Dodany: 11.07.2006 01:41|Autor: A-cis
Recenzja bez tytułu
Tytuł tej powieści ciągle mi się przewijał przy okazji czytania innych książek. Marcin Wolski, parafrazując tytuł, napisał powieść "Bogowie jak ludzie". Podobnie postąpił Kir Bułyczow w tomie opowiadań "Ludzie jak ludzie" (dzięki, Ulu :-)). Siergiej Sniegow napisał cały cykl, któremu nadał na cześć Wellsa właśnie tytuł "Ludzie jak bogowie". Strugaccy podobno swoją powieścią "Trudno być bogiem" również chcieli nawiązać do Wellsa. Uznałem więc, że po prostu nie wypada nie znać książki, która zrobiła wrażenie na tak wielu pisarzach SF, i wziąłem się za nadrobienie zaległości.
Książkę można zaliczyć do nurtu polityczno-socjologicznej SF. Przedstawia społeczeństwo żyjące na bliżej nieokreślonej planecie, którą Wells nazwał Utopią. Na tę planetę dostaje się kilkunastu Ziemian - na skutek eksperymentu z "wrotami wymiarów" prowadzonymi przez Utopian, którzy fizycznie niczym się nie różnią od Ziemian, a ich planeta od Ziemi. Zasadnicza różnica to ustrój społeczno-polityczny panujący na Utopii. Wells skorzystał z okazji i przedstawił swoją wizję tego ustroju, dodam, że - według niego - idealnego. Wyraził równocześnie nadzieję, że taki ustrój zapanuje na Ziemi za 3 tys. lat, bowiem tyle czasu zajęło to Utopianom; za punkt wyjścia przyjął sytuację, jaka panowała u nich wcześniej, a która była identyczna z sytuacją na Ziemi z początku XX wieku. (Na dobrą sprawę Wells mógł tu zastosować swój wehikuł czasu i opisać Ziemię za 3 tys. lat :)).
Przeczytawszy książkę pojąłem, dlaczego była ona tak ważna przede wszystkim dla pisarzy radzieckich. Najlepiej wyjaśni to fragment wypowiedzi, który autor wkłada w usta jednego z Utopian: "przecież dzisiejsza Utopia jest w gruncie rzeczy organizacją komunistyczną"*.
I rzeczywiście. Radzieckie wzorce życia społecznego i wychowania młodzieży były w znacznej mierze zgodne z opisanymi przez Wellsa. Może jedynie bat'ko Stalin nie zgodziłby się na koncepcję świata nie rządzonego przez nikogo :).
"Ludzie jak bogowie" to kolejna powieść Wellsa (po m.in. "Wojnie światów" i "Wyspie doktora Moreau"), w której uwidacznia się jego wykształcenie biologiczne. Autor - jako jeden z nielicznych znanych mi pisarzy - wykorzystując swoją wiedzę, stosuje w swoich książkach rozwiązania oparte na zjawiskach biologicznych.
O jednym "mankamencie" chcę wspomnieć (ciągle muszę szukać dziury w całym :)): otóż Wells zawsze w swoich powieściach dopracowuje wszystkie szczegóły, ale w tej chyba coś przegapił.
Chodzi mi o sprawę porozumiewania się. Utopianie komunikują się między sobą bezpośrednio (mózg z mózgiem), nie używając języka. Wells pisze: "Postanawiamy przesłać myśli i momentalnie [je] przesyłamy samym aktem woli"*. W ten sam sposób przekazują swoje kwestie również do mózgów Ziemian. Tymczasem Ziemianie, nie posiadając tej umiejętności, używają swojego języka (angielskiego). Równocześnie Utopianie przyznają się, że języka angielskiego nie znają, a więc dźwięki ich mowy powinny być dla nich kompletnie niezrozumiałym bełkotem. Wydaje mi się, że Wells (świadomie lub nie) zrobił błąd logiczny.
Ponadto zauważyłem pewną niekonsekwencję w tworzeniu postaci Lychnis (jednej z Utopianek). Na początku powieści wydaje się ona jedną z ważniejszych osób w Utopii, a pod koniec staje się kimś podrzędnym, niemal upośledzonym.
Niemniej jednak te niedociągnięcia są tylko drobnym uchybieniem i powieść - zwłaszcza w czasie, kiedy się ukazała - była z pewnością pozycją ważną. A także prowokującą do dyskusji i polemik.
Z punktu widzenia czytelnika bogatszego o doświadczenia ostatniego wieku żałuję, że Wells nie wprowadził dwóch bohaterów. Jednego - zafascynowanego ustrojem, drugiego nastawionego do niego sceptycznie.
---
* Herbert George Wells, "Ludzie jak bogowie", tłum. J. Sujkowska, wyd. PIW, 1959.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.