Dodany: 28.06.2006 22:30|Autor: Otoo

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Msza za miasto Arras
Szczypiorski Andrzej (pseud. Andrews Maurice S.)

2 osoby polecają ten tekst.

Cisza nad miastem Arras?


Powszechna ocena każdej lektury jest u swych źródeł największą sumą jednostkowych wartościowań. Kryteria osobistych ocen bywają bardzo różne, jak różnią się danej książki czytelnicy. Zwykle jednak w naszych opiniach zawiera się wiele punktów wspólnych, zaś my sami tworzymy kilka grup, z których najbardziej widoczne są obozy żarliwych wielbicieli oraz zaciętych krytyków. Zdarzają się jednak dzieła, co do których publiczność literacka bywa zadziwiająco zgodna. Takim utworem jest, jak dotąd, "Msza za miasto Arras".

Kto "Mszę za miasto Arras" miał szczęście przeczytać, tego niemal jednogłośne pochwały pod adresem powieści Andrzeja Szczypiorskiego dziwić nie powinny. Osobiście uważam ten utwór za rzadkiego kunsztu arcydzieło. Pisać językiem prostym i pięknym o sprawach ważnych, trudnych i sięgających rdzenia ludzkiej egzystencji jest nie tylko rzadkością, to również wielka sztuka. Ilość zagadnień poruszonych w tej z pozoru nieskomplikowanej opowieści o piętnastowiecznym mieście burgundzkim określić można bez cienia przesady jako ogrom, zaś wagę tych problemów jako niezwykle doniosłą. Określenia te również niech będą miarą wybitności książki Szczypiorskiego: z jednej strony niemal domaga się powieść słów niebanalnych i nadzwyczajnych; z drugiej - sama przywraca wytartym niemiłosiernie zwrotom blask i świeżość oryginalnych i celnych wypowiedzi.

Trzeba by niemało złej woli, nieuwagi albo lenistwa, aby, zawężając sens "Mszy...", potraktować ją wyłącznie jako rodzimy odpowiednik "Dżumy" Alberta Camus. Nawet wtedy nie chodziłoby też o rozstrzygnięcie, która z tych powieści jest lepsza, głębsza, bogatsza w znaczenia, prawdziwsza czy choćby bardziej interesująca. Od pewnego poziomu takie zestawienia nic nie wnoszą, a wszelkie klasyfikacje tracą rację bytu i pozór obiektywności. Istnieje tylko magia porozumienia między autorem a czytelnikiem; na towarzyskie dyskusje o wartość, spory, analizy i porównania przyjdzie czas później.

Wymienię tylko kilka problemów, wokół których krąży i które drąży "Msza za miasto Arras". Wiara i religia. Który z dwóch sposobów religijności: emocjonalno-ludowy czy intelektualno-racjonalny daje jednostce i zbiorowości większe oparcie w chwilach ciężkiego kryzysu? Na kim spoczywa wina za zło i szaleństwo ogarniające serca i umysły ludzkie? Wolność i władza. Jak dalece ta ostatnia powinna ingerować w życie wolnych obywateli? Jak powinni zachować się mądrzy przywódcy w obliczu zagłady społeczności? Co popycha ludzi do zbiorowego amoku, kiedy nienawiść przestaje być skrywana, stając się paliwem dla wściekłości i okrucieństwa nieobliczalnego tłumu? Jak wreszcie ludziom, którzy wyszli z piekła na ziemi, przywrócić spokój i wiarę w normalne życie?

Każdy, kto czytał "Mszę za miasto Arras", miał pewnie inne nieco, a może bardzo nawet odmienne odczucia i przemyślenia. Podobnie każdy, kto po utwór A. Szczypiorskiego dopiero sięgnie, będzie miał okazję przekonać się, jakie na nim książka ta czyni wrażenie. Ale właśnie: czy potencjalny czytelnik zechce sięgnąć po tę książkę? Czy wskutek zamieszania i podejrzeń wokół osoby nieżyjącego autora "Msza...", wraz z innymi utworami A. Szczypiorskiego, nie zostanie świadomie odrzucona, przekreślona, a w końcu zapomniana?

Wierzę, że tak się nie stanie. Nie chcę rozwijać górnolotnych argumentów o dorobku literatury polskiej i pożytku dla kultury czytelniczej społeczeństwa. Ocena książek Szczypiorskiego jest w gruncie rzeczy osobistą sprawą każdego czytelnika. Ale sądzę, że odsyłanie w literacki niebyt twórczości autora "Mszy..." tylko ze względu na ostatnio postawione zarzuty byłoby jawną niesprawiedliwością wobec A. Szczypiorskiego. Wyrok w jego sprawie jeszcze nie zapadł, a wysunięcie oskarżeń nie jest - jak to się niektórym osobom wydaje - tożsame z uznaniem winy i prawomocnym wyrokiem.

Potępiających głosów odezwało się na szczęście dotąd niewiele. Kim są tacy ludzie, można tylko domniemywać. Określiłbym ich mianem "Sfory", która wyczuwając bezbronność ofiary, wpada w zimne, wściekłe upojenie. Wszelkie komendy rozumu i obiektywizmu stają się wtedy wołaniem w nicość. Gdzieś z przodu trwa walka o przywództwo, słychać wycie o te właściwe pół tonu głośniejsze niż ujadanie reszty. I Sfora podejmuje gończy zew, żywiąc złudzenie, że to pieśń wolności.

Dopóki Sfora jest zjawiskiem niegroźnym i marginalnym, można sobie pozwolić na luksus traktowania jej jako ciekawostki społecznej. Skąd biorą się uczestnicy takich nagonek? Czy nie kierują nimi identyczne pobudki, jak ojcem Albertem, "jedynym sprawiedliwym" Arras, który z pogardą mówi:

"Gdzież jest napisane, że miejskie trybunały winny sądzić Żyda? Żyda sądzić może każdy!"[1]

Tak, możliwe, że Sfora żyje przeświadczeniem, iż otrzymała niezbywalne i nieograniczone prawo sądzenia i karania odmieńców. Żyda osądzić może każdy, podobnie sceptyka, byłego komunistę, niezależnego obserwatora sceny politycznej. Przywoływanie zasług A. Szczypiorskiego, aby ułagodzić ścigających, jest zabiegiem praktycznie bezcelowym, z góry skazanym na niepowodzenie. Owszem, brał udział w Powstaniu Warszawskim, ale w jakich walczył oddziałach? I cóż z tego, że w latach 70. współpracował z opozycją, skoro wcześniej był tubą propagandową zbrodniczego systemu? Zresztą, KOR to nie była prawdziwa opozycja. Ich zasługi są przeceniane, to właściwie licha bajeczka, w najlepszym razie dowód sentymentalnych przekłamań III RP. Internowany? Mnóstwo ludzi zostało w latach 80. internowanych, nie można naiwnie zakładać, że każdemu z nich należy się status opozycjonisty. Co się zaś tyczy wysiłków na rzecz pojednania polsko-niemieckiego, to należałoby zbadać, czy ta działalność pozostawała w zgodzie z polską racją stanu. Ostatecznie bronił przecież Niemców. I Żydów. Niedopuszczalne, wszak Żyda sądzić może każdy!

Nie sposób zaprzeczyć, że pewne racje historyczne i psychologiczne leżą po stronie oskarżających. Polska, jak powieściowe miasto Arras, potrzebuje być może oczyszczenia. Jakiego rodzaju miałoby to być oczyszczenie, pozostaje sprawą otwartą. Jedno jest pewne: nikomu jeszcze nie udało się oczyścić poprzez nienawiść, pogardę, złorzeczenia i nagonki. Sposób ten zawiódł także bohaterów powieści Szczypiorskiego. Warto ich niewczesny sceptycyzm potraktować jako przestrogę.

"Ludziom roi się w głowach, że kiedy rozpali się walka, znajdą w niej oczyszczenie"[2].

Trudno też nie zauważyć, że w rzucanych oskarżeniach tkwi ziarno szlachetnej intencji, chęć postawienia granicy między dobrem a złem. Dobre intencje giną jednak często w wirze przekrzykiwań i negatywnych emocji. Głoszenie miłości bliźniego staje się gromkim pustosłowiem, fałszem skrywającym poczucie wyższości nad ułomnościami ludzkiej natury, które rzekomo dotykają tylko innych, obcych. Oskarżyciel nie widzi pęt, które na siebie zakłada, głosząc, jak powieściowy ojciec Albert, niechęć do zadawania cierpienia, lecz jednocześnie odmawiając swojej ofierze nie tylko prawa do życia, ale również rozgrzeszenia i przebaczenia. Jak szekspirowscy skrytobójcy sprzysiężeni przeciw Cezarowi, wierzy Sfora, że wyższa racja czyn gwałtowny zamieni w konieczność moralną i dziejową.

"Wówczas pospólstwo ujrzy w nas lekarzy. A nie morderców"[3].

Bohaterowie Szekspira nie przyznają się do nienawiści, chcą tylko zgładzić złego ducha. Nie przewidzieli, że lud ogarnie wściekłość i zacznie się masowe rozszarpywanie poetów za ich "złe wiersze". Trudno jednak być roztropnym i przewidującym, kiedy się najwyraźniej hołduje zgubnej iluzji Alberta z Arras, który wprost stwierdza: "Miasto to ja".

Zastanawiające, jaki odsetek Sfory stanowią ci, którzy niedawno wyszli ze swych "szczenięcych lat". Urodzeni i wychowani w wolnym kraju, roszczą sobie prawo wydawania bezapelacyjnych wyroków na tych, którym żyć przyszło w czasach wojny i stalinizmu. Warto by dać "młodym gniewnym i niezłomnym" ku przemyśleniu poniższe fragmenty:

"Słyszałem, że rozczłonkowujecie ciała zmarłych, by odkryć, co się mieści w człowieku. My, w Arras, czyniliśmy to samo, ale w innym celu. Kierował nami głód, nie ciekawość. I właśnie dlatego wiemy stokroć więcej o człowieku"[4].

"Każdy z tamtejszych ludzi czuje w sobie korzeń tego drzewa, tak jak każdy z was czuje w sobie lekkość i swobodę wędrownego ptaka"[5].

Większość do Sfory na szczęście nie przystała. Relacjonowano i rozmawiano o podejrzeniach wobec Szczypiorskiego w sposób suchy i rzeczowy, nie ferując wyroków. Co kryje się za taktownymi przemilczeniami? Żal, współczucie, smutek, czy może ukłucie złośliwej satysfakcji z głębokiej rysy na wizerunku niewygodnego autorytetu?

Dla wielu pewnie ten autorytet runął z miejsca w proch.

Andrzej Szczypiorski bronić się już nie może. Prawdy o jego domniemanej współpracy ze służbami tajnymi PRL możemy nie poznać nigdy. I znów, dla wielu taka możliwość równoznaczna byłaby pewnie z dowodem winy. Załóżmy więc na chwilę, że oskarżenia są prawdziwe. Osąd moralny takich czynów musi być sprawiedliwy, wyrozumiały, ale i jednoznaczny. A osąd człowieka? Czy jedno wyrządzone zło mogłoby w takim razie okryć cieniem wszelkie światłe uczynki, rozsądne i dodające otuchy słowa, pełne tolerancji i zrozumienia prace literackie? Dla każdego, kto nie pędzi w Sforze, odpowiedź jest raczej jasna.

Lecz jeśli był winny, dlaczego się później nie ujawnił? - mógłby spytać bardziej ugodowy oskarżyciel. Tego się nigdy nie dowiemy. Ale kto czytał "Mszę...", tego nie dziwi, że Żyd Celus mógł i miał prawo nie ufać sprawiedliwości miasta Arras. W jego obronie niewiele padło wypowiedzi:

"Nie byłem jego sędzią, panie. I nie chciałbym być. Bo zawsze mi ciąży jakaś niepewność, zawsze dopuszczam możliwość błędu i dlatego pozostaję na uboczu"[6].

Jednym z ostatnich i kulminacyjnym punktem fabuły utworu jest niedziela przebaczenia, skreślenia i zapomnienia. Czy, przesuwając na plan dalszy kwestię prawdziwości oskarżeń pod adresem A. Szczypiorskiego, stać nas byłoby na podobny gest wobec jego osoby? Tym, którzy w sercach wydali już wyrok skazujący, cofnięcie go i zastąpienie przebaczeniem nie przyszłoby chyba łatwo. Warto jednak próbować, bo wiele jest do stracenia, nie wyłączając twórczości Szczypiorskiego. Źle by się stało, gdyby "Mszę za miasto Arras" spotkało czytelnicze zapomnienie, a "Początek" wykreślony został z kanonu lektur szkolnych. Postawa pisarza, który nie potępiał błędów i słabości swoich postaci, okazałaby się tylko sentymentalną mrzonką. Ze słabych punktów takiej postawy pisarz zdawał sobie chyba sprawę, mimo to postawy tej nie zaniechał. Jeden z bohaterów "Mszy..." tak zwraca się do narratora powieści:

"To jest dobre miasto, Janie, i zasłużyło na lepszy los. Nie chcę być katem tego miasta. Już niech raczej ono będzie moim katem"[7].

Komu zaś się wydaje, że cała ta sprawa dotyczy wyłącznie oskarżonego, powinien się zastanowić nad wypowiedzią innego bohatera powieści:

"Lepszość świata, Janie!? Nawet jeśli jest osiągalna, to tylko w nas samych, nie poza nami"[8].

Może więc zamiast miotać przedwczesne wyroki, warto pomodlić się za Andrzeja Szczypiorskiego? Powinien istnieć, a może istnieje od zawsze, rodzaj modlitwy nie zanieczyszczonej fanatyzmem, w której różnice wiary albo nawet jej brak tracą znaczenie. Modlitwa jako sposób przegnania widm zemsty i nienawiści. Jako droga do oczyszczenia.

Warto więc może, pomimo wszystko, co pewne i niezbadane, złożyć kilka słów w intencji Andrzeja Szczypiorskiego. Kto wie, może bardziej nam trzeba takiej modlitwy niż Jemu?


---
[1] Andrzej Szczypiorski, "Msza za miasto Arras", wyd. "Czytelnik", Warszawa 1971; s. 24.
[2] Tamże, s. 108.
[3] William Szekspir, "Juliusz Cezar", przełożył Maciej Słomczyński, Kraków 2000, s. 36.
[4] i [5] A. Szczypiorski, "Msza...", wyd. cyt; ss. 88-89.
[6] Tamże, s. 59.
[7] Tamże, s. 109.
[8] Tamże, s. 170.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 27976
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 45
Użytkownik: 00761 28.06.2006 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Powszechna ocena każdej l... | Otoo
Otoo! Bardzo mądra i piękna zarazem recenzja.

Może jestem niepoprawną optymistką, ale sądzę, że pisarstwo Szczypiorskiego obroni się samo. Na pewno nigdy nie będzie hitem, bo nie jest lekkie, łatwe i przyjemne, bo stawia trudne pytania, na które nie zawsze mamy odwagę odpowiadać. Ba, może jest za bardzo odważne, by zostać lekturą szkolną, choć wycofanie z programu "Początku" uważam za kardynalny błąd. Ale w końcu w czasach równania poziomu do płytek pcv to zjawisko nie powinno może dziwić.

Co do afer, teczek... Uważam, że to zjawisko to kolejny "temat zastępczy" w naszej rzeczywistości. I już to pewnie kiedyś mówiłam, ale powtórzę, tu głos mieć powinna rzetelna analiza historyczna. Robienie szumu wokół Szczypiorskiego czy współpracującego (faktycznie czy rzekomo) z organami bezpieczństwa duchowieństwa to skandaliczne granie na fobiach i najniższych instynktach.

Oczywiście jestem za pełną prawdą na ten temat, nawet jeśli okazałaby się ona bolesna i trudna. Argumentowanie przy pomocy półprawd i domysłów to wg mnie po prostu kłamstwo, niestety będące pożywką dla mędrków różnego autoramentu, którzy zawsze wiedzą lepiej.

Masz rację, módlmy się, abyśmy po raz kolejny nie zgrzeszyli głupotą i podłością. Amen.
Użytkownik: Sluchainaya 29.06.2006 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Otoo! Bardzo mądra i pięk... | 00761
Ja bym tego recenzją nie nazwała ;)
Użytkownik: 00761 30.06.2006 09:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym tego recenzją nie ... | Sluchainaya
Fakt - to znacznie więcej, niż recenzja.;)
Użytkownik: Sluchainaya 30.06.2006 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Fakt - to znacznie więcej... | 00761
Tak, zdecydowanie więcej.
Powiedziałabym nawet, że autor tego tekstu posunął się do analizy utworu, a to trochę mimo wszystko razi. Analizy utworu zawsze dokonuje się po jego przeczytaniu, a recenzję zwykle (choć nie zawsze) przed.
Użytkownik: Sluchainaya 30.06.2006 18:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zdecydowanie więcej.... | Sluchainaya
tam oczywiście miało być:

"a recenzję zwykle (choć nie zawsze) czyta się przed (lekturą)."
Użytkownik: Otoo 30.06.2006 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: tam oczywiście miało być:... | Sluchainaya
Nie jest z pewnością w najlepszym tonie bronić na forum własnego tekstu, ale w drodze wyjątku pozwolę sobie tę zasadę naciągnąć. Nie chcę się spierać, czy napisałem recenzję, czy analizę utworu; granica między jednym gatunkiem a drugim nie wydaje mi się też sztywna. Pisząc nie chciałem popsuć ewntualnej przyjemności osobom, które powieści Szczypiorskiego nie miały jeszcze okazji przeczytać. Jeżeli mi się to nie udało - serdecznie wszystkich przepraszam i na przyszłośc postaram się być bardziej pod tym względem wyczulony.

Pozdrawiam
Otoo
Użytkownik: 00761 02.07.2006 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: tam oczywiście miało być:... | Sluchainaya
To nastąpiło nieporozumienie, miałam na myśli, że Otoo napisał właściwie już esej. I to zdecydowanie był w moim zamierzeniu komplement. A nawiasem mówiąc dobra recenzja nie może - moim zdaniem - obejść się bez choćby elementów analizy.
Przepraszam, że dopiero dziś, ale mam problem z dostępem do komputera.:)
Użytkownik: Otoo 02.07.2006 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To nastąpiło nieporozumie... | 00761
Pozostaje mi tylko za komplement podziękować :)
Użytkownik: Otoo 02.07.2006 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozostaje mi tylko za kom... | Otoo
Przepraszam, powinno być: "pozostaje mi tylko podziękować za komplement".
(Luźny szyk zdania w języku polskim to piękna sprawa, ale czasem, jak się człowiek zagapi, może sam sobie spłatać figla :)
Użytkownik: 00761 02.07.2006 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozostaje mi tylko za kom... | Otoo
Bardzo proszę - czekam na następne recenzje.:)
Użytkownik: Sluchainaya 02.07.2006 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To nastąpiło nieporozumie... | 00761
Ja mimo wszystko uważam, że jest to jeden z lepszych tekstów jakie do tej pory miałam okazję czytać w biblionetce.
Użytkownik: Otoo 02.07.2006 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mimo wszystko uważam, ... | Sluchainaya
No cóż, dziękuję. Może niedokładnie Cię zrozumiałem, ale wydawało mi się, że Twoim zdaniem wykroczenie poza formę recenzji nie powinno sie piszącym do biblionetki zdarzać.
Użytkownik: 00761 02.07.2006 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mimo wszystko uważam, ... | Sluchainaya
I w tym się zgadzamy!:)))
Użytkownik: Otoo 30.06.2006 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Otoo! Bardzo mądra i pięk... | 00761
Ja również wolę być optymistą, jeżeli chodzi o przyszłość twórczości A. Szczypiorskiego. Mam nawet nadzieję, że grono czytelniów jego książek sie powiekszy, na przekór zjadliwej krytyce albo przemilczeniu, jakie być może spotykać będą osobę ich autora. Patrząc na sprawy bardziej realnie, trudno się jednak w obecnej sytuacji spodziewać, że proza Szczypiorskiego zacznie przeżywać renesans, ale i tu nie przesądzałbym sprawy. "Mszę za miasto Arras" przeczytałem względnie szybko, przede wszystkim jednak z dużą przyjemnością, podziwiając piękno języka tej powieści. To pozwala wierzyć, że osoby preferujące raczej rozrywkową literaturę mogłyby sięgnąc właśnie po "Mszę za miasto Arras" i nie rozczarowac się.

Jezeli chodzi o kwestię teczkowo-lustracyjną, to przychylam się do Twojej opinii. Zamiast rzetelnie opracowanych faktów, pewne kręgi serwują nam medialne widowiska na żenująco niskim poziomie. Ale cóż, kiedy nie mozna dać chleba, trzeba organizować igrzyska. Szkoda tylko, że przypominają one seanse nienawiści z "1984" Orwella. Ale wierzę, że jako społeczeństwo nie damy się zwariować.

A co do prawdy o tajnych współpracownikach SB i UB, to kołacze mi się niejasne przeczucie, że nie wszystkich jej ujawnienie zadowoliłoby w sposób wystarczający. Niektórzy ludzie sprawiają wrażenie, że prawda jest im potrzebna jako pretekst dla pogłębiania swoich fobii i nienawiści. Jeśli ktoś wierzy, że w społeczeństwie roi się od byłych agentów i nadzwyczaj dobrze mu z takim przeświadczeniem, ujawnianie "skromniejszych" faktów zawsze chyba będzie mu nie na rękę. Pozostaje też kwestia zasadnicza: czy, a jesli tak - to jakiego, potrzebujemy "oczyszczenia". Nie będe udawał, że mam w tej kwestii ugruntowane przekonanie. Ale sądzę, że przydałaby się na ten temat poważna debata społeczna.

Dziękuję i pozdrawiam.

Użytkownik: --- 01.07.2006 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja również wolę być opty... | Otoo
komentarz usunięty
Użytkownik: Otoo 02.07.2006 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Dziękuję za odpowiedź. Myślę, że odddzielenie twórczości pisarza od jego biografii jest zadaniem bardzo trudnym. Obiektywne podejście jest celem niewątpliwie chwalebnym, ale chyba nie tak łatwym do osiągnięcia, jakby się zdawało. Sam zastanawiam się, czy moje zaległości czytelnicze w przypadku K. Hamsuna albo M. Gorkiego nie wynikaja z faktu, że obaj byli w pewnym stopniu uwikłani w systemy totalitarne. Można przypuścić, że działa tu, nie zawsze objęte refleksją, jakieś prawo psychologiczne, zgodnie z którym lokujemy nasze sympatie względem artystów zgodnie z własnym światopoglądem.

Starałem się oczywiście pokazać niebezpieczeństwo fanatyzmu, istniejące w "ściśle-nierozerwalnym" sposobie traktowania relacji: biografia pisarza-jego twórczość, oraz zasugerować, że postawa bardziej wyrozumiała nie musi prowadzić do relatywizmu. Relatywizm to jest w ogóle dość wygodne i nadużywane usprawiedliwienie, wykorzystywane przez ludzi odmawiających innym zrozumienia i wybaczenia. Tworzy się fałszywe alternatywy, na zasadzie "albo-albo". "Albo wyzywasz i depczesz winnych i oskarżonych, albo jesteś człowiekiem bez moralnego kręgosłupa, głosicielem relatywizmu". "Albo potępiasz w czambuł i pod każdym względem komunizm, albo jesteś zdrajcą narodu". I w drugą stronę:"albo uważasz Kościół za katolicka mafię, albo jesteś wrogiem wolnego państwa". Moim zdaniem próby rozwiązania sporów takim językiem prowadzić mogą tylko do zaostrzenia tych sporów. Nie jest to sposób myślenia i mówienia o problemach, który by zwiastował nawiązanie jakiegoś dialogu; takim językiem można się za to zażarcie i bez końca kłócić.

Trzeba się chyba pogodzic z faktem, że do całkowicie zgodnej oceny PRL długo jeszcze, a może nigdy, nie dojdziemy. Dla kogoś, kto stracił z rąk komunistów najbliższa osobę, komunizm będzie zawsze systemem tylko i wyłącznie zbrodniczym. Ktoś inny, komu państwo zapewniało pracę, a dziś musi się wstydzić przed własnymi dziećmi i każdy dzień jest dla niego upokorzeniem, myślał będzie o PRL z wdzięcznością i sentymentem. Dyskutować o historii nie tylko można, ale i warto, a nawet trzeba. Tylko że na samym patrzeniu w przeszłość nie można oprzeć budowy lepszej przyszłości. A już na pewno nie jest zdolne do efektywnego i pozytywnego działania społeczeństwo podzielone murem niechęci i wzajemnej podejrzliwości.



Użytkownik: --- 02.07.2006 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za odpowiedź. My... | Otoo
komentarz usunięty
Użytkownik: antecorda 29.06.2006 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Powszechna ocena każdej l... | Otoo
Od jakiegoś czasu z nieukrywaną sympatią spoglądałem na półkę w bibliotece, gdzie dumnie rozsiadła się ta książka, z mocnym postanowieniem, że "kiedyś ją przeczytam". Teraz wiem, że MUSZĘ ją przeczytać. Bardzo dziękuję za recenzję i przychylam się do opinii: de mortuis nihil nisi bonum. Ponadto podziwiam zręczność z jaką wplotłeś biograficzny wątek w recenzję :-)

Pozdrawiam :)
Użytkownik: Otoo 30.06.2006 17:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Od jakiegoś czasu z nieuk... | antecorda
Nie znam łaciny, ale zgadzam się, że niektóre sentencje, jak właśnie przytoczona przez Ciebie, chociaż ukute przed wiekami, zachowują aktualność także czasach dzisiejszych.

"Wątek biograficzny" świadomie wysunąłem w drugiej części recenzji na pierwszy plan, tak że właściwie można by powiedzieć, że to cytaty z powieści A. Szczypiorskiego zostały w treść biograficzą wplecione. Kwestię, czy to jeszcze jest recenzja, pozostawiam natomiast czytelnikom tekstu.

Dziękuję i również pozdrawiam :)
Użytkownik: Agis 29.06.2006 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Powszechna ocena każdej l... | Otoo
Interesujący tekst o interesującej książce.
Użytkownik: Lineczka 30.06.2006 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Powszechna ocena każdej l... | Otoo
Co za zbieg okoliczności! Dziś wypożyczyłam!
Użytkownik: Otoo 30.06.2006 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Co za zbieg okoliczności!... | Lineczka
Życzę więc miłej lektury :)
Użytkownik: Kemor 02.07.2006 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Powszechna ocena każdej l... | Otoo
Dziękuję za przypomnienie interesującej ksiązki sprzed 35 lat.
Twoja ciekawa recenzja i sposób interpretowania napawa optymizmem, że tej książce żadne sfory /świetne określenie/ nie zaszkodzą. Obroni się sama ze względu na polszczyznę jaką jest napisana i problematykę, którą drąży i która jest ponadczasowa.
Tak naprawdę jest to książka o wydarzeniach marcowych w Polsce w 1968 r., o antysemityźmie, o atakach Gomułki i jego ekipy na intelektualistów, o postawie ludzi zatrutych partyjną propagandą.
W tak jednoznaczny sposób była "Msza..." odbierana w latach siedemdziesiątych.
Socjalistyczna cenzura uniemożliwiała ludziom pióra wypowiadanie się na wiele tematów.Pisarze sięgali więc niejednokrotnie do odległych w czasie wydarzeń, stosowali parabolę, by przemycić zakazane sprawy.
"Msza.." jest maską historyczną.
To, że nie poddaje się jednoznacznym interpretacjom świadczy o jej wielkości i dlatego żyć będzie niezależnie od biografii autora i ocen jego postaci.
Czasy i obyczaje mamy takie, że każdemu z nas może przydarzyć się jakieś tam Arras.
Szczypiorskiemu już się przydarzyło. Nie tylko za współpracę z SB /?/, ale też za kosmopolityzm, za burzenie stereotypów, obalanie mitów, za popularność w Niemczech, za rodzinę bliższą i dalszą. To jednak oddzielny temat, do którego podszedłeś w bardzo ciekawy sposób posługując się cytatami z utworu pisarza. Gratuluję.
Na koniec posłużę się jeszcze tylko powszechnie znanym cytatem " Nie sądzcie, abyście nie byli sądzeni". Czy dzielni lustratorzy i członkowie różnych sfor o nim pamiętają?
Użytkownik: Otoo 02.07.2006 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za przypomnienie... | Kemor
Dziękuję. Pisząc tekst miałem świadomośc, że powieść Szczypiorskiego osadzona jest w kontekście współczesnych autorowi wydarzeń polityczno-społecznych. Ale, jak słusznie zauważyłeś, "Msza za miasto Arras" jest utworem ponadczasowym, opisującym pewne relacje i mechanizmy powtarzające się -niestety - co jakiś czas na przestrzeni dziejów. Dlatego wierzę, że wykorzystując cytaty z powieści do oceny wydarzeń dzisiejszych, nie popełniłem nadużycia.

Czytając "Mszę za miasto Arras", nie mogłem się opędzić od myśli, że autor zawarł tam refleksje, które stanowią rodzaj pośredniej odpowiedzi na stawiane mu pośmiertnie zarzuty. Ale żeby się z jego zdaniem na temat "polowań na czarownice" zapoznać, trzeba by sięgnąć po "Mszę..", to natomiast z powodu stawianych Szczypiorskiemu zarzutów staje się coraz mniej prawdopodobne. Tworzy się więc błędne koło i stąd właśnie moja wypowiedź, której głównym zadaniem było wywołać zainteresowanie twórczością Szczypiorskiego.

Rozumiem, że wiele osób ma prawo rządać prawdy o współpracownikach tajnych służb komunistycznych. Ale najpierw wypadałoby przeprowadzać rzetelne śledztwa, które by wyjaśniały, na ile dane dokumenty oraz ich treść są pewne; jakie mogły być pobudki domniemanej współpracy; kto mógł, a kto rzeczywiście został poszkodowany w wyniku udzielonych informacji. Ale nawet wtedy pozostaje kwestia, czy takie dokumenty i ustalenia podawać do wiadomości publicznej, czy tylko do wglądu osobom poszkodowanym. Przecież żyją wśród nas rodziny oskarżonych o współpracę z tajnymi służbami PRL, ich przyjaciele, koledzy z pracy, wychowankowie. Czy ktoś z lustracyjnych "łowców głów" zastanowił się, jak muszą się czuć takie osoby, kiedy medialna nagonka trwa w najlepsze? Czy może wyznają zasadę, że gdzie drwa rąbią tam wióry lecą? Bardzo to wygodna zasada, głównie dla chwytającego za siekierę. I bardziej usłużna niż trudniejsze do usankcjonowania "małych inkwizycji" zdanie: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".

Rozgorączkowanym lustratorom można też przypomnieć inne słowa z Biblii, jak choćby: "kto z Was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem". Trudno żyć w absolutnej zgodzie z własnymi standarami etycznymi, ale też zadziwia mnie, że ludzie tak często manifestujący swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich, traktują etykę swojej wiary w bardzo wybiórczy często sposób. Ale to już trochę inna kwestia...
Pozdrawiam


Użytkownik: sylwia703 16.02.2010 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. Pisząc tekst mi... | Otoo
Po 1: żądać, nie zaś: "rządać".
Po 2: Motywy, jakimi kierował się Szczypiorski podejmując, a następnie przez wiele lat kontynuując współpracę z SB zostały już wyjaśnione.
Po 3: Nie wiem z jakiego powodu mieszać w sprawę lustracji chrześcijan. Brak argumentów? Retoryka rodem z wystąpień Szczypiorskiego.
Użytkownik: Otoo 17.03.2010 00:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Po 1: żądać, nie zaś: "rz... | sylwia703
1. Rzeczywiście "żądać". Wstyd robić błędy, ale myśl stojąca za literkami pozostaje ta sama. To naprawdę punkt dla Ciebie najważniejszy? Ja z natury jestem optymistą, więc pocieszeniem jest mi myśl, że w przeważającej większości wyrazów błędów jednak nie popełniłem.

2. Być może motywy współpracy Andrzeja Szczypiorskiego z SB są już jasne jak słońce i uczą się o nich dzieci w szkołach. Nie były jednak w chwili, gdy pisałem tę recenzję i odpowiedzi na komentarze.

Ale nie w tym rzecz. Nie wierzę po prostu, że czyjeś życie i trudne decyzje, zarówno te podłe, jak i najbardziej wzniosłe da się, ot tak, "wyjaśnić" czy rozwiązać jak w równaniu matematycznym.

Recenzję popełniłem na fali dyskusji o lustracji, które wówczas były dość gorące. Nadal wierzę w to, co napisałem. Przede wszystkim wziąłem pod uwagę, że A. Szczypiorski mógł być winny. Ale nawet w takim przypadku nie uważałem i nie uważam kwestii za rozstrzygniętą w kontekście całego życia Szczypiorskiego. Pozostaje jego działalność opozycyjna i na rzecz humanizmu w latach późniejszych.

Ocena współpracy ze służbami komunistycznymi jest oczywiście jednoznaczna. Ale to problematyka jak z Dostojewskiego, kwestia winy i kary. Człowiek, który swoim późniejszym życiem zaprzeczył wcześniejszym złym czynom nie zasługuje na jednoznacznie złą ocenę. A "Msza za Miasto Arras" to właśnie przykład takiej działalności. Ta książka mogłaby być podręcznikiem humanizmu. Fakt, że Szczypiorski ją napisał nie jest dla mnie przykładem zakłamania, a wręcz przeciwnie - dowodem, że można odpokutować własne błędy, również poprzez literaturę.

3. Nie mieszałem w sprawę lustracji chrześcijan, tylko starałem się pokazać ją w kontekście chrześcijaństwa, tak jak ja chrześcijaństwo rozumiem i odczuwam. Zrobiłem to nie tylko z powodów osobistych (do czego chyba mam prawo), ale również dlatego, że nie sposób było nie zauważyć, że dużą część osób, które żądały bezkompromisowej lustracji, związana jest ze środowiskiem prawicowym, a co za tym idzie katolickim.

To oczywiście logiczne, bo trudno, żeby lustrację popierali byli komuniści. Ale według mnie nawoływanie do lustracji w wersji "hardcore" wiąże się publicznym piętnowaniem osób, a to jest sprzeczne - znów według mnie, ale mam nadzieję, że nie tylko - z istotą światopoglądu chrześcijańskiego. Ludzie mają, rzecz jasna, prawo do prawdy, ale nie powinni wykorzystywać jej do moralnych linczów na ludziach, z którymi nie po drodze im w kontekście poglądów politycznych. A wówczas na takie właśnie samosądy, dokonywane w imię prawdy i sprawiedliwości dziejowej, się zanosiło.

Jak widzisz, brak argumentów mi chyba nie grozi, już raczej ich nadmiar. Być może podane są przy użyciu retoryki rodem ze Szczypiorskiego, która mnie akurat odpowiada, ale domyślam się, że w pewnych kręgach jest synonimem czegoś bardzo złego...

Pozdrawiam
Użytkownik: jagiellonkabis 17.03.2010 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Rzeczywiście "żądać". ... | Otoo
Popieram twoją wypowiedź Otoo. "Msza za miasto Arras" jest świetna i mnie nie interesują motywy współpracy Szczypiorskiego z SB. Interesuje mnie jego literatura.
Użytkownik: Otoo 19.03.2010 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Popieram twoją wypowiedź ... | jagiellonkabis
Dziękuję za poparcie :)

Ale muszę się przyznać, że sam należę do czytelników, którym oddzielenie dzieła od życiorysu twórcy nie przychodzi zbyt łatwo. Powodów, dla których jest to względnie możliwe w przypadku "Mszy za miasto Arras" jest co najmniej parę. Po pierwsze to naprawdę głęboka i prawdziwa książka, z rodzaju tych, co poruszają coś w człowieku. Po drugie rzutuje tu późniejsza postawa Andrzeja Szczypiorskiego. A nawet jeśli "Msza..." stanowi również cichy rozrachunek autora z samym sobą (takie miałem chwilami wrażenie podczas lektury), to - paradoksalnie - owo zanurzenie w biografii sprawiło, że tym bardziej mogłem traktować tę powieść autonomicznie, dzięki, że się tak wyrażę, intensywności przekazu.

Może wpływa na tę intensywność fakt, że opowieść oparta jest na rzeczywistych wydarzeniach? W każdym razie książka się broni pod każdym względem, a hipotezy, że powodem wybuchów dzikiego fanatyzmu w prawdziwym Arras był halucynogenny sporysz w zbożu, nie zaszkodzą chyba powieści bardziej niż "gniew sprawiedliwych". W końcu bywa, że nienawiść powoduje halucynacje złośliwsze niż jakikolwiek sporysz. Przykłady znaleźć można, niestety, nie tylko w literaturze.

Pozdrawiam
Użytkownik: jagiellonkabis 20.03.2010 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za poparcie :) ... | Otoo
Bardzo mądrze piszesz. Chętnie zajrzę na twoją stronkę. Może coś wybiorę z lektur dla siebie.
Pozdrawiam
Użytkownik: Otoo 21.03.2010 07:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mądrze piszesz. Ch... | jagiellonkabis
Dziękuję. Z lekturami może być problem, bo jakiś czas temu przestałem je oceniać, a do tego swoje oceny ukryłem. W pewnej chwili punktowy system oceniania książek zupełnie przestał mi odpowiadać. Właściwie nigdy nie pałałem szczególnym entuzjazmem do zamykania tego, co nieuchwytne i twórcze w klamrach liczb, ale ocenianie ma swoje zalety - ja się, na przykład, zawsze jak dziecko emocjonowałem, kiedy udało mi się "szóstką" podnieść chociaż o jedną setną ranking którejś świetnej (w moim odczuciu) książki.
Użytkownik: Bozena 20.03.2010 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za poparcie :) ... | Otoo
Wróciłeś :-)
Pamiętam Cię nie tylko dlatego, że „zjechałeś” kiedyś „mojego” Anatola F., choć nie rozmawiałam z Tobą, ale dlatego, że lubię Cię czytać, Otoo.
Użytkownik: Otoo 21.03.2010 08:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Wróciłeś :-) Pamiętam C... | Bozena
No cóż, chyba można tak powiedzieć, chociaż mimo, że nie pisałem ostatnio zbyt wiele do biblionetki, to co jakiś czas tu zaglądałem, więc nie mam poczucia, że odszedłem. W każdym razie bardzo mi miło.

Natomiast w sprawie France'a zmieniłem nieco zdanie. Lupus in fabula polecił mi "Bogowie łakną krwi" i to jest naprawdę dobra powieść, chociaż jeżeli idzie o książki o rewolucji francuskiej, to jednak większe wrażenie zrobiła na mnie "Opowieść o dwóch miastach" Dickensa. W planach czytelniczych mam "Wyspę pingwinów", wielbiciele France'a ją polecają, więc jestem ciekaw, w którą stronę przechyli się mój pogląd na twórczość tego autora.

Pozdrawiam

Użytkownik: Bozena 28.03.2010 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No cóż, chyba można tak p... | Otoo
Książkę „Bogowie łakną krwi” czytałam, owszem, dobra, dawno temu na jej temat napisałam recenzję. Obecnie i od dawna tkwię w innych rejonach, poza spontanicznymi wypadami do Francji, ale postaram się tę o rewolucji Dickensa zapamiętać, w przyszłości przeczytać. Będę miała wtedy porównanie. Bo może masz i rację.

Dziękuję, także pozdrawiam.

PS. Myślę, że mógłby Cię zaciekawić "Naszyjnik Marii Antoniny", czas przed rewolucją, autor Antal Szerb. Trochę gęsta proza, nie powiem, że doskonała rzecz, ale warta uwagi.
Użytkownik: Otoo 17.04.2010 07:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę „Bogowie łakną kr... | Bozena
Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale najpierw Święta, powrót do pracy, no a później Tragedia z 10 kwietnia...

Czytałem Twoją recenzję "Bogowie łakną krwi", bardzo ciekawą i trafną, ale od razu muszę się zastrzec, że na w sprawie dyskusji, jaką tam wywołałaś, nie mam wyrobionego zdania. Zamiast szczegółów dotyczących Rewolucji Francuskiej ze szkoły pozostało mi raczej wrażenie, że Francuzi wówczas co rusz wywoływali jakąś rewolucję. Być może moi nauczyciele nie koncentrowali się za bardzo na tym okresie historii, chociaż możliwe, że to ja nie byłem zbyt pilnym uczniem... W każdym razie przychylam się do zdania, że powinno się na lekcjach przedstawiać nie tylko szczytne hasła, ale przede wszystkim rzeczywistość - często ponurą i krwawą.

Jeżeli chodzi o książkę Dickensa, to nadal bardzo ją polecam, ale na pewno nie jest to książka pełna szczegółów o wadze i znaczeniu historycznym. Siła i piękno twórczości Dickensa - jak ja to odczuwam - polega raczej na głębokim humanizmie przy jednoczesnym zrozumieniu racji wielu stron, ale również na przepysznie bogatej wyobraźni i niezrównanym talencie narratorskim. Książka ma zresztą dość nowoczesną strukturę, wcale nie taką łatwą w odbiorze, no a przede wszystkim trzyma w napięciu do końca, w przeciwieństwie do np. "Samotni" tegoż autora, też dobrej zresztą i z innych względów wartej przeczytania.

Dziękuję za polecanie książki. Opisy "Naszyjnika..." wyglądają zachęcająco, ale ponoć książkę nie tak łatwo dostać, zobaczę w osiedlowej bibliotece. Planuję też, od dawna, lekturę biografii Marii Antoniny, pióra jednego z moich ulubionych pisarzy - Stefana Zweiga. Czytałaś może?

Pozdrawiam

Użytkownik: Bozena 22.04.2010 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, że tak długo... | Otoo
Nie czytałam, Otoo, i nie mam pewności czy w najbliższym czasie sięgnę po nią (sporo o Marii już wiem, i film oglądałam), choć może być tak, że książka, o której napisałeś - godna uwagi jest; Antal Szerb wspomniał – oprócz innych – także i Zweiga:

„Maria Antonina nie była demonem, jakiego widziała w niej rewolucja, i nie była też aniołem, jakiego widziała w niej kontrrewolucja. Chyba rację miał Stefan Zweig twierdząc, że cały problem tkwił w tym, iż była ona bardzo przeciętna.”

„Naszyjnik Marii Antoniny”, jak już mówiłam, jest gęsty; stąd mnóstwo tropów i ciekawostek, ale i błyskotliwych przemyśleń autora...

Książka jest moja (choć sfatygowana), więc jeśli innej drogi nie ma, a zechcesz - daj znać - pożyczę Ci.
----
I jeszcze cytat dotyczący nie grozy, a „słodyczy życia” – w osiemnastowiecznej Francji: malarstwo J. Fragonarda „z baśniową intensywnością ukazuje odwieczną w duszy legendę wielkich parków: ogromne drzewa, maleńkie postacie; pod smętnie pochylonymi drzewami postacie żyją w jakiejś nadludzkiej radości, która niemal z powagą przyobleka ich lalkowe twarze w radość, która już niemal boli, jak muzyka. [...] I zaczynamy rozumieć: ten wiek był tak piękny jak najsubtelniejsza koronka, jak nieprzemijająca uroda i kruchość sewrskiej porcelany...” [A. Szerb]
----
Jeśli przeczytam książkę Dickensa (lecz jeszcze nie teraz) – odezwę się. :-)

Użytkownik: Bozena 01.05.2010 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, że tak długo... | Otoo
Aż się zdziwiłam, jak dawno nie! Zajrzałam przez internet do swoich bibliotek i... tylko w jednej z nich jest (jeden egzemplarz), i to na rewers – czyli w czytelni czytanie - „Opowieść o dwóch miastach” Dickensa. Uśmiecham się teraz: a to żeś, w pośredni sposób, zaskoczył mnie. :-)

Gdzie indziej książki na razie szukać nie będę, nie mogę; zapamiętam ją, może jakieś wznowienie...

Pozdrawiam serdecznie, ciekawych lektur, pasjonującego pisania!

Użytkownik: Otoo 07.05.2010 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż się zdziwiłam, jak daw... | Bozena
A mnie tę książkę udało się znaleźć właśnie w bibliotece. Dickensa faktycznie niezbyt często się dziś wznawia, a jeśli już to "Oliwiera Twista", "Wielkie Nadzieje" albo "Klub Pickwicka". "Oliwiera" mogę polecić z czystym sercem, bo chociaż ląduje nieraz na półce z literaturą młodzieżowo-przygodową, to jednak raczej - moim zdaniem - ze względów marketingowych. "Wielkich nadziei" jeszcze nie czytałem , choć to podobno najlepsza, najlepiej skomponowana powieść Dickensa, no a "Pickwick" - cóż, dobre, chwilami prześmieszne (debiut Charlesa), ale to dość specyficzny utwór, raczej z przewagą improwizacji nad kompozycją.
Jeżeli mógłbym coś jeszcze Dickensa polecić, to zdecydowanie "Barnabę Rudge'a", genialne, stawiam na równi z "Opowieścią o dwóch miastach".

Ja właśnie się wybieram do biblioteki i okaże się, czy "Naszyjnik" figuruje w jej zbiorach. Jeżeli nie, rozejrzę się po antykwariatach.

Niedługo też wezmę się za biografię Marii Antoniny pióra Zweiga. W razie czego pozwolę sobie zachęcić (mam nadzieję) lub zniechęcić (wątpię, wierzę w Zweiga :) do tej lektury.

Ja również pozdrawiam i życzę wielu fascynujących chwil po obu stronach literackiego tekstu!
Użytkownik: Bozena 23.05.2010 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie tę książkę udało s... | Otoo
Dziękuję za wszystkie tropy, kusisz. :-) Nie tak dawno „Opowieść ... „ pojawiła się na Allegro w kosmicznej cenie, nadal w zdumieniu trwam...
Odezwę się, Otoo, za jakiś (chyba dłuższy) czas.
Użytkownik: jagiellonkabis 01.04.2010 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za poparcie :) ... | Otoo
A jak byś oddzielił życiorys Kapuścińskiego od jego dzieł? Też chyba nie jest łatwo, prawda?
Użytkownik: Otoo 18.04.2010 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak byś oddzielił życio... | jagiellonkabis
Przepraszam, że tak późno odpowiadam. Czas obecnie szczególny, skłaniający do przewartościowania sądów i poglądów na wiele spraw, a i temat, który poruszyłaś, rzeczywiście - niełatwy.

W tej sprawie wypowiedziano już tyle opinii mądrych i nie tylko, że aż trudno się nie powtarzać, nawet jeśli pewne refleksje wykluły się niezależnie w mojej własnej leniwej głowie.

Biografii Kapuścińskiego nie czytałem i jakoś w najbliższym czasie nie planuję, chociaż gdyby jakoś wpadła mi w ręce, nie omieszkałbym przejrzeć. Mnie cała wrzawa zachęca raczej do sięgnięcia po Kapuścińskiego, bo z jego książek - jak sobie uświadomiłem - czytałem jedynie "Heban", "Imperium" i "Wojnę Futbolową".

Oddzielanie twórczości od życiorysu autora idzie mi - jak wspomniałem - raczej opornie, ale w przypadku Kapuścińskiego to chyba jeszcze trudniejsze. Przede wszystkim był on reportażystą, więc raczej oczekujemy od niego czegoś, co Anglosasi określają właśnie "non-fiction".

Ale ja nie jestem aż tak restrykcyjny. W słynnej kwestii pieska Lulu jakoś się na Kapuścińskiego nie oburzam, chociaż rozumiem, że niektórych brak rzetelności u reportera może razić. To jest rzeczywiście niezły przyczynek do dyskusji nad granicami reportażu, czy rzeczywiście ma on stuprocentowo być "non-fiction". Mnie się wydaje, że raczej tak, bo przecież istnieje powieść paradokumentalna i inne gatunki pośrednie. Ale z drugiej strony dzięki naciąganej anegdocie o Lulu uzyskuje się być może głębsze wejrzenie w rzeczywistą atmosferę miejsca, co trudno już tak jednoznacznie krytykować. Problem dla mnie, jak na razie, nierozstrzygnięty.

Natomiast jeżeli chodzi o to, że Kapuściński trochę ubarwiał swoją biografię, to mnie to zupełnie nie przeszkadza Komu nie zdarzyło się czegoś nie podkoloryzować? I to zazwyczaj właśnie w celu wywołania efektu prawdziwszego,lepiej oddającego charakter sytuacji. W gruncie rzeczy jest to rodzaj twórczości, nie uważasz? Pisarz to ktoś z, nazwijmy to, "nadczynnością wyobraźni". A jeżeli biograf znalazł takie nieścisłości w życiorysie opisywanej osoby, to chyba wystarczy je podać, ja bym się już w to nie zagłębiał.

Ze sprawą A. Szczypiorskiego łączą tę wrzawę zarzuty (nie wiem, czy wyrażone w biografii) o współpracę ze służbami komunistycznymi. (Fascynacja komunizmem była w środowisku intelektualistów obecna na długo przedtem, natomiast przymykanie oczu na stalinizm to był dramat tamtego, powojennego przecież, pokolenia). Jedno jest pewne: gdyby Kapuściński ze służbami PRL nie współpracował, nie czytalibyśmy jego książek. "Niezależny korespondent zagraniczny w czasach zimnej wojny" to nawet takiemu laikowi jak ja wydaje się mało prawdopodobne.

Inna sprawa, że Kapuściński poglądy miał konsekwentnie lewicowe. Ale zachował własny osąd: w grudniu 1981 r wystąpił z Partii, mimo że zapłacił za to w kategoriach zawodowych - nie mógł wyjechać z Polski. Dobrze że o tym przypomniano.

No i sprawa ostatnia: życie osobiste. Nie wiem, ile i w jak sposób mówi na ten temat w biografii A. Domosławski, ale ja nie znoszę babrania się w intymnych sprawach innych ludzi, zwłaszcza kiedy żyją wśród nas ich najbliżsi, i żadne powoływanie się na służbę prawdzie, literaturze, społeczeństwu i temu podobne etyczne wygibasy do mnie nie przemawiają, złoszczą mnie, drażnią i śmieszą jednocześnie.

W każdym razie nie straciłem ani krztyny szacunku do Kapuścińskiego, a zainteresowanie jego twórczością we mnie wzrosło. I to chyba jest optymistyczna puenta.

Pozdrawiam




Użytkownik: jagiellonkabis 19.04.2010 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, że tak późno... | Otoo
Ups! Ale mi zrobiłeś wykład. Ja nie potrafię tak pięknie pisać. Dużo mi wyjaśniłeś i dziękuję za to!
Użytkownik: Otoo 07.05.2010 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ups! Ale mi zrobiłeś wykł... | jagiellonkabis
OK, jeżeli chodzi o to, że się powymądrzałem, to oczywiście nie tylko taki przyświecał mi cel :) Sporo myśli było w mojej odpowiedzi zaczerpniętych od mądrzejszych głów (ze mnie trochę taki intelektualny ciułacz), no ale rzecz jasna osobiście je przeżułem, stwierdzając, że dość dużo mądrych słów padło w ostatniej dyskusji nad twórczością Kapuścińskiego. A reszta jakoś się rozrosła podczas pisania, chciałem po prostu zawrzeć jak najwięcej, a przy okazji uchwycić pewne niuanse. Wydaje mi się zresztą, że w tak delikatnych kwestiach niuanse bywają tak ważne, że - często słusznie - nieraz urastają do kwestyj fundamentalnych.

Pozdrawiam
Użytkownik: jagiellonkabis 10.05.2010 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: OK, jeżeli chodzi o to, ż... | Otoo
Wcale się nie wymądrzałeś. Czytałam z wielkim zainteresowaniem. Od dzisiaj też będę "intelektualnym ciułaczem". To się opłaca.
Pozdrawiam
Użytkownik: cypek 10.05.2010 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Wcale się nie wymądrzałeś... | jagiellonkabis
Też czytałem z wielkim zainteresowaniem nie pierwszy raz zresztą.
Użytkownik: jagiellonkabis 12.05.2010 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Też czytałem z wielkim za... | cypek
Prawda, że interesujące? Całą dyskusję mam w "obserwowanych".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: