Rewelacja!!!
Powiem po prostu: RE – WE – LAC – JA!!! Tego nie można sobie „odpuścić”, odłożyć do schowka i zapomnieć. „Kirgiza” trzeba koniecznie przeczytać, przedumać, przeżyć.
To kolejna „zapomniana” polska powieść poetycka z czasów romantyzmu. Aż trudno uwierzyć, że Zieliński był autorem również romansów w rodzaju „Manueli”!. „Kirgiz” to w polskim romantyzmie kolejna erupcja przepięknej poezji wytryskającej, po wielu latach chudych, niczym źródło na jałowej pustyni. Bohaterem jest Kirgiz, człowiek przebiegający konno step, który wyrwał się z niewoli i jedzie szukać zemsty za śmierć swojego ojca i za własne nieszczęścia. Dociera do jurty niejakiego Bija, gdzie zostaje gościnnie przyjęty: na jego cześć zostaje zabity baran i wyprawiona uroczysta uczta, a on sam zakochuje się w córce gospodarza – Demeli. Tak się zaczyna ten króciutki utwór (raptem 35 stron!) i brzmi to może banalnie, ale to tylko preludium. Akcja jest wartka, brak tu gadulstwa typowego choćby dla Goszczyńskiego, mętnych epitetów w stylu Malczewskiego czy Słowackiego. To jest soczysty kawał poezji - gęstej, zachłannej. Typowe dla powieści poetyckiej inwersje czasowe przybierają tutaj postać opowieści gęślarza o dawnych czasach, gdy wraz z Bijem szukał sławy. Również miary wiersza są zróżnicowane i czasami ustylizowane na poezję ludową, ale o wiele lepiej, moim zdaniem, niż w przypadku „Dziadów cz. II” Mickiewicza.
Jednak przede wszystkim uwagę zwraca tu język poetycki, który, posługując się metaforyką charakterystyczną dla romantyzmu, stwarza niezwykle plastyczną wizję świata. To nie jest żadne epigoństwo! To Sztuka przez duże „S”. Czytając „Kirgiza” widziałem, z jaką lekkością Zieliński posługuje się słowem. Tutaj nie ma „szycia”, nie ma wysilonych rymów, połamanej rytmiki, tej całej nieudolności warsztatowej, która zdarzała się i największym (dość wspomnieć „Toasty” Mickiewicza). Słowo płynie swobodnie, wartko i potoczyście, jakby poezja była czymś naturalnym, przyrodzonym, czymś po prostu – koniecznym. Myślę, że Słowacki, ów mistrz polskiego języka poetyckiego, mógłby pozazdrościć Zielińskiemu „Kirgiza”. Zwłaszcza w kontekście „Araba” czy „Mnicha” - najsłabszych, moim zdaniem, powieści poetyckich Słowackiego.
Podczas lektury „Kirgiza” nasunęła mi się jeszcze jedna refleksja. Jak bardzo różni się metaforyka romantyzmu od naszej. Jak bardzo skurczył się świat naszych wyobrażeń, czy nawet – zwykłych zwrotów frazeologicznych. Oto bowiem mamy tutaj noc, która skryła się w „gwieździste kotary”*, drogę życia głównego bohatera, która wije się „jak nić pajęcza”*, płomienie pod kotłem wijące się jak „rój węży”*. Czytając współczesną poezję dostrzegam straszliwe zubożenie języka – tam nie ma miejsca na wyszukane metafory, nie ma miejsca na poezję (bo metafory nie mają być wyszukane, lecz szokujące i zamiast doznań natury estetycznej otrzymujemy doznania natury... najczęściej gastryczno-fekalnej).
To jest naprawdę krótki utwór i zapoznanie się z nim zajmie Ci, drogi Czytelniku, kilkanaście minut. Dlatego sięgnij po niego, jeśli lubisz poezję. Taką prawdziwą poezję, a nie wylewanie ciągu luźnych skojarzeń – monotonnego i jałowego. Polecam gorąco!
P.S. Powtórzę: polecam gorąco!!!
---
* Wszystkie cytaty zaczerpnąłem z wydania: G. Zieliński, "Kirgiz i inne poezje", Warszawa 1956, s. 110-145.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.