Metamorfozy okiem Owidiusza
„Przemiany” to sztandarowy utwór Owidiusza, jego opus magnum, którego tworzenie zostało przerwane wygnaniem poety z Rzymu w 8 r. po narodzeniu Chrystusa. Wcześniej był znany z lekkich i przyjemnych utworów o tematyce miłosnej, takich jak „Sztuka kochania” czy „Heroidy”, w których z niezwykłą umiejętnością i zręcznością odmalowywał nawet najdrobniejsze niuanse stosunków damsko-męskich. Tutaj jednak poważył się na coś o wiele bardziej wzniosłego, na dzieło, które w założeniu już miało być pełne patosu i heroizmu.
Nie do twarzy Owidiuszowi w tej masce i najwyraźniej rozumiał to dobrze, skoro nie stworzył bladej kopii „Iliady” czy „Eneidy”. Większość mitów zaprezentowanych w „Przemianach” ma podłoże erotyczne. Tam, gdzie mowa o cierpieniach, wątpliwościach i troskach kochanków, automatycznie wyrasta Owidiusz-erotyk, jakiego znamy z „Miłostek” - i w tym jest najlepszy. Oto rozpłomieniony namiętnością Apollo goni niechętną mu Dafne, która przemienia się - dzięki interwencji swego ojca, boga rzeki Peneja - w drzewo laurowe (motyw ten stał się bardzo popularny, na tyle, że nawet w niechętnej mitologii greckiej Polsce znalazł swoje odbicie - w sielance Samuela Twardowskiego „Dafnis drzewem bobkowym”), oto Echo zakochana w Narcyzie z nieodwzajemnionej miłości staje się własnym cieniem, zaś sam obiekt jej uczuć - samotnym kwiatkiem. Ale siłę swego mistrzostwa ukazuje Owidiusz w momentach, gdy przedstawia rozterki kochanków. Chyba najlepszą taką sceną jest monolog Biblis zakochanej we własnym bracie, Kaunie:
„Lepiej bogom! Ci siostrę mogą brać za żonę,
Tak Ocean Tetydę, król bogów Junonę,
Tak Saturn pojął Reę. Niebianom to wolno!
Śmiertelna! Czyś ty bogów naśladować zdolną?
Chceszże równać z ludzkimi ich związek wspaniały?
Albo stłum w swoim sercu wzbronione zapały,
Albo zgiń, gdy nie stłumisz; i schodząc ze świata
Zabierz ostatni uścisk i szacunek brata”*.
Potrafi jednak być szokująco sugestywny nawet wtedy, gdy nie pisze o miłostkach bogów, herosów i śmiertelników:
„Pękła czaszka, już rysów nie znać, krew twarz broczy,
Nos utkwił w podniebieniu, wyskoczyły oczy”**
albo:
„Rzekł Eskad, lecz gdy znaleźć oręża nie może,
Zdziera z sosny ofiarne jelenia poroże
I tą rosochą oczy Gryneja wyrywa;
Już ich część tkwi na rogach, część po brodzie spływa”***.
Prawda, że okropne? Takich i innych opowieści jest tu bez liku, a wszystkie skrzętnie dobierane, inne pomijane tak, aby każda opowieść choćby w jednym momencie zawierała wątek przemiany. Można zauważyć, że w trakcie rozwoju eposu przemiany schodzą na dalszy plan. Coraz wyraźniejszy staje się plan historiozoficzny dzieła, którego kulminacją jest ubóstwienie Cezara (Oktawiana Augusta). Zaś sens przemian autor uzasadnił (dość nieporadnie, moim zdaniem) słowami Pitagorasa, nawiązując do jego idei metempsychozy.
„Przemiany” to bogactwo mitologii, która stała się jednym z dwóch głównych filarów naszej kultury. Owidiusz spisywał je najprawdopodobniej z relacji ustnych, gdyż były one żywe w jego czasach i były przedmiotem wierzeń zarówno Rzymian, jak i Greków. „Przemiany” są jakby encyklopedią ówczesnego świata, opisują go tak, jak chcieli go widzieć ówcześni. Encyklopedią dopasowaną do ich dążeń i możliwości.
Być może ktoś czytając tę recenzję mógłby odnieść wrażenie, że Owidiusz był jakimś pierwowzorem cierpiętniczego Wertera, podlanym tylko z lekka soczystym sosem presarmatyzmu (jakkolwiek by tego nie określić!). Nic z tego – autor zna temat bardzo dobrze, a na pewno lepiej zna psychikę kobiety niż Goethe i jego epigoni–romantycy. Twardo stąpa po ziemi, więc w „Przemianach” trudno doszukiwać się ckliwego wyciskacza łez. Poznało się na nim wielu późniejszych twórców, z nieśmiertelnym Szekspirem na czele („Sen nocy letniej” i kilka motywów rozsianych po jego dramatach i kronikach), ale dziś jest jakby nieco zapomniany. Szkoda, bo to kawał porządnej, soczystej poezji, takiej, gdzie w odpowiednim miejscu słowa układają się miękko, a w innym twardo i wszystko zostało skomponowane w jednorodną całość.
Jeszcze kilka słów na temat tłumaczeń. Miałem do dyspozycji dwa przekłady: Brunona Kicińskiego i Anny Kamieńskiej. Choć bardzo szanuję naszą poetkę-egzystencjalistkę, to jednak przekład z początków XIX wieku bije ten późniejszy na głowę. Jeśli wierzyć słowom samej Kamieńskiej, spełnia on wymagania, które najczęściej są niemożliwe do spełnienia – jest zarówno piękny, jak i wierny. Polecam ten przekład, zwłaszcza że został wydany niedawno i chyba jeszcze jest osiągalny.
Polecam!
______
* Owidiusz, "Przemiany", tłum. B. Kiciński, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2002, s. 218.
** Tamże, s. 280.
*** Tamże, s. 280-281.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.