Dodany: 27.05.2006 22:12|Autor: Krzysztof

Książka: Pan Proust
Albaret Céleste

4 osoby polecają ten tekst.

Tyrania czy magnetyzm?


Już w trakcie czytania „W stronę Swanna”, pierwszej części cyklu, wiedziałem, że przeczytam wszystko, co Proust napisał, i dlatego obok siedmiu tomów „W poszukiwaniu straconego czasu” leżą już i czekają na mnie dwa tomy „Jana Santeuila”, a „Pamięci i stylu” poszukuję. Obcując z myślami autora, poznając go na tyle, na ile jest to możliwe w czasie lektury, na ile on sam obecny jest w swoim powieściowym bohaterze, chciałem poznać prawdziwego Marcela Prousta - człowieka i jego życie. Dzięki zasobom Biblionetki i portalowi allegro, znalazłem i kupiłem „Pana Prousta”, książkę zawierającą wspomnienia pracującej u pisarza przez osiem lat Celesty Albaret, która była nie tylko jego gosposią, ale także sekretarzem, kurierem i oddanym przyjacielem Prousta.

Spokojny i rzeczowy tok jej wspomnień, bez śladu sensacji, chęci zainteresowania czytelnika ciekawostkami czy, tym bardziej, pikantnymi szczegółami z życia swojego byłego pracodawcy, czyni wrażenie na czytelniku; Albaret jest bardzo przekonująca w tym, co mówi, a mówi dużo: moje wydanie książki liczy prawie 470 stron.

Z jej relacji poznajemy człowieka ogarniętego wielką pasją pisania, człowieka zmagającego się z czasem, o którym wiedział, że ma go mało, mobilizującego wszystkie swoje siły witalne, całą psychikę - by podołać tytanicznemu zadaniu napisania DZIEŁA.

"Czas mnie nagli, Celesto"(1).
"...muszę pisać dalej"(2).
„Celesto, nie mogę skończyć, a śmierć mnie goni. Depcze mi po piętach”(3).
I słowa wypowiedziane po napisaniu całego dzieła, słowa, w których Proust mieści cel swojego życia:
"Moje dzieło może się ukazać. Nie zmarnowałem życia"(4).

Wobec powszechnej bylejakości wokół mnie, styczności z ludźmi pozbawionymi jakichkolwiek pasji, letnimi w uczuciach, a żądnymi jedynie mamony, Proust swoim przemożnym pragnieniem pisania czaruje i uwodzi mnie raz jeszcze.

Celesta Albaret zaprzecza wielu mitom i wyjaśnia wiele nieporozumień z życia Prousta, jak ten o jego rzekomym homoseksualizmie: po lekturze jej wspomnień łatwo wyobrazić sobie, że w pewnych okolicznościach intencje człowieka tak delikatnego i subtelnego w obyciu, mężczyzny o kobiecej wrażliwości, mogły być niewłaściwie zrozumiane przez innych.

Proust zadziwia i tutaj, na stronach tej książki: musiało być w tym człowieku wiele czaru, skoro nawet arystokraci, tak chłodni wobec ludzi spoza ich sfery, ubiegali się o jego przyjaźń, starając się o spotkanie z nim, mieszczaninem, Żydem z pochodzenia - niechby o nietypowej porze, jako że Proust noc z dniem zamienił. Oczarował i Celestę Albaret, czego ona sama nie ukrywa – chyba nawet nie potrafiłaby, jako że jej oczarowanie jest żywe we wspomnieniach tamtych lat, w których żyła życiem Prousta, lat jego intensywnej pracy pisarskiej, której była nie tylko codziennym świadkiem, ale uczestnikiem. Ich wzajemne stosunki, pełne szacunku, ale i przedziwnej bliskości tak podobnej do miłości, długie nocne rozmowy – cała atmosfera tamtych niesamowitych lat odżywa w jej wspomnieniach, nabiera barw i ciepła, stając się bliska i czytelnikowi.

Ile jest prawdy obiektywnej we wspomnieniach kobiety tak zafascynowanej swoim byłym chlebodawcą? Nie wiem. Jako możliwą odpowiedź zacytuję tutaj Georgesa Belmonta, pisarza, który rozmawiał z Albaret i spisał jej wspomnienia. We wstępie do „Pana Prousta” napisał:

„...w ciągu miesięcy, które nastąpiły po naszych rozmowach i w czasie których powstawała ta książka, dzięki temu głosowi (głosowi serca obecnego we wspomnieniach Albaret - dop. mój) nie tylko żyłem pod urokiem Marcela Prousta, ale widziałem go i słyszałem tak wyraźnie, że chwilami graniczyło to z halucynacją. Ani przez chwilę nie wątpiłem, że to właśnie jest prawdziwy Proust”(5).

Na ostatniej stronie swoich wspomnień Albaret opowiada o chwili, w której po śmierci pisarza zobaczyła na wystawie księgarni jego książki, i ze wzruszeniem wspominała fragment „Uwięzionej”:

"Pogrzebano go, ale przez całą noc żałobną w oświetlonych witrynach książki jego, ułożone po trzy, czuwały jak anioły z rozpostartymi skrzydłami i zdawały się symbolem zmartwychwstania tego, którego już nie było”(6).


---
(1) Céleste Albaret: „Pan Proust”, tłum. Ewa Szczepańska–Węgrzecka, wyd. Czytelnik, Warszawa, 1976, strona 418.
(2) Tamże, strona 429.
(3) Tamże, strona 429.
(4) Tamże, strona 433.
(5) Tamże, strony 8 i 9.
(6) Marcel Proust: „Uwięziona”, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. Prószyński i S-ka, 2004, strona 163.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15336
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 39
Użytkownik: verdiana 29.05.2006 09:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Już w trakcie czytania „W... | Krzysztof
Wspaniała recenzja, Krzysztofie, jak zawsze. Zasłużyła na wyróżnienie.
Nie znałam tej książki, z przyjemnością dopisuję ją do schowka i do zakładek na Allegro.
"Pamięć i styl" polecam serdecznie, ten zbiorek esejów lubię chyba nawet bardziej niż "W poszukiwaniu..."
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Użytkownik: Bozena 30.05.2006 21:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja, Krzys... | verdiana
Ładnie napisałeś, Krzysztofie – z wyczuciem, i... z wczuciem.

„Nie umrę wszystek...”[Horacy]
A i... Twoje, Krzysztofie, opisy dotyczące osoby Prousta, i jego dzieła pozostaną żywe...

Miło, gdy innym podoba się to co i mnie, albo inaczej; albo słowami M. Prousta: „Każdy nazywa jasnymi myślami te, które posiadają ten sam stopień mętności co jego własne”.
Lecz, proszę, „mętności” tej - nie bierz dosłownie...

Pozdrawiam - Olga
Użytkownik: Krzysztof 31.05.2006 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ładnie napisałeś, Krzyszt... | Bozena
Witaj, Olgo. Oczywiście nie biorę dosłownie, i dziękuję za tak miłe słowa. Czytałem Twoją dyskusję z gościem Biblionetki, K. Rutkowskim, i ponownie przekonałem się, że zadziwić to Ty potrafisz. Kiedy spodziewać się mogę Twojego tekstu o Stendhalu? Jestem go bardzo ciekaw, Olgo.
Użytkownik: verdiana 31.05.2006 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Olgo. Oczywiście n... | Krzysztof
A tu jest ciąg dalszy tej dyskusji. :-)
www.biblionetka.pl/...
Użytkownik: Bozena 02.06.2006 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Olgo. Oczywiście n... | Krzysztof
Oj, Krzysztofie, przepadam za Stendhalem-„brzydalem” i chciałabym o nim napisać, lecz boję się...boję się, że nie sprostam temu zadaniu. To niewymownie złożona osobowość:
„Rzadko widzi się człowieka łączącego większą ostrożność i przezorność z takim umiłowaniem bezlitosnej prawdy; rzadko widzi się człowieka tak szczerego i tak zamaskowanego równocześnie, pałającego taką nienawiścią do hipokryzji, a jednak tak mało otwartego”[Georges Brandes]
To „...dusza melancholijna i szalona jak moja”[Stendhal]
Sama prawda w sprzecznościach...
Stendhal- nie miał talentu do podobania się (?), jak sam powiadał, ale niezaprzeczalnie miał talent do pisania... I powtórzę za naszym gościem w biblioNETce: Stendhal pisał, by milczeć (scribo: taciturio).W „Korespondencji” leży sedno jego osobowości, tu jawi się on PRAWDIWY, ale... pod dziesiątkami pseudonimów, których miał aż...dwieście czterdzieści. Dlaczego?
Świetny wywód i przekonujące uzasadnienie tego aspektu(i nie tylko tego)przeprowadził
Krzysztof Rutkowski w „Zakochanym Stendhalu”.
I właśnie: obecnie jestem na etapie...dojrzewania do tejże przepowieści(czytam, myślę, idę wskazanym tropem – szperając, że powiem: literaturoznawczo).
Troszeczkę chcę zejść z tematu, ale skoro mam okazję powiedzieć-mówię: K. Rutkowski porywa błyskotliwością pióra i fenomenem inteligencji...Pomyślałam sobie, że dziwne są nasze przypadki, bo spotkanie z pisarzem, który poświęcił szereg lat na to, by powstała do granic doskonałości - rzetelna praca o Stendhalu, - którego wysoko sobie cenię - przybliżyło mi...obu.

I jeszcze na koniec-przytaczam słowa „zarozumiałego”, jak powiadał Stendhal, przyjaciela jego- Mériméego, któremu tenże -bez pardonu przecież wytykał „portierski styl”; bo nie należy pisać: „ciężko mi było...”, lecz „trudno mi było...”
Oto słowa Prospera Mériméego:
„...Należałoby życzyć, by pewnego dnia listy B[eyle’a]zostały opublikowane, pozwoliłyby na poznanie i pokochanie człowieka, którego duch i znakomite przymioty pozostają w pamięci jedynie małej grupy przyjaciół”.

Zachęcam, Krzysztofie, i pozdrawiam.



Użytkownik: verdiana 02.06.2006 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Krzysztofie, przepada... | Bozena
Stendhal... fascynuje mnie ta postać, bardziej nawet niż jego dzieła. Jego wieczne poszukiwanie tożsamości: Marie czy Henri? Henri czy Marie? Ale też i poszukiwanie miłości, cierpienie z powodu odrzuceń przez ludzi, którzy widzieli jedynie jego niedoskonałe ciało. Uwielbiam jego cudowny dystans do siebie i swojego pisania - Stendhal wysłał "Pustnię" do Balzaca, żeby ten ją jeszcze raz prze-pisał. Cudne!
Quignard (a w Polsce: Markowski) kontynuuje tradycję pisania w duchu "scribo: taciturio".

Nie mogę się powstrzymać, muszę tu wkleić cytat z "Zakochanego Stendhala" KR:

"Sztuka pisania stała się dla H. wehikułem. "Nie chcę onanizować duszy czytelnika" – to słowa z jednej wersji listu do Balzaka i wyznanie, rzucone niby mimochodem: "Miłowanie jest największą sprawą mojej twórczości, a prawdę mówiąc jedyną". Miłowanie – rzecz bardzo tajemnicza. Najważniejsza. H. napisał tysiące stron tajemnicy tej dotyczących. Inaczej: żadna napisana przez H. strona nie może nie dotyczyć miłowania. Miłowania i miłości. To niezupełnie to samo. Tysiące aforyzmów, niekiedy sprzecznych, wykluczających się wzajem. Od: "Miłość to coś, co przydarza się służącym, które potem trzeba wyrzucać z domu", do: "Miłowanie można porównać z odludną, stromą i uciążliwą drogą, która zaczyna się wprawdzie w czarownych gajach, ale niebawem gubi się wśród okrzesanych skał, zgoła niepociągających dla pospolitych oczu. Pomału droga zapuszcza się w wysokie góry, w ciemny las, którego olbrzymie drzewa tamują światło. [...] Nabłądziwszy się ciężko, niby w bezkresnym labiryncie, który mnogimi zakrętami drażni miłość własną, naraz – nowy zakręt i znajdujemy się w nowym świecie". Miłowanie to dar; nic nie ukoi po jego stracie. Miłowanie to choroba, z której najpierw umiera miłość własna. H. kreślił na piasku inicjały kobiecych imion, powtarzając, że jego książki nastąpiły po nich, z braku lepszego rozwiązania".

"O miłości" Stendhala polecam gorąco tym, którzy jeszcze tej książki nie znają...
Użytkownik: Bozena 04.06.2006 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Stendhal... fascynuje mni... | verdiana
Verdiano, zastanawiałam się czy w tym miejscu(opis o Prouście)mogę wypowiedzieć swoje zdanie – inne niż Twoje w kwestii: i „brzydoty” Stendhala, i prze-pisania „Pustelni...”przez Balzaca. W końcu piszę, ale mam nadzieję, że odbierzesz ten fakt z wyrozumiałością...(Krzysztofie, tak jakoś na Twojej stronie, ale cóż...temat się potoczył...).

Nie bez powodu napisałam wcześniej, że prawdziwy Stendhal jawi się w „Korespondencji”. I naprawdę - na setkach stron - nie zauważyłam, by, jak piszesz, „cierpiał z powodu odrzuceń przez ludzi, którzy widzieli JEDYNIE jego niedoskonałe ciało”. Owszem, cierpiał z różnych powodów - zwłaszcza z utraconych miłości,- w których to cierpieniach odnajdywał także rozkosz... Cierpiał też z powodu własnej brzydoty, którą – tak naprawdę – tylko sam widział. Bo inni - obcując z nim – zapominali o jego brzydocie, a to dlatego, że jego urok osobisty, delikatność i inteligencja tamten obraz oddalała.
Faktycznie: „...był gruby, niewysoki i szczególnie zaskakująco brzydki, ale miał oczy tak żywe i spojrzenie tak przenikliwe, tak wyniosłe, a mimo to łagodne; od całej jego twarzy biła taka inteligencja i taki urok, że z trudem można było uznać go za brzydkiego”
[„Serce Stendhala”H.Martineau].
Miał mnóstwo, mnóstwo znajomych, przyjaciół i kobiet, i nikt z powodu brzydoty go nie odrzucał; relacje były takie jakie się spotyka między ludźmi o rozmaitej urodzie. A czułość jego wobec kobiet, które kochał z wzajemnością (i nie tylko) była tak wielka, że chyba żadna z nich nawet nie myślała o odrzuceniu go z powodu... „niedoskonałego ciała”. Hrabina Curial powiadała: „Ty masz w niektórych chwilach urok i delikatność...”[H. Martineau].I niemal krzyczała w szaleńczej miłości: kocham Cię, kocham Cię, kocham...
Akurat Stendhal - bywalec znaczących salonów jego epoki - przepadający za wykwintną sztuką konwersacji, umiał zjednywać sobie ludzi, i to ludzi o uznanym wszem wobec autorytecie; a fakt ubóstwiania przez niego samotności („życiopisania”) nie może być, i nie jest – moim zdaniem - wyznacznikiem odrzucenia...

Trudno też się zgodzić, jak piszesz, że Stendhal wysłał „Pustelnię...”do Balzaca, celem prze-pisania. Wiem, że słowa te odnajdziemy w „Zakochanym Stendhalu”, ale one mają głębszy wymiar i nie można ich traktować dosłownie...Jak naprawdę było z tym „wysłaniem”, to nawet sam Stendhal pewien nie był; nie pamiętał czy w ogóle wysłał którąkolwiek wersję swojego listu w odpowiedzi na ogólne pochwały „Pustelni...” i krytykę początku jej - przez Balzaca. Fakt, Stendhal z uległością - wiedziony sugestiami „mistrza”- pozostawił puste miejsca w powieści, by ten - uznany już pisarz - ewentualnie uzupełnił je, zwłaszcza miejsca dotyczące wejścia Francuzów do Mediolanu w roku 1796.
Ale, tymczasem, sam zabrał się do poprawek w powieści...wygładzał ją i wygładzał, by w końcu uznać (1841), iż krytyka Balzaca nic nie wnosi, i początek „Pustelni...”pozostał niezmieniony; a to właśnie dla pokazania pięknego obrazu Mediolanu.

Warto przytoczyć końcowe słowa H. Balzaca w piśmie „Revue Parisienne”(25.VII.1840)redagowanym przez niego samego:
„Śpieszę donieść, że zaliczam autora „Pustelni parmeńskiej” do głębokich umysłów i najlepszych pisarzy naszej epoki. Jego pozycja będzie większa, niż mu się ją przyznaje”.

Wiem, że rozpisałam się mocno (taki jakiś mój styl); ale, w moim odczuciu, poruszone przez Ciebie, Verdiano, te dwa aspekty są bardzo ważne, toteż warto znać, skoro mówimy o tym, i Twoje, i moje zdanie; aczkolwiek zgłębienie tematu - wciąż (może?) otwarte jest...

Pozdrawiam serdecznie i Ciebie, Verdiano, i Krzysztofa.

Użytkownik: verdiana 04.06.2006 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, zastanawiałam s... | Bozena
Olgo, ja niestety polemizować nie będę, bo w niektórych kwestiach nikomu tak nie ufam, jak KR, a on i korespondencję zna (podejrzewam, że w oryginale). Tematu odrzucenia nie można traktować tak po wierzchu, nie można też oczekiwać rzetelnego opracowania tematu przez Stendhala, bo to przecież on jest tutaj "przedmiotem" (tak się brzydko wyrażę) dyskusji. A on miał wiecznie problem z tożsamością, który przecież zaczął się w dzieciństwie od jego rodziców - oparcie miał w dziadku, nie w rodzicach (to jest pierwsze i najważniejsze odrzucenie, które waży na całem życiu, i które rzadko kiedy można przezwyciężyć; zupełnie jak neuroza).

Odrzucano też jego twórczość (a biorąc pod uwagę, że uprawiał życiopisanie, to było tak, jakby odrzucano jego samego), o tym wszystkim też pisze KR. Zresztą Stendhal, tak samo jak Mickiewicz, nie doczekał się wydania krytycznego swoich dzieł.

Prawdę mówiąc, przeraża mnie świadomość tego, jak dziś piętnowana jest inność wszelkiego rodzaju, a jeszcze bardziej to, jak bardzo była piętnowana kiedyś. A Stendhal był inny, z całą swoją tożsamością, problemami seksualnymi, pseudonimiką, poszukiwaniem siebie, życiopisaniem, które mało kto rozumiał (bo i dziś się tego nie rozumie); i w ogóle nie dziwi mnie jego poczucie wyizolowania, niezrozumienia i odrzucenia.
Z drugiej strony, wydaje mi się, że nie umiałabym go polubić, gdybym go w realu spotkała. I to nie ze względu na inność.

"Prze-pisania" nie można uważać za synonim przepisania (słowo pochodzi od przepowieści, nie od przepisywania), nie można więc mówić o żadnej dosłowności.

Pozdrawiam Was serdecznie, mam nadzieję, że nas, Krzysztofie, nie zbesztasz. :-)
Olgo, nie przestawaj się rozpisywać!
Użytkownik: Bozena 05.06.2006 04:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, ja niestety polemiz... | verdiana
Verdiano, nie „wzywałam” do polemiki i widzę, że to o czym piszesz w komentarzu z 04.06.2006. wykracza poza istotę poruszonych wcześniej kwestii. Także nie zamierzam polemizować, ale muszę powtórzyć, że napisałaś 02.06.2006, między innymi, dwa zdania, które wywołały u mnie odruch protestu:

1/ „...cierpienie z powodu odrzuceń przez ludzi, którzy widzieli jedynie jego niedoskonałe ciało...”

Jak to – „...widzieli jedynie jego niedoskonałe ciało...”?
Jakich odrzuceń?

Brak wyjaśnia (jeśli były) kategorii „odrzuceń”, o których próbujesz mówić teraz, czyli później, a ja nie zgadzając się z tym co napisałaś (pkt. 1) uzasadniłam swój punkt widzenia, jednocześnie przytoczyłam słowa Saint-Simona odnalezione przez H. Martineau’a.
Nie rozpatruję „ tematu odrzucenia po wierzchu”; bo tego tematu nie podejmowałam wcale, jedynie zgodziłam się, że Stendhal cierpiał, i to cierpiał z wielu powodów...

2/ „Stendhal wysłał „Pustelnię...” do Balzaca, żeby ten ją jeszcze raz prze-pisał. Cudo”.

Myślę, że czytelnik, który nie zna Stendhala(ja także wciąż go jeszcze poznaję) - to zdanie odczyta jednoznacznie. Zatem, zwróciłam uwagę, że nie należy słowa „prze- pisał” brać dosłownie, o czym
i Ty, Verdiano, dopiero teraz mówisz. To zdanie powinno, w moim odczuciu, zawierać wyjaśnienia, które poczyniłam(nie wiadomo jak naprawdę było z tym wysłaniem, itd.) uzupełnione o motywy; bo chodziło o prze-pisanie stylem Balzaca(a i tak do tego nie doszło).

Nie kwestionowałam Twojej wypowiedzi co do poszukiwań tożsamości przez Stendhala, więc tak tylko - od siebie - o tym po prostu piszesz...Tak rozumiem.

Nie muszę chyba Ciebie zapewniać (widoczne owe dwa punkty), że nie było moim celem polemizowanie, czepianie się, czy bogowie wiedzą - co jeszcze...I niczego co KR napisał - nie kwestionowałam, bo i ja mam do Niego zaufanie...

Dziękuję, Verdiano...
Nie odbieram Ci prawa do Twojego zdania, ale też - pozwalam zachować sobie swoje.

„Czytanie „Stendhala” zmusza do przeczytania całego „Stendhala”, ale przeczytanie całego „Stendhala” nie jest możliwe, miedzy innymi dlatego, że cały „Stendhal” nie został potąd opublikowany ani odszyfrowany, ani odkryty, ani nawet napisany: przez to nie-napisanie rozumiem całość tekstu Stendhalowskiego, w którym luki, nieciągłości tekstowe nie są brakiem, nie są czystym nie-tekstem[...]:to jest brak aktywny i znaczący jako brak, jako sposób pisania, jako tekst nie-pisany”.[G.Genette, „Zakochany Stendhal” KR]




Użytkownik: Krzysztof 15.06.2006 14:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, ja niestety polemiz... | verdiana
Nie, nie zbesztam, a nawet chętnie przyłączyłbym się do waszej dyskusji, gdybym znał twórczość Stendhala. Kiedyś zacząłem czytać "Czerwone i czarne", ale nie skończyłem, zniechęcony. Niedawno przeczytałem kilka listów Stendhala - z podobnym odczuciem. Tak właściwie to nie wiem dlaczego.
Użytkownik: verdiana 15.06.2006 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie zbesztam, a nawe... | Krzysztof
Ja też nie wiem, a miałam podobne odczucie zniechęcenia, podchodząc do "Czerwonego i czarnego" po raz pierwszy. Nie mogę czytać Stendhala jednorazowo w dużych ilościach. On się dziwnie rozpisuje, jednocześnie nie onanizując duszy czytelnika, a ja jednak wolę, kiedy autor to robi z moją duszą. ;>
Może na Stendhala musi przyjść czas? Przez długi czas zdecydowanie wolałam czytać o Stendhalu niż jego samego (polecam m. in. książki Blina).
Użytkownik: Bozena 20.06.2006 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie zbesztam, a nawe... | Krzysztof
Żal trochę...Zniechęcił Cię Stendhal, Krzysztofie, po przeczytaniu kilku jego listów i początku „Czerwonego...”?!Chciałabym, żebyś napisał dlaczego-jeśli poznasz powód tego zniechęcenia.
Pytanie podobne zadałam na forum KR...bo aspekt ten-bardzo mnie ciekawi.
Skoro zachęcałeś mnie do opisu o Stendhalu, to przyznam, iż odniosłam wrażenie(mylne, jak się okazało), że on Ciebie interesuje. Ech, tu i teraz, był to (przeczuwam)zbytek moich uroczych wyrazów o nim. Ale... może, może kiedyś...?

Pozdrawiam, Krzysztofie, i wpisuję się na niewidzialną, lecz mniemam-istniejącą listę oczekujących na Twój opis „Sodomy...”.

Użytkownik: Krzysztof 29.06.2006 00:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Żal trochę...Zniechęcił C... | Bozena
Witaj, Olgo. Mnie też jest żal, chociaż może nie tyle lektury powieści Stendhala, co czasu poświęcanego prozaicznym zajęciom, tak koniecznym, a tak jałowym; żal tych wszystkich książek, których w swoim życiu nie przeczytam, wszystkich nie przeżytych chwil nad nimi: zadumy, zachwytu, oczarowania, wiedzy.
„Czerwone i czarne” zacząłem czytać dawno temu, jako młody chłopak, i teraz już nie pamiętam, dlaczego zrezygnowałem z tej lektury. Pewnie wydała mi się nudna. Tyle że – jak to słusznie zauważył Proust - lata nas zmieniają, stajemy się innymi ludźmi, w tamtym czasie i jego dzieła znudziłyby mnie, więc pewnie i Stendhala inaczej odbierałbym teraz. A z jego listami mogło być tak, jak z czytanymi kiedyś przeze mnie listami Mauriaka: znam i cenię jego twórczość, ale listy niespecjalnie mnie zainteresowały. Olgo, jeśli Twoje wypowiedzi o Stendhalu były szczere, a nie wątpię, że tak właśnie było, to na pewno nie były zbyteczne. Dziękuję za słowa o oczekiwaniu na mój opis. Wiem, że istnieje lista oczekujących na Twoje teksty. Ja jestem na tej liście.
Użytkownik: Bozena 29.06.2006 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Olgo. Mnie też jes... | Krzysztof
:-)
Użytkownik: Krzysztof 31.05.2006 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja, Krzys... | verdiana
Dziękuję, Matko Verdiano. Swoją pochwałą „Pamięci i stylu” narobiłaś mi jeszcze większego apetytu na tę książkę – i za ten apetyt także dziękuję. Gdzieś czytałem parę Twoich wierszy; czyż ich pisanie nie jest wspaniałą przygodą? A czy mogę poznać etymologię tak zmienionego Twojego imienia?
Użytkownik: verdiana 31.05.2006 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Matko Verdiano.... | Krzysztof
Którego zmienionego imienia? :-)
Tak jak Stachura, zmieniłam kiedyś kolejność moich imion.
Nicka nie zmieniam... dopisuję mu jedynie kontaktst, w tym przypadku jak najbardziej dosłowny - możesz mnie uważać za specjalistkę od kleszczy, moja psica mnie wyszkoliła. :-)
A wiersze... pisały się same, kiedy młoda byłam. Teraz jakoś nie chcą... Miłe to dla mnie zaskoczenie, że do nich zajrzałeś.
Pozdrawiam Cię serdecznie i niecierpliwie czekam na kolejne recenzje!
Użytkownik: Chilly 29.05.2006 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Już w trakcie czytania „W... | Krzysztof
Moje pierwsze zetknięcie z Proustem było właśnie poprzez Albaret i chyba już nic nie zburzy obrazu pisarza, jaki we mnie powstał po przeczytaniu tych wspomnień.
"Pamięć i styl" warte zachodu, czyta się niemalże jednym tchem. ;)

Użytkownik: Krzysztof 31.05.2006 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze zetknięcie ... | Chilly
Dziękuję za komentarz, Chilly. Naprawdę jesteś złą kobietą? Eee, nie wierzę! Gdzieś słyszałem, że nie ma kobiet złych, są tylko kobiety zbyt mało kochane, a im jestem starszy, tym bardziej przekonuję się do tych słów. Więc życzę Ci, abyś nie była złą.
Użytkownik: Chilly 03.06.2006 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za komentarz, Ch... | Krzysztof
Krzysztofie, nie bierz tego zbyt poważnie, "zła kobieta" to żart Verdiany z innego wątku. Ale lubię to dopowiedzenie nicka, złym kobietom więcej wolno. ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie
Użytkownik: Czajka 07.06.2006 04:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Już w trakcie czytania „W... | Krzysztof
"Dziesięć lat to nie tak dużo. Ale dziesięć lat u pana Prousta, z panem Proustem, to dla mnie całe życie i wdzięczna jestem losowi, że mi je dał, bo nie mogłabym wymarzyć sobie nic piękniejszego."
Pan Proust, Céleste Albaret, tłum. Ewa Szczepańska–Węgrzecka, wyd. Czytelnik, Warszawa, 1976, strona 11

"W tych chwilach Celesta była naprawdę - jak jej imię - niebiańska."
Sodoma i Gomora, Marcel Proust, tłum. Tadeusz Żeleński (Boy), PIW, Warszawa, 1992, strona 241

Krzysztofie, tradycyjnie dziękuję Ci za piękną recenzję i bardzo się cieszę, że trafiłeś na tę książkę. Uważam, że ona wspaniale dopełnia lekturę Prousta. Niedawno przeczytałam ją ponownie i myślę, że to jest prawdziwy Proust Celesty. Ona nie kłamie, niczego nie fałszuje, ona po prostu takim go widziała i tak go zapamiętała. A opowiedziała o nim z taką czułością i z takim uczuciem, że nie sposób się oprzeć jego urokowi.
Celesta była wdzięczna za lata z Proustem, a ja jestem jej wdzięczna, że zdecydowała się je opisać. Przez wiele lat była temu przeciwna i zdecydowała się dopiero u schyłku życia.
A nawiązując do tytułu Twojej recenzji to niewątpliwie Proust był tyranem. Sam oddany bez reszty pisaniu wymagał również od innych całkowitego oddania. Ale robił to z prawdziwie magnetycznym wdziękiem.
Użytkownik: Krzysztof 15.06.2006 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dziesięć lat to nie... | Czajka
A Ty z wdziękiem uzupełniłaś mój tekst. Dziękuję Ci za to, dziękuję za miłe słowa. Przepraszam za zwłokę w odpisaniu: Chronos nie jest mi przychylny, a im jest starszy, tym bardziej mi wrogi.
Ja też uważam, że Albaret przekazała nam prawdziwy obraz Prousta, tyrana o magnetycznym wdzięku, a i jego ksiązki to potwierdzają; otóż myślę tutaj o nieuniknionej obecności cząstki osobowości autora w jego dziełach, o tym, że dzieło wybitne zawsze jest nasycone wnętrzem twórcy. Czy zgadzasz się z tym twierdzeniem, Czajko?
Użytkownik: Czajka 18.06.2006 03:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A Ty z wdziękiem uzupełni... | Krzysztof
Krzysztofie, i mnie czas wydaje się teraz wrogim, głównie dlatego, że on jest coraz szybszy, podczas gdy ja coraz wolniejsza.
Podobnie jak Ty sądzę, że autor w swoim dziele jest w jakiejś różnej mierze obecny. To przecież jego myśli, jego obserwacje i jego wyobraźnia. W przypadku Prousta tę jego obecność odczuwam bardzo intensywnie, może dlatego, że to dzieło całego życia i o całym życiu.
Nabokov w swoich wykładach pisze o "W stronę Swanna" tak: "Jedno powinniście zapamiętać: ta powieść nie jest autobiografią. Narratorem nie jest Proust jako osoba, a postacie są wyłącznie tworem jego wyobraźni."
O ile z pierwszą częścią tego stwierdzenia się zgadzam, to z drugą nie. Oczywiście nie jest to autobiografia, ale nie można zaprzeczyć, że Proust czerpał z życia pełnymi garściami, wykorzystywał zachowania, uczucia, odczucia, miny, gesty, ubrania, ale oczywiście nie przełożył tego w stosunku jeden do jednego tylko rozbił na fragmenty i z tych fragmentów skomponował całość.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Użytkownik: Krzysztof 29.06.2006 01:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, i mnie czas ... | Czajka
Zgadzam się z Twoją oceną słów Nabokova (kto to jest?), ale dodam jeszcze, że w pewnej mierze - wydaje mi się, że znacznej - „W stronę Swanna”, jak i całe „W poszukiwaniu..”, jest autobiografią Prousta. I to nie tyle z powodu licznych podobieństw – a bywa, że i tożsamości – między nim, a narratorem jego dzieła (że wspomnę tylko o zdrowiu), co ze względu na sposób wartościowania tego, co w życiu ważne, a co nie. W nastawieniu na wewnętrzne, duchowe przeżywanie życia; na uznaniu, iż to, co stanowi o człowieku, o jego najistotniejszym „ja”, to nie jego działania: stanowiska, dyplomy, pozycja w świecie, a bogactwo przeżyć jego ducha. W tym sensie dzieło Prousta jest jego autobiografią. Tak sądzę, szczególnie po lekturze wspomnień C. Albaret. Na pewno i Ty zauważyłaś, jak mało o ludziach mówią ich biografie – w przeciwieństwie do dzieła Prousta; na nagrobkach bliscy zmarłego zamieszczają daty, a więc coś, co w żaden sposób nie jest od niego zależne, i co nic o nim nie mówi. Zwyczaje starożytnych Greków bardziej mi się podobały.
Dziękuję, Czajko
Użytkownik: Czajka 22.01.2007 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Już w trakcie czytania „W... | Krzysztof
Zapis rozmowy o "Panu Prouście":
http://tinyurl.com/2hlv45
Użytkownik: cypek 13.11.2007 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapis rozmowy o "Pan... | Czajka
Nie spodziewałem się tak strasznego i dramatycznego zakończenia życia przez Pana Prousta.Dlaczego nie chciał się leczyć,przecież to bylo na początku zwykłe przeziębienie.
Użytkownik: Czajka 13.11.2007 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie spodziewałem się tak ... | cypek
Musiałby wtedy przerwać pracę.
Użytkownik: cypek 13.11.2007 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Musiałby wtedy przerwać p... | Czajka
.Według mnie po napisaniu tego pięknego dzieła,nie chciał po prostu już żyć.
Użytkownik: Czajka 14.11.2007 01:49 napisał(a):
Odpowiedź na: .Według mnie po napisaniu... | cypek
"Drogi doktorze, muszę, chcę wykończyć te korekty. Gallimard czeka na nie."
Poza tym był przeciwny zastrzykom, więc ich nie wykupił, pracował w nieogrzewanym pokoju, pił zimne piwo i nie jadł. Nie znosił sprzeciwu, no i nie ufał lekarzom. To się wszystko zbiegło.
"- Niech pan odpocznie, bardzo pana o to proszę!
- Nie, jeszcze nie skończyłem. (...) Ale zobaczysz, zobaczysz, droga Celesto... jestem lepszym lekarzem niż lekarze..."
Pan Proust, Celeste Albaret

I myślę, Cypku, że on nie dokończył pisania, wiele zostało pustych miejsc w ostatnich tomach, wiele zdań nie zostało poprawionych. Zresztą, myślę, że nawet jeżeli żyłby jeszcze dziesięć lat, to prawdobodobnie poprawiałby nieskończenie. Swoim dążeniem do doskonałości doprowadzał wydawców do szału, zresztą, przekonasz się, skoro czytasz Paintera.
:)
Użytkownik: cypek 14.11.2007 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: "Drogi doktorze, mus... | Czajka
To się zgadza,ale też powiedział któregoś dnia do Celesty.

No więc powiem ci,droga Celesto.To wielka nowina.Tej nocy napisałem słowo "koniec".I dodał,ciągle z tym samym uśmiechem i promiennym spojrzeniem-Teraz mogę umrzeć.

Każdy z nas ma swoje zdanie na ten temat i bardzo dobrze.Zacząłem Paintera czytam wolno bo chyba tego nie można inaczej.
Użytkownik: Czajka 15.11.2007 02:54 napisał(a):
Odpowiedź na: To się zgadza,ale też pow... | cypek
"Poza tym, jak przewidziałam (a nietrudno to było przewidzieć), pracował w dalszym ciągu tyle co dawniej, choć już napisał slowo >>koniec<<. Poprawiał wciąż i poprawiał, a to rękopis >>Nie ma Albertyny<<, a to rękopis tego, co po śmierci stało się >>Czasem odnalezionym<<, a to korekty >>Uwięzionej<<; w związku z tą korektą przyjmował czasem pana Rivière. I oczywiście wklejaliśmy dopiski."
Pan Proust, Céleste Albaret

Cypku, Proust napisał do końca i dla mnie nie ulega wątpliwości, że jest to dzieło skończone. To o czym mówię, to są szlify, polerowanie. W moim wydaniu "Czasu odnalezionego" z 1992 roku mam w przypisach takie uwagi:
W rękopisie znajduje się tu kilka zdań, których Proust nie zdążył wkomponować w całość. [takich zdań jest sporo]
W rękopisie zdanie nie dokończone.
Luka w rękopisie.

Użytkownik: cypek 02.12.2007 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: "Poza tym, jak przew... | Czajka
Nie zdawalem sobie sprawy na co się porywam,zaczynając czytać Biografię Prousta.Kończę powoli pierwszy tom z wielkim trudem.Celesta go oszczędzała nie napisała nic co by pokazało prawdziwe jego życie.Painter nie pozostawia złudzeń odslania całego Prousta.
Użytkownik: Bozena 03.12.2007 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zdawalem sobie sprawy... | cypek
Moim zdaniem, Cypku, Celesta dużo powiedziała o prawdziwym życiu Prousta, a nie: nic.
"Oszczędzała"? A niby w czym on zawinił?

"... nie pozostawia złudzeń, odsłania całego Prousta".
Dla Ciebie "odsłona" i "złudzenia" to najbardziej interesujący wątek w pierwszym tomie biografii?

Napisz śmiało o konkretach, bo komentarz, który zamieściłeś - niejasny jest.

Użytkownik: cypek 03.12.2007 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem, Cypku, Cele... | Bozena
Niestety nie będę się więcej wypowiadał na temat Pana Prousta.Wiesz doskonale jakie życie prowadził,ja nie mam mu tego za złe.Celesta nie wspomniala nawet o tych jego sklonnosciach ani slowem.Koniec pierwszego tomu jest tylko o pogoni za partnerami,za zmianami partnerów.O jeszcze sprawa relacji z Matką,która bardzo chciała żeby zainteresował się dziewczynami,kobietami a to nie było takie proste z jego punktu widzenia.

Znajduję też dla siebie wiele pięknych fragmentów ktore mnie interesują,inaczej bym tego nie czytał.Przecież nikt mnie do tej lektury nie zmuszał.
Użytkownik: Krzysztof 08.12.2007 21:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety nie będę się wię... | cypek
Po lekturze wspomnień Albaret uwierzyłem w heteroseksualnośc Prousta, teraz wiem, że raczej skłaniał się ku mężczyznom, ale ta wiedza ani o jotę nie zmieniła mojego o nim zdania, a co do jego wad, czy raczej licznych dziwadeł... Pięknym kobietom dużo wolno – geniuszom też. Proust był nim, dla mnie to fakt niewątpliwy, i nie on jeden – spośród geniuszy – miał swój dziwny zbiór, co potwierdziłem czytając kiedyś życiorys Mozarta. Może to jakaś prawidłowość u ludzi genialnych?
Użytkownik: Krzysztof 08.12.2007 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Drogi doktorze, mus... | Czajka
Witaj, Czajko.
Właśnie! Proust był po prostu uparciuchem, czasem nawet apodyktycznym uparciuchem, za grosz nie mającym zaufania do medycyny i lekarzy, co szczególnie dziwi wobec zawodu jego ojca i brata. Co mogło być powodem tej nieufności – nie wiem. A Ty?
Użytkownik: Czajka 09.12.2007 02:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Czajko. Właśnie! ... | Krzysztof
Witaj, Krzysztofie!
Nie wiem. Ale może właśnie to, że znał doskonale środowisko lekarzy, znał ich słabości, niepewność wobec trudniejszych przypadków i w sumie bezsilność (cała przepięknie opisana, śmiesznie, ironicznie, ale jak gorzko, historia choroby babki), może to spowodowało, że był nieufny?

Tak sobie myślę, że do pełnego poddania się zaleceniom lekarzy potrzebne jest przymknięcie oka na nietrafne diagnozy, nieudane historie wyleczeń, absurdalne kuracje. Proust oka przymykać nie lubił.

Ale to ciekawe, przypomniała mi się teraz ciotka Leonia, która też nie słuchała nikogo, miała swoje koncepcje utrzymywania się przy życiu leżeniem w łóżku i piciem wody. Proust to przedstawił w krzywym zwierciadle, a sam jak bardzo był do niej podobny. :)

Użytkownik: misiak297 14.11.2007 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Już w trakcie czytania „W... | Krzysztof
Dziękuję Krzysztofie za kolejną wspaniałą recenzję. Zacznę tej książki szukać, jak skończę Proustowski cykl. Wstyd się przyznać ale wciąż siedzę w Sodomie i gomorze. Choć to wynika z braku czasu. A może to i lepiej? Będę obcował z Marcelem dłużej...
Ciekawostka dla Ciebie: w krótkiej powieści Bessona "Pod nieobecność mężczyzn" Proust jest jedną z postaci drugoplanowych:)
Użytkownik: Krzysztof 08.12.2007 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Krzysztofie za k... | misiak297
Dziękuję, Misiaku. Temu tekstowi czegoś brakuje. Nie bardzo wiem czego.
Im więcej czasu mija od przeczytania Prousta, tym częściej stwierdzam, że mało wiem i mało pamiętam, a w ogóle to powienienem wrócić do powieści. Wrócę, i nie będę się poganiać. Ty też tego nie rób.
Użytkownik: Czajka 09.12.2007 02:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Krzysztofie za k... | misiak297
Misiaku, to żaden wstyd, ciekawe, bo ja też miałam dłuższą przerwę w Sodomie właśnie.
Ale mnie zainteresowałeś tym Bessonem. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: