Dodany: 08.06.2006 21:19|Autor: Farary
Zaginiona literatura
Izrael Rabon to jeden z wybitniejszych pisarzy „zaginionej literatury” żydowskiej polskiego międzywojnia, więc czasów niezbyt odległych. Ale próbując stworzyć bibliografię Rabona, można poczuć się jak badacz zamierzchłej epoki, wciąż napotykający luki i białe plamy. Rabon dużo pisał, dużo wydawał, niestety, głównie w prasie żydowskiej, która w znacznej mierze została zniszczona tak, jak zostali zniszczeni ci, którzy ją tworzyli. Po Holocauście literatura jidysz stała się sierotą, zniknęła gleba kulturowa, z której ona wyrosła. Odciął się od niej nawet Isaac Bashevis Singer, mówiąc: „Zi iz gewen getlech on a Got, weltech on a welt” („Była pobożna bez Boga, świecka bez świata”)[1]. Ci Żydzi, którzy przetrwali wojnę, wyemigrowali, tworząc w Izraelu lub innych miejscach globu nową, powojenną rzeczywistość.
Czytając literaturę jidysz w czasach, gdy o naszym wspólnym polsko-żydowskim dziedzictwie niemal zapomniano, ma się na przemian poczucie swojskości i obcości. Swojskości, bo przecież akcja „Ulicy” Rabona rozgrywa się w Polsce; obcości, bo głównym bohaterem i narratorem zarazem jest Żyd. Żyd N…, który po zwolnieniu z Wojska Polskiego nie ma gdzie się podziać: ojciec umarł, mieszkanie zajął obcy gospodarz. Nasz bohater postanawia spróbować szczęścia w wielkim mieście, wyrusza na podbój fabrycznej Łodzi.
Izrael Rabon, choć w poglądach socjalista, nie wysyła swojego bohatera do pracy z robotnikami (ale pojawia się w powieści istotny wątek robotniczo-rewolucyjny). N… to bohater samotny, w swoim zagubieniu w wielkim mieście przypominający równie bezimiennych jak on bohaterów Franza Kafki. Jego samotność w świecie chrześcijan idzie w parze z notorycznym wybijaniem się z tłumu. Kolejne zajęcia, jakich się podejmuje, przykuwają uwagę gawiedzi. Czy to pracując w cyrku, czy w kinie, zawsze jest na świeczniku.
Dla mnie N… stał się symbolem wyobcowania człowieka zatopionego w cudzej kulturze. Bo mimo że powieść wydana była w 1928 roku, widać w niej jeszcze wyraźne wpływy naturalizmu i symbolizmu. Bohater, wspominając swoje wojenne losy, przedstawia czytelnikowi makabryczną scenę. Oddzielony od swojego rozbitego oddziału podczas potyczek na froncie polsko-bolszewickim, N…, ranny w nogę, znajduje schronienie przed piekącym mrozem we wnętrznościach własnoręcznie wypatroszonego konia. Rankiem, gdy mróz ustępuje nieco, próbuje wstać, przeciąga się i… nagle czuje, że ciepła końska krew, która go chroniła, teraz zaczyna tężeć. Stoi tak z rozpostartymi ramionami:
„Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem; chciałem płakać, ale nie mogłem. Czułem że krwawy krzyż, który trzyma mnie unieruchomionego, wrośniętego jak drzewo w ziemię, z wolna pożera moje życie”[2].
„Ulica” Rabona to nie jest powieść genialna, ale (zawsze fascynuje mnie to w literaturze tego kręgu) powieść-świadectwo. To spojrzenie z drugiej strony na międzywojenną Polskę, wbrew ówczesnej propagandzie i współczesnym stereotypom, zupełnie inaczej pokazujące życie młodego Żyda w wolnej Polsce, w kraju, który on sam, wraz z innymi, wyzwalał.
[1] David G. Roskies, "Literatura jidysz w Polsce", w: "Studia Judaica" 3/2000, s. 17.
[2] Izrael Rabon, "Ulica", wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1991, s. 83.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.