Dodany: 27.04.2006 02:06|Autor: kocio

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Mama kazała mi chorować
Gregory Julie

Odzyskać siebie


Książki tego rodzaju nijak nie mieszczą się w kategoriach "ładna" czy "nudna". Opisywanie swoich koszmarnych wspomnień jest sprawą, która z krytyką literacką ma niewiele wspólnego. Potwierdza to przypadek Julie Gregory, która przyznaje, że był to dla niej wielki wysiłek. Przez wiele dni na przemian maniakalnie pisała i zapadała w ciężki sen, a cały czas ogromnie to przeżywała. Wyobrażam sobie - wystarczy tylko pomyśleć, ile mnie i każdego z nas kosztowałoby publiczne pokazanie niektórych własnych przeżyć, nawet wcale nie tak drastycznych.

A przecież takie książki też powstają. Czasem to po prostu bardzo ważne, żeby odwiesić na kołek straszny wstyd, lęk, niepewność i powiedzieć, czego się doświadczyło złego, zwłaszcza w dzieciństwie. Granica między wykrzyczeniem niesprawiedliwości w swoim imieniu a potrzebą dotarcia do innych ofiar lub osób, które mogą im pomóc, jest płynna i nie ma sensu jej wytyczać. Co z tego, kiedy już na wstępie trzeba się zapoznać z medycznym opisem "zespołu Münchhausena"? Gdyby tylko o mój odbiór chodziło, na pewno umieściłbym go jako posłowie, ale ponieważ funkcja informacyjna jest tu bardzo ważna, nie chcę narzekać.

Odczucia po lekturze? Rzeczywiście bardzo literacka nie jest, widać zwłaszcza brak płynności wydarzeń. Jestem jednak pod wrażeniem, ile rzeczy można tak wyraźnie zachować w głowie. Uderzył mnie też niemal zupełny brak złości i żalu. Autorka opowiada tak, jak widziała jako dziewczynka kontrolowana w ogromnym stopniu przez matkę, a wtedy nie było w niej miejsca na takie uczucia. Pisze nie tylko o nieustających wizytach u lekarzy i w szpitalach, co jest charakterystyczne dla zastępczego zespołu Münchhausena, ale i o wszystkich innych przejawach zatruwania życia, zgotowanych przez oboje rodziców. O paranoi wobec obcych, o bierności i tchórzostwie ojca wobec napadów histerii matki, o tym, jak sama została wciągnięta w system przemocy wobec przybranego rodzeństwa i jak doszło do tego, że jednak wyszła z roli kapo... O żałosnych namiastkach szczęścia. I - co moim zdaniem najgorsze - o tym, jak nikt nie chciał uwierzyć, że rodzice mogą w ogóle tak traktować swoje dzieci.

Może faktycznie ciężko dać temu wiarę, ponieważ nawet nie spostrzegłem miejsca, w którym zwykła litania paskudnych postępków rodziców Julie (w końcu każdy ma coś na sumieniu) zmieniła się w całą wstrętną rzeczywistość. Oczywiście z wierzchu przysypywaną grubą warstwą kłamstwa na użytek zewnętrzny. O tym, że krzywdziciele często izolują swoje ofiary od świata, wiem ze znakomitej pracy "Przemoc" Judith Herman, którą już tu w Biblionetce zachwalałem. Przerażające, jak skuteczna to obrona przed wypłynięciem na jaw chorych, strasznych i okrutnych zachowań.

Urzekł mnie fragment z dużo późniejszego okresu, kiedy jej najlepszymi przyjaciółmi i drogowskazami do lepszej przyszłości stały się książki: "Biorę książki do łóżka. Kiedy nie jestem w klinice, każdą wolną chwilę spędzam w milczeniu, przewracając kartki, szukając prawdy, która potwierdziłaby to, co widzę w lustrze. Książki to moi guru, są dla mnie jak rodzice, pokazują, jak mam uwierzyć w siebie. (...) Dowiaduję się z nich, że kto żył długo w ciemnej jaskini, ten po wyjściu musi dostosować wzrok do światła. Że Hawaje były pokryte warstwą toksycznego pyłu wulkanicznego, zanim porosła je bujna roślinność"*. To piękne i zupełnie unikatowe wyznanie miłości do czytania.

Wspomniałem o niezbyt literackim stylu książki, i to prawda, ale nie do końca. Niektóre spostrzeżenia przypominają finezją, wyobraźnią i minimalizmem kwestie innej lokatorki szklanego klosza, Sylvii Plath, z jej powieści pod takim właśnie tytułem, lub w jakiś inny sposób wybijają się z prostego odtwarzania dawnych wydarzeń:

"Ukłucie. Zastrzyk. Uspokojenie. Wystarczy na następne 12 lat"**.

"Kiedy już weźmie się nastolatka pod swój dach, trudno namówić pracownika opieki społecznej, żeby w razie czego zabrał go z powrotem. Takie dzieci są jak wybrakowany towar bez gwarancji. Funkcjonariusze służb społecznych zachowują się jak handlowcy sprzedający zapadające się domy nad jeziorem lub świeżo pomalowane, spleśniałe cytryny. Taka jest Ameryka"***.

Jest jeszcze coś, co bardzo mnie poruszyło - to tylko kilka zdań:

"Przeżyłam piekło, choć nikt tego nie zauważył. Wyrwałam się z niego, choć nikt tego nie potwierdzi. Teraz, po latach, tysiące kilometrów od dawnego domu, w moich myślach zaczyna się pojawiać cień wątpliwości"****.

Można strasznie cierpieć całymi latami, tak, że nie da się tego znieść nawet w otępieniu, i jedynym wybawieniem staje się ucieczka. Udręki nie da się zapomnieć, ale jeśli nie ma na nią dowodów, cudzych reakcji, czegoś namacalnego, to nie wystarczy, żeby nie dać się znów oszukać, choćby przez własne emocje. Nagle bolesna rzeczywistość staje się niewiarygodna. "To musiał być tylko długi, zły sen, gdzie wszystko się zniekształciło. Przecież to nie mogło być naprawdę aż takie straszne!" Jakby nie dość było krzywdy, na koniec można jeszcze uwierzyć, że to jednak przesada. To podstępna bomba z opóźnionym zapłonem zagrażająca osobie, która niby wydostała się z koszmaru. Tymczasem naprawdę wpada znów w to samo kłamstwo, którym została wykarmiona, ale tym razem już bez zewnętrznego przymusu.

Dlatego takie autobiografie to nie jakiś duchowy ekshibicjonizm. Choć pisanie "Mama kazała mi chorować" było wyczerpujące, przyniosło kolejną boję, której Julie Gregory może się dziś przytrzymywać, aby znów się nie pogrążyć w odmętach. Nie wszystkie intymne rzeczy powinny na zawsze pozostać sprawą zakrytą i prywatną. Czasami lepiej, żeby zostały zapisane. A że książka została przy okazji światowym bestsellerem, to naprawdę w niczym nie szkodzi.


---
* Julie Gregory, "Mama kazała mi chorować", tłum. Karolina Bober, Amber, 2005, s. 169.
** Tamże, s. 107.
*** Tamże, s. 138.
**** Tamże, s. 181.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9542
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: verdiana 28.04.2006 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Pierwszy raz słyszę o tej książce. Do schowka.
Twoja recenzja - wyborna.
Użytkownik: Chilly 28.04.2006 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Do schowka...
Użytkownik: illerup 28.04.2006 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Również do schowka :)
Użytkownik: jamaria 28.04.2006 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Świetna recenzja, jak zawsze.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, czemu nie piszę recenzji.
No właśnie dlatego.
Książka oczywiście do schowka.
Użytkownik: kocio 28.04.2006 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja, jak zaw... | jamaria
Dziękuję. =}

Ale szkoda, że nie piszesz, bardzo chętnie czytam teksty różnych osób na ten sam temat. Ja właśnie nie patrzę, czy czytałem już recenzję, która bardzo mi się podobała, tylko staram się opowiedzieć to ze swojego punktu widzenia, bo wydaje mi się, że chcąc niechcąc "widzimy to samo nie tak/ choć zgoła tak samo patrzymy".

Na przykład recenzja "Ojciec i ojciec" verdianki jest fantastyczna i dużo bogatsza niż moja późniejsza. Ale przecież w moim odbiorze spontanicznie wybiło się na wierzch parę rzeczy, o których ona nawet nie wspomniała, natomiast nie wpadłoby mi do głowy pomyśleć o tym, co ona dostrzegła tak wyraźnie.
Użytkownik: jamaria 28.04.2006 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. =} Ale szko... | kocio
To wszystko prawda, co piszesz, ale pozostaje jeszcze kwestia warsztatu. To, że mam ciekawe/inne/własne przemyślenia na temat książki - nie znaczy, że potrafię je przekazać.
Znam swoje możliwości i pozostanę przy czytaniu recenzji.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.04.2006 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Jak to się stało, że o tej książce nie słyszałam?
Ale dzięki tej doskonałej recenzji postaram się nadrobić zaległości.
Użytkownik: grosiek 04.05.2006 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Widziałam tę książkę w księgarni i nawet przeczytałam fragment, ale już nogi mnie bolały i kasy nie było to się została jak była. Koniecznie muszę przeczytać, twoja recenzja jeszcze mnie do tego przakonała!
Użytkownik: reniferze 05.05.2006 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam tę książkę w ks... | grosiek
Grosiek, Grosiek, ale sie ubawilam tymi Twoimi nogami.. dziekuje.
Użytkownik: grosiek 08.05.2006 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Grosiek, Grosiek, ale sie... | reniferze
Miło,że ktoś się cieszy z mojego nieszczęścia;PP
Użytkownik: reniferze 08.05.2006 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło,że ktoś się cieszy z... | grosiek
Zawsze możesz na mnie liczyć.
Użytkownik: Kasia87 13.03.2007 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
przeczytałam te ksiazke w ciagu jednego dnia!mozna powiedziec ze ja połknęłam!to zarazem pieknie napisana ale i wstrzasajaca opowiesc o dziecku krzywdzonym przez rodzica!pozwala nam to sobie uswiadomic jakie mroczne strony posiada kazdy z nas!co kryje nie zbadana psychika i jak łatwo ukryc prawde!moze ta ksiazka pozwoli zrozumiec ten problem,moze zaden lekarz juz nie da sie nabrac i nie skrzywdzi nieswiadomie zadnej bezbronnej istoty!oby tak było mam rowniez nadzieje ze julie gregory uporała sie ze swoim problemem i potrafi normalnie zyc mimo izolacji psychicznej jakiej doznała w dziecinstwie!
Użytkownik: ^onyxxxx^ 02.12.2007 04:36 napisał(a):
Odpowiedź na: przeczytałam te ksiazke w... | Kasia87
Tej książki nie wypada ocenić kategorią "rewelacyjna". To książka, z której ból i cierpienie wylewają się strona po stronie... Cieszę się, że mnie znalazła.
Użytkownik: anka556 26.02.2008 16:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki tego rodzaju nija... | kocio
Mną ta książka nie wstrząsnęła aż tak bardzo. Nie była tak mocna i drastyczna jak się spodziewałam. Ma za to wiele ciekawych, momentami zabawnych opisów rodziny bohaterki – ojca nieudacznika, skrzywionej matki i reszty domowników oraz prowadzonego przez nich w stylu życia.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: