdrobniejszych szczegółach. :)
Użytkownik: misiak297 08.07.2009 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Twój komentarz bardzo spo... | Czajka
A wiecie, że ostatnio wróciłem do tej męczonej (ale z dużą przyjemnością) "Sodomy i Gomory" - i odkryłem zupełnie nowe oblicze Prousta - Proust humorysta, przy którym przyszło mi się zaśmiewać jak głupi:) Opis lokaja, który udaje, że wie wszystko:D I kobiety, która się ślini przy ekscytacji:D To są po prostu perły:D:D:D:D Wracam, szukać dalej:)
Użytkownik: Czajka 09.07.2009 04:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiecie, że ostatnio wró... | misiak297
Omatko, a w pierwszych tomach nie zauważyłeś? Co prawda to humor podszyty ironią, ale Franciszka opłakująca nieszczęścia w encyklopedii medycyny, albo ubłocona spódnica babki, albo podrygująca fryzura na kocercie (ale to już zapomniałam kogo). Albo zmiana reprezentacyjnej letniej siedziby na gorzej położoną ze względu na los koni, a nie kłopoty finansowe.
A ciotka w pierwszym tomie? Co to nigdy nie spała i łyk wody trawiła tygodniami? :)
Użytkownik: misiak297 09.07.2009 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Omatko, a w pierwszych to... | Czajka
O tak, ciotka Leonia była świetna:D "Pouczyłem [liftboya], że dama, która właśnie odjechała, nazywa się margrabina de Cambremer, a nie Camembert":D::D:D:D (str. 217), myślałem, że umrę ze śmiechu:D:D:D:D:D:D:D:D
Użytkownik: Czajka 10.07.2009 02:14 napisał(a):
Odpowiedź na: O tak, ciotka Leonia była... | misiak297
No i teraz zawsze muszę się zastanowić, czy ser to Cambremer, bo się łatwiej wymawia i mnie myli.
Tam też był wątek o świeżo powstałej arystokracji, że mają nazwisko od mostu. Mam w planie powtórkę całości, tylko nie wiem kiedy. :)
Użytkownik: Valaya 10.07.2009 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: No i teraz zawsze muszę s... | Czajka
Ha, ja też mam teraz problem z tym serem. I jeszcze to przychodzi mi do głowy kiedy myślę o "W poszukiwaniu...": "to jak oni się właściwie nazywali? Camembert? Cambremer? Kurczę, znowu mi się myli. :)
Użytkownik: misiak297 10.07.2009 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: No i teraz zawsze muszę s... | Czajka
Ha i skończyłem! Jestem z siebie dumny - i pomyśleć, że drugą połowę książki przeczytałem w półtorej dnia! Strasznie mnie wciągnęła! Dla mnie Proust jest niezrównanym portrecistą! Chyba najbardziej lubię Roberta de Saint-Loup i Sidonię Verdurin, ale takie postaci jak Albertyna, baron de Charlous, Charlie Morel czy Pani Cambremier na długo zostaną mi w pamięci. Przywiązałem się do nich jakoś:)
Użytkownik: janmamut 10.07.2009 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha i skończyłem! Jestem z... | misiak297
Skoro "półtorej dnia", to jak będzie słowami "1,5 nocy". ;-)
Użytkownik: Czajka 11.07.2009 07:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro "półtorej dnia", to... | janmamut
Od takiej dawki Sodomy z Gomorą każdemu dzień z nocą może się pomamucić. :)
Użytkownik: misiak297 11.07.2009 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro "półtorej dnia", to... | janmamut
Eeee... rzeczywiście... Czyżby miało być półtora dnia?:D::D:D
Użytkownik: Krzysztof 14.08.2007 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję i nie gniewaj si... | Soku
Dziękuję za pozdrowienia, przyjmij moje:) Ciekaw jestem, jaki masz zawód. Napiszesz?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: