Dodany: 04.06.2006 17:52|Autor: 00761
Czerwony "car" Włodzimierz
Są książki, które pomimo bogactwa faktografii i odnośników czyta się jak ponury i pochłaniający dreszczowiec. Tak właśnie jest z biografią pióra Dmitrija Wołkogonowa. Podstawowym źródłem wiedzy dla autora było pilnie strzeżone archiwum wodza rewolucji, Lenina, oczko w głowie Stalina i następców, udostępnione historykom dopiero po "pieriestrojce". Dlaczego taką tajemnicą obwarowano losy tego, który "wstrząsnął światem"? Odpowiedź jest prosta – bałwochwalczo czczony przywódca, którego zwłoki zmumifikowano po śmierci i wystawiono jak relikwię dla "maluczkich" (pomimo protestów najbliższych), miał stać się zastępczym sacrum, gdy cerkwie zamieniono na magazyny zbożowe czy muzea rewolucji. Jednak nowo kreowany bóg, choć lata całe wskazywał ziemię obiecaną komunizmu, nie był dobrym i miłującym ojcem – był bezwzględnym ideowcem, dla którego usłanie trupami drogi do "świetlanej przyszłości" stanowiło konieczność historyczną; twórcą aparatu terroru na niespotykaną dotąd skalę; człowiekiem opętanym wizją komunistycznego świata bez państwowych granic, dla którego "matuszka Rassija" była jedynie środkiem do globalnego celu. Tę niewygodną prawdę należało skrzętnie ukryć za murami mauzoleum, przekłamać strofami panegirycznych wierszy, przesłonić spiżem pomników. Eksperyment udał się znakomicie. Wyrazy wiary w wielkość wodza znajdziemy wszak nie tylko w strofach poematów Majakowskiego czy innych piewców rewolucji.
"Że w bój poprowadził krzywdzonych,
że trwałość zwycięstwu nadał,
dla nadchodzących epok
stawiając mocny fundament -
grób, w którym leżał ten
nowego człowieczeństwa Adam,
wieńczony będzie kwiatami
z nieznanych dziś jeszcze planet"[1].
Z kart książki Wołkogonowa wyłania się portret kreślony od dzieciństwa wodza aż po lata współczesne, zgodnie ze sloganem "Lenin wiecznie żywy". Poznawanie meandrów rodzinnych pozostawiam Czytelnikom. Chcę jednak zwrócić uwagę na fakty, które stały się swoistymi kamieniami milowymi dla przyszłego rewolucjonisty. Niewątpliwie była to kaźń starszego brata Lenina, Aleksandra, powieszonego za spisek na życie cara (młodszy brat wyrównał "rodzinne" rachunki, wydając rozkaz wymordowania całej rodziny Romanowów, w tym kobiet, dzieci i najbliższej służby), wyrzucenie do śmieci krzyżyka i przejście na ateizm oraz zetknięcie się z dziełami Marksa i Engelsa. Odtąd studiowanie i interpretacja marksizmu stanie się chlebem powszednim przyszłego wodza.
Nieprawomyślny młodzieniec będzie ponosił konsekwencje swych lewicowych poglądów – zostanie relegowany z uczelni, zesłany, ale ponoszone przez "szlachcica Uljanowa" (tak podpisywał się w petycjach do władz) kary to "pieszczota systemu" w porównaniu z tym, co Lenin zgotował swoim ideowym przeciwnikom. Wódz nie popełniał tak "szkolnych błędów", jak wybaczanie wrogowi czy danie mu czasu na poprawę – zamykał usta skutecznie i na zawsze.
Dzięki monitom (własnym i matki) pozwolono mu ukończyć studia, dostał także pracę - jako obrońca w sądzie. Okazuje się jednak, że Uljanow zawsze umiał być rzecznikiem jedynie własnego interesu – sukcesów zawodowych, poza wygraniem dwóch rodzinnych spraw o majątek, nie odniósł, a epizod z pracą zarobkową trwał niespełna rok.
Gdy Europa wykrwawiała się w I wojnie światowej a narody wegetowały w nędzy, Lenin bywał w Szwajcarii, Niemczech, na Capri. Pytanie, skąd brał na to fundusze? Honoraria za kiepskie artykuły oczywiście nie wystarczały – otrzymywał pieniądze od matki i z funduszy partyjnych. Nigdy nie zaznał niedostatku, choć pracą się nie hańbił. Może dlatego tak ostro tępił wszelkie przejawy niesubordynacji w wykonywaniu obowiązków, gdy przyszło mu kierować rewolucyjnym molochem? Dopiero wtedy nienawykły do żmudnych obowiązków Lenin stał się z konieczności tytanem "rewolucyjnej roboty", co okazało się nie bez wpływu na jego kondycję fizyczną i psychiczne zdrowie.
Biografia Wołkogonowa odsłania mroczne kontakty Lenina z Niemcami podczas I wojny. Uljanow brał od nich pieniądze na rewolucyjną działalność agitacyjną (celem miała być m.in. dezercja żołnierzy rosyjskich z okopów), rozwój prasy komunistycznej i własne utrzymanie. Współpracował - nie bezpośrednio, na to był za sprytny - z cesarzem Wilhelmem II, gen. Ludendorffem i innymi przedstawicielami niemieckich elit. Jak pisał kupiec Parvus, który odegrał niebagatelną rolę w tych kontaktach:
"Interesy rządu niemieckiego są najzupełniej zbieżne z interesami rosyjskich rewolucjonistów. Rosyjscy socjaldemokraci mogą osiągnąć swój cel tylko w przypadku całkowitego zniszczenia caratu"[2].
To właśnie Niemcy, zainteresowani jego powrotem do Rosji, zorganizowali przejazd 32 osób, w tym Lenina, Krupskiej (żona) i Inessy Armand (kochanka) w ekskluzywnej salonce opatrzonej immunitetem dyplomatycznym i pod ścisłą strażą.
Kolejnym dowodem całkowitego braku patriotyzmu Lenina jest decyzja o podpisaniu haniebnego pokoju brzeskiego 3 marca 1918 roku, na mocy którego Rosja oddawała Niemcom prawie 1 000 000 km kwadratowych, zadeklarowała zdemobilizowanie wojsk lądowych i floty oraz wypłatę gigantycznego odszkodowania w kwocie 300 mln rubli w złocie. Pomimo protestów Lenin twierdził uparcie: "W Niemczech rewolucja jest nieunikniona. Rewolucja przekreśli pokój brzeski"[3].
Pokój brzeski faktycznie okazał się nietrwały, oczywiście nie za sprawą rewolucji, co nie przeszkodziło wodzowi kłamliwie wynosić pod niebiosa swej rzekomej politycznej dalekowzroczności.
Antypatriotyczna i antyrosyjska działalność towarzysza wodza stała się powodem wszczęcia przez Rząd Tymczasowy w r. 1921 śledztwa, które miało wykazać, że Lenin kolaborował z Niemcami. Prowadzone ono było jednak tak powoli i nieudolnie, że oskarżony nigdy przed sądem nie stanął, zaś wkrótce ci, którzy próbowali wyciągnąć na światło dzienne "oszczercze brudy", skończyli w godny pożałowania sposób.
"Ciaśniej
ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce!"[4].
Słowa Majakowskiego, o zgrozo!, metaforą nie są. Terror miał złamać wolę oporu u niepokornych, rzucić na kolana potencjalnych wrogów. Gdy zamordowano w 1918 r. komisarza ludowego prasy i propagandy w Piotrogrodzie, Lenin telegrafował:
"To nie - po - do - bna! Terroryści uznają nas za niedorajdy. Czas mamy arcywojenny. Musimy zastosować masowy i energiczny terror przeciwko kontrrewolucjonistom"[5].
W "imię proletariatu" mordowano za jawną lub cichą zgodą wodza wszystkich niewygodnych: rodzinę carską, by nie odrodził się duch monarchizmu, przeciwników ideowych, popów, "kułaków", mienszewików, świadków mało chwalebnych kart w biografii Lenina i jego bliskich współpracowników (których później wykosił sierpem i zmiażdżył młotem Stalin), inteligencję. Leninowi nie chodziło o Rosję czy naród, chodziło zawsze i wyłącznie o władzę. Jej zdobycie i ugruntowanie było życiowym celem i obsesją, skutkiem której była śmierć milionów od kuli, stryczka czy z głodu.
Najbardziej ponure karty biografii Lenina to obraz gehenny milionów prostych ludzi. Bolszewickie "grab zagrabione" znaczyło dla panów życia i śmierci tyle, co "nie pracuj". Ciężar utrzymania spadł na barki chłopstwa, zwłaszcza zamożnego. Wieś, nękana konfiskatami i przymierająca głodem, próbowała się bronić. Odzewem leninowskiego politbiura stało się zarządzenie z 11 VI 1921, którego fragmenty przytoczę:
"3/ W przypadku znalezienia ukrytej broni rozstrzeliwać na miejscu bez sądu najstarszego pracującego członka rodziny.
4/ Rodzina ukrywająca bandytę podlega aresztowaniu i wysiedleniu z guberni, mienie zostaje skonfiskowane, a najstarszy pracujący w rodzinie rozstrzelany bez sądu.
6/ W razie ucieczki rodziny bandyty jej mienie rozdać pomiędzy chłopów wiernych władzy radzieckiej, a porzucone domy spalić lub zburzyć.
7/ Niniejsze zarządzenie wcielać w życie dokładnie i bezlitośnie"[6].
"Proletariatu palce" najsilniej zaciskały się na szyjach chłopów. Walka z "kułactwem" okazuje się wcale nie "wynalazkiem" Stalina, krwawe żniwo zapoczątkował Lenin i to on jest odpowiedzialny za kształt kolektywizacji, wcielonej w życie przez jego następcę. Dowodem głębokiego cynizmu Lenina jest rzekoma próba zaradzenia nędzy na wsi – pod płaszczykiem hasła walki z głodem, wykorzystując propagandowe chwyty i brutalną przemoc, ograbił prawosławną Cerkiew, dyskredytując przy tym lub mordując najbardziej niewygodnych duchownych, zaś pozyskane cenne przedmioty kultu przeznaczył bynajmniej nie na podany oficjalny cel, lecz na... wspieranie partii komunistycznych m.in. Chin, Węgier, Włoch. Wg niepełnych danych przeznaczono na "światowe ugruntowanie komunizmu" ponad 19 mln rubli w złocie. W latach owych dotacji (1921-22) w Rosji głodowało około 25 mln ludzi.
"Tymczasem głód przybrał straszliwe rozmiary. Głodujący jedli padlinę i ludzkie zwłoki. Politbiuro zabroniło zamieszczania w prasie wszelkich wzmianek o kanibalizmie"[7].
Czyste zdają się być ręce kata, który zaraz po wyroku wykonanym na bracie zrozumiał, że osobiście nie warto rzucać bomb. Ukryty za parawanem politbiura mógł aprobować najgorsze zbrodnie, mógł je bezkarnie inspirować i dzięki inteligentnym posunięciom propagandowym chodzić w aureoli nieskazitelnego "proroka ziemskiego raju". Nimb wielkości – paradoksalnie - wzmocniły zamachy na Lenina, które przydały mu w świadomości Rosjan charyzmy wodza–męczennika, a choroba, której opisami zręcznie manipulowano, budząc współczucie prostych ludzi, przydała mu cenny (bo nieznany dotąd ogółowi) rys człowieczeństwa. Potem wystarczyło zabalsamować zwłoki i "zabalsamować" leninizm, którego trupi jad sączył się bezkarnie z kremlowskiego mauzoleum przez dziesięciolecia.
Moja prezentacja biografii Wołkogonowa jest z oczywistych względów fragmentaryczna i subiektywna. Książka, jak już wspomniałam, jest rzetelnym i szerokim kompendium wiedzy o Leninie i jego epoce, obnażającym mechanizmy tworzenia systemu totalitarnego, kultu jednostki i swoistym pomnikiem – często bezimiennych – ofiar. Autor dokonuje szczegółowych analiz mechanizmów walki klasowej, pokazuje powstanie i krzepnięcie dyktatury proletariatu i cenę, jaką przyszło zapłacić narodom omamionym przez komunizm.
"Lenin: Prorok raju, apostoł piekła" to książka napisana dobrym piórem, pełna błyskotliwych wniosków, celnych refleksji na temat człowieka i jego funkcjonowania w historii, destrukcyjnego oddziaływania systemu i patologii władzy. Autor opatrzył ją wykazem używanych w tekście skrótów, kalendarium, przypisami oraz uatrakcyjnił zbiorem odnalezionych w archiwach fotografii.
Takie książki powinno się znać, bo warto poświęcić czas, by dotrzeć do prawdy, by:
"(...) poznać prostackie tryby historii
monotonną procesję i nierówną walkę
zbirów na czele tłumów
przeciw garstce prawych i rozumnych"[8].
Gorąco polecam!
---
[1] Wisława Szymborska: "Lenin".
[2] Dmitrij Wołkogonow: "Lenin: Prorok raju, apostoł piekła", przeł. Maciej Antosiewicz, wyd. Amber, 2006, s. 134.
[3] Tamże, s. 199.
[4] Włodzimierz Majakowski: "Lewą marsz", przeł. Antoni Słonimski.
[5] Dmitrij Wołkogonow "Lenin...", s. 195.
[6] Tamże, s. 340.
[7] Tamże, s. 368.
[8] Zbigniew Herbert: "Elegia na odejście pióra, atramentu, lampy".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.