Dodany: 11.07.2006 19:14|Autor: 00761
Uroda życia "pod wiatr"...
Mądry, smutny półuśmiech, emanujące ze zmarszczek zmęczenie, przejmujące spojrzenie oczu, które zbyt wiele widziały… Są zgaszone, nie ma w nich ni iskierki radości, jest tylko oswojone cierpienie i tęsknota za czymś nieuchwytnym. Z tej starej, zniszczonej twarzy promieniuje jednak jakieś magiczne piękno.
Zdjęcie Oli Watowej zamieszczone na okładce tomu wspomnień "Wszystko co najważniejsze…" zostało zrobione na zsyłce w Kazachstanie w r. 1941. Miała wówczas 42 lata, wygląda na co najmniej 60…
Autorka snuje swą opowieść z perspektywy emocjonalnej. Taki klimat narracji narzuca już pierwsze zdanie: "Wszystko, co najważniejsze w moim życiu, wiąże się z Aleksandrem"[1].
Jest to wzruszająca opowieść o miłości, która dosłownie jest w stanie pokonać wszystko. Ma się to głębokie przekonanie nie dlatego, że padają tu miłosne zaklęcia. Tutaj uczucia dowodzi się życiem, walką o przetrwanie, katorżniczą pracą, by wyżywić ośmioletniego synka i siebie, wiedząc, że mąż nie przetrzyma ich straty, wreszcie obecnością i troską w latach politycznego ostracyzmu, trawiącej ciało i ducha choroby bólowej, która nie opuszczała go przez 16 lat, do samego końca, gdy nie zechciał już dłużej tak żyć…
Trędowaci… Takie skojarzenie nasuwało mi się ustawicznie podczas lektury pamiętnika. Trędowaci, bo łamiący konwenanse (Wat był skandalizującym futurystą), bo naznaczeni komunizmem i więzieniem. Gdy wybuchła wojna, alienowało ich żydowskie pochodzenie. Przykłady można mnożyć, ale najbardziej dojmującym obrazem tragicznego wyobcowania jest sytuacja po powrocie z zesłania w Rosji w r. 1946, gdy Aleksander nie krył swego całkowitego uleczenia się z komunizmu, bezkompromisowo oskarżał ten system o zbrodnie i antyludzki charakter, co wytworzyło wokół niego pustkę.
Wojna odarła Watów ze złudzeń, ukazała im odstręczające twarze rzekomych przyjaciół, nauczyła cenić ludzi na podstawie ich zachowań, nie mundurów, przynależności narodowej czy poziomu wykształcenia. Okazało się, że ludzki może być enkawudysta czy pospolity przestępca, a w – zdawałoby się – prymitywnym i barbarzyńskim Kazachu tkwi więcej współczucia i zrozumienia, niż w Europejczyku z arystokratycznym rodowodem. W ogniu wojny hartowały się szlachetne charaktery, liche i podłe osiągały moralne dno.
"Okazuje się, że ta nasza kultura, ta wierzchnia warstewka naszej kultury jest tak cienka, że wystarczy walka o pierwszy kawałek chleba, że wystarczy pierwszy głód, niepewność jutra, żeby ta glazura odleciała, i wskakuje się od razu, jak gdybyś nigdy nie był odmienny, w pierwotność, w mroki barbarzyństwa, śmiertelnej walki o byt. A może ten pierwotny człowiek, już przywykły do trudnych warunków egzystencji, nie miał tych strachów, którym podlegaliśmy, i był przez to bardziej ludzki"[2].
W książce Watowej przewijają się dziesiątki osób znanych, szereg o nich refleksji, anegdot, wspomnień - związanych m.in. z Majakowskim, Broniewskim, Iwaszkiewiczem, Eluardem, Miłoszem, nawet… ojcem Pio. Autorka nie pomija milczeniem także spraw niezwykle bolesnych, często zwyczajnie podłych: niewdzięczności, tchórzostwa, prowokacji, skutkiem której było aresztowanie Wata przez NKWD, oszczerstw czy obłudy. Mówi o nich w sposób bardzo wyważony, starając się nie potępiać, ale zrozumieć motywy takiego działania.
"Wszystko co najważniejsze" to również książka o cierpieniu i śmierci. Pisarka wspomina kulisy samobójstwa Majakowskiego i Borowskiego, opisuje heroiczną, lecz przegraną walkę z cierpieniem własnego męża, ale wiele uwagi poświęca śmierci anonimowych ludzi w czasie zesłania – z głodu, wycieńczenia pracą, pobicia. Okrutna "lekcja" życia w Kazachstanie nauczyła ją zrozumienia i tego, co najtrudniejsze - empatii.
"Cóż bym ja wiedziała o głodzie, marznięciu, o beznadziei. O różnorodności losów ludzkich i okrucieństwie. Nawet o zwykłej ludzkiej biedzie. W moich przedwojennych warunkach oczywiście wiedziało się o niejednym, ale jak daleko jest czysta wiedza od doświadczenia. Okazuje się, że wielu ludziom trzeba "dotknąć", aby zrozumieć, uwierzyć. A i teraz, kiedy oglądam w telewizji szkielety zagłodzonych dzieci o ogromnych, spuchniętych brzuszkach, to i teraz po moim doświadczeniu, czym jest głód, ten ssący, na co dzień i bez nadziei najedzenia się do syta, to nawet teraz w gruncie rzeczy już nie czuję, czym jest naprawdę. Jestem syta. I jak łatwo zapomina się o tym w sytości. Ja nie żałuję swoich doświadczeń wojennych, swoich przeżyć. Odczuwałam te lata męki jako wielkie doświadczenie życiowe. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie bogactwo tamtych przeżyć, doznań i przemyśleń"[3].
"Wszystko co najważniejsze…" to swoiste dopełnienie "Mojego wieku…" Aleksandra Wata. Są to jednak książki zdecydowanie różne. Dialog Wata z Miłoszem pełen jest intelektualnych rozważań, dyskursu, analiz. Książka "Oliny" to opowieść ciepła, wzruszająca, przejmująca do głębi. Nie ma w niej nic z sentymentalizmu, roztkliwiania się nad sobą czy innymi. Jest mądrość człowieka doświadczonego, pozbawiona goryczy i mimo tragizmu doświadczeń pełna wiary w człowieka, oraz ogromna wrażliwość, która nawet w kazachskim piekle pozwalała jej dostrzegać urodę świata.
Moim zdaniem biografia Oli Watowej to książka z najwyższej półki. Oceniłam ją na "6" i wiem jedno – będę do niej wracać. Takie utwory mają dla mnie zniewalający, magnetyczny urok.
---
[1] Ola Watowa, "Wszystko co najważniejsze...", Czytelnik 2000, s. 9.
[2] Tamże, s. 61.
[3] Tamże, s. 223.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.