Dodany: 31.05.2006 20:14|Autor: Evvelina

Smoki i jednorożce, czyli rzecz o "tfurczości własnej".


Nie chciałam wykorzystywać czytatnika do tak niecnych celów, ale pomyślałam, że przedstawię wam pewne opowiadanie. Jest już dość stare - wręcz bardzo stare, bo z dwa lata (a może trzy nawet?) ma, ale mam do niego sentyment, bo jest to jeden z niewielu tekstów, które udało mi się ukończyć ;)

_______________________________________


***


Nad Zębatą Górą, na tle ciemnogranatowej zasłony nieba, migotały wyzłocone gwiazdy, niby rozsypane złote monety.
…Złote monety. Moryc obrócił się lekko do tyłu, patrząc na swój skromny zapas. Oprócz złotych krążków w różnych walutach miał też trochę mniej lub bardziej bezwartościowych świecidełek – wciąż, wciąż za mało!

Sięgnął po z lekka wyschnięty ochłap wołowego mięsa wiszącego na czymś, co kiedyś było najpewniej pozłacanym świecznikiem. Żując te marne resztki prowiantu spojrzał w dół skalnej przepaści. Uśmiechnął się szeroko, wyciągając z między zębów jakieś zagubione ścięgno.

Zębatą Górę uznano za przeklętą jeszcze zanim się tu wprowadził, miał więc właściwie spokój w swym pustelniczym życiu. Od czasu do czasu przybywały pod Górę kilkudziesięcioosobowe grupy uderzeniowe pod królewskimi sztandarami. Składały się z zapuszkowanych w tandetne zbroje młodych ludzi, którzy mieli problemy z używaniem miecza bez skutków ubocznych w postaci odciętych części ciała – własnych, albo należących do przypadkiem przechodzących i niczemu nie winnych towarzyszy. Te jednak stanowiły jedynie drobną rozrywkę.

Zębatą Górę można co prawda było zdobyć obchodząc ją od tyłu, co właściwie nie było nawet niebezpieczne, choć nieprzyjemne dla osób o wrażliwych zmysłach węchu. Jednak tamtejsze mokradła wyklinano z królewskich ambon jeszcze dłużej i dobitniej, niż samą Górę. Tak więc na szczyt Zębatej Góry nikt nigdy nie przybywał, poza stadkiem zbłąkanych nietoperzy…

Ciekawe, kiedy ci zrezygnują, pomyślał, wyciągając się wygodnie na skalnej półce i patrząc w dół, gdzie mały oddział rycerski usiłował sforsować naturalną, kamienną fosę. O ile pamiętał, ślęczeli tam od dobrego tygodnia. Oddział był, co prawda, nieco liczniejszy, ale za to z uczestnikami o predyspozycjach na dezerterów i doborową grupą śmiałków, którzy pierwszego dnia wyginęli w mało romantyczny sposób w pobliskiej rzece.

Szczerząc zęby w uśmiechu pochylił się nad przepaścią, a gdy zawołał, jego głos rozniósł się mocnym, grobowym echem po skalnych ścianach doliny:

- Chłopcyyy! Jak uda się wam sforsować fosę, to daaajcie znaaaać!

Rycerze w dole zawahali się, by powrócić do dalszych prób przeprawy przez rwącą rzekę w dole. Mory obrócił się i wszedł do jaskini. Z głową opartym na kilku workach złotych monet położył się do parogodzinnego snu. Rano zawsze atakują ze zdwojoną siłą, pomyślał, będzie na co popatrzeć.
Obudziły go kroki na skalnej półce, tuż u wylotu jaskini. Obrócił się i wyjrzał. Kilka stóp od niego stał młody, blondwłosy rycerz ze zdeterminowaną miną. W prawej dłoni trzymał miecz, lewą chwytał się skalnych występków. Moryc odruchowo przybrał groźniejszy wyraz pyska. Z nozdrzy wyleciały dwa małe kłębki dymu – działanie niezamierzone, ale efekt przewidywalny. Młody rycerz wciągnął głęboko powietrze i zaklął.

Moryc jednym ruchem łba sparował cios klingi na kle – ostrze z trzaskiem pękło na pół. Aż nazbyt łatwo. Nie mają nawet porządnych płatnerzy…?

- Witam cię wielmożny panie w moich skromnych progach. – uśmiechnął się szeroko. Kątem oka widział w dole resztkę skromnego oddziału znikającą wśród drzew w panicznej ucieczce.

- Ty… potworny… kataklizmie naszego… królestwa! – zawołał głosem sugerującym, że nie pierwszy raz mówi tę kwestię. – Przyszedłem… aby… tego… eeee… nnnn… nakazać ci opuścić… te… tę górę… i… oddać… zrabowane skarby…

Moryc zaśmiał się cicho, dla efektu spluwając w bok małym płomieniem gorącego, purpurowego ognia. Z przyjemnością obserwował wyraz paranoidalnego przerażenia na twarzy młodego rycerza.

- I… z… rozkazu… króla… masz… odejść… i… obie… obiecać, że przestaniesz… przestaniesz niepo… niepokoić naszzzz… kraj!

Litania skończyła się nagle w chwili, kiedy zaczęła go niecierpliwić. Moryc zdał sobie nagle sprawę, jak rycerz musiał się tu dostać – okrążając górę od północy i przechodząc przez Karmazynowe Moczary… Taak, interesujące. To znaczy, że był bardzo głupi, albo bardzo odważny. Albo jedno i drugie. Tak czy siak, nie powinien mieć ostatniego słowa. Jest jedyną istotą chodzącą po ziemi, która sforsowała Górę od dobrych paru stuleci.

Zaraz, nie jedyną… Coś drgnęło w pamięci Moryca. Srebrzystobiała sierść, długa grzywa, uderzający w oczy blask i palący ból…


***


…Jednorożce. Moryc zaklął pod nosem na to wspomnienie. Srebrne ślady kopyt na skalnej półce… Determinacja, żeby przeszkodzić mu w każdej przyjemności… Tak, jeśli nienawiść Moryca do jednorożców można przyrównać do jakiejkolwiek innej, to właśnie do tej, którą one darzyły jego. Nie do wiary, uśmiechnął się lekko, puszczając nosem strużki dymu. Tak, naraził się kiedyś jednemu z nich… no, może paru… Jednorożce są nie tylko piękne, szlachetne i mądre. Są też pamiętliwe i nie poprzestaną, póki nie wezmą odwetu. A ponadto kochają się w srebrze. Zwłaszcza w srebrnych monetach, z wybitym na rewersie koniem z rogiem na czole, a tych jakoś w ich czasach nigdzie nie zbywało… Kochają srebro. Niemal tak, jak smoki w swych legendarnych złotych skarbach. I bardzo… bardzo nie lubią, kiedy komuś przychodzi do głowy, żeby przetopić je na połyskliwą kałużę na środku polany. Wówczas muszą się zemścić na tym, kto to zrobił. Nawet jeśli ten ktoś jest od nich dwadzieścia razy większy, ma pazury długie na stopę i dwakroć większe kły; Moryc przekonał się o tym bardzo boleśnie już parę razy.


***


Otrząsnął się niecierpliwie ze wspomnień. Przytrzymał rycerza jednym szponem, kiedy ten zamierzał się wycofać wzdłuż skalnej półki.

- Hejże! – zauważył. – Wypada, żebyś się przedstawił. Do kroniki – dodał wyjaśniająco z szerokim uśmiechem. – Poza tym nigdy nie jem nic, czego nie znam z imienia i tytułu.
Rycerz dumnie podniósł przyłbicę.

- Sir Madey. A teraz, mój panie, wypuść mnie bym mógł opuścić tę przeklętą górę. Nawet mnie nie dogonisz, wiesz o tym…

- Sir? – zdziwił się usłużnie Moryc. – A więc ktoś przyjdzie cię pomścić! Nie wierzę we własne szczęście.

- Jesteś ociężałym, leniwym potworem. Nie masz nawet skrzydeł, i…

- Nie mam skrzydeł?! – Moryc zaśmiał się z oburzeniem, przypalając młodzieńcowi brwi i osmalając twarz pod przyłbicą, która natychmiast się zatrzasnęła. – Zobacz!

Z głośnym szumem rozwinął gigantyczne, błoniaste skrzydła. Mógł to zrobić zupełnie cicho, ale zauważył już, że łopot wywiera większy efekt. Uśmiechnął się nieco szerzej. Otworzył paszczę, ściągając rycerzowi przyłbicę jednym ruchem pazura. Metal jest zbyt ciężkostrawny, wyjaśnił.
Głowa rycerza znalazła się niepokojąco blisko rozwartej szczęki.

- O rany, facet, powinieneś iść do dentysty… - zauważył usłużnie. – Lewy górny kieł okropnie ci się psuje.

Trudno powiedzieć, czy sir Madey zamierzał wykonać jeszcze jakąś usłużną uwagę, gdy nagle zamknęła się nad nim czarna czeluść ogromnej paszczy.

- Zostaw to, Moryc. – rozległ się głos przeciągający pretensjonalnie sylaby i nienaturalnie melodyjny. – Ile razy można ci powtarzać to samo…?

Moryc drgnął na te słowa, niemal odrywając rycerzowi głowę. Przed nim na ścieżce stał ogromny jednorożec, lśniący srebrzyście w beznadziejnie różowym blasku poranka. Miał niepokojąco czarne oczy. Moryc westchnął ostentacyjnie.

- Ach, to ty, Daalmir. Zawsze musisz przeszkadzać… w takich chwilach? – zapytał bokiem pyska. – Daj spokój, raz zacisnę szczękę i…

Jednorożec wzniósł się na tylne kopyta rozbłyskując nagle blaskiem, który przyćmił jasność wschodzącego słońca. Oślepiająco jasny róg dotknął miękkiego miejsca między chrapami Moryca. Jednorożec wolno opadł na cztery kopyta i niecierpliwie potrząsnął błyszczącą grzywą.

- To bolało – poskarżył się Moryc, dotykając łapą pyska.
Wypluty rycerz leżał na skalnej półce. Moryc wskazał na niego.

- No i o co chodzi? – zapytał. – Zabieraj tego swojego kochasia i jazda z mojej Zębatej Góry! Delikwent i tak już nie żyje…

Jednorożec ze stoickim spokojem dźgnął rycerza rogiem.

- Żyje – zauważył – przypuszczam, że twój oddech nieco go ogłuszył…

Złapał człowieka za brzeg płaszcza przypiętego do zbroi i pociągnął go do tyłu, wycofując się ze skały. Kopyta zostawiały srebrne ślady na kamiennym podłożu. Znowu minie tydzień, zanim się ich pozbędę, zauważył Moryc markotnie, masując chrapy łapą.

- I co, nie posadzisz go sobie na grzbiecie, by pogalopować w stronę miasta? – zakpił Moryc. – Byłoby szybciej.

Jednorożec wypuścił brzeg płaszcza z zębów.

- Człowiek nigdy nie dosiądzie jednorożca… tak nisko nie upadliśmy. Oni nawet nie wiedzą… nie wierzą, że istniejemy. – szturchnął człowieka kopytem.

- Więc po co ratujesz? Poleci do miasta, opowie o tobie i zaraz zjawi się tu jakaś doborowa kompania ze złotą uzdą, dziewicą i srebrnym łukiem, żeby urządzić sobie polowanie na jednorożca.

- Widzisz, - odparł Daalmir, nagle starannie dobierając słowa. – Obawiam się, że obudzi się z lekkimi brakami w pamięci. Nie będzie pamiętał całego zajścia.
Moryc zaśmiał się z niedowierzaniem.

- Więc najpierw przerywasz mi ucztę, żeby uratować jakiegoś ludzkiego idiotę, a potem gmerasz mu w pamięci? Nie do wiary… Zaraz… więc czemu właściwie bawiłeś się w ratowanie go?

Jednorożec wyszczerzył olśniewająco białe zęby. Mamy pewne prywatne porachunki, przyjacielu, przypomniał. Moryc wytrzeszczył oczy.

- Hej! Za parę… parę grzechów z przeszłości zamierzasz mnie morzyć głodem?

- Taak, - odparł jednorożec po chwili namysłu, a w głębi jego czarnych oczu zamigotały małe gwiazdki. – Taak, to brzmi rozsądnie… wiesz, ja lubię srebro zdecydowanie bardziej niż ciebie.

Do diabła, pomyślał nagle Moryc, gdyby o tym wiedział, zostawiłby to srebro w absolutnym spokoju, którym teraz mógłby się rozkoszować. To był tylko żart…

Daalmir pociągnął dalej człowieka, znikając za zakrętem skalnej półki. Moryc ułożył się pyskiem do wylotu jaskini. Złożył łeb na założonych łapach. Cholerne jednorożce, pomyślał… Jedyne istoty, jakich musi obawiać się smok. Ogień się ich nie ima, a same mogą zrobić krzywdę…

Miejsce między chrapami zabolało nieznośnie.

…i zawsze muszą zepsuć zabawę, dodał w myślach goryczą.


***


Na skale równoległej do jego Góry biały jednorożec stanął dęba, zarżał i opadł z powrotem na przednie kopyta.
…i na dodatek straszni z nich pozerzy, zauważył.

Nad Zębatą Górą unosiły się małe kłębki dymu. Widać było, że Moryc śpi. Nie do wiary, jaki z niego nieszkodliwy dureń, pomyślał jednorożec, podrzucając w górę grzywę. Długie pasma srebrnych włosów opadły mu na pysk, odrzucił je eleganckim gestem. Uśmiechnął się szelmowsko, westchnął i pogalopował w głąb lasu.

Co pewien czas oglądał się na ładny, sznurowany srebrny wzór, jaki jego kopyta zostawiały w wilgotnej ziemi.


***


Kilka kilometrów od Zębatej Góry, na błotnistej glebie obudził się młody człowiek. Strząsnął cuchnącą, brudną maź z półdługich blond włosów. Nie mógł sobie przypomnieć, po co u diabła leży na bagnach, ubrany w tandetną, blaszaną zbroję. Spojrzał na majaczącą w oddali zębaty szczyt, którego nazwy nie potrafił sobie przypomnieć. Wzruszył ramionami.

Wszedł do przydrożnej gospody i zamówił kufel piwa. Usługującemu barmanowi wskazał kierunek za oknem, gdzie malował się złowrogi, czarny kontur Góry.

- Co to za szczyt?

Barman spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Chyba jesteś zamiejscowy, mój panie. Wszyscy wiedzą, że to Zębata Góra… Mieszka tam smok. I mówią… - zawahał się. – mówią, ze i jednorożce.

Blondwłosy rycerz dopił piwo i roześmiał się w głos.

- Smok? Jednorożce? – stuknął pustym kuflem o stół. – Przecież one nie istnieją…

***

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7997
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: Kaoru 31.05.2006 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
Mnie się podobało, nie musisz się chować ;) Możnaby z tego rozwinąć coś całkiem przyzwoitego, pomysł świetny ;)
Użytkownik: Evvelina 31.05.2006 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się podobało, nie mu... | Kaoru
Myślę, że kończy się dobrze - bo tak, jak sobie zaplanowałam ;). Ciągnięcie pewnych rzeczy w nieskończoność nie jest na ogół dobrym pomysłem, zwłaszcza że doskonale wiem, że większej formy nie ukończę, bo stracę rozpęd w połowie ;)
Użytkownik: Kaoru 31.05.2006 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że kończy się dobr... | Evvelina
Nie, nie - nie miałam na myśli tego, że kończy się źle. Jak na krótką formę opowiadania kończy się bardzo dobrze. Po prostu to świetny pomysł na coś dłuższego. Ale zrobisz jak zechcesz ;)
Użytkownik: Evvelina 31.05.2006 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie - nie miałam na ... | Kaoru
Wiem, że nie to miałaś na myśli :) ale po prostu wydaje mi się, ze to "jedyne słuszne" zakończenie. Osobiście wydaje mi się, że impet opowiadania wytraca się gdzies w połowie, a potem to zakończenie stanowi taką klamrę. Obawiam się także, ze brakuje mi pomysłu na rozwinięcie... moze za długo leżało w szufladzie? ;)
Użytkownik: Kaoru 31.05.2006 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, że nie to miałaś na... | Evvelina
A wiesz, że często tak jest. Ja też wielokrotnie miałam pomysł na pisanie, ale gdzieś po kilku stronach zaczynało mi braknąć inicjatywy i pomysł upadał w zarodku. Osobiście uważam, że jak dotąd tylko jedne moje wypociny nadają się do użytku zewnętrznego i to też bardzo humorystycznie.

Kiedyś namiętnie pisałam, ale teraz jakoś czasu i chęci brak... Brakuje mi pomysłów, może dlatego, że za dużo spraw na głowie ;) To miła odskocznia, ale przecież nie będe się na siłę męczyć. Jak mnie najdzie, to może znowu usiądę nad czystą kartką... ;)
Użytkownik: Evvelina 31.05.2006 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, że często tak je... | Kaoru
>Ja też wielokrotnie miałam pomysł na pisanie,
>ale gdzieś po kilku stronach zaczynało mi
>braknąć inicjatywy i pomysł upadał w zarodku.

Och, to u mnie normalne. Własnie dlatego darzę "Zębatą Górę" sentymentem, bo w zasadzie od początku do końca wiedziałam, co chcę napisać :) przy innych tekstach mi się to nie zdarza. A wiele rzeczy zaczynałam, i to z ambicją napisania "czegoś większego" i... no, pierwsze trzy do pięciu stron zawsze powstawało ;)
Użytkownik: Kaoru 31.05.2006 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: >Ja też wielokrotnie m... | Evvelina
Kiedyś (II klasa LO) napisałam sprawozdanie ze szkolnego wypadu przy okazji Sprzątania Świata. Na biologię to było. Nauczycielkę mieliśmy fajną, ale z dość specyficznym poczuciem humoru. Dziwaczną po prostu. Ale jak oddawała moją pracę to się naprawdę uśmiechnęła. Dzika satysfakcja ;))

Skończone, czy nie skończone - myslę, że to sprawa drugorzędna. Grunt, że się myśli twórczo. No chyba, że faktycznie chce się opasłe tomiszcze wyprodukować, ale to już inna bajka. Jeden z moich bliskich znajomych wyobraźnię ma genialną. Niestety, jedyne co do tej pory napisał z utwotów takich tradycyjnych zawierało się mniej więcej w pół strony A4. Za to scenariusze na sesje same mu spod ręki wypływają... ;))
Użytkownik: Anna 46 31.05.2006 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
Evvelina, wyłaź z ukrytki!
To jest ładne; postacie bardzo żywe - nawet lekko napoczęty blond rycerz; styl mi się podoba, humor mi się podoba; krótkie jest - i to mi się nie podoba! To jest świetny pomysł na ulubiony ciąg dalszy!
Pisz, dziewczyno, o smokach i jednorożcach - bardzo wdzięczny temat i mój ulubiony.
Dzięki za czytatkę!:-)))
Użytkownik: lipcowa 31.05.2006 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
Nie chowaj się, mi też się podoba! A Moryc to mnie urzekł po prostu :)
Użytkownik: jakozak 01.06.2006 08:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
:-))). Nie musisz się wcale wstydzić. Opopwiadanie jest dobre i powinnaś pisac więcej. :-). Mnie się podobało. Jest inteligentne, dowcipne i ciekawe. Czwórka z plusem. :-)))
Użytkownik: Raptusiewicz 04.06.2006 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: :-))). Nie musisz się wca... | jakozak
Też mi się bardzo podobało:) Zgadzam się z Jakozakiem:))
Użytkownik: almaz 02.06.2006 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
proszę mi się tu nie chować ze wstydu - toto jest naprawę niezłe. Czyta się z przyjemnością. Może byś tak coś jeszcze wrzuciła? Chętnie skomentuję ;)
Użytkownik: Evvelina 03.06.2006 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chciałam wykorzystywa... | Evvelina
Mnie nie wolno prosić, bo ja mam za słabą psychikę [tzn. - dodałam drugi tekst, acomitam ;)]
Dziękuję:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: